Cześć Dżagoda.
Ogółem, jestem bardzo na tak, wyjątkowo ;-). A żeby mieć z głowy to, co mi się nie podoba – niesamowity klimat pierwszej strofy psują mi dwa ostatnie wersy. Burzą spójny obraz, a nie łączą z nim nawet grą słów, poza tym mocno stłaczają szerokie pojęcia. Krwawiące kartki przy tej ciekawej metaforyce odbieram jak pójście na łatwiznę, nieomal w kicz – przez skrótowość i przerysowany efekt, mogący spłaszczać coś naprawdę istotnego.
Reszta naprawdę podziałała – choć może we fragmencie z częściami ciała trochę mniej słów wzmocniłoby odbiór?
I mimo wszystko mam ciągle wrażenie, że coś tu się zerwało w połowie, obraz itd., jakby to były dwa osobne wiersze (choć kontekst oczywiście jest spójny), ale może tak ma właśnie być.
Ciekawy, niepokojący obraz narodzin. Chcące się wydostać, kotłujące się słowa pełne jadu lub takie, które mogłyby zdradzić i pobudzić nie do końca sprecyzowane pragnienia i mogłyby zachwiać relacją – a czysto emocjonalna więź też jest tu mocno podkreślona. Przedostatnia strofa - obawa powoduje unikanie bezpośrednich komunikatów ("skróty myślowe"), z których usprawiedliwia chęć by kogoś nie martwić ("lżejszy wzrok"), może jest tu i nuta zaufania w przeczucie, że druga strona potrafi zrozumieć, dlaczego tak się dzieje.
Puenta też ciekawa; przywiodła na myśl rodzaj rozdarcia wewnętrznego, kiedy jakby chce się, by nasze emocje były większe, niż są i prowadziły do naruszenia stanu rzeczy; może to też uwieranie myślą, że to druga osoba tę samą sytuację przeżywa inaczej, mniej.
Tabaka to jak wspomniano przyzwyczajenie i podrażnianie, oba skojarzenia wkomponowują się w treść.
łzawią palce – genialne. Oryginalne połączenie, a mogę sobie je zwizualizować; jest w tym jakiś pierwiastek desperacji i zmysłowości.
Dzięki za bodźce i przemyślenia. No to
A, sorki, poprawiam się, bo doczytałem o czekoladzie.
http://demotywatory.pl//uploads/201012/ ... us_600.jpg
Ze świąt mi jeszcze zostało

mchusz, mchusz.