Zastanawiałem się o czym jest wiersz.
O wywrotkach podczas spaceru? Żalu, że znów się "upadło", z konsekwencjami bólu i śladów na ciele/duszy-między wierszami?
No bo dosłownie -
wyrżnęłam o krawężnik, przewróciłam się, mam sińce. Ale i tak jest dobrze, bo ja chodzę, a one(kafelki, krawężnik) są martwe, nie maja duszy.
No i pies.
Hmmmm.
Nie bardzo wiem, ale wydaje mi się, że o ludzkim upadku, gdy człowiek wtedy narzeka, klnie pod nosem, a przecież to tylko upadek. Będzie siniak, krwiak, ale życie toczy się dalej, a tyle możliwości jeszcze pozostało. ?Tyle do zrealizowania, przeżycia, zdobycia.
kombinuję może "jak koń pod górę", ale zaintrygował mnie ten wiersz, bo dość niezrozumiały dla mnie, ale nie ma szans, aby nie miał drugiego dna, w to nie wierzę.
Więc pozostawiam swoja interpretację. Na pewno skłania do myślenia, trzeba przyznać. Konstrukcja też mi się podoba. Szczypta ironii przy krwiakach, przyklejonym krawężniku, to lubię.
Aczkolwiek ciekaw jestem interpretacji właściwej.
