Była noc i pocałunki. Dobiegłaś
do mnie z igłą na strzykawce.
Przelewaliśmy jak przez filtry
czarne rutyny z pomarańczą.
Gorący sufit jak olej z portretów,
tonęłaś w zbiegu różnych świateł.
Kładłem cię mocno marszczoną,
odległą, z egzotyczną papugą.
Później pełną bliskiego rodzaju,
z tradycyjnie ułożoną wargą. Leżysz
rozebrana na światła pierwsze,
lecz wciąż gatunkowo obca,
z nieznanej mi znikąd oranżerii.
Jeden raz
-
- Posty: 3587
- Rejestracja: 21 lis 2011, 12:02
Jeden raz
Jeden? Za to ważny. Dobry wiersz, emocjonalny i poniekąd naznaczony dawką mroku. Chociaż pozbyłbym się słowa znikąd.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.