w miejsce - "te tuzin zadarło swych nóg", o tak:
Czochra coś coś po odwłoku,
do góry zadartych sto nóg,
jakieś się kładzie na boku,
znów inne ssie inne chlup... chlup...
*
"chce wszystko naraz promieniom
wybzyczeć w jazgocie swój ból."
Ja rozumiem, odbieram to tak, że kiedy tylko słonko się na dobre rozgości i długie promyczki wyciągnie (więcej światła, dłuższy dzień, się samo przez się rozumie), już wszystkich trzmieli, os, muszek, bączków, pszczółek... w tle - komarzyc - milion pięćset sto dziewięćset, znaczy się istna wylęgarnia i pełno wokół. I jak to przystało na takie podfruwajki, teraz wszystkie one - chcą się naraz wylatać, wyszumieć, wybączyć, wybzyczeć, wybzykać, wszak życie jest krótkie, i stąd cały ból istnienia, Oczywiście tyle tego bzykania, bzyczenia wokół, że tworzy się jazgot nie do zniesienia. To się zrymowało : )
Istny rój! Rój, ruja. Roje i ruje.... czyli - Parzmy się latem, kochajmy na wiosnę! : )
Zmieniłabym szyk i zapis, jakoś tak, żeby ten wers był bardziej zrozumiały, czytelny/ widoczny dla oka podczas czytania, bo teraz można wysnuć wniosek, iż - to załamany wieczór chce wybzyczeć promieniom jakiś ból : ) Gdzie wieczór, gdzie promienie?
Plus kwestia innej interpunkcji, i zastosowania kropki, zaczęcia kolejnego wersu dużą literą, tak sądzę. Rozdzieliłabym słowo - "wszystko", od słowa - "chce", bo inaczej występuje tu w sensie, że: omdlały wieczór - chce wszystko naraz wybzyczeć. Ja rozumiem, że powinno być w sensie, iż - wszystko razem wzięte /to co lata wokół/ - chce naraz - nagle, w tym samym miejscu i momencie, jednocześnie - bzykając, swoje wybzyczeć.
Sugeruję na przykład, tak:
Omdlewa wieczór czerwienią,
wstrząśnięty dramatem łąk, pól.
Wszystko, chce naraz promieniom ( a może zastąpić "naraz" na wokół ?)
wybzyczeć - w jazgocie - swój ból.
Chyba, że zrozumiałam inaczej niż trzeba, i to wieczór się skarży, a wtedy wiem, że nic nie wiem : )
*
I ostatnia kwestia... - " powiedzmy, że niech się kocą"... : )
A słońce niebo opuszcza,
łajdactwo zasłania nocą.
Niech, w niej się cała ta tłuszcza...
(powiedzmy, niechaj się kocą!)
Wtedy faktycznie nie ma podwójnego - "niech" i jest dużo płynniej, bez słownych łamańców i "żeniechów" : )
To by było na tyle;) Jeśli zagmatwałam, wybacz...
Pozdrówki uśmiechnięte nad ranem***
Dodano -- 27 cze 2012, 10:53 --
Kod: Zaznacz cały
Natknęłam się na ten sam wiersz, zupełnie niechcący, przypadkowo,
dziwne zrządzenie losu, że akurat dzisiaj...
Wiersz jest pod innym tytułem...
W trawie
Omdlewa wieczór czerwienią,
wstrząśnięty dramatem łąk, pól -
chce wszystko naraz promieniom
wybzyczeć w jazgocie swój ból!
Się w łbach zakręciło, w łebkach!
Tyłeczki szukają dupek,
czułki macają w szelestach
wzmacniając w pastelach smutek.
Czochra coś coś po odwłoku,
coś tuzin zadarło swych nóg,
jakieś się kładzie na boku,
znów inne ssie inne: chlup... chlup...
Aż słońce oczy opuszcza,
łajdactwo zasłania nocą:
niech w niej się cała ta tłuszcza...
(nazwijmy to: niech się kocą!).
http://www.poezja.org/wiersz,1,109666.html
Widzę, że tytuł, jak i pojedyncze wyrazy są zmienione...
"coś tuzin zadarło swych nóg" - Skąd, więc teraz... - "te tuzin zadarło swych nóg" ? - Poprzednia wersja z "coś tuzin" lepsza!