to zacząłbym pewnie wnet od piersi
że bardzo pasują właśnie w dłonie
chociaż jedną trudno w obu zmieścić
purpurowe usta pełne żaru
zachłannym pośpiechem jak ukwiały
chwytają łapczywie w prolabium
wielkie hausty życie wraz z małym
lecz kiedy włosami mnie przykrywasz
i durzysz zapachem obietnicy
wtedy rozpuszczam się jakby lukrem
i tonę w ciśnieniu nadtętniczym
więc chwytam w ramiona moją lutnię
by zagrać dysząco unisono
rytmicznym staccato w głąb ciała
docieram do duszy bez pardonu
ażeby uniknąć wszelkich trudów
zaczynam od kolan i się śmieję
powyżej kolanka napięcia moc
a opór materii wciąż maleje
wersja Malwiny, jako ostateczny wyraz artystyczny quniowej rymowanki

gdybym cię kiedyś namalował
zacząłbym pewnie wnet od piersi
bardzo pasują w moje dłonie
choć trudno obie w jednej zmieścić
usta purpurą pełne żaru
dyktują pośpiech jak ukwiały
łapczywie łapią już w prolabium
hausty jak życie razem z małym
kiedy włosami mnie przykrywasz
durzysz zapachem obietnicy
wtedy rozpuszczam się jak lukrem
tonę w ciśnieniu nadtętniczym
chwytam w ramiona moją lutnię
by zagrać dysząc unisono
rytmem staccato w głąb się wkradam
dotrę do duszy bez pardonu
żeby uniknąć wszelkich trudów
zacznę od kolan i się śmieję
powyżej rośnie już napięcie
opór materii wciąż maleje