Dom zimny
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Dom zimny
Dom zimny
Wydeptał sobie ścieżkę do wygodnego zaspokajania potrzeb. Podporządkował rodzinę. Nikt nie ośmielił się przeciwstawić ojcu. Lubił gotowane na śniadanie, obiad i kolację. Mącznie: pierogi, ewentualnie kluski.
Dzieci kochały oboje rodziców, ale bały się ojca. Poznały zimny świat, zapisany ranami. Matka wykonywała swoje obowiązki cicho, bez szemrania. Wszyscy tańczyli w takt tej dziwnej melodii.
Jest takie miejsce, gdzie chowa się tajemnice przeszłości. Im zapadły w pamieć na zawsze. Brzęk tłuczonej szyby, krew, pijacki krzyk i matka uciekająca boso w listopadową noc.Dziś księżyc przypomina blask ostrza noża wbitego w blat stołu i słowa: - Jak ta kurwa wróci, to ją zabiję. Błagalnie spoglądały w kierunku drzwi, chowając jednocześnie głowy pod kołdrę. Myślę, że nie zapomną zapachu cudzej pościeli, przeraźliwej ciszy, przerywanej szczekaniem psów. Nasłuchiwania czy idzie. Szczęku zębów, bicia serca, podchodzącego aż do krtani, a rano - piasku pod powiekami i strachu. I pytań, czy ojciec żyje, czy już się powiesił?
Świtem wracali do domu w takim milczeniu, jakiego nigdy potem nie doświadczyli. W szkole, zamiast słuchać, o czym mówił nauczyciel, myśleli o rodzicach, o ojcu. Czy wytrzeźwiał?
W szkole zamiast słuchać nauczyciela, myśleli o rodzicach, a głównie o ojcu - czy wytrzeźwiał. A on spał na ławce, oparty o drzwi. Wchodzili przez okno, z łatwością, bo wcześniej je wybił. A później były przeprosiny i przysięgi. Do następnych ran.
Czasem głodowali, ponieważ ojciec przepijał lub gubił wypłatę. Żeby było na chleb - pracowali u ludzi, a matka nicowała wypłowiałe ubrania.
- Jak pani to robi? Jak daje radę? - Pytali sąsiedzi.
Uśmiechała się wtedy przez łzy, w ogóle rzadko się uśmiechała. Rozsiewała dobro i spokój. Taka cicha, wałkowała ciasto spracowanymi rękoma, nie dając sobie pomóc.
- Ja sama, dziecko. - Mówiła. - On nie będzie jadł.
- Je! Mamo kochana, razem z naszym sercem. - Odpowiadała Kasia.
Matka opowiadała jej później, że był taki dzień, kiedy chciała się z nimi rzucić pod pociąg, by skończyć tę mękę.
Podobno za zakrętem zawsze coś czeka. Na nich czekały: jaśniejsze niebo, piękniejsze drzewa i ptaki w barwnych swetrach. Zemsty nie było, a Bóg - rozliczy...
Matka przeżyła osiemdziesiąt pięć lat. Kiedy odeszła, pytały siebie, dlaczego zmarła pierwsza.
Ojcem opiekowali się jeszcze pięć lat. Czasem płakał, nie byli pewni, czy wstyd mu za przeszłość, i żałuje, a może lituje się nad sobą, bardzo bał się śmierci.
Przed śmiercią stracił głos, później nie wydobył z siebie nawet szeptu.
Pokornie wyciągał ręce, chciał do domu. Nie można było, potrzebował tlenu i kroplówek.
Wyniszczone reszki człowieka umierały w pełni świadomie, patrząc na dzieci z niedowierzaniem i strachem. A one tuliły jego głowę, bo chyba pierwszy i ostatni raz w życiu pozwolił na czułość.
Teraz tęsknią za obojgiem...
Wydeptał sobie ścieżkę do wygodnego zaspokajania potrzeb. Podporządkował rodzinę. Nikt nie ośmielił się przeciwstawić ojcu. Lubił gotowane na śniadanie, obiad i kolację. Mącznie: pierogi, ewentualnie kluski.
Dzieci kochały oboje rodziców, ale bały się ojca. Poznały zimny świat, zapisany ranami. Matka wykonywała swoje obowiązki cicho, bez szemrania. Wszyscy tańczyli w takt tej dziwnej melodii.
Jest takie miejsce, gdzie chowa się tajemnice przeszłości. Im zapadły w pamieć na zawsze. Brzęk tłuczonej szyby, krew, pijacki krzyk i matka uciekająca boso w listopadową noc.Dziś księżyc przypomina blask ostrza noża wbitego w blat stołu i słowa: - Jak ta kurwa wróci, to ją zabiję. Błagalnie spoglądały w kierunku drzwi, chowając jednocześnie głowy pod kołdrę. Myślę, że nie zapomną zapachu cudzej pościeli, przeraźliwej ciszy, przerywanej szczekaniem psów. Nasłuchiwania czy idzie. Szczęku zębów, bicia serca, podchodzącego aż do krtani, a rano - piasku pod powiekami i strachu. I pytań, czy ojciec żyje, czy już się powiesił?
Świtem wracali do domu w takim milczeniu, jakiego nigdy potem nie doświadczyli. W szkole, zamiast słuchać, o czym mówił nauczyciel, myśleli o rodzicach, o ojcu. Czy wytrzeźwiał?
W szkole zamiast słuchać nauczyciela, myśleli o rodzicach, a głównie o ojcu - czy wytrzeźwiał. A on spał na ławce, oparty o drzwi. Wchodzili przez okno, z łatwością, bo wcześniej je wybił. A później były przeprosiny i przysięgi. Do następnych ran.
Czasem głodowali, ponieważ ojciec przepijał lub gubił wypłatę. Żeby było na chleb - pracowali u ludzi, a matka nicowała wypłowiałe ubrania.
- Jak pani to robi? Jak daje radę? - Pytali sąsiedzi.
Uśmiechała się wtedy przez łzy, w ogóle rzadko się uśmiechała. Rozsiewała dobro i spokój. Taka cicha, wałkowała ciasto spracowanymi rękoma, nie dając sobie pomóc.
- Ja sama, dziecko. - Mówiła. - On nie będzie jadł.
- Je! Mamo kochana, razem z naszym sercem. - Odpowiadała Kasia.
Matka opowiadała jej później, że był taki dzień, kiedy chciała się z nimi rzucić pod pociąg, by skończyć tę mękę.
Podobno za zakrętem zawsze coś czeka. Na nich czekały: jaśniejsze niebo, piękniejsze drzewa i ptaki w barwnych swetrach. Zemsty nie było, a Bóg - rozliczy...
Matka przeżyła osiemdziesiąt pięć lat. Kiedy odeszła, pytały siebie, dlaczego zmarła pierwsza.
Ojcem opiekowali się jeszcze pięć lat. Czasem płakał, nie byli pewni, czy wstyd mu za przeszłość, i żałuje, a może lituje się nad sobą, bardzo bał się śmierci.
Przed śmiercią stracił głos, później nie wydobył z siebie nawet szeptu.
Pokornie wyciągał ręce, chciał do domu. Nie można było, potrzebował tlenu i kroplówek.
Wyniszczone reszki człowieka umierały w pełni świadomie, patrząc na dzieci z niedowierzaniem i strachem. A one tuliły jego głowę, bo chyba pierwszy i ostatni raz w życiu pozwolił na czułość.
Teraz tęsknią za obojgiem...
Ostatnio zmieniony 25 wrz 2015, 20:52 przez anastazja, łącznie zmieniany 3 razy.
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"