Bidulastwo
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Bidulastwo
- Mało jesz.
- Bo niedobre!
- Bidulek…
Tak było zawsze: żona troskliwa męża przytulała duchem, a mąż zły jak jedzenie z obiadu odpychał ją, to rękami, to butelką znalezioną koło siebie. Zamartwianie go dobijało, a małżonkę wręcz przeciwnie, czuła się wtedy spełniona, że może swoim „bidu, bidulku” pomóc. I nic, że czasem jej się dostawało; z uśmiechem na twarzy wyrastała w kuchni, salonie, jadalni i roznosiła troskę do każdego kąta.
- W ogóle miała być ogórkowa – powiedział mąż po chwili milczenia, jakże uroczego dla niej i jakże wstrętnego dla niego. – A zresztą! Sama jedz!
- Nie smakuje?
- Mówiłem, że niedobre. Powiem więcej: wstrętne! Ty chyba ten rosół robiłaś z samych piór, a mięso dałaś kotoju.
Ach, kotoju! zakrzyknęła żona, szczęśliwa, że usłyszała to słowo. Zawsze sprawiało jej dziecinną uciechę, a teraz tym bardziej zapomniała, że mąż głoduje przez nieodpowiednią rękę przy garnkach. Zawołała zwierzaka, ale odpowiedziało miauczenie za oknem, które doprowadziło męża do wściekłości.
- Oddawaj rosół, złodzieju! – zawołał i podbiegł do okna, przez co kot natychmiast zeskoczył na ziemię. – Przez ciebie mam suchą wodę na talerzu.
- Kotoj – hi hi hi – dostał tylko skrawki, kochanie. Nie krzycz na niego.
Prośba podziałała, mężczyzna umilkł. Kobieta uśmiechała się do niego, od czasu do czasu mówiąc: „jedz, skarbie!”. Ale jeść się nie dało, a na pewno rosołu, co rosołem dla mającego konsumować nie był. Mąż naburmuszył się tylko i odstawił talerz z zupą na stół.
- Naprawdę niedobre? – zapytała żona.
- Mówiłem!
- No tak, zapomniałam, że ty rosołu nie lubisz!
I zaczęło się łapanie za głowę, mówienie, jak to łatwo zapomnieć małżeńskie banalności i spowodować przy tym niezadowolenie najukochańszego. Właśnie, miała być ogórkowa, czemu nie było, bo ogórki za mało kiszone, bo garnek od tej zupy brudny, nie, wszystko w porządku, więc czemu, więc czemu… Żona musiała sama na to pytanie odpowiedzieć.
Odpowiedzi nie znalazła, za to pomysł pewien wpadł jej do głowy i nie chciał wylecieć. Mięso! Mąż zawsze lubił mięso, nieważne jakie, mógłby nawet koniowate zjeść.
- O, w końcu zaczynasz myśleć! – zawołał mężczyzna na wiadomość o porządnym jedzeniu. – Idź, rób, twój kochany jest piekielnie głodny.
- Hi hi hi, już, a teraz – żona wyjęła z lodówki piwo – wypij sobie.
Mąż wytrzeszczył oczy, bo nie wiedział, że w domu znajdują się takie smakołyki, schowane przed nim na ważne lub dramatyczne sytuacje. Jedna, jedyna butelka, a tyle radości daje, pomyślała kobieta i zabrała się za przygotowanie mięsa. Będzie wspaniale pyszne jak nigdy przedtem!
- Już? Piwo mi się skończyło.
- W półce jest drugie.
- Boże, nie znałem wcześniej swojego domu. I żony! – Mąż zaśmiał się. Wyjął piwo, ale nie otworzył, bo poczuł zapach kończonego, dobrego jedzenia. Minutę później miał przed sobą talerz z dwoma wielkimi udkami i surówką ze sklepu. – O!
- Powinieneś bardziej we mnie wierzyć, kotek.
- Nie przypominaj mi o tamtym szczurzołapie.
- Dobrze, kochanie. Jedz!
I zaczął jeść. Żona początkowo przypatrywała się błyszczącymi oczami, jak wrzuca w siebie duże kawałki mięsa i niemniejsze porcje surówki, później poszła pokój mu posprzątać, na następne godziny. Zapewne będą spędzone w ciszy, z brzuchem u góry i bełkotaniem zrozumiałym jedynie dla bełkotającego. Przeszkadzać nikt kochanemu mężczyźnie nie będzie, nawet kotoj.
- Cicho, kotku, twój pan odpoczywa – szepnęła żona do zwierzaka, gdy próbował mraukaniem otworzyć drzwi. – Później coś dostaniesz.
Ale kot nie myślał o „później”. Do głosu dodał pazury i wkrótce rozległ się najgorszy hałas dla śpiącego człowieka. Mimo że kobieta szybko wpuściła kota i zapędziła do salonu, mąż i tak wstał, pełen złości i bez odrobiny zrozumienia dla pustego żołądka. Spojrzał pytająco na żonę, która – hi hi hi – skoczyła do niego i ot tak przytuliła. Głaskać zaczęła po twarzy, włosach, szeptać „bidu, bidulku”, tak że nawet kot przestać dawać o sobie znać i rozłożył się na środku dywanu.
- Zły kotoj… Mru, mru więcej nie będzie. Obiecuję.
Mężczyzna odepchnął żonę i usiadł na kanapie. Nadal był wściekły – pokazał to kopniakiem w zwierzę – ale mniej znacznie i tak bardziej w środku niż na zewnątrz. Zresztą, dawno się wyspał i lepiej coś innego zrobić, telewizję pooglądać, wypić niewypite przed obiadem piwo. Ech, ech, wydobyło się z niego, po czym sięgnął po pilot. Kanał pierwszy – nudy w postaci brzydkiej prezenterki, w drugim tak samo, jakby się umówiły. Trzeci i czwarty zaleciały miłosnym banałem, a piąty nie działał. Reszta to jakieś pulsy nie pulsy, nie warte uwagi. W radiu same ballady, piwo zaś nie przeżyło spotkania z ręką żony, która zesłała je ze stołu na ziemię. Znów wściek i znów przytulanie, co i tak nic nie dało i żona dostała krzykiem, a kot kilkoma porządnymi kopami. Oj, działo się źle bardzo przez chwilę, na szczęście szybko minęło. Ale zwierzak nie wybaczył. Na drugi dzień mraukał tak głośno i tak głośno skrobał w drzwi, że znów opiekuńczość kobiety zmieszała się z wiecznym zdenerwowaniem mężczyzny.
- Bo niedobre!
- Bidulek…
Tak było zawsze: żona troskliwa męża przytulała duchem, a mąż zły jak jedzenie z obiadu odpychał ją, to rękami, to butelką znalezioną koło siebie. Zamartwianie go dobijało, a małżonkę wręcz przeciwnie, czuła się wtedy spełniona, że może swoim „bidu, bidulku” pomóc. I nic, że czasem jej się dostawało; z uśmiechem na twarzy wyrastała w kuchni, salonie, jadalni i roznosiła troskę do każdego kąta.
- W ogóle miała być ogórkowa – powiedział mąż po chwili milczenia, jakże uroczego dla niej i jakże wstrętnego dla niego. – A zresztą! Sama jedz!
- Nie smakuje?
- Mówiłem, że niedobre. Powiem więcej: wstrętne! Ty chyba ten rosół robiłaś z samych piór, a mięso dałaś kotoju.
Ach, kotoju! zakrzyknęła żona, szczęśliwa, że usłyszała to słowo. Zawsze sprawiało jej dziecinną uciechę, a teraz tym bardziej zapomniała, że mąż głoduje przez nieodpowiednią rękę przy garnkach. Zawołała zwierzaka, ale odpowiedziało miauczenie za oknem, które doprowadziło męża do wściekłości.
- Oddawaj rosół, złodzieju! – zawołał i podbiegł do okna, przez co kot natychmiast zeskoczył na ziemię. – Przez ciebie mam suchą wodę na talerzu.
- Kotoj – hi hi hi – dostał tylko skrawki, kochanie. Nie krzycz na niego.
Prośba podziałała, mężczyzna umilkł. Kobieta uśmiechała się do niego, od czasu do czasu mówiąc: „jedz, skarbie!”. Ale jeść się nie dało, a na pewno rosołu, co rosołem dla mającego konsumować nie był. Mąż naburmuszył się tylko i odstawił talerz z zupą na stół.
- Naprawdę niedobre? – zapytała żona.
- Mówiłem!
- No tak, zapomniałam, że ty rosołu nie lubisz!
I zaczęło się łapanie za głowę, mówienie, jak to łatwo zapomnieć małżeńskie banalności i spowodować przy tym niezadowolenie najukochańszego. Właśnie, miała być ogórkowa, czemu nie było, bo ogórki za mało kiszone, bo garnek od tej zupy brudny, nie, wszystko w porządku, więc czemu, więc czemu… Żona musiała sama na to pytanie odpowiedzieć.
Odpowiedzi nie znalazła, za to pomysł pewien wpadł jej do głowy i nie chciał wylecieć. Mięso! Mąż zawsze lubił mięso, nieważne jakie, mógłby nawet koniowate zjeść.
- O, w końcu zaczynasz myśleć! – zawołał mężczyzna na wiadomość o porządnym jedzeniu. – Idź, rób, twój kochany jest piekielnie głodny.
- Hi hi hi, już, a teraz – żona wyjęła z lodówki piwo – wypij sobie.
Mąż wytrzeszczył oczy, bo nie wiedział, że w domu znajdują się takie smakołyki, schowane przed nim na ważne lub dramatyczne sytuacje. Jedna, jedyna butelka, a tyle radości daje, pomyślała kobieta i zabrała się za przygotowanie mięsa. Będzie wspaniale pyszne jak nigdy przedtem!
- Już? Piwo mi się skończyło.
- W półce jest drugie.
- Boże, nie znałem wcześniej swojego domu. I żony! – Mąż zaśmiał się. Wyjął piwo, ale nie otworzył, bo poczuł zapach kończonego, dobrego jedzenia. Minutę później miał przed sobą talerz z dwoma wielkimi udkami i surówką ze sklepu. – O!
- Powinieneś bardziej we mnie wierzyć, kotek.
- Nie przypominaj mi o tamtym szczurzołapie.
- Dobrze, kochanie. Jedz!
I zaczął jeść. Żona początkowo przypatrywała się błyszczącymi oczami, jak wrzuca w siebie duże kawałki mięsa i niemniejsze porcje surówki, później poszła pokój mu posprzątać, na następne godziny. Zapewne będą spędzone w ciszy, z brzuchem u góry i bełkotaniem zrozumiałym jedynie dla bełkotającego. Przeszkadzać nikt kochanemu mężczyźnie nie będzie, nawet kotoj.
- Cicho, kotku, twój pan odpoczywa – szepnęła żona do zwierzaka, gdy próbował mraukaniem otworzyć drzwi. – Później coś dostaniesz.
Ale kot nie myślał o „później”. Do głosu dodał pazury i wkrótce rozległ się najgorszy hałas dla śpiącego człowieka. Mimo że kobieta szybko wpuściła kota i zapędziła do salonu, mąż i tak wstał, pełen złości i bez odrobiny zrozumienia dla pustego żołądka. Spojrzał pytająco na żonę, która – hi hi hi – skoczyła do niego i ot tak przytuliła. Głaskać zaczęła po twarzy, włosach, szeptać „bidu, bidulku”, tak że nawet kot przestać dawać o sobie znać i rozłożył się na środku dywanu.
- Zły kotoj… Mru, mru więcej nie będzie. Obiecuję.
Mężczyzna odepchnął żonę i usiadł na kanapie. Nadal był wściekły – pokazał to kopniakiem w zwierzę – ale mniej znacznie i tak bardziej w środku niż na zewnątrz. Zresztą, dawno się wyspał i lepiej coś innego zrobić, telewizję pooglądać, wypić niewypite przed obiadem piwo. Ech, ech, wydobyło się z niego, po czym sięgnął po pilot. Kanał pierwszy – nudy w postaci brzydkiej prezenterki, w drugim tak samo, jakby się umówiły. Trzeci i czwarty zaleciały miłosnym banałem, a piąty nie działał. Reszta to jakieś pulsy nie pulsy, nie warte uwagi. W radiu same ballady, piwo zaś nie przeżyło spotkania z ręką żony, która zesłała je ze stołu na ziemię. Znów wściek i znów przytulanie, co i tak nic nie dało i żona dostała krzykiem, a kot kilkoma porządnymi kopami. Oj, działo się źle bardzo przez chwilę, na szczęście szybko minęło. Ale zwierzak nie wybaczył. Na drugi dzień mraukał tak głośno i tak głośno skrobał w drzwi, że znów opiekuńczość kobiety zmieszała się z wiecznym zdenerwowaniem mężczyzny.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Bidulastwo
Zacytowane przez ciebie fragmenty nie można nazwać błędami, jak sądzisz. Zresztą, sam zauważasz, że są one celowe - i tu masz rację. To twoje zdanie, że tekst jest kiepski, a nie wszystkich, zwłaszcza ekspertów od groteski (którą ja też nie jestem). Myślę, że za bardzo chcesz wejść w rolę znawcy.
Ale dziękuję za odwiedziny. 


- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Bidulastwo
No popatrz, to znowu ja...


Wiem, to Twoja pietka achillesowa, wspominalas kiedys.
A powaznie - musialabys uslyszec dzwonek budzika ustawionego w telefonie mojego Malzowinka...
Drugie. Przegadane. Wiadomo, ze jak bardziej w srodku, to mniej na zewnatrz.
Drugie. Dopic? Jesli bylo otwarte i nalane do pokala, choc niekoniecznie. Wypic? Jesli bylo przygotowane.
Tak mysle, ale specjalnie sie tez nie upieram.
Drugie. Piekne równiez!
Trzecie. Powtórzenie, choc niby daleko. Ale uzylas dokladnie tego samego slowa. Jest.
Czwarte. O, tak. Kotoje nie zapominaja...
Sympatycznie, z usmiechem.
Ale do dopolerowania.
J.


Nie mam nic przeciw konkstruktywnej krytyce, karolku. Jednak takiej u Ciebie nie znajduje, co nie znaczy, ze bronie tekstu, czy autorki; zacytowanie domniemanych bledów to jedno, ale wskazanie tych bledów (nawet jesli tylko subiektywnie) i propozycje ich poprawienia to drugie i wazniejsze.karolek pisze:Bawisz się w coś czemu nie umiesz sprostać. Czarna humoreska nie może być pisana językiem byle jakim, rzekomo stylizowanym na luzacki, który okazuje się być jednak bardzo kiepskim i jałowym . Ma być pisana z delikatnym zadziorem, subtelną, ale jednocześnie mocną ironią i klasą. Twoje zabiegi są celowe, ale bardzo nieudolne. Groteska też ma swoje prawa. Nieprzemyślanie i nadto swobodnie nią żonglując, można tekst posiniaczyć.
Matko, myslalam, ze chodzi o kojota...Patka pisze:Ty chyba ten rosół robiłaś z samych piór, a mięso dałaś kotoju.

Na pólce, w regale, w szafce, w lodówce na pólce.Patka pisze:- W półce jest drugie.
Wiem, to Twoja pietka achillesowa, wspominalas kiedys.
Czym sie rózni zapach dobrego, gotowego jedzenia od zapachu nie gotowego (jeszcze nie gotowego/w trakcie doprawiania)?Patka pisze:Wyjął piwo, ale nie otworzył, bo poczuł zapach kończonego, dobrego jedzenia.
Mraukanie? Dziwnie, ale do przyjecia. Skoro czterolapy moga miauczec i mruczec, moga tez polaczyc obie "czynnosci".Patka pisze:- Cicho, kotku, twój pan odpoczywa – szepnęła żona do zwierzaka, gdy próbował mraukaniem otworzyć drzwi.
Przesada. Jeden kot rysujacy pazurami po szybie to tylko jeden kot, a nie orkiestra symfoniczna bioraca udzial w koncercie Warszawskiej Jesieni.Patka pisze:Do głosu dodał pazury i wkrótce rozległ się najgorszy hałas dla śpiącego człowieka.
A powaznie - musialabys uslyszec dzwonek budzika ustawionego w telefonie mojego Malzowinka...
Pierwsze. Okazal. Poprzez.Patka pisze:Nadal był wściekły – pokazał to kopniakiem w zwierzę – ale mniej znacznie i tak bardziej w środku niż na zewnątrz.
Drugie. Przegadane. Wiadomo, ze jak bardziej w srodku, to mniej na zewnatrz.
Pierwsze. Czasy jakies takie nieskladne.Patka pisze:Zresztą, dawno się wyspał i lepiej coś innego zrobić, telewizję pooglądać, wypić niewypite przed obiadem piwo.
Drugie. Dopic? Jesli bylo otwarte i nalane do pokala, choc niekoniecznie. Wypic? Jesli bylo przygotowane.
Tak mysle, ale specjalnie sie tez nie upieram.
Pierwsze. Piekne! Normalnie poezja w ruchach!Patka pisze:W radiu same ballady, piwo zaś nie przeżyło spotkania z ręką żony, która zesłała je ze stołu na ziemię. Znów wściek i znów przytulanie, co i tak nic nie dało i żona dostała krzykiem, a kot kilkoma porządnymi kopami. Oj, działo się źle bardzo przez chwilę, na szczęście szybko minęło. Ale zwierzak nie wybaczył. Na drugi dzień mraukał tak głośno i tak głośno skrobał w drzwi, że znów opiekuńczość kobiety zmieszała się z wiecznym zdenerwowaniem mężczyzny.
Drugie. Piekne równiez!
Trzecie. Powtórzenie, choc niby daleko. Ale uzylas dokladnie tego samego slowa. Jest.
Czwarte. O, tak. Kotoje nie zapominaja...
Sympatycznie, z usmiechem.
Ale do dopolerowania.
J.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Bidulastwo
Właśnie, powinnam zrobić przypis: używane przez autorkę i jej rodzinę.411 pisze:Patka pisze:
- W półce jest drugie.
Na pólce, w regale, w szafce, w lodówce na pólce.
Wiem, to Twoja pietka achillesowa, wspominalas kiedys.

Postaram się jednak uważać i w innych tekstach pisać poprawnie.
To też moje. Lubię to słowo, moja Maśka często właśnie mrauczy (to "r" jest dobrze słyszalne).411 pisze:Patka pisze:
- Cicho, kotku, twój pan odpoczywa – szepnęła żona do zwierzaka, gdy próbował mraukaniem otworzyć drzwi.
Mraukanie? Dziwnie, ale do przyjecia. Skoro czterolapy moga miauczec i mruczec, moga tez polaczyc obie "czynnosci".


Podobnie jak "kotoj": daj jeść kotoju, jak moja mama mówi. Dziś popularne jest słowo "koteł" (jak pieseł), choć tych nie lubię, za bardzo się kojarzą z głupimi internetami.
Że chodzi o słówko "jest"? Bo w zacytowanym fragmencie go nie widzę.411 pisze:Trzecie. Powtórzenie, choc niby daleko. Ale uzylas dokladnie tego samego slowa. Jest.
Dziękuję. Piwko dla ciebie!

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Bidulastwo
Chodzi o "kopa".Patka pisze:Że chodzi o słówko "jest"? Bo w zacytowanym fragmencie go nie widzę.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Bidulastwo
A, widzę, szukałam tego powtórzenia w zacytowanym przez ciebie fragmencie. Przemyślę.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Bidulastwo
Matko, Paciu mila, przeoczylam!Patka pisze:Piwko dla ciebie!(jedna z dwóch emot, którą z przyjemnością mogę nadużywać, heh)
Dawaj-dawaj (jak mówia Rosjanie) - browarek jest zawsze dobry!

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Bidulastwo
No ba, że dobry! 

Re: Bidulastwo
Może i faktycznie za ostro skomentowałem utwór. Proszę wybaczyć. Mam wysublimowany gust. Powinienem podać przykład, a nie: ograniczyć się do ogólników. Zrobię to teraz.
Twoim celem jest napisanie prozy groteskowej, humorystycznej. Najpierw zadaj sobie pytane: co to znaczy? To znaczy, że ma być śmiesznie, ale i zaskakująco, zadziwiająco, nietypowo. A więc zadaj sobie pytanie, co ma robić tekst z czytelnikiem - ma go zaskoczyć, zszokować , może trochę zniesmaczyć, ale odnosząc się do tego ma być zabawnie. Musisz więc napisać go tak, by zaskakiwał i bawił jednocześnie, a zarazem może trochę bulwersować. Pamiętaj, że zbyt oczwywiste wyłożenie treści nie jest zaskakujące, ani szokujące – każdy rozumie, ze są kobiety, które na nic się nie obrażą i swoim zachowaniem wspierają tylko tych, którzy przysparzają im cierpień – ale powiedzenie tego bardziej „luzackim” językiem niewiele tu zmieni. Trzeba tu coś zamaskować, coś wyolbrzymić – „zniedorzecznić”. Już we wstępie psujesz, ponieważ wykładasz kawę na ławę, po tym zdniu nie będzie już żadnego zaskoczenia, tekst jest przewidywalny i czytelnicy przygotowani na wszystko, a jeśli nie wszystko to na wiele: „ Tak było zawsze: żona troskliwa męża przytulała duchem, a mąż zły jak jedzenie z obiadu odpychał ją, to rękami, to butelką znalezioną koło siebie.”
Chodzi o umiejętność tworzenia niebanalnych, nieoklepanych skojarzeń, wyobrażeń, groteska to zabawa, a nie: rzeczy, podane nieatrakcyjnie, nudno, oczywistości.
Moja propozycja rozpoczęcia:
- Nie chcesz?! To Mój Wielki Wysiłek: sama pobiegłam do sklepu, przyniosłam, zrobiłam co trzeba i urósł, Wysiłek. Nie widzisz jak w pokoju się nie mieści? Już łbem trąca o ścianę! O Boże! Siniaka już dostał! Ząb mu wypadł, łapię go, przylepię, nie może stracić aż tyle.
- E tam trąca o ścianę! Butem go mogę dosięgnąć, widzisz?! To znaczy, że jest nisko i mały!
A buty mu urosły, ukorzeniły się niesamowicie i zaczęły już oplatać ścianę, a na końcach szpikulce wypuściły i kłuły nimi co popadnie.
- Teraz ściągnę kolejną troskę, a wysiłek ma być taki żeby się w całym bloku nie mieścił, rozumiesz?!
- Rozumiem, jak mogłam cię tak zawieść?! Teraz dokonam cudu, Wysiłek nie zmieści się na całej dzielnicy, zobaczysz.
- To może jak na większa skalę, to chociaż w całym mieście niech się rozciąga, co?!
- Masz rację, miasto to za mało, lepiej w całym kraju!- Wykrzyknęła zadowolona i podekscytowana.
Zawsze tak było, on ściągał jej troskę z sufitu, a ona, niebiańskie wysiłki wydawała, które najpierw posiniaczone, kurczyły się i spadły, a stóp nie wyrywał, nawet szpikulców nie raczył przypiłować. I zarosło mieszkanie, zarosło nim strasznie.
Pozdrawiam

Twoim celem jest napisanie prozy groteskowej, humorystycznej. Najpierw zadaj sobie pytane: co to znaczy? To znaczy, że ma być śmiesznie, ale i zaskakująco, zadziwiająco, nietypowo. A więc zadaj sobie pytanie, co ma robić tekst z czytelnikiem - ma go zaskoczyć, zszokować , może trochę zniesmaczyć, ale odnosząc się do tego ma być zabawnie. Musisz więc napisać go tak, by zaskakiwał i bawił jednocześnie, a zarazem może trochę bulwersować. Pamiętaj, że zbyt oczwywiste wyłożenie treści nie jest zaskakujące, ani szokujące – każdy rozumie, ze są kobiety, które na nic się nie obrażą i swoim zachowaniem wspierają tylko tych, którzy przysparzają im cierpień – ale powiedzenie tego bardziej „luzackim” językiem niewiele tu zmieni. Trzeba tu coś zamaskować, coś wyolbrzymić – „zniedorzecznić”. Już we wstępie psujesz, ponieważ wykładasz kawę na ławę, po tym zdniu nie będzie już żadnego zaskoczenia, tekst jest przewidywalny i czytelnicy przygotowani na wszystko, a jeśli nie wszystko to na wiele: „ Tak było zawsze: żona troskliwa męża przytulała duchem, a mąż zły jak jedzenie z obiadu odpychał ją, to rękami, to butelką znalezioną koło siebie.”
Chodzi o umiejętność tworzenia niebanalnych, nieoklepanych skojarzeń, wyobrażeń, groteska to zabawa, a nie: rzeczy, podane nieatrakcyjnie, nudno, oczywistości.
Moja propozycja rozpoczęcia:
- Nie chcesz?! To Mój Wielki Wysiłek: sama pobiegłam do sklepu, przyniosłam, zrobiłam co trzeba i urósł, Wysiłek. Nie widzisz jak w pokoju się nie mieści? Już łbem trąca o ścianę! O Boże! Siniaka już dostał! Ząb mu wypadł, łapię go, przylepię, nie może stracić aż tyle.
- E tam trąca o ścianę! Butem go mogę dosięgnąć, widzisz?! To znaczy, że jest nisko i mały!
A buty mu urosły, ukorzeniły się niesamowicie i zaczęły już oplatać ścianę, a na końcach szpikulce wypuściły i kłuły nimi co popadnie.
- Teraz ściągnę kolejną troskę, a wysiłek ma być taki żeby się w całym bloku nie mieścił, rozumiesz?!
- Rozumiem, jak mogłam cię tak zawieść?! Teraz dokonam cudu, Wysiłek nie zmieści się na całej dzielnicy, zobaczysz.
- To może jak na większa skalę, to chociaż w całym mieście niech się rozciąga, co?!
- Masz rację, miasto to za mało, lepiej w całym kraju!- Wykrzyknęła zadowolona i podekscytowana.
Zawsze tak było, on ściągał jej troskę z sufitu, a ona, niebiańskie wysiłki wydawała, które najpierw posiniaczone, kurczyły się i spadły, a stóp nie wyrywał, nawet szpikulców nie raczył przypiłować. I zarosło mieszkanie, zarosło nim strasznie.
Pozdrawiam
