Wszyscy piszecie tu mądre rzeczy. Głupie też, ale mniejsza o to.
Moim zdaniem obietnica onych pięciu stów na dziecko, skądinąd słuszna i pożądana, była wyłącznie sposobem na kupienie głosów wyborców z wykorzystaniem do zapłaty czeku bez pokrycia. Obiecujący bowiem doskonale zdają sobie sprawę, że nie są w stanie tej obietnicy spełnić, jednak ich dobrego samopoczucia to nie mąci. W końcu mają precedens prawny.
Nie wiem, czy ktoś z Was pamięta słynną sprawę sądową założoną byłemu Lechowi Wałęsie przez niejakiego Józefa Gawędę w 1995 roku. Poniżej podaję link. Dla leniwych wyjaśnienie wówczas Sąd Najwyższy orzekł, że obietnic wyborczych nie należy traktować poważnie i powództwo oddalił.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Uchwała_S ... vs._Wałęsa
Tyle o sensie obietnicy.
Teraz słów kilka o samym zasiłku.
Na pewno jest on potrzebny. Nawet, jeśli nie zawsze zostanie właściwie spożytkowany.
Niestety, mamy niż demograficzny i będzie on się pogłębiał, jeśli nadal młodzi ludzie, pozbawieni pewności jutra, nie będą podejmowali decyzji o rodzeniu dzieci. I chyba tu leży pies pogrzebany. Na pewno takiej pewności nie stworzy zasiłek, nawet, gdyby rzeczywiście oscylował wokół miliarda. Do tego trzeba szerszych działań, przede wszystkim zaś pracy dla ludzi. Tej, niestety, żaden rząd zapewnić nie jest w stanie. To może jedynie rynek.
Niestety, w naszym kraju gospodarka jest skutecznie hamowana wahaniami kursu waluty. Jedynym panaceum na to byłoby przystąpienie do strefy euro, od czego aktualnie rządzący odżegnują się, jak od szatańskiej pokusy.
Drugim elementem skutecznego przeciwdziałania zasilaniu gospodarki jest pompowanie kasy w KRK, zamiast w rozwój nauki i innowacji, ale to już osobny temat, więc odpuszczę sobie drożenie go przy tej okazji. Powiem tylko, że choćby rządzący nałożyli podatki nie tylko na banki, ale nawet na prywatne płoty i skarpetki, nie odzyskają kwoty, która corocznie ginie w przepastnych kieszeniach sutann.
Na razie tyle... Ufff.