Rochen97 pisze:Kazdy ma prawo do godnej smierci.
Co rozumiesz przez określenie "godna śmierć"? Nie chodzi mi teraz o samą eutanazję, myślę, że rozumiem, co chciałaś powiedzieć - dziwi mnie tylko użyty przymiotnik. Bo jakoś nie wydaje mi się, żeby ludzie umierający w cierpieniach byli jacyś "niegodni", czy też "niegodnie" umierali...
Zaś co do samej eutanazji - w krajach, w których jest ona legalna, bardzo szybko dochodzi do nadużyć. Wiadomo na przykład, że staruszkowie z Holandii masowo przeprowadzają się do sąsiednich Niemiec z lęku, żeby ich nie "sprzątnięto", kiedy zasłabną na ulicy albo złamią nogę. Myślę, że wynika to z postawy filozoficznej, która IMO kryje się za eutanazją i która czyni ją przez to zbliżoną do eugeniki (idei skompromitowanej do cna przez Hitlera, wcześniej jednak stanowiącej charakterystyczny składnik tzw. "oświeceniowego światopoglądu"). [Eugenika - zakaz zawierania małżeństw/rozmnażania się osób o złych genach - chorych (np. głuchych) lub z nizin społecznych.] Chodzi, moim zdaniem, o pogląd, wedle którego
życie jest wartością podrzędną w stosunku do komfortu. Wiadomo, że słowo "komfort" brzmi nieludzko w stosunku do osób niezwykle cierpiących, myślę jednak, że coś jest na rzeczy - chodzi mi nie tyle o samych cierpiących i ich rodziny, co raczej o prawodawców i wytwarzającą się wokół eutanazji mentalność społeczną. Słyszałam relacje ludzi, którzy spotkali się z prawdziwym ostracyzmem, ponieważ nie zgodzili się na zabicie swojego upośledzonego lub niepełnosprawnego dziecka i zamiast tego woleli zapewnić mu kochającą rodzinę i możliwe w jego sytuacji leczenie. Paru holenderskim oficjelom zdarzyło się nawet napomknąć o eutanazji z powodów ekonomicznych - leczenie staruszków kosztuje bardzo dużo, zamiast tego można by ich po prostu usuwać, kiedy pojawią się pierwsze problemy zdrowotne po ukończeniu pewnego wieku.
Niedawno słyszałam o badaniach dotyczących pomiaru subiektywnego poziomu szczęścia wśród osób zdrowych i niepełnosprawnych. Okazało się, że w obu grupach jest on jednakowy. Nie dziwi mnie to, gdy pomyślę o mojej własnej depresji, która była wywołana przez - w gruncie rzeczy - błahostki, które jednak bardzo skutecznie zatruły mi życie.
Myślę, że zdarzają się w życiu sytuacje, w których postąpienie zgodnie z prawem moralnym wymaga autentycznego heroizmu. Albo konflikty rodem z antycznej tragedii, kiedy każdy wybór jest zły. Wydaje mi się, że takie wypadki powinny być oceniane indywidualnie, przez sąd (np. wyrok w zawieszeniu lub coś w tym rodzaju). Jednak nie należy przycinać prawa do poszczególnych, skrajnych wypadków, bo natychmiast pojawi się szereg innych, dla których nie będzie już usprawiedliwienia.
Pozdrawiam,
Emelly
