Świat według Zdzicha /31/ - Powrót
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Świat według Zdzicha /31/ - Powrót
od początku
w poprzednim odcinku
Zaledwie kilka dni po zajściu z dresiarzami, pod wieczór, nieoczekiwanie pojawił się Wojtek. Jak zawsze przejrzał śmietnik, coś tam zapakował do plecaczka, po czym podszedł do nas z uśmiechem na twarzy i radosnym powitaniem.
- Co słychać, panowie?
- Wojtek! – krzyknąłem na jego widok.
- Wojtek? – zdziwił się Bankier, oglądając się w stronę przybyłego. - Aleś nas podszedł!
Byliśmy kompletnie zaskoczeni jego nagłym pojawieniem się.
- Skąd się tu wziąłeś? Już wróciłeś na dobre z tego szpitala?
- Na dobre. Nie zaprosicie na szklaneczkę?
- Ja-asne! – wybąkałem. – Bankier, zapinaj po zaopatrzenie.
Szybko zebraliśmy kasę i Bankier oddalił się w stronę sklepu. Wojtek tymczasem poszedł przywitać się z panem Jankiem. On również był całkowicie zaskoczony. Odstawił tacę z naczyniami i spytał:
- Zostaniesz trochę? Niedługo zamykam, to będziemy mogli pogadać. Teraz jeszcze mam klientów.
- Zostanę. Byłem już u chłopaków. Radzą sobie doskonale, nie muszę się śpieszyć. Wprosiłem się na szklaneczkę, więc trochę tu pobędę. Zaczekam na pana, panie Janku. Spokojnie.
Chwilę później siedzieliśmy we czterech na ławeczce i raczyliśmy się naszym ulubionym trunkiem. Wszyscy z zainteresowaniem spoglądali na Wojtka. W końcu Krzywy spytał:
- No, jak ci tam było w tym szpitalu? Opowiadaj.
- Co tu opowiadać? – odparł Wojtek. Chwilę jakby się zamyślił, po czym ciągnął dalej. – Z początku nie bardzo wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przeszedłem dwie operacje, coś mi tam poskładali, ale miałem problem z chodzeniem. Sami widzieliście, jak tu byłem dwa miesiące temu. Dziś mogę chyba nawet zatańczyć. To zasługa pewnej młodej i uroczej rehabilitantki, Marty. Nie dość, że wytrwale ze mną ćwiczyła, to jeszcze potrafiła obudzić we mnie ochotę do tych ćwiczeń.
- Czy to znaczy, że coś… - nie zdążyłem dokończyć.
- To nic nie znaczy! – przerwał mi Wojtek. – Musisz wiedzieć, że początkowo byłem załamany i pewien, że już na zawsze pozostanę kaleką, który potrafi pokuśtykać parę metrów, ale o prawdziwym chodzeniu może zapomnieć. Tymczasem dziś zaliczyłem chyba ze dwa kilometry i nawet nie czuję większego zmęczenia. Ta dziewczyna jest naprawdę cudotwórcą. Jeszcze będzie ze mną pracować przez kilka miesięcy, ale to już eksternistycznie, że się tak wyrażę, bo wypisałem się na własne żądanie.
- Znaczy należy się wypić za zdrowie pani Marty. – Bankier podał Wojtkowi napełniony kubek. - I w podzięce, że nam ciebie przywróciła.
Chwilę potem dołączył do nas pan Janek i jego młoda pracownica. Wszyscy byliśmy szczerze uradowani powrotem Wojtka. Nie spodziewaliśmy się go tak szybko.
- To pan jest tym legendarnym Wojtkiem? – zapytała pani Janeczka.
- Legendarnym? – Wojtek spojrzał na nią wybałuszonymi ze zdziwienia oczami. – A jakąż ja mogę być legendą?
- No przecież nie ma dnia, żeby tu o panu nie rozmawiano. A ta historia sprzed tygodnia…
- A co to za historia?
Wszyscy obrzuciliśmy się ukradkowymi spojrzeniami. Wojtek rozejrzał się dookoła, przez chwilę przyglądając się każdemu uważnie.
- Czy powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał.
- Eee, nic ważnego – odpowiedział Krzywy. – Złapali tych bydlaków, co cię pobili.
- Jak to złapali? Tak po prostu? A wy skąd o tym wiecie i o jakiej historii mówiła ta młoda dama?
- To ty nic nie wiesz? – spytałem. – Policja cię nie poinformowała? Dopadli tych drani, jak próbowali to powtórzyć i jeden się wygadał, co zrobili tobie.
- I co? Policjanci przyszli do was z tą rewelacją?
- Nie, no nie musieli. Mieli nas pod celą.
- Was? To znaczy kogo?
- No, nas wszystkich – wydusiłem z siebie – i Waldemara z tymi dwoma kolesiami.
Chciał, nie chciał, trzeba było opowiedzieć Wojtkowi całą historię. Nie ucieszyła go. Chyba nawet trochę był na nas zły.
- No i po co to było? Szkoda waszej fatygi, jutro pójdę na policję i poproszę, żeby ich zwolnili. Przecież oni nie wiedzieli, że źle postępują. To raczej twórców systemu, w którym się chowali należałoby karać, oni są tylko ofiarami.
- Wojtek, walnij lufę i skończ pierdolić farmazony! – zakończył dyskusję Krzywy, podając mu kubek z wisienką, który nasz przyjaciel skwapliwie opróżnił, po czym wstał i zaczął się żegnać.
Nawet się nie spostrzegliśmy, że zrobiło się zupełnie ciemno. Pan Janek przyniósł zawiniątko z jakimś żarełkiem dla chłopaków i wręczył je Wojtkowi.
- To strzemiennego! – zaproponował Krzywy, na co skwapliwie przystaliśmy, czując już dość wyraźnie przejmujący chłód w okolicach najniższych partii pleców, a wypiwszy jednogłośnie zdecydowaliśmy, że odprowadzimy Wojtka do chłopaków. Tak na wszelki wypadek, gdyby jakimś dresiarzom znowu nie spodobała się jego fizjonomia.
cdn.
w poprzednim odcinku
Zaledwie kilka dni po zajściu z dresiarzami, pod wieczór, nieoczekiwanie pojawił się Wojtek. Jak zawsze przejrzał śmietnik, coś tam zapakował do plecaczka, po czym podszedł do nas z uśmiechem na twarzy i radosnym powitaniem.
- Co słychać, panowie?
- Wojtek! – krzyknąłem na jego widok.
- Wojtek? – zdziwił się Bankier, oglądając się w stronę przybyłego. - Aleś nas podszedł!
Byliśmy kompletnie zaskoczeni jego nagłym pojawieniem się.
- Skąd się tu wziąłeś? Już wróciłeś na dobre z tego szpitala?
- Na dobre. Nie zaprosicie na szklaneczkę?
- Ja-asne! – wybąkałem. – Bankier, zapinaj po zaopatrzenie.
Szybko zebraliśmy kasę i Bankier oddalił się w stronę sklepu. Wojtek tymczasem poszedł przywitać się z panem Jankiem. On również był całkowicie zaskoczony. Odstawił tacę z naczyniami i spytał:
- Zostaniesz trochę? Niedługo zamykam, to będziemy mogli pogadać. Teraz jeszcze mam klientów.
- Zostanę. Byłem już u chłopaków. Radzą sobie doskonale, nie muszę się śpieszyć. Wprosiłem się na szklaneczkę, więc trochę tu pobędę. Zaczekam na pana, panie Janku. Spokojnie.
Chwilę później siedzieliśmy we czterech na ławeczce i raczyliśmy się naszym ulubionym trunkiem. Wszyscy z zainteresowaniem spoglądali na Wojtka. W końcu Krzywy spytał:
- No, jak ci tam było w tym szpitalu? Opowiadaj.
- Co tu opowiadać? – odparł Wojtek. Chwilę jakby się zamyślił, po czym ciągnął dalej. – Z początku nie bardzo wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przeszedłem dwie operacje, coś mi tam poskładali, ale miałem problem z chodzeniem. Sami widzieliście, jak tu byłem dwa miesiące temu. Dziś mogę chyba nawet zatańczyć. To zasługa pewnej młodej i uroczej rehabilitantki, Marty. Nie dość, że wytrwale ze mną ćwiczyła, to jeszcze potrafiła obudzić we mnie ochotę do tych ćwiczeń.
- Czy to znaczy, że coś… - nie zdążyłem dokończyć.
- To nic nie znaczy! – przerwał mi Wojtek. – Musisz wiedzieć, że początkowo byłem załamany i pewien, że już na zawsze pozostanę kaleką, który potrafi pokuśtykać parę metrów, ale o prawdziwym chodzeniu może zapomnieć. Tymczasem dziś zaliczyłem chyba ze dwa kilometry i nawet nie czuję większego zmęczenia. Ta dziewczyna jest naprawdę cudotwórcą. Jeszcze będzie ze mną pracować przez kilka miesięcy, ale to już eksternistycznie, że się tak wyrażę, bo wypisałem się na własne żądanie.
- Znaczy należy się wypić za zdrowie pani Marty. – Bankier podał Wojtkowi napełniony kubek. - I w podzięce, że nam ciebie przywróciła.
Chwilę potem dołączył do nas pan Janek i jego młoda pracownica. Wszyscy byliśmy szczerze uradowani powrotem Wojtka. Nie spodziewaliśmy się go tak szybko.
- To pan jest tym legendarnym Wojtkiem? – zapytała pani Janeczka.
- Legendarnym? – Wojtek spojrzał na nią wybałuszonymi ze zdziwienia oczami. – A jakąż ja mogę być legendą?
- No przecież nie ma dnia, żeby tu o panu nie rozmawiano. A ta historia sprzed tygodnia…
- A co to za historia?
Wszyscy obrzuciliśmy się ukradkowymi spojrzeniami. Wojtek rozejrzał się dookoła, przez chwilę przyglądając się każdemu uważnie.
- Czy powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał.
- Eee, nic ważnego – odpowiedział Krzywy. – Złapali tych bydlaków, co cię pobili.
- Jak to złapali? Tak po prostu? A wy skąd o tym wiecie i o jakiej historii mówiła ta młoda dama?
- To ty nic nie wiesz? – spytałem. – Policja cię nie poinformowała? Dopadli tych drani, jak próbowali to powtórzyć i jeden się wygadał, co zrobili tobie.
- I co? Policjanci przyszli do was z tą rewelacją?
- Nie, no nie musieli. Mieli nas pod celą.
- Was? To znaczy kogo?
- No, nas wszystkich – wydusiłem z siebie – i Waldemara z tymi dwoma kolesiami.
Chciał, nie chciał, trzeba było opowiedzieć Wojtkowi całą historię. Nie ucieszyła go. Chyba nawet trochę był na nas zły.
- No i po co to było? Szkoda waszej fatygi, jutro pójdę na policję i poproszę, żeby ich zwolnili. Przecież oni nie wiedzieli, że źle postępują. To raczej twórców systemu, w którym się chowali należałoby karać, oni są tylko ofiarami.
- Wojtek, walnij lufę i skończ pierdolić farmazony! – zakończył dyskusję Krzywy, podając mu kubek z wisienką, który nasz przyjaciel skwapliwie opróżnił, po czym wstał i zaczął się żegnać.
Nawet się nie spostrzegliśmy, że zrobiło się zupełnie ciemno. Pan Janek przyniósł zawiniątko z jakimś żarełkiem dla chłopaków i wręczył je Wojtkowi.
- To strzemiennego! – zaproponował Krzywy, na co skwapliwie przystaliśmy, czując już dość wyraźnie przejmujący chłód w okolicach najniższych partii pleców, a wypiwszy jednogłośnie zdecydowaliśmy, że odprowadzimy Wojtka do chłopaków. Tak na wszelki wypadek, gdyby jakimś dresiarzom znowu nie spodobała się jego fizjonomia.
cdn.
Ostatnio zmieniony 01 kwie 2014, 22:43 przez zdzichu, łącznie zmieniany 2 razy.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie