Śmierć ma naturę falową. Rozchodzi się
po kościach, wtedy zapominasz wszystkie nawyki.
Świt szeleszczący gazetą, dwie setki na wieczór,
raz w tygodniu erotic store.
Nieruchomiejesz.
Przypływ zaciemnia obraz, szklane brzeszczoty
łamią się pod językiem. Ostatni utkwił
w gorączce; noce wyschły na końcach włosów.
Krawędzie doliny zrastają się w ostatni oddech,
ubywa wody i gwiazd. Przestrzeń nie potrafi
utrzymać ciała w garści.
Pęcherz pławny coraz mniejszy. Słowa wypełzły
z popielnic, znikają na peryferiach zmysłów.
Późnym popołudniem upalny wiatr
przetoczy zmarszczki po prześcieradle.
Przed pochówkiem - mocny tytuł wpisujący się w treść. Ponieważ tytuł jest nad ramką z reguły najpierw czytam wersy a potem tytuł. I zdziwiłam się, najpierw pomyślałam o końcu wielkiego uczucia, braku oddechu w rozpaczy. Błysnęła również myśl o starości, ale faktycznie, gdy spojrzałam na tytuł, zobaczyłam rozchodzące się fale śmierci. Opisane bez emocjonalnego zaangażowania, ale jakże te metafory są piękne:
(...) Przestrzeń nie potrafi
utrzymać ciała w garści.
(...) upalny wiatr
przetoczy zmarszczki po prześcieradle.
Gratuluję.
