Pamiętam mansardę pracowni paryskiej
w starej kamienicy zaniedbanej nieco
skąd widać wieże i kościoły wszystkie
co blachą miedzianą połyskliwie świecą.
Nocą Księżyc prześwita licznymi dziurami,
dach ma swoje lata i ledwie się trzyma
klekocząc uparcie starymi deskami
na jesiennym wietrze nim nastanie zima.
Śnieg dachy okryje i uszczelni szpary,
wtedy kozę żeliwną solidnie rozpalę,
a na drzwiach rozwieszę podwójne kotary.
Zimowego chłodu nie poczuję wcale.
Znajdę flachę burgunda i zapalę skręta
choć palce sztywnieją i w kościach mnie łupie,
usiądę w fotelu i wspomnę dziewczęta
które malowałem, niech się tylko skupię.
Te służące, subretki, panny spod latarni,
sąsiadkę z przeciwka, dziewkę od piekarza
i córkę starego z pobliskiej winiarni
co chętnie odwiedzały pracownię malarza.
Tam się dokonywał cud przeistoczenia,
stawały się muzami, alegorią sztuki,
utrwalone na płótnie ich senne spojrzenia
ozdabiały salony. Bogate nieuki
kupowały te akty, te ciała leżące
na sofie w pracowni biednego malarza
i nikt nie rozpoznał swej własnej służącej.
Gdy sztuka prawdziwa, to się czasem zdarza.
transfigurationes
Moderatorzy: eka, Leon Gutner
-
- Posty: 488
- Rejestracja: 06 lis 2011, 21:58
- Lokalizacja: kraków
- Leon Gutner
- Moderator
- Posty: 5791
- Rejestracja: 30 paź 2011, 22:01
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: transfigurationes
Bardzo przyzwoicie .
Rymy nawet do przyjęcia .
A czemu zlepiłeś dwie ostatnie strofy razem ?
Muszę napisać że powyższy obrazek przypadł mi do gustu .
Z uszanowaniem L.G.
Rymy nawet do przyjęcia .
A czemu zlepiłeś dwie ostatnie strofy razem ?
Muszę napisać że powyższy obrazek przypadł mi do gustu .
Z uszanowaniem L.G.