Przebudzenie
- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Przebudzenie
Z konkursu Antresola literacka – luty 2014
- - - - -
Z pokoju dochodziły głosy, czyjaś głowa mignęła w drzwiach tak szybko, że nawet nie zdążyli rozpoznać czyja. Starsza kobieta pomogła im zostawić płaszcze na wieszaku, poczłapała przodem, wprowadzając przybyłych do pokoju. Powitała ich niemal grobowa cisza, całkowity bezruch. Wygaszone światła spojrzeń.
- Nic nie mówiłaś, mamo, że będzie tu dziś Eryk, to dla nas całkowite zaskoczenie - powiedziała w imieniu zebranych kobieta o kasztanowych włosach.
- Sama wcześniej nie wiedziałam. Eryczek zadzwonił rano z życzeniami. Nie wyobrażałam sobie, żeby mogło go tu dziś zabraknąć. A że nie był sam, zaprosiłam też osobę, która z nim akurat była. Dziękuję Ci, Eryku, że pamiętałeś, kochany dzieciak z ciebie. A ty córeczko, jak masz na imię?
- Anna.
- Cieszę się, moja droga, że nie odmówiłaś.
Trudno było liczyć na to, że ktoś więcej będzie się z tego cieszył. Nikomu nie przyszło na myśl, żeby się przedstawić. Domyślała się, kim były gapiące się na nią osoby. Byłą żonę Eryka, od razu rozpoznała i nazwała ją w myślach Eks, jej zimnooką matkę Anna odnotowała w swojej świadomości jako Kasztanową. Kobieta szalenie podobna do Kasztanowej, to zapewne jej siostrzyczka, a ten obok, to wujaszek.
Eks sprawiała wrażenie, jakby poraził ją grom. Nie wiedziała, czy ma wyjśc, czy zostać. Babcia podsunęła Annie krzesło.
- Dziękuję pani.
- Dobrze, że nie odmówiłaś. Sprawiłaś starej kobiecie wielką radość.
Pierwsze, drętwe chwile już mijały. Przez jakiś czas zebrani gapili się na Annę, jak na kosmitkę. Babcia zajęła się talerzami. Człapała wokół stołu, dotykając co chwila po drodze sprężystych włosów Eryka, sprawdzając, czy to naprawdę on.
- Przepraszam, że pytam, ale jeszcze się nie znamy, nic o pani nie wiemy – cioteczka zwróciła się do Anny. – Czym się pani zajmuje?
- Studiuję. Trzeci rok psychologii.
I tyle. Nie padło na razie więcej pytań. Widać zebranym trudno było przystosować się do zaskakującej sytuacji, w której Eryk przyprowadza młodą dziewczynę, o połowę młodszą od siebie, nie dbając o żadne skrupuły. Ani o to, że przy stole siedziała jego była żona, z którą spędził ponad dziesięć lat.
Zapomnieli na chwilę o przybyłych, a może tylko starali się, żeby tak to wyglądało. Rozmowa powoli się ożywiała, z całą paletą kołtuńskich przywar.
...ten co otworzył budę z alkoholem 24h to jakiś burak, szpanuje samochodem, ciągle zajmuje nasze miejsce, powinno się takich dobrze prześwietlać, skąd mają pieniądze, inni pracują za grosze, nie mają na chleb, a taki... chyba spełnia się stara przepowiednia, o której babki rozmawiały po mszy, że jak już żydzi i niemcy wszystkich i wszystko wykupią to nastąpi koniec świata, e tam, żadne e tam, kto cię obroni, rząd nie lepszy, na pasku u ruskich, widziałaś co było z tym smoleńskiem, chińczycy i ruscy się panoszą, a żydzi to już w ogóle, katolików mają za nic, od tego złota to zaćmy dostają, a nam się wmawia, że kryzys, jakbyś dziś chciała szukać pracy, to nie masz szans, a dla swoich synalków i wnusiów tacy zawsze mają posady, i to nie za tysiąc złotych, tylko za dwadzieścia tysięcy, choć taki bubek jeszcze na niczym się nie zna, a dziewczyny te po dwadzieścia lat, to już...
Zamilkły. Zerkali na Annę, wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Przepraszam, nie chciałam urazić. Pani też się jeszcze zalicza do młodzieży. Proszę nas dobrze zrozumieć.
Anna nie odpowiedziała. Przysunęła się bliżej Eryka, wtuliła w niego głowę. Bawiła się widelcem, który w jej palcach nabierał rotacji. Skinęła w geście wymuszonej ugody. Sprawiała wrażenie, jakby znalazła się tu przypadkiem.
- A tak naprawdę, to ile pani ma lat? - cioteczka patrzyła w oczy Anny pozornie beznamiętnie.
- Dwadzieścia trzy.
- I niech tak zostanie na zawsze – zaśmiał się Eryk, który do tej pory prawie wcale się nie odzywał.
- A co po studiach? Ma pani jakieś konkretne plany?
- Żyć, wesoło i szczęśliwie. I dać szczęście Erykowi, co traktuję jako cel numer jeden.
-Ouuuu.
I tyle. Tylko tyle usłyszała w odpowiedzi. Ouuu na kilka głosów.
Ujadające kundelki znowu zdominowały rozmowę, którą zaczęła Kasztanowa.
...spotkałam wczoraj Halinkę, wiesz którą, gadka w gadkę, niby nic, ja się nie wychylam, niby nie wiem, ta speszona, ale milusia i cichutka, jak nigdy wcześniej, a ja nic, tylko jak się żegnałyśmy, to prosiłam o przekazanie ukłonów dla męża, no i co, a no nic, nie zdradziła się, że rzucił ją dla innej, tylko te oczy takie czerwone się zrobiły, a mnie tam nic do tego...
- A pani ideały, życiowe credo, można spytać?
- Credo, to zbyt wielkie słowo. Nie nadaję się do dźwigania sztandarów. Myślę, że żyć, to spełniać się, być szczęśliwą. Jak jeść, to potrawy smaczne, wyszukane, jak pić, to dobre trunki, jak kochać się, to... - popatrzyła w zagadkowy sposób po zebranych, zastygłych w oczekiwaniu, potem dokończyła kierując wzrok na swojego partnera – to z takim mężczyzną jak Eryk.
Wszystkie spojrzenia powędrowały jak na komendę w stronę Eks. Nie odzywała się do tej pory, ale chyba uznała, że została wywołana do tablicy. Jej przesłodzony głos przyprawiał niemal o wymioty.
- A jak zamierzasz dać sobie radę z opłacaniem studiów? - zapytała.
- Kobiety mają swoje sposoby – Anna śmielej podniosła głowę, po raz pierwszy od dłuższego czasu, taki gest przebudzenia, ale nie tylko. Pewność jej spojrzenia coś zapowiadała. - Radzę sobie, jak potrafię. W tej chwili najbardziej pomaga mi Eryk.
Coś zajęczało, coś pękło, czyjeś niewidoczne paznokcie przejechały po szybie. W końcu uznali widać, że na kłopotliwe milczenie dobra będzie kontynuacja przerwanych wątków.
...to ja ci powiem lepszy numer, ta moja sąsiadka z dołu, wiesz która, ostatnio taka wypindrzona, wymalowana, podejrzanie to wyglądało, a teraz już wiem, podpatrzyłam, jak mąż wychodzi do pracy, a przystojny z niego mężczyzna, to zjawia się taki facio, kurdupel jakiś, dobrze mówisz, podobno tacy to... sama się z tego śmieję, przyjrzałam mu się nawet uważniej, ale nie wygląda, kto go tam wie, córeczka chyba nie lepsza, no, słyszałam co nieco, ludzie już o niej mówią, chodzi tak ubrana, że majtki jej widać, młodzież dziś nie ma zasad, brak ideałów i autorytetów, wyszukują sobie zastępcze, pożal się Boże, podobno ta mała cały wolny czas spędza w klubach, masz rację, ja też to czytałam, upijają się tam do nieprzytomności, a potem taka jedna z drugą budzi się w ciąży, nawet nie wie, czy to pigułka gwałtu czy gorzały za dużo, nie gadaj, że nie wiesz co to za pigułka, no nie mów, idź do klubu to się dowiesz, hihihi, a jeszcze te zioła i dragi, jaką to będzie potem żoną albo matką, szkoda gadać, rośnie sobie takie pokolenie, przepraszam za szczerość, pani Aniu...
- Dawno się znacie? - padło wreszcie pytanie, które wisiało w powietrzu.
- Wystarczająco, choć to pojęcie względne. Eryk, to najwspanialszy facet, jakiego poznałam – Anna przytuliła się do mężczyzny – a poznałam już wielu. Święta nie jestem. Zresztą, Eryk też nie jest święty. Uzupełniamy się, kobieta szukająca przyszłości, mężczyzna po przejściach. Jak w piosence.
Powiało chłodem, plamki w fosforyzujących oczach rozżarzyły się. Atmosfera gęstniała. Kasztanowa aż nachyliła się, żeby lepiej słyszeć.
- Eryczek? Ten Eryczek? Jak to rozumieć, że nie jest święty?
- Trudno by mu było odmawiać sobie pokus. Uwodzicielski, namiętny, przystojny. Muszę go chronić przed zakusami moich koleżanek, ma u nich szalone powodzenie, zresztą gdyby nie ta jego sława, to pewnie nigdy byśmy się nie spotkali.
- Eryk? Namiętny kobieciarz? Dobrze słyszę?- Eks parsknęła nerwowym śmiechem.
Eryk nie odzywał się, odpowiedział tylko tajemniczym uśmiechem, przytulił mocniej dziewczynę, odpłacił uściskiem za miłe słowa.
- Obrona moralności to słuszna idea – głos Anny miał w sobie barwę, którą trudno było na razie określić. – Chciałabym coś dodać, ale proszę mi wybaczyć, niezbyt wiele wiem na ten temat.
- Na temat moralności? A czemuż to?
- Dopiero jedną nogą weszłam w dorosłość, druga cały czas się broni przed przekroczeniem tego progu. Dlatego jestem ostatnią osobą, która ma prawo rzucić kamieniem. Wciąż należę do tej niezbyt rozgarniętej młodzieży, która wolny czas spędza w klubach, wciąż zmieniam mężczyzn, lubię przygodny seks, alkohol, brak zobowiązań. Z takiego domu wyszłam, z oparów alkoholu i biedy, nie tak łatwo się od tego uwolnić. Choć wiem, że będę musiała. Mam dwuletnią córeczkę, owoc błędów, które ludzie nazywają miłością. Eryk kocha ją, jak własną. A ona... szaleje za nim. Eryk to moja największa nadzieja.
Nie bardzo jeszcze przyswajali, co ta dziewczyna mówi. Spojrzenia wędrowały nawzajem po twarzach, by powrócić w stronę Anny.
- Czy dobrze słyszymy? Przelotny seks?
- Przecież nie będę udawała świętoszki. Lubię, to lubię. Z kobietami też próbowałam. Przed Erykiem zresztą nie mam tajemnic, myślimy podobnie. Proszę wybaczyć, chyba jednak nie powinnam teraz rozwijać tego tematu.
Eks poderwała się do góry. Co to kurwa jest? Matka przytrzymała ją za rękę.
- Powiedz mi tylko jeszcze, moja droga – wycedziła Kasztanowa przez zaciśnięte aż do bólu zęby - chodzisz do kościoła?
Anna pokręciła przecząco głową. Natrafiła na teatralne spojrzenie wyrażające współczucie i wyższość.
- Może warto by było jednak znaleźć na to czas?
Anna nie od razu odpowiedziała.
- Nie. Nie chodzę do kościoła. Kościół jest dla wierzących, nic tam po mnie. Jakoś mi łatwiej żyć na własny rachunek. Zresztą, czułabym się pewnie zagubiona. Mam żydowskie pochodzenie, a społeczeństwo w Polsce wydaje się takie antysemickie...
-Jakie? - wykrzyknęły niemal wszystkie na raz. Zaczął się zbiorowy jazgot. – Antysemickie? No, nie. Tu już przesadziłaś, powtarzając te brednie o Polakach. My do Żydów nic nie mamy. Oczywiście, że byłoby lepiej, gdyby rządzili się we własnym kraju a nie u nas, to chyba zrozumiałe.
Eryk obnażył zęby w uśmiechu. Bawił się chyba cudownie, ale nie włączał się w rozmowy. Znowu go pocałowała.
- Ulżyło mi - Anna z wyraźną niechlujnością siliła się na powagę - To dobrze, że nie ma między nami ksenofobów, bo wśród moich byłych trafiali się też Niemcy, Żydzi, a nawet jeden Arab.
- Kto był? - Eks miała chyba dosyć. – No, nie... Mamo, ja nie wytrzymam, co tu się dzieje? Przychodzi tu panienka, której studia finansuje międzynarodowa korporacja kochanków, z pejsatym podejściem do życia, i śmieje nam się w twarz. Zarobek na ulicy też pewnie nie jest jej obcy. Ja zwariuję.
Spojrzenie Anny nie zmieniło koloru. Głos pozostał spokojny.
- To prawda, nie wstydzę się tego, że czasami korzystam ze swojej urody, że biorę za nią pieniądze. Nie kryłam tego przed Erykiem, nie chcę go oszukiwać. Nie każdy ma łatwy start, ja musiałam dbać o wszystko sama. Nie wiem, jak pani, Beatko?
Tym razem Eks nie dała się zatrzymać na krześle, które szarpnięte o mało się nie wywróciło.
-Nooo..., nie. Co ja tu robię? Albo ona stąd wyjdzie, albo ja. Nie będzie mnie jakaś wywłoka uczyła, jak się powinno żyć.
Eryk wstał, powoli i dostojnie. Podał Annie rękę.
- To chyba zrozumiałe, że to jednak my wyjdziemy. Wybaczysz babciu?
O dziwo, babcia zachowywała spokój, nie miała chęci ulec emocjom. Jej mądre oczy wciąż jakby się uśmiechały.
- Zaglądaj, Eryczku, zawsze czekam tu na ciebie. I ty moje dziecko też wpadnij, nie miałyśmy dziś okazji porozmawiać, a szkoda.
Eks aż wkręciła się w podłogę. Moje dziecko... Co tu się dzieje? Co tu się kurwa dzieje?
Anna ucałowała czoło starszej kobiety. Już się nie oglądała za siebie. Kurtyna właśnie opadała, ale nie do końca była przekonana, czy dobrze czuje się w roli gwiazdy.
***
Ulica była pusta, sierpniowa i piękna w wieczornym woalu okiennych i latarnianych świateł. Eryk szedł pierwszy, jakby nieobecny, zagubiony w koszmarach, które dźwigał w sobie.
- Co to było? - wycisnął z siebie z trudem. Wciąż kręcił głową, w swoim niezrozumieniu. Nie potrafił powiedzieć niczego więcej. Tarł rozgrzane czoło i tarmosił nerwowo włosy nad prawym uchem. Nieprzytomne spojrzenie przebijało się gdzieś daleko i dopiero po pewnym czasie dostrzegł, że dziewczyna została z tyłu, że przysiadła na pobliskiej ławce. Zawrócił.
- To tak, jakbyśmy wrzucili tam granat - zachichotał - Totalne spustoszenie.
- Wiem, Nie tak to miało być – powiedziała.
Sięgnęła do kieszeni, wyjęła pieniądze, wyciągnęła w jego kierunku. Zignorował ten ruch, przysiadł obok. Przyjęła to, jak wyrzut sumienia, jeszcze bardziej wtuliła się w mrok.
- Pal diabli te kretynki. Żal mi tylko babci, to był jej dzień.
Skurczyła się, ugięła przygnieciona niewidocznym ciężarem.
- Nie wiedziałem dokładnie, po co tam idę, na pewno nie chodził mi po głowie żaden rozrachunek z przeszłością. Wiedziałem tylko, że na jubileuszu babci być muszę. Wiedziałem bardzo mało, praktyczne nic. Myślałem tylko, jak spotkać się z nimi i nie chować głowy pod stół, sprostać złośliwościom i szyderstwom, do których mnie przyzwyczaiły. Tak, babunia jest kochana, ona jedna. I to dla niej wszystko wymyśliłem.
- Chyba dobrze wymyśliłeś. Gdyby nie ja, mogło się to udać. Powinnam tylko, zgodnie z umową, pomilczeć cierpliwie, policzek w policzek, łapka w łapkę, bez wielkiej filozofii i zaangażowania. Milczeć, nie odpowiadać, nie kombinować. Miałam proste zadanie do wykonania, za godziwą zapłatę. Tylko że... Nie dałam rady. Nie wiedziałam, jak bolesne może być dziobanie okrutnych wron. Ta twoja Eks, jej mamuśka... Weź te pieniądze.
Eryk wyciszał się powoli, wieczór skutecznie chłodził emocje i otulał nastrojem.
- Nie zawsze taka była. Na początku zwykła zakochana dziewczyna. Przykrywała wszystko śmiechem i beztroską. To były piękne, szalone lata. Szkoda, że już nie wrócą. Ja też potrafiłem być szalony. Dopiero po ślubie usłyszałem nieznany sobie jeszcze odgłos kroków. To zbliżała się codzienność. Szara rzeczywistość, w swoich ciężkich taterniczych butach. Później te kroki całkowicie zdominowały moje życie. Beata zaczęła rządzić, pouczać, opieprzać na każdym kroku, a ja nie potrafiłem się bronić. Cichy, pokorny, ustępujący we wszystkim. To ją nakręcało, testowała kolejne granice.
- Nie pomyślałeś, że to wszystko traci sens?
- Zabrakło mi jaj. Dopiero dziś mi to uświadomiłaś. Wierzyłem, że tak być chyba musi. Aż wreszcie to ona postanowiła wszystko zakończyć, w najbardziej okrutny ze sposobów. Powiedziała mi, że jest taki ktoś, komu nigdy nie będę w stanie dorównać. Pod żadnym względem... rozumiesz to? Pod żadnym. To brzmiało, jak wynocha. Więc wyniosłem się, bez pomysłu na dalsze życie, nawet nieświadom tego, dlaczego, jak, za co... Przecież nie tak miało być. Pogubiłem się. I dopiero dziś... Schowaj je. Uczciwie zarobiłaś, nawet jeśli inaczej się umawialiśmy.
- Przyglądałam ci się. Sam nie wiesz, czego chcesz, wydaje ci się, że jeszcze ją kochasz.
Opuszczona głowa Eryka była jak przyznanie się do błędu.
- Wymyśliłem tylko tyle, że zjawiam się tam z najpiękniejszą dziewczyną, o jakiej faceci mogą tylko zamarzyć, młodziutką, tulącą się do mnie, okazującą czułość i oddanie, że niszczę trupiobladą z zazdrości Beatę swoim szczęściem, że zacznie się zastanawiać, czy czegoś nie straciła. Miałaś tylko wzbudzić zazdrość, poczucie winy. Głupia, sztubacka zagrywka, prawda? Tylko, że... Że się udało. Kurrr... Udało się. Ja bym nie potrafił, tobie poszło to tak lekko. Założyłaś jej tę gipsową trupią maskę na twarz, była bliska apopleksji.
Eryk zamilkł na chwilę, by opanować buzujące emocje, chyba nawet miał łzy w oczach. Spojrzał na dziewczynę, jakby widział ją pierwszy raz.
- Wczoraj, gdy się poznaliśmy, gdy odpowiedziałaś na mój telefon, oniemiałem, niemal się wystraszyłem, że los ze mnie szydzi, że zastawia na mnie jakieś paranormalne pułapki. Nie spotkałem nigdy tak pięknej kobiety, jak ty. Takim jak ja to się nie zdarza.
Ukryła uśmiech gdzieś głęboko. Bo trudno uwierzyć w to, że te słowa spływały po niej tak obojętnie, jak wskazywała na to kamienna wciąż twarz.
- Posłuchaj teraz mnie, Eryku. Los cię wepchnął w ręce hien. To stado dzikich bestii, bez ludzkiego instynktu, intelektu i odruchów, karmiących się krwią. Twoją krew chłeptały w naturalny sposób, bo zostałeś im podany na talerzu, jako danie dyżurne. A teraz powiedz sobie, że ich wszystkich już nie ma. Zresetuj, przeinstaluj własne życie.
Spojrzała spokojniej, cieplej. Przyjaźniej. Pogłaskała mężczyznę po twarzy.
- Nie jesteś nieudacznikiem. Jesteś po prostu dobrym człowiekiem, a dobrzy ludzie już tak mają. Przyglądałam ci się przy stole, jak nagle zakładasz pancerz, podnosisz gardę, włączasz funkcję samoobrony. Tak jakbyś w pewnym momencie odleciał, odpłynął, pozostawiając mnie samą w walce z żywiołem. Byłeś przez dłuższy czas taki dziwnie spokojny, niemal nieobecny.
Kiwnął głową.
- Tam, przy tym stole, znalazłem się po drugiej stronie tej świadomości. Dobrze to nazwałaś, odpłynąłem. Jakaś ciepła wata wszystko wytłumiła. Poczułem, że przeżywam coś niezwykłego, że tuli się do mnie młoda i piękna dziewczyna, że odczuwam to każdym receptorem. I nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, że to oszustwo, że to złudzenie, które kupiłem za pieniądze. Że tęczowa bańka mydlana zaraz pęknie, bo tak jest z bańkami. Wszystko za twoją sprawą wymknęło się spod kontroli. Mogę teraz powiedzieć – na szczęście.
- Zrobiłam z ciebie lekkoducha i niemal samca alfa. Ogiera. A z siebie dziwkę. Teraz już nie wiem, czy to miało sens. Ale wtedy...
- Ja też jeszcze nie wiem, co to dla mnie znaczy. Najbliższe telefony przyniosą odpowiedź. Zdjęłaś ze mnie zaklęcie i teraz tylko to się liczy. Chciałbym cię poznać bliżej. Powalczyć o ciebie.
Trafił na spojrzenie oczu, w których wprawdzie nie było chłodu, ale nie było też ciepła.
- Posłuchaj... Wiadomość dobra, jaką mam dla ciebie, jest taka, że dziewczyny w moim wieku lubią starszych panów.
- Cieszę się.
- No właśnie... bo wiadomość zła powinna ci uświadomić, że dla nas starszy pan to ten, co ma trzydzieści lat.
Popatrzyła na banknoty, które cały czas ściskała w dłoni
- Wezmę je. Skoro mówisz, że zasłużyłam. Dziś są mi bardzo potrzebne. Przychodzą w porę, każdy ma takie zakręty. Inaczej bym ich nie wzięła.
Chciała znów pogłaskać go po twarzy, na pożegnanie, ale wystraszyła się konsekwencji.
- Nie spytałeś mnie o jedną rzecz, Eryku, o którą pewnie chciałbyś zapytać. Domyślam się, że nie masz odwagi. O to, ile było prawdy w tym, co mówiłam tam o sobie.
Milczał. Czyżby miała rację, czyżby bał się odpowiedzi?
- Nie pytasz. Może i lepiej. Wiedz tylko, że jeśli muszę teraz iść, to nie do kolejnego klienta - nie protestuj, nie musisz - po prostu zostawiłam córkę pod opieką matki. Tak, mam dwuletnią córkę. A moja matka jest tak naprawdę niepijącą i kochaną kobietą, moim wielkim i jedynym wsparciem. Tak więc nie wszystko było kłamstwem, nie wszystko też prawdą.
- Rozumiem. - (Co on na Boga rozumiał?). - Nie spotkamy się już?
Brak odpowiedzi był czytelną odpowiedzią. Zrobiła dwa kroki w ciemność, ale zawahała się. Przystanęła.
- Ja mam dwadzieścia trzy lata a ty dwa razy więcej. Łączy nas chyba to, że tamte twoje piękne lata już nie wrócą i moje też już nie. Nie szukaj w tym logiki.
Nie szukał.
- Jest szansa, że się spotkamy. Jak będziesz się wybierał do babci, zadzwoń po mnie. Jej mądre, piękne, stare oczy mówiły mi, że wszystko rozumie. Ale i tak mam się z czego tłumaczyć.
Patrzył, jak odchodzi, jak znika w głębi ulicy. Pomyślał, że jest jak sny, które szybko się pojawiają i jeszcze szybciej kończą. Ale pomyślał coś jeszcze.
Że są też takie sny, które wracają.
- - - - -
Z pokoju dochodziły głosy, czyjaś głowa mignęła w drzwiach tak szybko, że nawet nie zdążyli rozpoznać czyja. Starsza kobieta pomogła im zostawić płaszcze na wieszaku, poczłapała przodem, wprowadzając przybyłych do pokoju. Powitała ich niemal grobowa cisza, całkowity bezruch. Wygaszone światła spojrzeń.
- Nic nie mówiłaś, mamo, że będzie tu dziś Eryk, to dla nas całkowite zaskoczenie - powiedziała w imieniu zebranych kobieta o kasztanowych włosach.
- Sama wcześniej nie wiedziałam. Eryczek zadzwonił rano z życzeniami. Nie wyobrażałam sobie, żeby mogło go tu dziś zabraknąć. A że nie był sam, zaprosiłam też osobę, która z nim akurat była. Dziękuję Ci, Eryku, że pamiętałeś, kochany dzieciak z ciebie. A ty córeczko, jak masz na imię?
- Anna.
- Cieszę się, moja droga, że nie odmówiłaś.
Trudno było liczyć na to, że ktoś więcej będzie się z tego cieszył. Nikomu nie przyszło na myśl, żeby się przedstawić. Domyślała się, kim były gapiące się na nią osoby. Byłą żonę Eryka, od razu rozpoznała i nazwała ją w myślach Eks, jej zimnooką matkę Anna odnotowała w swojej świadomości jako Kasztanową. Kobieta szalenie podobna do Kasztanowej, to zapewne jej siostrzyczka, a ten obok, to wujaszek.
Eks sprawiała wrażenie, jakby poraził ją grom. Nie wiedziała, czy ma wyjśc, czy zostać. Babcia podsunęła Annie krzesło.
- Dziękuję pani.
- Dobrze, że nie odmówiłaś. Sprawiłaś starej kobiecie wielką radość.
Pierwsze, drętwe chwile już mijały. Przez jakiś czas zebrani gapili się na Annę, jak na kosmitkę. Babcia zajęła się talerzami. Człapała wokół stołu, dotykając co chwila po drodze sprężystych włosów Eryka, sprawdzając, czy to naprawdę on.
- Przepraszam, że pytam, ale jeszcze się nie znamy, nic o pani nie wiemy – cioteczka zwróciła się do Anny. – Czym się pani zajmuje?
- Studiuję. Trzeci rok psychologii.
I tyle. Nie padło na razie więcej pytań. Widać zebranym trudno było przystosować się do zaskakującej sytuacji, w której Eryk przyprowadza młodą dziewczynę, o połowę młodszą od siebie, nie dbając o żadne skrupuły. Ani o to, że przy stole siedziała jego była żona, z którą spędził ponad dziesięć lat.
Zapomnieli na chwilę o przybyłych, a może tylko starali się, żeby tak to wyglądało. Rozmowa powoli się ożywiała, z całą paletą kołtuńskich przywar.
...ten co otworzył budę z alkoholem 24h to jakiś burak, szpanuje samochodem, ciągle zajmuje nasze miejsce, powinno się takich dobrze prześwietlać, skąd mają pieniądze, inni pracują za grosze, nie mają na chleb, a taki... chyba spełnia się stara przepowiednia, o której babki rozmawiały po mszy, że jak już żydzi i niemcy wszystkich i wszystko wykupią to nastąpi koniec świata, e tam, żadne e tam, kto cię obroni, rząd nie lepszy, na pasku u ruskich, widziałaś co było z tym smoleńskiem, chińczycy i ruscy się panoszą, a żydzi to już w ogóle, katolików mają za nic, od tego złota to zaćmy dostają, a nam się wmawia, że kryzys, jakbyś dziś chciała szukać pracy, to nie masz szans, a dla swoich synalków i wnusiów tacy zawsze mają posady, i to nie za tysiąc złotych, tylko za dwadzieścia tysięcy, choć taki bubek jeszcze na niczym się nie zna, a dziewczyny te po dwadzieścia lat, to już...
Zamilkły. Zerkali na Annę, wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Przepraszam, nie chciałam urazić. Pani też się jeszcze zalicza do młodzieży. Proszę nas dobrze zrozumieć.
Anna nie odpowiedziała. Przysunęła się bliżej Eryka, wtuliła w niego głowę. Bawiła się widelcem, który w jej palcach nabierał rotacji. Skinęła w geście wymuszonej ugody. Sprawiała wrażenie, jakby znalazła się tu przypadkiem.
- A tak naprawdę, to ile pani ma lat? - cioteczka patrzyła w oczy Anny pozornie beznamiętnie.
- Dwadzieścia trzy.
- I niech tak zostanie na zawsze – zaśmiał się Eryk, który do tej pory prawie wcale się nie odzywał.
- A co po studiach? Ma pani jakieś konkretne plany?
- Żyć, wesoło i szczęśliwie. I dać szczęście Erykowi, co traktuję jako cel numer jeden.
-Ouuuu.
I tyle. Tylko tyle usłyszała w odpowiedzi. Ouuu na kilka głosów.
Ujadające kundelki znowu zdominowały rozmowę, którą zaczęła Kasztanowa.
...spotkałam wczoraj Halinkę, wiesz którą, gadka w gadkę, niby nic, ja się nie wychylam, niby nie wiem, ta speszona, ale milusia i cichutka, jak nigdy wcześniej, a ja nic, tylko jak się żegnałyśmy, to prosiłam o przekazanie ukłonów dla męża, no i co, a no nic, nie zdradziła się, że rzucił ją dla innej, tylko te oczy takie czerwone się zrobiły, a mnie tam nic do tego...
- A pani ideały, życiowe credo, można spytać?
- Credo, to zbyt wielkie słowo. Nie nadaję się do dźwigania sztandarów. Myślę, że żyć, to spełniać się, być szczęśliwą. Jak jeść, to potrawy smaczne, wyszukane, jak pić, to dobre trunki, jak kochać się, to... - popatrzyła w zagadkowy sposób po zebranych, zastygłych w oczekiwaniu, potem dokończyła kierując wzrok na swojego partnera – to z takim mężczyzną jak Eryk.
Wszystkie spojrzenia powędrowały jak na komendę w stronę Eks. Nie odzywała się do tej pory, ale chyba uznała, że została wywołana do tablicy. Jej przesłodzony głos przyprawiał niemal o wymioty.
- A jak zamierzasz dać sobie radę z opłacaniem studiów? - zapytała.
- Kobiety mają swoje sposoby – Anna śmielej podniosła głowę, po raz pierwszy od dłuższego czasu, taki gest przebudzenia, ale nie tylko. Pewność jej spojrzenia coś zapowiadała. - Radzę sobie, jak potrafię. W tej chwili najbardziej pomaga mi Eryk.
Coś zajęczało, coś pękło, czyjeś niewidoczne paznokcie przejechały po szybie. W końcu uznali widać, że na kłopotliwe milczenie dobra będzie kontynuacja przerwanych wątków.
...to ja ci powiem lepszy numer, ta moja sąsiadka z dołu, wiesz która, ostatnio taka wypindrzona, wymalowana, podejrzanie to wyglądało, a teraz już wiem, podpatrzyłam, jak mąż wychodzi do pracy, a przystojny z niego mężczyzna, to zjawia się taki facio, kurdupel jakiś, dobrze mówisz, podobno tacy to... sama się z tego śmieję, przyjrzałam mu się nawet uważniej, ale nie wygląda, kto go tam wie, córeczka chyba nie lepsza, no, słyszałam co nieco, ludzie już o niej mówią, chodzi tak ubrana, że majtki jej widać, młodzież dziś nie ma zasad, brak ideałów i autorytetów, wyszukują sobie zastępcze, pożal się Boże, podobno ta mała cały wolny czas spędza w klubach, masz rację, ja też to czytałam, upijają się tam do nieprzytomności, a potem taka jedna z drugą budzi się w ciąży, nawet nie wie, czy to pigułka gwałtu czy gorzały za dużo, nie gadaj, że nie wiesz co to za pigułka, no nie mów, idź do klubu to się dowiesz, hihihi, a jeszcze te zioła i dragi, jaką to będzie potem żoną albo matką, szkoda gadać, rośnie sobie takie pokolenie, przepraszam za szczerość, pani Aniu...
- Dawno się znacie? - padło wreszcie pytanie, które wisiało w powietrzu.
- Wystarczająco, choć to pojęcie względne. Eryk, to najwspanialszy facet, jakiego poznałam – Anna przytuliła się do mężczyzny – a poznałam już wielu. Święta nie jestem. Zresztą, Eryk też nie jest święty. Uzupełniamy się, kobieta szukająca przyszłości, mężczyzna po przejściach. Jak w piosence.
Powiało chłodem, plamki w fosforyzujących oczach rozżarzyły się. Atmosfera gęstniała. Kasztanowa aż nachyliła się, żeby lepiej słyszeć.
- Eryczek? Ten Eryczek? Jak to rozumieć, że nie jest święty?
- Trudno by mu było odmawiać sobie pokus. Uwodzicielski, namiętny, przystojny. Muszę go chronić przed zakusami moich koleżanek, ma u nich szalone powodzenie, zresztą gdyby nie ta jego sława, to pewnie nigdy byśmy się nie spotkali.
- Eryk? Namiętny kobieciarz? Dobrze słyszę?- Eks parsknęła nerwowym śmiechem.
Eryk nie odzywał się, odpowiedział tylko tajemniczym uśmiechem, przytulił mocniej dziewczynę, odpłacił uściskiem za miłe słowa.
- Obrona moralności to słuszna idea – głos Anny miał w sobie barwę, którą trudno było na razie określić. – Chciałabym coś dodać, ale proszę mi wybaczyć, niezbyt wiele wiem na ten temat.
- Na temat moralności? A czemuż to?
- Dopiero jedną nogą weszłam w dorosłość, druga cały czas się broni przed przekroczeniem tego progu. Dlatego jestem ostatnią osobą, która ma prawo rzucić kamieniem. Wciąż należę do tej niezbyt rozgarniętej młodzieży, która wolny czas spędza w klubach, wciąż zmieniam mężczyzn, lubię przygodny seks, alkohol, brak zobowiązań. Z takiego domu wyszłam, z oparów alkoholu i biedy, nie tak łatwo się od tego uwolnić. Choć wiem, że będę musiała. Mam dwuletnią córeczkę, owoc błędów, które ludzie nazywają miłością. Eryk kocha ją, jak własną. A ona... szaleje za nim. Eryk to moja największa nadzieja.
Nie bardzo jeszcze przyswajali, co ta dziewczyna mówi. Spojrzenia wędrowały nawzajem po twarzach, by powrócić w stronę Anny.
- Czy dobrze słyszymy? Przelotny seks?
- Przecież nie będę udawała świętoszki. Lubię, to lubię. Z kobietami też próbowałam. Przed Erykiem zresztą nie mam tajemnic, myślimy podobnie. Proszę wybaczyć, chyba jednak nie powinnam teraz rozwijać tego tematu.
Eks poderwała się do góry. Co to kurwa jest? Matka przytrzymała ją za rękę.
- Powiedz mi tylko jeszcze, moja droga – wycedziła Kasztanowa przez zaciśnięte aż do bólu zęby - chodzisz do kościoła?
Anna pokręciła przecząco głową. Natrafiła na teatralne spojrzenie wyrażające współczucie i wyższość.
- Może warto by było jednak znaleźć na to czas?
Anna nie od razu odpowiedziała.
- Nie. Nie chodzę do kościoła. Kościół jest dla wierzących, nic tam po mnie. Jakoś mi łatwiej żyć na własny rachunek. Zresztą, czułabym się pewnie zagubiona. Mam żydowskie pochodzenie, a społeczeństwo w Polsce wydaje się takie antysemickie...
-Jakie? - wykrzyknęły niemal wszystkie na raz. Zaczął się zbiorowy jazgot. – Antysemickie? No, nie. Tu już przesadziłaś, powtarzając te brednie o Polakach. My do Żydów nic nie mamy. Oczywiście, że byłoby lepiej, gdyby rządzili się we własnym kraju a nie u nas, to chyba zrozumiałe.
Eryk obnażył zęby w uśmiechu. Bawił się chyba cudownie, ale nie włączał się w rozmowy. Znowu go pocałowała.
- Ulżyło mi - Anna z wyraźną niechlujnością siliła się na powagę - To dobrze, że nie ma między nami ksenofobów, bo wśród moich byłych trafiali się też Niemcy, Żydzi, a nawet jeden Arab.
- Kto był? - Eks miała chyba dosyć. – No, nie... Mamo, ja nie wytrzymam, co tu się dzieje? Przychodzi tu panienka, której studia finansuje międzynarodowa korporacja kochanków, z pejsatym podejściem do życia, i śmieje nam się w twarz. Zarobek na ulicy też pewnie nie jest jej obcy. Ja zwariuję.
Spojrzenie Anny nie zmieniło koloru. Głos pozostał spokojny.
- To prawda, nie wstydzę się tego, że czasami korzystam ze swojej urody, że biorę za nią pieniądze. Nie kryłam tego przed Erykiem, nie chcę go oszukiwać. Nie każdy ma łatwy start, ja musiałam dbać o wszystko sama. Nie wiem, jak pani, Beatko?
Tym razem Eks nie dała się zatrzymać na krześle, które szarpnięte o mało się nie wywróciło.
-Nooo..., nie. Co ja tu robię? Albo ona stąd wyjdzie, albo ja. Nie będzie mnie jakaś wywłoka uczyła, jak się powinno żyć.
Eryk wstał, powoli i dostojnie. Podał Annie rękę.
- To chyba zrozumiałe, że to jednak my wyjdziemy. Wybaczysz babciu?
O dziwo, babcia zachowywała spokój, nie miała chęci ulec emocjom. Jej mądre oczy wciąż jakby się uśmiechały.
- Zaglądaj, Eryczku, zawsze czekam tu na ciebie. I ty moje dziecko też wpadnij, nie miałyśmy dziś okazji porozmawiać, a szkoda.
Eks aż wkręciła się w podłogę. Moje dziecko... Co tu się dzieje? Co tu się kurwa dzieje?
Anna ucałowała czoło starszej kobiety. Już się nie oglądała za siebie. Kurtyna właśnie opadała, ale nie do końca była przekonana, czy dobrze czuje się w roli gwiazdy.
***
Ulica była pusta, sierpniowa i piękna w wieczornym woalu okiennych i latarnianych świateł. Eryk szedł pierwszy, jakby nieobecny, zagubiony w koszmarach, które dźwigał w sobie.
- Co to było? - wycisnął z siebie z trudem. Wciąż kręcił głową, w swoim niezrozumieniu. Nie potrafił powiedzieć niczego więcej. Tarł rozgrzane czoło i tarmosił nerwowo włosy nad prawym uchem. Nieprzytomne spojrzenie przebijało się gdzieś daleko i dopiero po pewnym czasie dostrzegł, że dziewczyna została z tyłu, że przysiadła na pobliskiej ławce. Zawrócił.
- To tak, jakbyśmy wrzucili tam granat - zachichotał - Totalne spustoszenie.
- Wiem, Nie tak to miało być – powiedziała.
Sięgnęła do kieszeni, wyjęła pieniądze, wyciągnęła w jego kierunku. Zignorował ten ruch, przysiadł obok. Przyjęła to, jak wyrzut sumienia, jeszcze bardziej wtuliła się w mrok.
- Pal diabli te kretynki. Żal mi tylko babci, to był jej dzień.
Skurczyła się, ugięła przygnieciona niewidocznym ciężarem.
- Nie wiedziałem dokładnie, po co tam idę, na pewno nie chodził mi po głowie żaden rozrachunek z przeszłością. Wiedziałem tylko, że na jubileuszu babci być muszę. Wiedziałem bardzo mało, praktyczne nic. Myślałem tylko, jak spotkać się z nimi i nie chować głowy pod stół, sprostać złośliwościom i szyderstwom, do których mnie przyzwyczaiły. Tak, babunia jest kochana, ona jedna. I to dla niej wszystko wymyśliłem.
- Chyba dobrze wymyśliłeś. Gdyby nie ja, mogło się to udać. Powinnam tylko, zgodnie z umową, pomilczeć cierpliwie, policzek w policzek, łapka w łapkę, bez wielkiej filozofii i zaangażowania. Milczeć, nie odpowiadać, nie kombinować. Miałam proste zadanie do wykonania, za godziwą zapłatę. Tylko że... Nie dałam rady. Nie wiedziałam, jak bolesne może być dziobanie okrutnych wron. Ta twoja Eks, jej mamuśka... Weź te pieniądze.
Eryk wyciszał się powoli, wieczór skutecznie chłodził emocje i otulał nastrojem.
- Nie zawsze taka była. Na początku zwykła zakochana dziewczyna. Przykrywała wszystko śmiechem i beztroską. To były piękne, szalone lata. Szkoda, że już nie wrócą. Ja też potrafiłem być szalony. Dopiero po ślubie usłyszałem nieznany sobie jeszcze odgłos kroków. To zbliżała się codzienność. Szara rzeczywistość, w swoich ciężkich taterniczych butach. Później te kroki całkowicie zdominowały moje życie. Beata zaczęła rządzić, pouczać, opieprzać na każdym kroku, a ja nie potrafiłem się bronić. Cichy, pokorny, ustępujący we wszystkim. To ją nakręcało, testowała kolejne granice.
- Nie pomyślałeś, że to wszystko traci sens?
- Zabrakło mi jaj. Dopiero dziś mi to uświadomiłaś. Wierzyłem, że tak być chyba musi. Aż wreszcie to ona postanowiła wszystko zakończyć, w najbardziej okrutny ze sposobów. Powiedziała mi, że jest taki ktoś, komu nigdy nie będę w stanie dorównać. Pod żadnym względem... rozumiesz to? Pod żadnym. To brzmiało, jak wynocha. Więc wyniosłem się, bez pomysłu na dalsze życie, nawet nieświadom tego, dlaczego, jak, za co... Przecież nie tak miało być. Pogubiłem się. I dopiero dziś... Schowaj je. Uczciwie zarobiłaś, nawet jeśli inaczej się umawialiśmy.
- Przyglądałam ci się. Sam nie wiesz, czego chcesz, wydaje ci się, że jeszcze ją kochasz.
Opuszczona głowa Eryka była jak przyznanie się do błędu.
- Wymyśliłem tylko tyle, że zjawiam się tam z najpiękniejszą dziewczyną, o jakiej faceci mogą tylko zamarzyć, młodziutką, tulącą się do mnie, okazującą czułość i oddanie, że niszczę trupiobladą z zazdrości Beatę swoim szczęściem, że zacznie się zastanawiać, czy czegoś nie straciła. Miałaś tylko wzbudzić zazdrość, poczucie winy. Głupia, sztubacka zagrywka, prawda? Tylko, że... Że się udało. Kurrr... Udało się. Ja bym nie potrafił, tobie poszło to tak lekko. Założyłaś jej tę gipsową trupią maskę na twarz, była bliska apopleksji.
Eryk zamilkł na chwilę, by opanować buzujące emocje, chyba nawet miał łzy w oczach. Spojrzał na dziewczynę, jakby widział ją pierwszy raz.
- Wczoraj, gdy się poznaliśmy, gdy odpowiedziałaś na mój telefon, oniemiałem, niemal się wystraszyłem, że los ze mnie szydzi, że zastawia na mnie jakieś paranormalne pułapki. Nie spotkałem nigdy tak pięknej kobiety, jak ty. Takim jak ja to się nie zdarza.
Ukryła uśmiech gdzieś głęboko. Bo trudno uwierzyć w to, że te słowa spływały po niej tak obojętnie, jak wskazywała na to kamienna wciąż twarz.
- Posłuchaj teraz mnie, Eryku. Los cię wepchnął w ręce hien. To stado dzikich bestii, bez ludzkiego instynktu, intelektu i odruchów, karmiących się krwią. Twoją krew chłeptały w naturalny sposób, bo zostałeś im podany na talerzu, jako danie dyżurne. A teraz powiedz sobie, że ich wszystkich już nie ma. Zresetuj, przeinstaluj własne życie.
Spojrzała spokojniej, cieplej. Przyjaźniej. Pogłaskała mężczyznę po twarzy.
- Nie jesteś nieudacznikiem. Jesteś po prostu dobrym człowiekiem, a dobrzy ludzie już tak mają. Przyglądałam ci się przy stole, jak nagle zakładasz pancerz, podnosisz gardę, włączasz funkcję samoobrony. Tak jakbyś w pewnym momencie odleciał, odpłynął, pozostawiając mnie samą w walce z żywiołem. Byłeś przez dłuższy czas taki dziwnie spokojny, niemal nieobecny.
Kiwnął głową.
- Tam, przy tym stole, znalazłem się po drugiej stronie tej świadomości. Dobrze to nazwałaś, odpłynąłem. Jakaś ciepła wata wszystko wytłumiła. Poczułem, że przeżywam coś niezwykłego, że tuli się do mnie młoda i piękna dziewczyna, że odczuwam to każdym receptorem. I nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, że to oszustwo, że to złudzenie, które kupiłem za pieniądze. Że tęczowa bańka mydlana zaraz pęknie, bo tak jest z bańkami. Wszystko za twoją sprawą wymknęło się spod kontroli. Mogę teraz powiedzieć – na szczęście.
- Zrobiłam z ciebie lekkoducha i niemal samca alfa. Ogiera. A z siebie dziwkę. Teraz już nie wiem, czy to miało sens. Ale wtedy...
- Ja też jeszcze nie wiem, co to dla mnie znaczy. Najbliższe telefony przyniosą odpowiedź. Zdjęłaś ze mnie zaklęcie i teraz tylko to się liczy. Chciałbym cię poznać bliżej. Powalczyć o ciebie.
Trafił na spojrzenie oczu, w których wprawdzie nie było chłodu, ale nie było też ciepła.
- Posłuchaj... Wiadomość dobra, jaką mam dla ciebie, jest taka, że dziewczyny w moim wieku lubią starszych panów.
- Cieszę się.
- No właśnie... bo wiadomość zła powinna ci uświadomić, że dla nas starszy pan to ten, co ma trzydzieści lat.
Popatrzyła na banknoty, które cały czas ściskała w dłoni
- Wezmę je. Skoro mówisz, że zasłużyłam. Dziś są mi bardzo potrzebne. Przychodzą w porę, każdy ma takie zakręty. Inaczej bym ich nie wzięła.
Chciała znów pogłaskać go po twarzy, na pożegnanie, ale wystraszyła się konsekwencji.
- Nie spytałeś mnie o jedną rzecz, Eryku, o którą pewnie chciałbyś zapytać. Domyślam się, że nie masz odwagi. O to, ile było prawdy w tym, co mówiłam tam o sobie.
Milczał. Czyżby miała rację, czyżby bał się odpowiedzi?
- Nie pytasz. Może i lepiej. Wiedz tylko, że jeśli muszę teraz iść, to nie do kolejnego klienta - nie protestuj, nie musisz - po prostu zostawiłam córkę pod opieką matki. Tak, mam dwuletnią córkę. A moja matka jest tak naprawdę niepijącą i kochaną kobietą, moim wielkim i jedynym wsparciem. Tak więc nie wszystko było kłamstwem, nie wszystko też prawdą.
- Rozumiem. - (Co on na Boga rozumiał?). - Nie spotkamy się już?
Brak odpowiedzi był czytelną odpowiedzią. Zrobiła dwa kroki w ciemność, ale zawahała się. Przystanęła.
- Ja mam dwadzieścia trzy lata a ty dwa razy więcej. Łączy nas chyba to, że tamte twoje piękne lata już nie wrócą i moje też już nie. Nie szukaj w tym logiki.
Nie szukał.
- Jest szansa, że się spotkamy. Jak będziesz się wybierał do babci, zadzwoń po mnie. Jej mądre, piękne, stare oczy mówiły mi, że wszystko rozumie. Ale i tak mam się z czego tłumaczyć.
Patrzył, jak odchodzi, jak znika w głębi ulicy. Pomyślał, że jest jak sny, które szybko się pojawiają i jeszcze szybciej kończą. Ale pomyślał coś jeszcze.
Że są też takie sny, które wracają.
Ostatnio zmieniony 13 lip 2014, 0:10 przez coobus, łącznie zmieniany 1 raz.
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
Re: Przebudzenie
Przeczytałem i co ja mogę powiedzieć?
Najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek przeczytałem na tym forum, zawiera mnóstwo prawdy o ludziach, musisz być niesamowitym obserwatorem


Najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek przeczytałem na tym forum, zawiera mnóstwo prawdy o ludziach, musisz być niesamowitym obserwatorem


- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Przebudzenie
Krzysiu,
mysmy juz sobie porozmawiali swego czasu na temat tego utworu - wiesz co mysle i jakie mam zdanie.
I bardzo sie ciesze, ze postanowiles go tu zamiescic.
A gdyby ktos byl ciekawy mojej oceny, pozwole sobie powtórzyc za karolkiem:
Klaniam sie nisko,
J.
mysmy juz sobie porozmawiali swego czasu na temat tego utworu - wiesz co mysle i jakie mam zdanie.
I bardzo sie ciesze, ze postanowiles go tu zamiescic.
A gdyby ktos byl ciekawy mojej oceny, pozwole sobie powtórzyc za karolkiem:
Jedno z niewielu najwyzszych lotów - ze dookresle.karolek pisze:Najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek przeczytałem na tym forum, zawiera mnóstwo prawdy o ludziach, musisz być niesamowitym obserwatorem.
Klaniam sie nisko,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Re: Przebudzenie
I dziękuję Ci za tak przychylną ocenę. W wakacje wrócę do prozy. Moje plany zakładały ten powrót na koniec zimy, ale nie wyszło. A korci...411 pisze:mysmy juz sobie porozmawiali swego czasu na temat tego utworu - wiesz co mysle i jakie mam zdanie.
Karolku, Ewo - pozdrawiam i dziękuję za czytanie

” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Przebudzenie
I ja też znam to opowiadanie ze śp. Antresoli.
Chyba już wtedy je wysoko oceniłem, oddając swój głos. Nie będę polemizował z przedmówcami, cóż by bowiem była za polemika, gdybyśmy mówili to samo? Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, ot, co.

Chyba już wtedy je wysoko oceniłem, oddając swój głos. Nie będę polemizował z przedmówcami, cóż by bowiem była za polemika, gdybyśmy mówili to samo? Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, ot, co.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- coobus
- Posty: 3982
- Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21
Re: Przebudzenie
Dzięki, Skaranie. I ja Cię widzę




” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Przebudzenie
znalazłam jedną literówkę ma - poprawiłam.coobus pisze:- Posłuchaj... Wiadomość dobra, jaką ma dla ciebie, jest taka, że dziewczyny w moim wieku lubią starszych panów.
Czytając cobusku Twoje opowiadanie, miałam wrażenie, że słyszę jak czytasz. Ponieważ widzieliśmy się i rozmawialiśmy, wyobraźnia była łatwa. Bardzo mi się podoba. Znasz dobrze ludzką hipokryzję, wiem o tym. Serdecznie pozdrawiam

A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
-
- Posty: 554
- Rejestracja: 10 lis 2011, 10:37
- Lokalizacja: Niemcy
- Kontakt:
Re: Przebudzenie
Juz raz oklaskiwalam to opowiadanie, glowe bym dala, ze na "osmym pietrze"...
Przyjemnosc czytania.
Ilez w tej fikcji zyciowych realiow...

Przyjemnosc czytania.
Ilez w tej fikcji zyciowych realiow...


- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Przebudzenie
Czytałam, czytałam wcześniej, Coobus'iu. Może i na Antresoli, nie pamiętam.
Dobrze napisane z wiarygodnie przekazanymi dialogami.
Gramy, całe życie gramy. Przynajmniej niektórzy z nas.
Słuchamy innych i słyszymy to, co usłyszeć chcemy. Nakładamy na szkielet rozmowy ciało i kształtujemy je zgodnie z naszymi życzeniami.
Nieliczni z nas potrafią spoglądać na otoczenie nie jak na zbiór płaskich punktów, czy wycinanek. Nieliczni z nas potrafią zainteresować się człowiekiem bez osądów i uprzedzeń.
Ciekawe zakończenie, otwiera wyobraźnię, przyszłość bohaterów.
I masz rację, młodzi ludzie patrząc na tych co mają na początku swojego wieku więcej niż 3- myślą o nich, jak o tych co już tuż tuż od granicy życia.
serdecznie
iTuiTam
Dobrze napisane z wiarygodnie przekazanymi dialogami.
Gramy, całe życie gramy. Przynajmniej niektórzy z nas.
Słuchamy innych i słyszymy to, co usłyszeć chcemy. Nakładamy na szkielet rozmowy ciało i kształtujemy je zgodnie z naszymi życzeniami.
Nieliczni z nas potrafią spoglądać na otoczenie nie jak na zbiór płaskich punktów, czy wycinanek. Nieliczni z nas potrafią zainteresować się człowiekiem bez osądów i uprzedzeń.
Ciekawe zakończenie, otwiera wyobraźnię, przyszłość bohaterów.
I masz rację, młodzi ludzie patrząc na tych co mają na początku swojego wieku więcej niż 3- myślą o nich, jak o tych co już tuż tuż od granicy życia.
serdecznie
iTuiTam