Dziedzictwo
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Dziedzictwo
Wyjechali zza zakrętu drogi, końskie kopyta mlaskały w zalegającym ją pośniegowym błocie. Na lewo od pobocza zobaczyli pobojowisko: kilka martwych koni, siwka dogorywającego w drgawkach i sztywnie przestępującego z nogi na nogę karosza z wyprutymi trzewiami.
- Bitka była, panie - szepnął armiger, podjeżdżając do rycerza Karla von Grassa. - Ciekawość, kto z kim…
Karl skierował konia na skrwawiony śnieg.
Potyczka musiała się odbyć kilka godzin temu, bo leżące w śniegu i błocie ciała zdawały się sztywne. Rycerz odpiął od siodła kuszę, wycelował w łeb chrapiącego siwka, po czym puścił kolejny bełt w głowę karosza. Szarpnął wodze i skierował konia z powrotem na trakt, gdy usłyszał jęk. Zawrócił, zeskoczył z kulbaki i z zarepetowaną kuszą wszedł na pole.
Jęczący leżał na skraju, obok martwego szymla. Był wysoki, widać, że postawny i mocny, ubrany w kolcze nogawice i wysokie, ćwiekowane buty, na piersi miał pancerz z niewielkich, stalowych płytek, zachodzących na siebie jak rybie łuski. Nie nosił hełmu, tylko kolczy kaptur, z którego wyglądała twarz, młoda, o wyostrzonych rysach, okolona krótką, srebrnopopielatą brodą. Na zbroi nie było jaki z herbem, ale biodra okalał rycerski pas. Dłoń w pancernej rękawicy ściskała długi nóż o szerokiej klindze.
- Okup… - Blade wargi leżącego drgnęły, skurcz przebiegł przez żuchwę i policzki, z kącika ust spłynęła stróżka krwi. Karl pomedytował chwilę, po czym skinął na swoją obstawę.
- Kawał chłopa, cny panie Karlu! Aż oczy rwie! Rzadko takich widywać, oj, rzadko! Szkoda, że tak paskudnie dostał. - Starszawa niewiasta w białej, płóciennej podwice i chuście zamotanej na głowie pochyliła się nad rannym, spoczywającym na dużym, dębowym stole w świetlicy. Jej kościste dłonie sprawnie ocierały płynącą z rany w pachwinie krew, nakładały czyste, białe płótna. - Hej, synku! - Lekko uderzyła go w policzek. - Obudź się i powiedz, komu posłać wieść, gdzieś trafił!
Ranny leżał bezwładnie. Miał mocną szyję, szerokie barki, atletyczne ramiona, tors, zarośnięty popielatym włosem, płaski, umięśniony brzuch i długie, muskularne nogi. Po jednym i drugim uderzeniu staruchy drgnął, z trudem uniósł zsiniałe powieki, ukazując ciemnozielone oczy z rozszerzonymi źrenicami.
- Bergen... - wyszeptał. - Proszę… Okup… - zatoczył głową po stole, sińce wokół oczu nabrały fioletowej barwy. Pierś podnosiła się i opadała w spazmatycznym oddechu, żyły na szyi pulsowały.
- Bergen. To chyba niedaleko stąd, panie Karlu. - Baba sprawnie motała opatrunek na lędźwiach rannego. - Jak będziecie do nich słać, to i po plebana do miasta za jeden raz poślijcie. Może zdąży… - dodała ciszej.
- In nomie Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. - Ksiądz założył stułę i położył jej koniec na piersi umierającego. - Jeśli możesz mówić, synu, pojednaj się z Panem w obliczu śmierci.
Ranny z największym trudem chwytał oddech, jego piękna twarz zbielała, usta drżały.
- Zabijałem… Bo to mój fach… - wionął zza drżących warg. - Tam, gdzie lafa i łup… - Z trudem przełknął ślinę. - W walce uderzałem, by zabić… a nie żeby się ugodzony męczył… Tak mnie nauczono… - Próbował chwycić powietrze. - Nigdy nie zabiłem ani nie ukrzywdziłem niewiasty… dziecka... słabego… żadnego Bożego stworzenia, co czuje i cierpi… - Pot zrosił mu czoło, oczy zapadły się w głąb czaszki. - Tylkom tam żelazo wyciągał… gdzie… inni… wyciągali... - Już nie panował nad drgawkami. - Najeee…
Ksiądz sięgnął do swojej sakwy po parament.
- Witajcie, szlachetne panie. Jednoczym się z wami w waszej żałobie. – Karl wyszedł naprzeciw orszaczkowi, który wjechał przed jego dwór. Patrzył z podziwem na konie przybyszów, najpiękniejsze, jakie widział w życiu. Chłonął spojrzeniem zeskakujące z kulbak kobiety, starszą i młodszą, wysokie, smukłe, o jasnych, ostro rzeźbionych twarzach, ciemnych oczach pod jaskółczymi brwiami i rudobrązowych włosach, upiętych nad karkami w gęstych siatkach pod wygiętymi rondami kapeluszy. Obydwie nosiły skórzane nogawice, kurdybanowe buty i krótkie, wcięte kaftany z przeszywanych na zmianę pasów skóry i przedniego sukna. U siodeł przypięły saraceńskie, zakrzywione szable, lekkie topory na długich styliskach i myśliwskie, norymberskie kusze. Przy kulbace starszej zobaczył herbowy ryngraf, przedstawiający czarny ognisty krzyż na srebrnym polu.
Kobiety i towarzysząca im eskorta, złożona z pasowanego rycerza, dwu knechtów i trzech pachołków, zsiedli, starsza podeszła do Karla i uścisnęła jego dłoń mocno, zdecydowanie, po czym ruszyła za nim w głąb dworu.
Najemnik spoczywał na stole w świetlicy, w zbroi, trzymając w skrzyżowanych na piersi dłoniach krzyż, a przy jego boku leżał prosty, półtoraręczny miecz, który armiger Karla zabrał z pobojowiska. Modlące się przy zmarłym niewiasty podniosły wzrok na wchodzących. Przybyszki zbliżyły się do stołu, młodsza miękkim, pieszczotliwym gestem dotknęła twarzy zmarłego, starsza spojrzała na nią ostro i ta cofnęła dłoń.
- Pater… - Starsza utkwiła wzrok w księdzu, siedzącym obok czuwających kobiet. - Jeśli się zdążył wyspowiadać, to co wyznał? - Zdawała się nie widzieć zdumionego i wściekłego spojrzenia, jakie rzucił na nią duchowny. - Od tego, co powiedział, zależy to, jak go pochowam, więc nie bredźcie mi tu, wielebny, o tajemnicy! - Jej oczy, ciemne i zdawałoby się bez źrenic, wpiły się w oczy księdza, jakby go chciały zniewolić. Próbował spuścić wzrok i nie mógł, wpatrywał się w ten hipnotyzujący mrok pod powiekami i czuł, jak traci wolę i chęć oporu, jak ogarnia go przemożna potrzeba powiedzenia wszystkiego, co usłyszał. Teraz. Natychmiast.
- Milcz i nie waż się być nieposłuszną! - Młoda kobieta stała przed starszą; na jej jasne, marmurowe policzki zaczynały wypełzać delikatne rumieńce, miękkie usta drżały, a na rzęsach lśniły łzy. - Na twoim bracie wygasł ród. Nikt już nie będzie nosił na tarczy płomiennego krzyża! Ale została krew. W naszych żyłach. - Starsza patrzyła na młodszą swoim niesamowitym wzrokiem, zdolnym ujarzmić każdego. Młodsza odpowiedziała jej podobnym spojrzeniem. - A krew - to dziedzictwo. I moc. I trzeba je przekazać. - Zamilkła, ale nie spuściła wzroku, przez chwilę mierzyły się spojrzeniami. - Ja jestem już na to za stara. Zostałaś tylko ty! Wiem… - machnęła ręką, widząc, że młoda zamierza coś powiedzieć. - Wiem, że nie przewidywałaś małżeństwa, podobnie, jak ja. Dopóki żył on, można było to uwzględnić, można było liczyć, że da dziedzica po mieczu. I może tę, co przeniesie moc. Teraz - przepadło! Mamy tylko ciebie, tylko kądziel, która musi być silniejsza, trwalsza, niż wszystkie miecze! - Wstała, podeszła do młodej i objęła ją mocnym uściskiem. - Spełnij swoje zadanie, córko mojego brata! Spełnij je!
Zza okna rozebrzmiały uderzenia kopyt o płyty dziedzińca, szczęk broni, męskie głosy. Starsza ujęła młodszą za przegub, pociągnęła do sieni, do drzwi. Stanęły na progu dworu, patrząc na przybyłych, szczególnie na idącego ku nim smukłego, ciemnowłosego i szarookiego rycerza z wilczymi kosami na lentnerze.
- Bitka była, panie - szepnął armiger, podjeżdżając do rycerza Karla von Grassa. - Ciekawość, kto z kim…
Karl skierował konia na skrwawiony śnieg.
Potyczka musiała się odbyć kilka godzin temu, bo leżące w śniegu i błocie ciała zdawały się sztywne. Rycerz odpiął od siodła kuszę, wycelował w łeb chrapiącego siwka, po czym puścił kolejny bełt w głowę karosza. Szarpnął wodze i skierował konia z powrotem na trakt, gdy usłyszał jęk. Zawrócił, zeskoczył z kulbaki i z zarepetowaną kuszą wszedł na pole.
Jęczący leżał na skraju, obok martwego szymla. Był wysoki, widać, że postawny i mocny, ubrany w kolcze nogawice i wysokie, ćwiekowane buty, na piersi miał pancerz z niewielkich, stalowych płytek, zachodzących na siebie jak rybie łuski. Nie nosił hełmu, tylko kolczy kaptur, z którego wyglądała twarz, młoda, o wyostrzonych rysach, okolona krótką, srebrnopopielatą brodą. Na zbroi nie było jaki z herbem, ale biodra okalał rycerski pas. Dłoń w pancernej rękawicy ściskała długi nóż o szerokiej klindze.
- Okup… - Blade wargi leżącego drgnęły, skurcz przebiegł przez żuchwę i policzki, z kącika ust spłynęła stróżka krwi. Karl pomedytował chwilę, po czym skinął na swoją obstawę.
- Kawał chłopa, cny panie Karlu! Aż oczy rwie! Rzadko takich widywać, oj, rzadko! Szkoda, że tak paskudnie dostał. - Starszawa niewiasta w białej, płóciennej podwice i chuście zamotanej na głowie pochyliła się nad rannym, spoczywającym na dużym, dębowym stole w świetlicy. Jej kościste dłonie sprawnie ocierały płynącą z rany w pachwinie krew, nakładały czyste, białe płótna. - Hej, synku! - Lekko uderzyła go w policzek. - Obudź się i powiedz, komu posłać wieść, gdzieś trafił!
Ranny leżał bezwładnie. Miał mocną szyję, szerokie barki, atletyczne ramiona, tors, zarośnięty popielatym włosem, płaski, umięśniony brzuch i długie, muskularne nogi. Po jednym i drugim uderzeniu staruchy drgnął, z trudem uniósł zsiniałe powieki, ukazując ciemnozielone oczy z rozszerzonymi źrenicami.
- Bergen... - wyszeptał. - Proszę… Okup… - zatoczył głową po stole, sińce wokół oczu nabrały fioletowej barwy. Pierś podnosiła się i opadała w spazmatycznym oddechu, żyły na szyi pulsowały.
- Bergen. To chyba niedaleko stąd, panie Karlu. - Baba sprawnie motała opatrunek na lędźwiach rannego. - Jak będziecie do nich słać, to i po plebana do miasta za jeden raz poślijcie. Może zdąży… - dodała ciszej.
- In nomie Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. - Ksiądz założył stułę i położył jej koniec na piersi umierającego. - Jeśli możesz mówić, synu, pojednaj się z Panem w obliczu śmierci.
Ranny z największym trudem chwytał oddech, jego piękna twarz zbielała, usta drżały.
- Zabijałem… Bo to mój fach… - wionął zza drżących warg. - Tam, gdzie lafa i łup… - Z trudem przełknął ślinę. - W walce uderzałem, by zabić… a nie żeby się ugodzony męczył… Tak mnie nauczono… - Próbował chwycić powietrze. - Nigdy nie zabiłem ani nie ukrzywdziłem niewiasty… dziecka... słabego… żadnego Bożego stworzenia, co czuje i cierpi… - Pot zrosił mu czoło, oczy zapadły się w głąb czaszki. - Tylkom tam żelazo wyciągał… gdzie… inni… wyciągali... - Już nie panował nad drgawkami. - Najeee…
Ksiądz sięgnął do swojej sakwy po parament.
- Witajcie, szlachetne panie. Jednoczym się z wami w waszej żałobie. – Karl wyszedł naprzeciw orszaczkowi, który wjechał przed jego dwór. Patrzył z podziwem na konie przybyszów, najpiękniejsze, jakie widział w życiu. Chłonął spojrzeniem zeskakujące z kulbak kobiety, starszą i młodszą, wysokie, smukłe, o jasnych, ostro rzeźbionych twarzach, ciemnych oczach pod jaskółczymi brwiami i rudobrązowych włosach, upiętych nad karkami w gęstych siatkach pod wygiętymi rondami kapeluszy. Obydwie nosiły skórzane nogawice, kurdybanowe buty i krótkie, wcięte kaftany z przeszywanych na zmianę pasów skóry i przedniego sukna. U siodeł przypięły saraceńskie, zakrzywione szable, lekkie topory na długich styliskach i myśliwskie, norymberskie kusze. Przy kulbace starszej zobaczył herbowy ryngraf, przedstawiający czarny ognisty krzyż na srebrnym polu.
Kobiety i towarzysząca im eskorta, złożona z pasowanego rycerza, dwu knechtów i trzech pachołków, zsiedli, starsza podeszła do Karla i uścisnęła jego dłoń mocno, zdecydowanie, po czym ruszyła za nim w głąb dworu.
Najemnik spoczywał na stole w świetlicy, w zbroi, trzymając w skrzyżowanych na piersi dłoniach krzyż, a przy jego boku leżał prosty, półtoraręczny miecz, który armiger Karla zabrał z pobojowiska. Modlące się przy zmarłym niewiasty podniosły wzrok na wchodzących. Przybyszki zbliżyły się do stołu, młodsza miękkim, pieszczotliwym gestem dotknęła twarzy zmarłego, starsza spojrzała na nią ostro i ta cofnęła dłoń.
- Pater… - Starsza utkwiła wzrok w księdzu, siedzącym obok czuwających kobiet. - Jeśli się zdążył wyspowiadać, to co wyznał? - Zdawała się nie widzieć zdumionego i wściekłego spojrzenia, jakie rzucił na nią duchowny. - Od tego, co powiedział, zależy to, jak go pochowam, więc nie bredźcie mi tu, wielebny, o tajemnicy! - Jej oczy, ciemne i zdawałoby się bez źrenic, wpiły się w oczy księdza, jakby go chciały zniewolić. Próbował spuścić wzrok i nie mógł, wpatrywał się w ten hipnotyzujący mrok pod powiekami i czuł, jak traci wolę i chęć oporu, jak ogarnia go przemożna potrzeba powiedzenia wszystkiego, co usłyszał. Teraz. Natychmiast.
- Milcz i nie waż się być nieposłuszną! - Młoda kobieta stała przed starszą; na jej jasne, marmurowe policzki zaczynały wypełzać delikatne rumieńce, miękkie usta drżały, a na rzęsach lśniły łzy. - Na twoim bracie wygasł ród. Nikt już nie będzie nosił na tarczy płomiennego krzyża! Ale została krew. W naszych żyłach. - Starsza patrzyła na młodszą swoim niesamowitym wzrokiem, zdolnym ujarzmić każdego. Młodsza odpowiedziała jej podobnym spojrzeniem. - A krew - to dziedzictwo. I moc. I trzeba je przekazać. - Zamilkła, ale nie spuściła wzroku, przez chwilę mierzyły się spojrzeniami. - Ja jestem już na to za stara. Zostałaś tylko ty! Wiem… - machnęła ręką, widząc, że młoda zamierza coś powiedzieć. - Wiem, że nie przewidywałaś małżeństwa, podobnie, jak ja. Dopóki żył on, można było to uwzględnić, można było liczyć, że da dziedzica po mieczu. I może tę, co przeniesie moc. Teraz - przepadło! Mamy tylko ciebie, tylko kądziel, która musi być silniejsza, trwalsza, niż wszystkie miecze! - Wstała, podeszła do młodej i objęła ją mocnym uściskiem. - Spełnij swoje zadanie, córko mojego brata! Spełnij je!
Zza okna rozebrzmiały uderzenia kopyt o płyty dziedzińca, szczęk broni, męskie głosy. Starsza ujęła młodszą za przegub, pociągnęła do sieni, do drzwi. Stanęły na progu dworu, patrząc na przybyłych, szczególnie na idącego ku nim smukłego, ciemnowłosego i szarookiego rycerza z wilczymi kosami na lentnerze.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dziedzictwo
Witaj Ewciu.

Dobrze jest dac sie porwac Twym swiatom, czlowiek odpoczywa, moze odetchnác i zadumac nad, np, sztuká krawiecká tamtych czasów. Zartuje, ale chcialam zwrócic uwage i pochwalic bogactwo Twojego slownika.
Znalazlam:
Podobalo sie.
J.

Dobrze jest dac sie porwac Twym swiatom, czlowiek odpoczywa, moze odetchnác i zadumac nad, np, sztuká krawiecká tamtych czasów. Zartuje, ale chcialam zwrócic uwage i pochwalic bogactwo Twojego slownika.
Znalazlam:
Wysokie to chyba czolo, a nogi? Dlugie? Smukle?Ewa Włodek pisze:Miał mocną szyję, szerokie barki, atletyczne ramiona, tors, zarośnięty
popielatym włosem, płaski, umięśniony brzuch i wysokie, muskularne nogi.
Uciekla Ci spacja.Ewa Włodek pisze:- Zabijałem…Bo to mój fach… - wionął zza drżących warg.
Orszaczkowi (jak rozumiem: malemu orszakowi).Ewa Włodek pisze:Karl wyszedł naprzeciw oraszaczkowi, który wjechał przed jego dwór.
Powtórzenie. Wiem, ciezko tu bedzie cos znalezc, ale moze chociaz szyk zmienic?Ewa Włodek pisze: Jej oczy, ciemne i zdawałoby się bez źrenic, wpiły się w oczy księdza, jakby go chciały zniewolić. Próbował spuścić wzrok i nie mógł, wpatrywał się w te hipnotyzujące oczy i czuł, jak traci wolę i chęć oporu, jak ogarnia go przemożna potrzeba powiedzenia wszystkiego, co usłyszał.
Podobalo sie.
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Dziedzictwo
Witaj, witaj Józefino!
bardzo mnie ucieszyło Twoje dobre słowo względem mojego słownika! Tym bardziej, że w jednym miejscu już kilka razy Czytelnicy orzekli, że użyte przeze mnie słowa nie istnieją, i nie pomogło powoływanie się na literaturę przedmiotu. Nie istnieje, i nuż, a jak istnieje - o tym gorzej dla słowa.
A swoja drogą - straszliwie nam ubożeje polszczyzna! W tempie zastraszającym! I zawsze jak obserwuję to zjawisko, to mi się przypomina wywiad, jaki przeprowadziłam jakieś 30 lat temu z prof. Walerym Pisarkiem ("wydelegowana" przez naczelnego z argumentem: "idź ty do profesora, bo jesteś jedynym w redakcji filologiem polskim, więc zrozumiesz, co profesor będzie do ciebie mówić") na temat przewidywanych zmian w języku "mówionym" i nie tylko pod wpływem tak zwanych "czynników zewnętrznych", cokolwiek to znaczy. No i profesor wyklarował mi wówczas, że język polski będzie ewoluować, co zrozumiałe jest, i że z czasem zdominują go: zapożyczenia ze slangów środowiskowych, naleciałości z języków obcych (głównie angielszczyzny), wulgaryzacja oraz kody. No, i wykrakał! Wykrakał!!!
A teraz względem Twojego "dłubania" - jak Sama nazywasz Twoją ciężka pracę nad naszymi tekstami:
Dam - długie...
ślicznie Ci, Józefino, dziękuję, że wstąpiłaś, poczytałaś i powiedziałaś tyle dobrego i mądrego...
cała masę serdeczności wysyłam Tobie...
Ewa
bardzo mnie ucieszyło Twoje dobre słowo względem mojego słownika! Tym bardziej, że w jednym miejscu już kilka razy Czytelnicy orzekli, że użyte przeze mnie słowa nie istnieją, i nie pomogło powoływanie się na literaturę przedmiotu. Nie istnieje, i nuż, a jak istnieje - o tym gorzej dla słowa.
A swoja drogą - straszliwie nam ubożeje polszczyzna! W tempie zastraszającym! I zawsze jak obserwuję to zjawisko, to mi się przypomina wywiad, jaki przeprowadziłam jakieś 30 lat temu z prof. Walerym Pisarkiem ("wydelegowana" przez naczelnego z argumentem: "idź ty do profesora, bo jesteś jedynym w redakcji filologiem polskim, więc zrozumiesz, co profesor będzie do ciebie mówić") na temat przewidywanych zmian w języku "mówionym" i nie tylko pod wpływem tak zwanych "czynników zewnętrznych", cokolwiek to znaczy. No i profesor wyklarował mi wówczas, że język polski będzie ewoluować, co zrozumiałe jest, i że z czasem zdominują go: zapożyczenia ze slangów środowiskowych, naleciałości z języków obcych (głównie angielszczyzny), wulgaryzacja oraz kody. No, i wykrakał! Wykrakał!!!
A teraz względem Twojego "dłubania" - jak Sama nazywasz Twoją ciężka pracę nad naszymi tekstami:
racja! I to jest przykład automatycznego przemycenia do tekstu naleciałości środowiskowej (często w moim otoczeniu słyszę: "ależ ona ma wysokie nogi!"). No, i wyszło, że Pisarek miał rację!!!411 pisze: Ewa Włodek pisze:
Miał mocną szyję, szerokie barki, atletyczne ramiona, tors, zarośnięty
popielatym włosem, płaski, umięśniony brzuch i wysokie, muskularne nogi.
Wysokie to chyba czolo, a nogi? Dlugie? Smukle?
Dam - długie...
tak, tak, małemu orszakowi... A ja mam literówkę! Poprawię, rzecz jasna...411 pisze: Ewa Włodek pisze:
Karl wyszedł naprzeciw oraszaczkowi, który wjechał przed jego dwór.
Orszaczkowi (jak rozumiem: małemu orszakowi).
pewnie! Podłubię, może nawet - efektywnie...411 pisze: Ewa Włodek pisze:
Jej oczy, ciemne i zdawałoby się bez źrenic, wpiły się w oczy księdza, jakby go chciały zniewolić. Próbował spuścić wzrok i nie mógł, wpatrywał się w te hipnotyzujące oczy i czuł, jak traci wolę i chęć oporu, jak ogarnia go przemożna potrzeba powiedzenia wszystkiego, co usłyszał.
Powtórzenie. Wiem, ciezko tu bedzie cos znalezc, ale moze chociaz szyk zmienic?



ślicznie Ci, Józefino, dziękuję, że wstąpiłaś, poczytałaś i powiedziałaś tyle dobrego i mądrego...
cała masę serdeczności wysyłam Tobie...
Ewa
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dziedzictwo
Lol. Taaaak. Szczególnie: mádrego. Az sie musze poglaskac...Ewa Włodek pisze:ślicznie Ci, Józefino, dziękuję, że wstąpiłaś, poczytałaś i powiedziałaś tyle dobrego i mądrego...

A swojá drogá racje mial (i ma) pan profesor - to jest cos strasznego, co sie obecnie slyszy.
Czasem ciary przechodzá i robi sie mdlo. Te wszystkie: nara, pozdro, heja, czy wlasnie zapozyczenia. Jasne, nie obronimy sie przed nimi, jak i kazdy inny jezyk, ale przyjmujmy to, co rzeczywiscie nie ma odpowiednika. Przyznaje, tez uzywam "ulicy" i czasem az wátroba gnic zaczyna jak sie zastanowie, co klepie albo juz klepnelam, ale generalnie staram sie mówic ladnie, poprawnie. Obojetnie w jakim jezyku.
No cóz, znaki czasów, choc, szczerze mówiác, mnie sie te czasy srednio podobajá...
Pozdrawiam cieplo,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Dziedzictwo
ano, prawda to, Józefino, że nieraz żywcem nie da się uniknąć słów i sformułowań z tak zwanej ulicy! A nasza, krakowska ulica - to ostatnimi czasy - istny ściek! Aż diabli biorą i człek w głowę zachodzi, czy ci wszyscy ludzie nie umieją inaczej rozmawiać? I rodzi się obawa, ze chyba - nie. Niestety...411 pisze: A swojá drogá racje mial (i ma) pan profesor - to jest cos strasznego, co sie obecnie slyszy.
Czasem ciary przechodzá i robi sie mdlo. Te wszystkie: nara, pozdro, heja, czy wlasnie zapozyczenia. Jasne, nie obronimy sie przed nimi, jak i kazdy inny jezyk, ale przyjmujmy to, co rzeczywiscie nie ma odpowiednika. Przyznaje, tez uzywam "ulicy" i czasem az wátroba gnic zaczyna jak sie zastanowie, co klepie albo juz klepnelam, ale generalnie staram sie mówic ladnie, poprawnie. Obojetnie w jakim jezyku.
No cóz, znaki czasów, choc, szczerze mówiác, mnie sie te czasy srednio podobajá...
A czasy, w jakich mi przyszło zyć, to mi się podobają mniej, niż średnio...



dziękuję Ci ślicznie, że jesteś, moc serdecznego posyłam Tobie...
Ewa
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dziedzictwo
Interesujący dialog, miłe panie.
Niemal tak samo, jak opowiadanie.
Czy,jeśli się dołączę, będzie to trialog?
A tak serio, z tą ewolucją języka...
Myślę, że jeśli eksperyment pt. Unia Europejska się przyjmie, to za kilka pokoleń będziemy mieli jakiś nowy język europejski, co najwyżej upstrzony lokalnymi dialektami. Na pewno za jego podstawę będą robiły takie mowy, jak angielska, czy niemiecka, choć zapewne i z naszej coś doń trafi. Mało jednak, gdyż zbyt trudne te nasze odmiany, a ludzkość od zawsze wybierała łatwiznę.
Co innego Ewa Włodek. Chlubny wyjątek, który jest klasą samą dla siebie.
Może to brzmi, jak kpina, ale ja mówię całkiem serio. Podoba mi się twoje pisanie, Ewo. Zwłaszcza znajomość tematu, który aktualnie poruszasz. Widać, że do każdego utworu jesteś doskonale przygotowana merytorycznie. I tak trzymać.
Opowiadanie jest bardzo dobre, już nie zaskakuje, a raczej przekonuje, że twoje brakiem zakończenia. A może to jest zakończenie domyślne? Tak, czy owak jest super.

Niemal tak samo, jak opowiadanie.
Czy,jeśli się dołączę, będzie to trialog?

A tak serio, z tą ewolucją języka...
Myślę, że jeśli eksperyment pt. Unia Europejska się przyjmie, to za kilka pokoleń będziemy mieli jakiś nowy język europejski, co najwyżej upstrzony lokalnymi dialektami. Na pewno za jego podstawę będą robiły takie mowy, jak angielska, czy niemiecka, choć zapewne i z naszej coś doń trafi. Mało jednak, gdyż zbyt trudne te nasze odmiany, a ludzkość od zawsze wybierała łatwiznę.
Co innego Ewa Włodek. Chlubny wyjątek, który jest klasą samą dla siebie.
Może to brzmi, jak kpina, ale ja mówię całkiem serio. Podoba mi się twoje pisanie, Ewo. Zwłaszcza znajomość tematu, który aktualnie poruszasz. Widać, że do każdego utworu jesteś doskonale przygotowana merytorycznie. I tak trzymać.
Opowiadanie jest bardzo dobre, już nie zaskakuje, a raczej przekonuje, że twoje brakiem zakończenia. A może to jest zakończenie domyślne? Tak, czy owak jest super.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Dziedzictwo
oj, obawiam się, Skarańku, że za kilka pokoleń powstanie coś w rodzaju "metajęzyka" składającego się z kodów, skrótów, ikonek, znaków graficznych, gestów, nieartykułowanych dźwięków i tak dalej. A normalnego, dzisiejszego języka potocznego nikt nie zrozumie. A język dzisiejszej literatury - to już zupełnie będzie niezrozumiały.skaranie boskie pisze: Myślę, że jeśli eksperyment pt. Unia Europejska się przyjmie, to za kilka pokoleń będziemy mieli jakiś nowy język europejski, co najwyżej upstrzony lokalnymi dialektami. Na pewno za jego podstawę będą robiły takie mowy, jak angielska, czy niemiecka, choć zapewne i z naszej coś doń trafi. Mało jednak, gdyż zbyt trudne te nasze odmiany, a ludzkość od zawsze wybierała łatwiznę.
to się bardzo cieszę, że Ci się to moje pisanie podoba. I postaram się - tak trzymać!!!skaranie boskie pisze:
Podoba mi się twoje pisanie, Ewo. Zwłaszcza znajomość tematu, który aktualnie poruszasz. Widać, że do każdego utworu jesteś doskonale przygotowana merytorycznie. I tak trzymać.
oj, jest zakończenie, Skarańku, może faktycznie - domyślne?skaranie boskie pisze:
już nie zaskakuje, a raczej przekonuje, że twoje brakiem zakończenia. A może to jest zakończenie domyślne?




dziękuję Co najpiękniej za odwiedziny, za poczytanie i za dobre słowa...
usmiechy, uśmiechy posyłam...
Ewa
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: Dziedzictwo
Dziedzictwo chyba i poza więzami krwi, jakaś misja rodowa do wypełniania. Bohaterki nie chciały pełnić ról żon i matek. Tajemnicze westalki.
Pisarki średniowiecza?
Pięknym, szlachetnym językiem posługujesz się Ewo.
Z wielką przyjemnością przeczytałam.
Opowiadanie sprawia wrażenie prologu powieści.
Historycznej, ale z elementami fantasy.
Może się doczekamy?

Pisarki średniowiecza?

Pięknym, szlachetnym językiem posługujesz się Ewo.
Z wielką przyjemnością przeczytałam.
Opowiadanie sprawia wrażenie prologu powieści.
Historycznej, ale z elementami fantasy.
Może się doczekamy?

- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Dziedzictwo
cóż, "ognisty krzyż" na tarczy herbowej, wcześniej - gmerk, wskazujący na rolę, pełnioną w społeczności (kiedyś - kapłani ognia). Taka się snuje legenda o pewnym rodzie, którego już nie ma (w linii męskiej), ale krew, czyli "dziedzictwo" - na razie jeszcze jest, chociaż...eka pisze: Dziedzictwo chyba i poza więzami krwi, jakaś misja rodowa do wypełniania. Bohaterki nie chciały pełnić ról żon i matek. Tajemnicze westalki.
oj, raczej chyba nie będzie powieści, natomiast może się jeszcze zdarzą opowiadania na motywach wątków, snujących się luźno, we wspomnieniach, w przekazach (parę już się zdarzyło)...eka pisze: Opowiadanie sprawia wrażenie prologu powieści.
Historycznej, ale z elementami fantasy.
Może się doczekamy?



Bardzo się cieszę, Eko, że miałaś przyjemność, czytając...
Bardzo Ci za to dziękuję, dziękuję też za dobre słowa, szczególnie - o języku (bardzo by się tak zwani Moi ucieszyli z Twojej pochwały mojego języka, to przecież dzięki Nim jest taki)
Moc serdecznego posyłam Tobie...
Ewa
Ewa