W oleandrach /4/ - We własne gniazdo
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
W oleandrach /4/ - We własne gniazdo
od początku
w poprzednim odcinku
Kilkudniowa nieobecność Kujawiaka pozwoliła nam odpocząć i nabrać nieco dystansu. Już myśleliśmy, że go szlag trafił, gdy nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, Bankier stwierdził:
- Złego, kurwa, diabli nie biorą – i wskazał głową w kierunku parkingu. Jak cień wczorajszego dnia wolno sunął ku nam… Kujawiak.
- Znowu tu lezie – wymamrotałem pod nosem, chowając pod ławkę kubek i butelkę. Tymczasem on przyśpieszył kroku i po chwili głośno witał się z naszą ferajną, jakby nie dostrzegając ogólnej niechęci.
- Mam coś na powitanie – pochwalił się, wyjmując zza pazuchy butelkę jakiegoś sikacza.
- Co to jest? – zapytałem.
- Wino jest, a co? – odpowiedział na wpół pytająco. – Napijecie się ze mną?
- My pijem ino szlachetne trunki – wtrącił się Krzywy. – Taką berbeluchę, to se sam wypij. My możem chyba nogi moczyć w tym gównie.
- Albo zapierdalasz po wisienkę, albo bujaj wora – zakończył Bankier.
- A pójdę! – odgryzł się. – Jasne, że pójdę. Mam kasę.
- Ty masz kasę? – zagadnąłem z niedowierzaniem. – Ciekawe skąd? Napad zrobiłeś na przedszkole? A może furę sprzedałeś?
- Jaką furę?
- No tę, o której nam ostatnio opowiadałeś.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- A właśnie, że mam kasę i gówno was obchodzi skąd. Nawet komórę mam. – To mówiąc wyjął z kieszeni eleganckiego smartfona.
- Komu żeś to zajebał? – spytał Krzywy.
- Nikomu, to moje jest.
- Twoje, kurwa – żachnął się Bankier – jasne. A czy ty kiedyś miałeś coś swojego? Ty, kurwa, nawet własnego smrodu nie masz. Jebie od ciebie całym podmiejskim wysypiskiem i tym pierdolonym tanim winem. Gadaj, komuś skroił komórę!
- Moja jest. Zaraz zadzwonię do żony, bo muszę się umówić na spotkanie z dzieciakiem.
- Pojebało cię, kretynie? Dziecko chcesz wystraszyć? – warknął Bankier.
- On ma rację – poparłem Bankiera. – Dziecko gotowe wpaść w kompleksy, jak zobaczy takiego ojca.
- Jakiego, kurwa? Co mi brakuje? Mam forsę. I komórę mam. Zaraz będę miał wszystko, tylko muszę…
- Możesz przestać pierdolić bez sensu? – nie wytrzymał Bankier. – Albo zapinaj po wisienkę, albo won z rewiru. Nie zadajemy się z marginesem.
Kujawiak poszedł po zaopatrzenie, a my zastanawialiśmy się, kogo ta łajza obrobiła i czy czasem nie na naszym terenie. Niepotrzebne nam problemy z ochroną. Postanowiliśmy wyjaśnić sprawę do końca, gdy wróci, jednak to, co się wydarzyło, zupełnie pokrzyżowało nam plany. Wracający Kujawiak głośno rozmawiał przez telefon.
- Uważaj, bo wszystko nagrywam. Będziesz się tłumaczyć w sądzie. Nie, to ja cię podam! Co? Bo mi dziecko zabrałaś, kobieto, i nie mam z nim kontaktu. Nie mogę go wychować na wartościowego człowieka. Nie, nie jestem. A co cię to obchodzi? – Jego monolog do słuchawki przerywały krótkie chwile milczenia, jakby słuchał kwestii wygłaszanych z drugiej strony słuchawki. – To ty posłuchaj – ciągnął dalej – tak, mam ci coś do powiedzenia. I będę tu nagrywał każde twoje słowo, bo muszę mieć dowód do sądu. A twoją matkę zgłoszę do skarbówki, bo na pewno kombinuje w tej swojej firmie na podatkach. Co? Co przesadzam? Ja przesadzam? To mi dziecko oddajcie, bo je zmarnujecie, kretynki. Halo! Halo! Się, sucz pierdolona, wyłączyła…
- Przyniosłem – zwrócił się do nas.
- Ty, a co to było? – spytał Krzywy.
- Co?
- No ta nawijka do telefonu.
- A, to… Nic, z żoną rozmawiałem.
- A co żeś ty tam pierdolił o jakimś nagrywaniu?
- No bo ja muszę mieć jakieś dowody, jak ją podam o pozbawienie opieki… - Nie dokończył, bo w tej chwili w rozmowę włączył się Bankier:
- Słuchaj gnoju! Coś ci może na mózg padło? Sufit ci się zawalił może?
- Ale…
- Zamknij się, kurwa! Afery podsłuchowej ci się, pierdolony palancie zachciało? Mało jednej w telewizorze? Z takim chujem, to ja nie wypiję nawet wisienki. Spierdalaj!
- Kujawiak – wtrąciłem się – pokaż mi tę swoją komórkę.
- Po co ci?
- Obejrzeć chciałem. Może bym kupił.
- Nie sprzedam. Skąd wezmę inną?
- Ale pokazać możesz, nie?
- No mogę, ale skąd mam wiedzieć, czy nie będziesz mi nic czytał?
- Możesz wyłączyć.
- A jak włączę? A jeśli jest PIN?
- To ty, skurwielu, nie znasz PIN-u do własnej komórki? – W tym momencie głos Bankiera przybrał wyjątkowo ostry ton. Gadaj, komuś ją zajebał!
Kujawiak, wił się, jak piskorz, próbując wykręcić się z podejrzenia o kradzież. Ewidentnie było widać, że kłamie i telefon nie należy do niego. A skoro miał jakieś pieniądze, to zapewne nie tylko telefon skubnął klientowi. Jak to się wyda, możemy mieć problem z ochroną parkingu, która dotąd się nas nie czepiała. Nic dziwnego, że Bankier się wkurzył. Wychylił kubek wisienki i ciągnął dalej:
– Słuchaj ofermo! Tu się nie kradnie. Jeśli zajebałeś ten telefon w naszym supermarkecie, zaraz pójdziesz go oddać.
- To moja komóra! – niemal płacząc, wykrzyknął Kujawiak. – Moja! Moja!
Pewnie wpadłby w atak histerii, gdyby nie stanowcze słowa Krzywego:
- Słuchaj, dupku. My tu od dawna zarabiamy na płyn do życia. Czasem nawet na chleb też zarabiamy. To nasz zakład pracy jest. Rozumiesz debilu? Jak nie, to zrozum, że we własne gniazdo się nie sra. A teraz, albo sam grzecznie zaniesiesz te cacko tam, skąd żeś je zajebał i powiesz, żeś znalazł, albo zaraz idę do ochrony i cię podpierdolę. I nie będę miał skrupułów, bo jesteś taką pierdoloną mendą, że i użalać się nie ma nad kim.
- Zaczekaj, krzywy! – przerwałem mu. – To nie jest dobry pomysł. Ochroniarze też ludzie, może im się telefonik spodobać, bo całkiem niezły jest. Myślę, że w tym telefonie są zapisane jakieś numery do osób bliskich właścicielowi. Może wystarczy zadzwonić, że znaleziony i zwyczajnie oddać. Może na jaką wisienkę za znaleźne skapnie?
- A to żeś mi teraz zaimponował, Literat.
Wyraz uznania z ust Krzywego. To dopiero gratka. Teraz mogę spokojnie skonsumować przyniesioną przez Kujawiaka wisienkę. Zasłużyłem na nią w pełni, po raz kolejny ratując mu dupę. Tylko co będzie, jeśli się okaże, że wraz z komórą zniknęło komuś parę złotych wraz portfelem?
cdn.
w poprzednim odcinku
Kilkudniowa nieobecność Kujawiaka pozwoliła nam odpocząć i nabrać nieco dystansu. Już myśleliśmy, że go szlag trafił, gdy nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, Bankier stwierdził:
- Złego, kurwa, diabli nie biorą – i wskazał głową w kierunku parkingu. Jak cień wczorajszego dnia wolno sunął ku nam… Kujawiak.
- Znowu tu lezie – wymamrotałem pod nosem, chowając pod ławkę kubek i butelkę. Tymczasem on przyśpieszył kroku i po chwili głośno witał się z naszą ferajną, jakby nie dostrzegając ogólnej niechęci.
- Mam coś na powitanie – pochwalił się, wyjmując zza pazuchy butelkę jakiegoś sikacza.
- Co to jest? – zapytałem.
- Wino jest, a co? – odpowiedział na wpół pytająco. – Napijecie się ze mną?
- My pijem ino szlachetne trunki – wtrącił się Krzywy. – Taką berbeluchę, to se sam wypij. My możem chyba nogi moczyć w tym gównie.
- Albo zapierdalasz po wisienkę, albo bujaj wora – zakończył Bankier.
- A pójdę! – odgryzł się. – Jasne, że pójdę. Mam kasę.
- Ty masz kasę? – zagadnąłem z niedowierzaniem. – Ciekawe skąd? Napad zrobiłeś na przedszkole? A może furę sprzedałeś?
- Jaką furę?
- No tę, o której nam ostatnio opowiadałeś.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- A właśnie, że mam kasę i gówno was obchodzi skąd. Nawet komórę mam. – To mówiąc wyjął z kieszeni eleganckiego smartfona.
- Komu żeś to zajebał? – spytał Krzywy.
- Nikomu, to moje jest.
- Twoje, kurwa – żachnął się Bankier – jasne. A czy ty kiedyś miałeś coś swojego? Ty, kurwa, nawet własnego smrodu nie masz. Jebie od ciebie całym podmiejskim wysypiskiem i tym pierdolonym tanim winem. Gadaj, komuś skroił komórę!
- Moja jest. Zaraz zadzwonię do żony, bo muszę się umówić na spotkanie z dzieciakiem.
- Pojebało cię, kretynie? Dziecko chcesz wystraszyć? – warknął Bankier.
- On ma rację – poparłem Bankiera. – Dziecko gotowe wpaść w kompleksy, jak zobaczy takiego ojca.
- Jakiego, kurwa? Co mi brakuje? Mam forsę. I komórę mam. Zaraz będę miał wszystko, tylko muszę…
- Możesz przestać pierdolić bez sensu? – nie wytrzymał Bankier. – Albo zapinaj po wisienkę, albo won z rewiru. Nie zadajemy się z marginesem.
Kujawiak poszedł po zaopatrzenie, a my zastanawialiśmy się, kogo ta łajza obrobiła i czy czasem nie na naszym terenie. Niepotrzebne nam problemy z ochroną. Postanowiliśmy wyjaśnić sprawę do końca, gdy wróci, jednak to, co się wydarzyło, zupełnie pokrzyżowało nam plany. Wracający Kujawiak głośno rozmawiał przez telefon.
- Uważaj, bo wszystko nagrywam. Będziesz się tłumaczyć w sądzie. Nie, to ja cię podam! Co? Bo mi dziecko zabrałaś, kobieto, i nie mam z nim kontaktu. Nie mogę go wychować na wartościowego człowieka. Nie, nie jestem. A co cię to obchodzi? – Jego monolog do słuchawki przerywały krótkie chwile milczenia, jakby słuchał kwestii wygłaszanych z drugiej strony słuchawki. – To ty posłuchaj – ciągnął dalej – tak, mam ci coś do powiedzenia. I będę tu nagrywał każde twoje słowo, bo muszę mieć dowód do sądu. A twoją matkę zgłoszę do skarbówki, bo na pewno kombinuje w tej swojej firmie na podatkach. Co? Co przesadzam? Ja przesadzam? To mi dziecko oddajcie, bo je zmarnujecie, kretynki. Halo! Halo! Się, sucz pierdolona, wyłączyła…
- Przyniosłem – zwrócił się do nas.
- Ty, a co to było? – spytał Krzywy.
- Co?
- No ta nawijka do telefonu.
- A, to… Nic, z żoną rozmawiałem.
- A co żeś ty tam pierdolił o jakimś nagrywaniu?
- No bo ja muszę mieć jakieś dowody, jak ją podam o pozbawienie opieki… - Nie dokończył, bo w tej chwili w rozmowę włączył się Bankier:
- Słuchaj gnoju! Coś ci może na mózg padło? Sufit ci się zawalił może?
- Ale…
- Zamknij się, kurwa! Afery podsłuchowej ci się, pierdolony palancie zachciało? Mało jednej w telewizorze? Z takim chujem, to ja nie wypiję nawet wisienki. Spierdalaj!
- Kujawiak – wtrąciłem się – pokaż mi tę swoją komórkę.
- Po co ci?
- Obejrzeć chciałem. Może bym kupił.
- Nie sprzedam. Skąd wezmę inną?
- Ale pokazać możesz, nie?
- No mogę, ale skąd mam wiedzieć, czy nie będziesz mi nic czytał?
- Możesz wyłączyć.
- A jak włączę? A jeśli jest PIN?
- To ty, skurwielu, nie znasz PIN-u do własnej komórki? – W tym momencie głos Bankiera przybrał wyjątkowo ostry ton. Gadaj, komuś ją zajebał!
Kujawiak, wił się, jak piskorz, próbując wykręcić się z podejrzenia o kradzież. Ewidentnie było widać, że kłamie i telefon nie należy do niego. A skoro miał jakieś pieniądze, to zapewne nie tylko telefon skubnął klientowi. Jak to się wyda, możemy mieć problem z ochroną parkingu, która dotąd się nas nie czepiała. Nic dziwnego, że Bankier się wkurzył. Wychylił kubek wisienki i ciągnął dalej:
– Słuchaj ofermo! Tu się nie kradnie. Jeśli zajebałeś ten telefon w naszym supermarkecie, zaraz pójdziesz go oddać.
- To moja komóra! – niemal płacząc, wykrzyknął Kujawiak. – Moja! Moja!
Pewnie wpadłby w atak histerii, gdyby nie stanowcze słowa Krzywego:
- Słuchaj, dupku. My tu od dawna zarabiamy na płyn do życia. Czasem nawet na chleb też zarabiamy. To nasz zakład pracy jest. Rozumiesz debilu? Jak nie, to zrozum, że we własne gniazdo się nie sra. A teraz, albo sam grzecznie zaniesiesz te cacko tam, skąd żeś je zajebał i powiesz, żeś znalazł, albo zaraz idę do ochrony i cię podpierdolę. I nie będę miał skrupułów, bo jesteś taką pierdoloną mendą, że i użalać się nie ma nad kim.
- Zaczekaj, krzywy! – przerwałem mu. – To nie jest dobry pomysł. Ochroniarze też ludzie, może im się telefonik spodobać, bo całkiem niezły jest. Myślę, że w tym telefonie są zapisane jakieś numery do osób bliskich właścicielowi. Może wystarczy zadzwonić, że znaleziony i zwyczajnie oddać. Może na jaką wisienkę za znaleźne skapnie?
- A to żeś mi teraz zaimponował, Literat.
Wyraz uznania z ust Krzywego. To dopiero gratka. Teraz mogę spokojnie skonsumować przyniesioną przez Kujawiaka wisienkę. Zasłużyłem na nią w pełni, po raz kolejny ratując mu dupę. Tylko co będzie, jeśli się okaże, że wraz z komórą zniknęło komuś parę złotych wraz portfelem?
cdn.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie