Zakątek starych psów

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
coobus
Posty: 3982
Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21

   Zakątek starych psów

#1 Post autor: coobus » 04 gru 2014, 22:27

Otwierane właśnie drzwi wpuściły z korytarza wąski słup światła, trafiający prosto na ścianę, z której powitały ich skupione na niedużej przestrzeni rodzinne fotografie. Poważne, zatroskane, zadumane twarze. Dostojne jakieś takie, nobilitowane ręką czasu. Niektóre uśmiechnięte. Ta pojedyncza, stojąca na biurku, spojrzała na nich z zaciekawieniem. I z czymś tam jeszcze, co kryło się w głębi pięknych kobiecych oczu.
 
Ewa zapaliła stojącą obok tego zdjęcia lampę i oświetlony pokój wyciągnął do nich gościnną rękę.
- Siadaj, tato. Dajmy odpocząć przepełnionym brzuchom. Poradzą tam sobie na razie bez nas.
Ale nie było to tak oczywiste. Prawie natychmiast wbiegł za nimi pięcioletni chłopczyk z kręconymi blond włosami, za nim o kilka lat starsza siostrzyczka. Dzieciaki na wyścigi rzuciły się w kierunku fotela, ale starszy mężczyzna był szybszy. Maluchy usadowiły się na poręczach i wtuliły w szeroko rozpostarte ramiona.
- Uleńko, weź Kacperka na dół. Dziadek chwilkę odpocznie i zaraz zejdzie do was. Chcemy tu posiedzieć w ciszy.
Dzieci przekomarzały się tylko przez chwilę, po czym karnie ruszyły w stronę drzwi.
- Zejdziesz do nas, Stasiu? Czekamy. Pamiętaj...
A gdy drzwi zamknęły się za nimi, Ewa zaśmiała się szczerze i serdecznie.
- Tato, tato. Moje dzieci cię kochają.
Nie odpowiedział, tylko światło lampy mocniej zaszkliło się w zmęczonych oczach.
 
Drzwi znowu się uchyliły i zajrzał pan domu. Podniósł rękę w geście zrozumienia, dając znak, że już znika, nie chce przeszkadzać. Ewa zatrzymała go skinieniem dłoni.
- Pawełku, my tu teraz przez chwilę poświętujemy. Przyniósłbyś tacie szklaneczkę Jacka? A zresztą, niech tam... dla mnie też. Nie szkodzi, że nie pijam whiskey. Mam chęć. Przecież kończę dziś czterdzieści lat, staję się po raz wtóry dorosła.
- Jak zawsze, Stasiu? Dwie kostki lodu?
Poklepał starego po ramieniu. Pieszczotliwie i przyjaźnie. Gdy zniknął za drzwiami, lampa mocniej podświetliła pokój ciepłym nastrojowym światłem. Ewa ponownie dała wyraz swojej radości.
-Tato, tato. I mój mąż cię kocha.
 
W niezbyt dużym domu tylko ten pokój miał charakter małego saloniku. Kominek, skórzane fotele, obszerna biblioteka, biurko z komputerem, telewizor i mała kanapa spełniały połączone funkcje pokoju wypoczynkowego i gościnnego zarazem. Zagłębili się w panujący tu spokój.
- Tato, tato, słyszysz? Twoja córka też cię kocha.
Już nie uciekał od jej słów. Nie starał się też ukryć wstydliwego uśmiechu.
- Ja też cię kocham, córeczko.
Patrzył, jak oczy Ewy zaokrąglały się i jak potem powieki zwęziły się w dwie nitki.
- Co powiedziałeś? Czy mógłbyś to powtórzyć?
Nie wytracał uśmiechu, choć jego barwa powoli purpurowiała. Osunął się głębiej i tak zastygł, bez gotowości do dalszych wyznań. Ewa zsunęła pantofle i z ulgą wyciągnęła długie nogi, opierając je o podnóżek, co nadało tej chwili lekki i bezpretensjonalny charakter. Pobłądziła myślami w inne rewiry, do innego świata, we własną, sobie tylko znaną pętlę czasoprzestrzeni, która się przed nią otwierała. I wchłaniała. Odpłynęła na motylich skrzydłach.
 
...odnajdę słowa mogę obiecać odnajdę słowa co śpią jak koty miękko wtulone w ciepłe półcienie poddane błogiej nieświadomości w swych kocich głowach odnajdę słowa oparte lekko o przebudzenie...
 
Paweł pojawił się nawet dość szybko. Coś zagadał, podał szklaneczki, postawił naczynie z oliwkami. Ucałował żonę, spytał, czy czegoś nie potrzebują. Zniknął jak duch, szanując świętą chwilę wypoczynku. Osadzeni mocniej w ciszy, cofnęli się myślami w odległą przeszłość. Takie było prawo tego dnia.
- Jesteś piękną kobietą. Nie patrz w ten złośliwy kalendarz, on nie zawsze jest skłonny do mówienia prawdy.
- To także twój dzień, tato. A najbardziej mamy.
Zamilkła. Przekazywała dalsze swoje myśli spojrzeniem, wnikliwym i nieco dokuczliwym. Czytelnym na tyle, że wiedział... nie raz patrzyła na niego w ten sposób.
- Dobrze Ci z nami, Stasiu. Prawda?
Bo czasami sama też tak go nazywała, podobnie jak jej dzieci i Paweł. Nie ukrywał, że lubił, gdy zwracali się do niego po imieniu. Czy dobrze mu tu było? Aż pokręcił głową, chcąc to podkreślić, choćby takim właśnie gestem.
- Tu jest teraz moja przystań. Prawdziwa przystań. Przybijam, cumuję, siadam z wami przy stole, przed telewizorem, czytam wasze gazety... I grzeję swoje stare kości w tym ciepełku. Ta przystań, to twoje wielkie dzieło, córeczko. Wybrałaś mężczyznę, którego wybrać powinnaś, wprowadzasz moje wnuki w życie tak, że nie boję się o ich jutro. Wasze wspólne śniadania pachną świeżym pieczywem i masłem, wasze niedziele pachną książkami i igliwiem parkowych zakamarków. Co mogę tu jeszcze dodać?
Spojrzenie kobiety stawało się wnikliwe, stopniowo nabierało powagi. Kiwała głową, nie przerywając. Spoważniała w pewnej chwili, przynajmniej takie robiła wrażenie.
- Prawda, prawda... stworzyłam dom. Pilnuję go, jak kapłanka pilnuje świętego ognia w świątyni stworzonej przez siebie religii. Pilnuję, żeby ten ogień nie zgasł i wszystko temu podporządkowuję. Nie gaśnie. Mam teraz to, czego sama nie miałam. Widać bardzo mi na tym zależało. Dlaczego, Stasiu... dlaczego tego wszystkiego wcześniej nie miałam?
- Długo by o tym mówić.
- Mamy czas.
Nie kwapił się. Milczał. Zapewne były to pytania, z którymi sam wolałby się zmierzyć. Dokuczliwe jak nazbyt ciasne buty. I nostalgiczne, jak przepity głos saksofonu.
Spojrzała na fotografię, na której uśmiechała się podobna do niej kobieta. Potem w błyszczące oczy ojca. Jakby chciała tym spojrzeniem zastąpić zbędne słowa.
- Mama teraz patrzy na nas, pewnie i słucha. Przeszkadza ci to? Nie? To dobrze, że nie, tak tylko pytam. Właśnie próbowałam sobie przypomnieć... i nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek powiedział mamie, że ją kochasz. Żebyś chociażby przytulił. Trwaliście w tym swoim śmiercionośnym klinczu, bez chęci poluzowania uścisku na gardle przeciwnika. A ja pomiędzy wami. Jeszcze dziś trudno mi się od tego uwolnić.
Pociągnął większy łyk, kostki lodu zadzwoniły w ciszy. Kto wie, czy nie był to rozpaczliwy łyk odwagi. A Ewa znowu przysiadła na rozdrożu swoich myśli. Na ławeczce, którą zakrywały przymknięte powieki.
 
...jak te wczorajsze zawstydzonymi zmyte falami gdy nocą morze nas odnalazło na piasku złotym i te wcześniejsze co zbudowały most między nami odnajdę słowa i przyprowadzę wsparte pieszczotą...
 

- Kochasz, kochasz... - starszy mężczyzna nie wykrzyczał swojego sprzeciwu głośno, bo nigdy tego nie robił, być może nawet by nie potrafił. - Tak jakby to słowo wszystko załatwiało. Dla was, kobiet, to takie proste. Coś ci powiem, i nie traktuj tego jak wymówkę, jak nieudolne tłumaczenie skruszonego grzesznika. Jako małolat, pewnie ze sto lat temu, czytałem książkę, tytułu już sobie na pewno nie przypomnę, ale treść pozostawiła jakiś tam trwały ślad... Taka futurystyczna powieść, wybiegająca w odległą przyszłość. Być może nawet do naszych obecnych czasów, który wyobrażano sobie, jako świat ludzi mutantów. Rok dwutysięczny to było wtedy coś niewyobrażalnego, nieuchwytnego. Taka była ta niewykształcona jeszcze do końca siła wyobraźni. Bohaterami była para małżeńska, której życie codzienne mogłem podglądać. Co dzień rano spotykali się przy śniadaniu, zgodnie z małżeńskimi nakazami. Wypowiadali jedynie: kocham cię, kocham cię, takie rutynowe powitanie, chłodnym głosem, nawet na siebie nie spoglądając. Po śniadaniu szli do swoich zajęć, by spotkać się przy kolejnym posiłku i spotkanie to zaznaczyć tym samym zwrotem. Kocham cię - kocham cię. Beznamiętnie, bez odrobiny uczucia, jakby mechanicznie odbijali kartę pracy.
- Jezu! Tato! Przez książkę, której tytułu nawet się nie pamięta, tak przegrać swoje życie. Aż trudno uwierzyć.
- Może to nie było dokładnie tak.
- A jak? Jak było? Zwykłym słowem kocham można otworzyć każde drzwi, każdy zamek. Dlaczego akurat ty bałeś się tego klucza? Przez głupią historyjkę?
- Nie ma głupich książek. Zbytnio upraszczasz, Ewuniu. Wybacz.
- Ja już dawno wybaczyłam tobie, mamie, sobie, losowi.. - ściszyła, stonowała głos, którego siła wymknęła się jej spod kontroli. – A wiesz, że ja też mam takie swoje traumatyczne wspomnienia, które można by utrwalić na kartach książki?
- Boję się twojej pamięci.
Czego się bał? Pomyślała jednak, że to nie takie istotne. Przynajmniej dla niej.
- Dlaczego akurat mojej? Byliśmy przecież razem w tej niewoli. Całą trójką. Bolało mnie to, że się nie kochacie. Bardzo bolało. Tak to odbierałam, no, bo jak... W naszych czterech ścianach wiało chłodem. Nawet w lato. Dzieci widzą wszystko. I wszystko słyszą. Dorośli nawet sobie nie zdają sprawy, ile mały brzdąc rozumie z tego, co się wokół niego dzieje. Ja też dużo widziałam, rozumiałam. W tej pamięci, której się tak boisz, jest odnotowany dzień, gdy mama się dowiedziała o tamtej. Wiesz, o kim mówię. Nigdy nie wymawialiśmy jej imienia, bo tak naprawdę nigdy do tamtych spraw nie wracaliśmy. Dopiero później, gdy już dorosłam, mogłam to sobie dokładniej poukładać. Na początku płakałam, dlatego tylko, że płakała mama. Słuchałam waszych podniesionych głosów, wzajemnych oskarżeń, zapewnień, trzasku pękającego monolitu, którego przed ołtarzem obiecywaliście pielęgnować aż do śmierci.
- To był mój głupi, jednorazowy błąd, więcej się nie powtórzył. Uwierzysz w to dzisiaj, mnie, staremu?
- Już wtedy uwierzyłam. Mama pewnie też, choć może o tym nie wiesz. Ale nie potrafiła wybaczyć. I już nigdy potem nie było tak samo.
- Starałem się...
- W to też wierzę. Mam to zapisane w pliku, na moim twardym dysku, o tu - popukała się w czoło. – A mamie wtedy przyszła do głowy głupia, szaleńcza myśl. Najgorsza, jaką mogła wymyślić. Postanowiła zemścić się na tobie. Co, nie wiedziałeś? Naprawdę? Tamten amant, wiesz dobrze, który, mocno uderzał w zaloty. Tak, ten właśnie. Obolała mama postanowiła skaleczyć cię tak, jak ty ją skaleczyłeś. Żebyś poczuł ten sam ból. Byłam pewna, że wiesz...
Wystraszyła się przez chwilę reakcji starego mężczyzny, bladości twarzy, która była dostrzegalna nawet w ciepłym świetle lampy. Ale nie przerwała.
- Skąd wiem? Słyszałam, jak zwierzyła się ciotce. I powiem ci od razu, zanim za chwilę zamienisz się w kredę i dostaniesz zawału, że nie potrafiła. Żałowała tego bardzo, ale zemsta jej nie wyszła. Nie umiała, nie mogła. Ona cię naprawdę kochała, tato.
Wstał, podszedł do okna. Zanurzył się w ciemny wieczór, wyłapując wzrokiem pojedyncze spojrzenia ulicznych lamp. Czekała, obracając w palcach opróżnione szkło.
 
...a te pieszczoty bezludne jeszcze jak nowe wyspy i za starymi też zatęsknimy niespodziewanie za tymi w parku tymi na schodach w taflach przejrzystych wśród obcych mebli straszących chłodem w cudzym mieszkaniu...
 
- Co nucisz?
- Takie tam... przyczepiło się coś do mnie. Wiesz, tato... myślałam przez chwilę, że we trójkę, z Jackiem Danielsem, rozbierzemy jakoś ten problem. Jakby co, mogę zwalić swój nastrój na dzień okrągłych urodzin, w którym mam teoretyczne prawo do różnego rodzaju rozrachunków. Część tego prawa mogę ci odstąpić. Ale jeszcze tylko jedno pytanie, jeśli pozwolisz.
Z dołu dobiegł pomruk zbiorowego śmiechu, radosne krzyki najbardziej aktywnych gości przebijały się płaskim ostrzem przez szczeliny zamkniętych drzwi. Nie nudzili się.
- Kochałeś ją? Kochałeś mamę?
Niedużo z siebie wycisnął. Prędzej gestami, niż słowem. Tak naprawdę, to nic. Nie mógł, nie potrafił, czy nie chciał? Oparł dłonie na kolanach, a ona przyglądała się, jak bardzo starały się zachować bezruch. Ile samozaparcia włożył w to, żeby je unieruchomić, upozorować spokój.
Pokiwała tylko głową. Zatrzymała spojrzenie na fotografii i tak już tam pozostało na pewien czas. To w kierunku kobiety na zdjęciu, w kierunku swojej matki, wypowiadała dalej gorzkie słowa. Choć nie do niej były adresowane.
- Mam uwierzyć, że nie było między wami bliskości ani ciepłych uczuć, że to wszystko się gdzieś tam po drodze wypaliło? Że przez te wszystkie lata tworzyłeś historię podobną do tamtej, zapamiętanej z książki, bo nie potrafiłeś się wyrwać z tej niemocy?
Nie zwracała uwagi, gdy przecząco kręcił głową, nie utożsamiając się z tym oskarżeniem.
- Nic nie chcę ci wmówić. Ale czasami tak się samo układa.
- Samo, samo - rzuciła sarkastycznie – gdybyś chociaż powiedział, że się mylę, że było inaczej... ale dla ciebie jest prościej, gdy pozostawiasz po tym pytaniu zaorane pole, pas ziemi niczyjej. Chyba już rzeczywiście powinniśmy zejść – najwyraźniej zniechęcona wskazała skinieniem głowy drzwi.
 
Chciał się podnieść, ale widać nie potrafiła tak od razu oderwać się od myśli, których pęta czuła na ciele. Powstrzymała go proszącym gestem.
- Zaczęłam mówić o tym moim traumatycznym wspomnieniu. Powinnam chyba dokończyć, bo to dla mnie ważne. Bo często wraca. Teraz też. Pamiętasz, tato, jak nasz Argos kończył swój żywot? Mama zmarła w lato, Argosa zakopaliśmy w ziemi późną jesienią. Nasze kochane niezapomniane psisko. Byliśmy świadomi, że ma raka, że już go nie uratujemy, ale w nieskończoność odkładaliśmy moment uśpienia.
- Nie potrafiliśmy. Oczywiście, że pamiętam. Odszedł niemal razem ze swoją panią.
- No właśnie. A psy tak mają, że przeczuwają swój kres. Szukają wtedy miejsca, gdzie mogą się schować, położyć i czekać na ostatnie tchnienie. Z nim było podobnie. Kilka razy znikał z domu a ja go szukałam. Nie było łatwo go odnaleźć, ale zawsze jakoś mi się udawało. Przynosiłam go z powrotem na rękach, układałam w jego kąciku. Tamtego dnia też po niego poszłam.
- Tamtego dnia?
- Tamtego dnia. To był taki paskudny listopadowy dzień. Potworny ziąb, chlapa, deszcz ze śniegiem...
- Ta pogoda taka ważna?
- Ważna. Bardzo ważna, tato, tak kurewsko ważna... Wybacz... od dziś staję się już naprawdę dorosła, jak to można zauważyć. Tak kurewsko ważny ziąb, deszcz, śnieg. Nie chciałam, żeby Argos w taką pogodę ułożył się gdzieś tam, w ciemności, dlatego desperacko go szukałam. Potwornie zmarzłam. Dotarłam aż do cmentarza, sam wiesz jak to daleko. I tam go znalazłam, przed cmentarną bramą, pod drzewem. Tam właśnie znalazł swój zakątek. Nawet się nie obejrzał, gdy podeszłam. Patrzył gdzieś przed siebie, w głąb, za bramę. Podniosłam i przytuliłam mokrą psinę. A potem...
Podniosła szkło do ust, zacisnęła je na krawędzi, kurczowo, teatralnie. Jakby chciała ugryźć.
-W głębi cmentarza migotało światełko palącego się znicza. Podświetlało zgarbioną sylwetkę, która się właśnie poruszyła, dlatego przyciągnęła mój wzrok. W tej tak dobrze znanej mi części cmentarza, gdzie znałam niemal każde źdźbło trawy. Stałam z ciężkim psem na rękach i patrzyłam. Tak, Stasiu, ta pogoda była bardzo ważna. Spróbuj sobie to wszystko wyobrazić – przenikający zimnem listopadowy wieczór, a praktycznie to już noc, przy padającym deszczu ze śniegiem, przy palącym się na grobie zniczu... Tam klęczał człowiek. Ręce tak mi zmarzły, że nie czułam już, co one dźwigają. Przykuła mnie w miejscu ta jedna myśl. Boże, jak bardzo ten ktoś, kto teraz tam klęczy, jak bardzo.... jak boleśnie... kochał. Jakże ciężką walkę toczy sam ze sobą, ze swoimi myślami, wspomnieniami, jak bardzo dramatyczne są jego bezgłośne słowa. Nigdy ci tego nie mówiłam tato, tak jak nigdy wcześniej nie stawiałam tych pytań. A dziś... no, właśnie, taki dzień... Czas zapalania świeczek na torcie.
Kamienna twarz ojca nie zdradzała oznak życia, płuca nie pobierały tlenu, serce nie pompowało krwi. Czas też się zatrzymał w swojej monotonnej wędrówce. Podniosła się. Wybudzała się powoli, niczym z głębokiego snu.
- To chyba wszystko. Już możemy.
Wstali. Wydawało się jej, że światło przechodzi teraz przez maleńki pryzmat, przez malutką słoną kroplę. Spróbujcie uwierzyć, choć wydaje się to niemożliwe, że nie wiedziała, czy ta kropla zrodziła się w jej oku, czy w oku starszego mężczyzny. Nie wiedziała. I nie dochodziła tego, bo tak naprawdę było to bez znaczenia.
- Nie, nie wszystko. Jeszcze powiem ci tylko, o czym myślałam później, po powrocie, gdy kładłam potulnego Argosa na suchym posłaniu. O tych jego mądrych, smutnych oczach, gdy wpatrywał się w głąb cmentarza. O tym, czy był to przypadek, że akurat tam się tego dnia ułożył. O tym, czy aby na pewno znalazł się tam właśnie po to, by poszukać miejsca na swój ostatni spoczynek. Gdybym powiedziała teraz, że zastanawiałam się, o czym myślał, byłoby to pewnie nadużycie. Choć ja akurat wierzę, że psy potrafią myśleć. Więc nazwę to inaczej. Zastanawiałam się, co wtedy czuł, patrząc na swojego pana, klęczącego na ziemi mokrej od jesiennych łez. I czy wyczuwał tę, co stała tam obok, niewidoczna dla ludzi, lecz być może dostrzegalna dla psiego instynktu. To do tych pytań powracałam później przez lata. A ty, co o tym sądzisz?
Pokręcił tylko głową, dotknął ręką skroni.
- Wystarczy już. Nie pytaj. O starych psach wiesz więcej, niż ja. Niż ktokolwiek inny. Niż one same.
Założyła pantofle, poprawiła włosy. Wstając, spojrzała raz jeszcze na kobiecą twarz, utrwaloną na fotografii w ozdobnej ramce. Opuściła na nią dłonie, otuliła ciepłem.
- Słyszała. Wszystko słyszała. No, to co? Dla niej to przecież nic nowego.
Przytrzymała drzwi, ale ojciec nie pozwolił, by przepuściła go przodem. A gdy zamknęły się za nimi, objęła ramieniem pochylone plecy. No, staruszku, nie garb się.
 
...odnajdę słowa co poprowadzą po życie piękne depcząc po wrzosach wybarwiających nowe kobierce wpleciemy jesień w kosmyki lata idąc pod rękę za młode wiersze skromnie odpłacę niemłodym sercem...
 
- Jeszcze się to coś nie odczepiło? – zapytał, wsłuchując się w niewyraźne, ledwie docierające słowa.
- No, właśnie, sam słyszysz - zaśmiała się – tak naprawdę nie wiem, czy to wiersz, czy motyl... Nadleciał, przysiadł z nami na chwilę, zaraz pewnie pofrunie dalej. Tylko te skrzydełka takie miękkie, chciałam go na chwilę zatrzymać w dłoniach.
- I pogłaskać jak starego psa.
Bardziej to stwierdził, niż zapytał, wyprzedzając ją o krok. Wyciągnęła dłoń w kierunku siwych włosów idącego przed nią ojca, ale wstrzymała ją, cofnęła z powrotem.
Właśnie wchodzili do salonu, witani zaciekawionymi spojrzeniami zebranych.
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Re:    Zakątek starych psów

#2 Post autor: lczerwosz » 07 gru 2014, 23:49

Przeczytałem jednym tchem przywołując sobie tylko znane wspomnienia, relacje, urodziny. Piszesz tak plastycznie jak w filmie 3D.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re:    Zakątek starych psów

#3 Post autor: eka » 11 gru 2014, 22:41

Piękny język, staranna narracja, klimat tak doskonały, że reakcja rodziców wobec zdrady jest taka... wysublimowana. Idealna córka, zięć i wnuki. Nawet stary pies nie zawodzi.
Brak mi pazura codzienności.
To mimo wszystko - baśń, którą dobrze się czyta.
:kofe:

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Re:    Zakątek starych psów

#4 Post autor: lczerwosz » 11 gru 2014, 22:55

No właśnie. Wszystko jest na miejscu. Córka taka, jaka powinna być. Problemy, owszem są, ale ona mogłaby tworzyć swoje, generować poczucie winy, potęgować żale. Wróciłem, aby ponownie przeczytać. Może to jest literatura pozytywna. Nie jątrzy, nie skłóca, nie piętnuje.

Awatar użytkownika
coobus
Posty: 3982
Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21

Re:    Zakątek starych psów

#5 Post autor: coobus » 12 gru 2014, 16:44

eka pisze:Brak mi pazura codzienności.
Brak. To prawda. Jeśli jest tu miejsce dla codzienności, to tylko dla tej w tle, na ten jeden dzień usuniętej na bok. Choć i tak przebija się przez warstwy tej historii (bo chciałem, żeby była wielowarstwowa) - nie da jej się tak całkiem schować. W ten dzień szczególny - czas dzielenia tortu.
A czy jest to literatura pozytywna, Leszku, która nie jątrzy, nie skłóca, nie piętnuje... To już zostawiam czytelnikowi do oceny, bo można różnie na to spojrzeć. I na to, czy wszystko jest na miejscu. Te wygodne fotele, grube rzeźbione szkło w rękach, uśmiechy na utrwalonych fotografiach - pozorna wewnętrzna cisza i spokój - po to właśnie bohaterowie przyszli do saloniku. Ale z drugiej strony zaskoczone, zwężone oczy Ewy, gdy słyszy od ojca czułe słowo, i jej reakcja "czy mógłbyś to powtórzyć". Okrągła liczba świeczek na torcie nie musi oznaczać konieczności spojrzenia wstecz, za siebie, ale trudno od tego uciec, skoro myśli same wymykają się, by spiąć klamrą te lata, które bolały. I nie trzeba uciekać, skoro można podsumować dotychczasowe życie słowami "mnie się udało - mnie tak". Znam determinację osób, które nie miały w dzieciństwie normalnego domu, w dążeniu do posiadania normalnej kochającej się rodziny. Znam dobrze, może nawet bliżej, niż chcę to teraz powiedzieć. Tych osób, które w chwilach refleksji i podsumowań są dumne, że wygrały swoją walkę. "Mnie się udało. Mnie tak.."
Tak jak piszesz , Leszku - wszystko pozornie na miejscu. Nikt nie jątrzy, nie skłóca, nie piętnuje...

Dziękuję za czytanie, za komentarze, za podzielenie się swoimi uwagami.
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re:    Zakątek starych psów

#6 Post autor: eka » 13 gru 2014, 19:48

coobus pisze:Jeśli jest tu miejsce dla codzienności, to tylko dla tej w tle, na ten jeden dzień usuniętej na bok
Nie myślałam o codzienności bohatera, ale tej tak mądrej córki - kapłanki swego domowego ogniska.
Zobacz - zło zrodziło dobro. Może dlatego, że milczący rodzice w sumie bardzo się kochali.
Zdradę nie każdy uniesie, odepchnięcie mimo przyznania się - też. Czy wina ex post leży tylko po stronie głównego bohatera? Chyba nie.

Opowiadanie jak przestroga i jak pocieszenie.
Bardzo dobrze się czyta.
Gratulacje. :ok:

Awatar użytkownika
iTuiTam
Posty: 2280
Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35

Re:    Zakątek starych psów

#7 Post autor: iTuiTam » 13 gru 2014, 20:39

Okrągła liczba świeczek na torcie nie musi oznaczać konieczności spojrzenia wstecz, za siebie, ale trudno od tego uciec, skoro myśli same wymykają się, by spiąć klamrą te lata, które bolały. I nie trzeba uciekać, skoro można podsumować dotychczasowe życie słowami "mnie się udało - mnie tak". Znam determinację osób, które nie miały w dzieciństwie normalnego domu, w dążeniu do posiadania normalnej kochającej się rodziny. Znam dobrze, może nawet bliżej, niż chcę to teraz powiedzieć. Tych osób, które w chwilach refleksji i podsumowań są dumne, że wygrały swoją walkę. "Mnie się udało. Mnie tak.."
Zamiast komentarza cytat z Twojego.

Opowieść prawdziwa, mimo że bez 'pazura codzienności', jak to określiła Eka. Być może to tylko pazur, jakiego oczekujemy? Przecież mogło być, może jest tak, jak to przedstawiasz. Niezliczone są możliwości rzeczywistości.

Wybór umiejscowienia akcji tego mini-dramatu pozwala na pozorne odsunięcie go od 'codziennego' życia, które rozgrywa się między gośćmi.
stajemy się szeptem...
szeptem...
szeptem
iTuiTam@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re:    Zakątek starych psów

#8 Post autor: anastazja » 16 gru 2014, 20:58

Jakbym widziała swojego ojca. Kochałam go, mimo niejednych bolesnych chwil. Nie umiał, lub nie potrafił uzewnętrznić swoich uczuć. Tak było w jego domu. Ale, mimo wszystko kochał nas. Po swojemu. Kiedy umierał poprawiałam mu poduszkę, jego głowa opadła na moje piersi. To było pierwsze i ostatnie przytulenie. Nie tylko wiersze piszesz sercem. Coobi, dziękuję Ci za to opowiadanie, z łezką. Pozdrawiam. :)
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
coobus
Posty: 3982
Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21

Re:    Zakątek starych psów

#9 Post autor: coobus » 18 gru 2014, 0:09

eka pisze:Opowiadanie jak przestroga i jak pocieszenie.
i jak pocieszenie... :myśli: ja też w to wierzę.
Ela, Ana - dziękuję za zrozumienie i przychylne spojrzenie :)
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”