ROZEWSKA BLIZA
Wcale nie tak dawno temu i wcale nie tak daleko stąd, na wysokim klifie, stała sobie latarnia morska. Była to stara bliza*; od niemal dwustu lat jej światło ostrzegało statki na morzu przed niebezpieczeństwem i wskazywało marynarzom właściwą drogę do portu. Latarnia nieraz z rozrzewnieniem wspominała minione czasy, gdy opiekowali się nią latarnicy, z którymi była zawsze bardzo zaprzyjaźniona. Każdego wieczoru, przed zachodem słońca, lubiła nadsłuchiwać odgłosu kroków, odbijającego się echem o ściany wieży. To oznaczało, że wkrótce do jej lampy zostanie nalany olej, a później całą laternę** wypełni oślepiający blask. Z latarnikiem, czuwającym przez całą noc, aby światło nie zgasło, można było nieraz uciąć fascynującą pogawędkę, na przykład o nieustraszonych okrętach, przemierzających morza i oceany pod osłoną ciemności, o sztormach, które wściekle rozrywały powierzchnię wody i zamieniały ją w grzmiącą kipiel, albo o rybakach, wyruszających na połowy swoimi ubogimi kutrami.
Z upływem lat wiele się jednak zmieniło. W laternie zamontowano lampy elektryczne, dające światło chłodne i obojętne. Latarnicy też nie byli już tacy skorzy do rozmów. Wręcz przeciwnie, wydawali się ponurzy, milczący, pogrążeni we własnych myślach. Za dnia blizę zaczęły odwiedzać tłumy turystów, którzy pragnęli obejrzeć ją od środka, co było bardzo męczące. Denerwowały ją ich głośne krzyki, oraz tupanie dzieciaków; bolało ją też, gdy niektórzy goście wypisywali na ścianach wieży różne nieprzyjemne rzeczy. Wieczorami zaś nasza bohaterka czuła się coraz bardziej samotna. Zrozumiała, że jej blask jest potrzebny tylko po to, aby statki i ich załogi nie odważyły się zbliżać do klifu, gdzie groziło im roztrzaskanie o skały bądź utknięcie na przybrzeżnych mieliznach. To niezwykle przygnębiało latarnię, bo przecież, tak jak każdy, chciała mieć przyjaciół, podczas gdy wysyłane przez nią w mrok światło wszystkich odstraszało i budziło w ludziach tajemniczy lęk.
Próbowała zaprzyjaźnić się z bukami, które rosły w lesie na zboczach klifu, lecz one zupełnie nie rozumiały latarni. Szumiały w obcym dla niej języku i zajęte były swoimi własnymi sprawami. Podobnie fale morskie nie potrafiły się w żaden sposób z nią dogadać, a nawet często podkpiwały sobie z latarni. W wietrzne dni, ich śmiech był szczególnie głośny, a czasem nawet posuwały się do daleko idącej złośliwości i opryskiwały latarnię słoną pianą, uciekając później z chichotem daleko od nabrzeża. Mewy i inne morskie ptaki okazywały się również mało towarzyskie, a przede wszystkim głupie. Potrafiły tylko plotkować o tym, na której plaży można znaleźć więcej smakowitych pozostałości po turystach.
Czasem, po zmierzchu, poświata wokół laterny wabiła nocne owady – ćmy, komarzyce, delikatne jętki – lecz te niestety natychmiast ginęły, rozbijając się o szyby. Tak więc żywot latarni był pełen smutku i niewytłumaczalnej tęsknoty. Jedynymi towarzyszami, jacy od czasu do czasu ją nawiedzali, były duchy zaginionych ongiś na morzu marynarzy, unoszące się w powietrzy na łajbach-widmach. Nie były to jednak przyjemne wizyty, dlatego latarnia bała się długich, jesiennych i zimowych nocy, bo to właśnie wtedy najczęściej przybywali do niej owi przerażający, nieproszeni goście.
Pewnego lata, los samotnej blizy miał się całkowicie odmienić. Na wakacje przyjechał nad morze pewien mały chłopczyk ze swoją mamą. Wieczorami obydwoje przychodzili na klif, aby pospacerować i pooddychać świeżym, morskim powietrzem. „To dobre dla zdrowia”, mówiła mama, a chłopiec radośnie skakał wokół latarni lub zaciekawiony zadzierał głowę wysoko do góry, by sprawdzić, czy światło już się zapaliło na jej czubku. Gdy tylko dostrzegł znajomy rozbłysk, cieszył się niezwykle i wołał. „Witaj, latarnio, witaj, światełko!”
Mama chłopczyka wydawała się za to bardzo poważna. Często siadała na małej ławeczce przy krawędzi klifu i kiedy jej synek bawił się albo biegał, długo patrzyła przed siebie na rozległe, huczące morze, na drobne sylwetki statków w oddali, na czubki drzew pochylonych nad urwiskiem. Nie wiadomo, o czym tak naprawdę rozmyślała, być może mógłby to odgadnąć tylko wiatr,
uderzający o twarz chłodnymi podmuchami, niczym połami ogromnego wilgotnego płaszcza.
Chłopczyk zaś zagadywał wesoło latarnię:
- Zazdroszczę ci. Masz pod nosem taki piękny widok!
- Znudził mi się. Od lat patrzę na to samo – odparła stara bliza.
- Ale przecież codziennie jest tutaj inaczej. Popatrz, dziś morze ma kolor zielony. Wczoraj było szare, a przedwczoraj – turkusowe. Teraz na plaży ktoś pali ognisko. Ale tu ładnie pachnie pieczonymi kiełbaskami. A jutro? Ciekawe, co wydarzy się jutro? Nie chciałabyś się tego dowiedzieć?
- Jutro? Będzie padał deszcz – stęknęła latarnia. - Moje schody zawsze bardzo skrzypią i trzeszczą na zmianę pogody.
- Lubię deszcz – uśmiechnął się chłopiec. - Później można skakać po kałużach. A na piasku na plaży zostają potem takie śmieszne ślady. I wiesz, w lesie po deszczu rosną grzyby. Mama mi mówiła...
- Za to w czasie burzy fale wyrzucają na brzeg okruszki bursztynu – dodała latarnia. - Jak dobrze poszukasz, może uda ci się coś znaleźć. Tylko pamiętaj, najlepiej przyjść na plażę wcześnie rano.
- Przyjdę! I pokażę ci moje nowe kalosze. Czerwone, bo uwielbiam ten kolor!
Innym razem maluch przyniósł ze sobą buteleczkę płynu do baniek mydlanych. Zadowolony tańczył wokół latarni, puszczając bańki, które pękały, rozpryskując się o jej ściany.
- Patrz, jakie to ładne!
- Tak, rzeczywiście – przyznała bliza. - Wiatr poniesie je daleko, aż za las.
- A na jutro mam dla dla ciebie niespodziankę. Mama kupiła lampion szczęścia. Zapalimy w środku świeczkę i on poleci w niebo. Wtedy trzeba pomyśleć życzenie, które na pewno się spełni.
Lecz życzenie latarni już się spełniło. Bardzo zżyła się z małym chłopczykiem. Opowiadała mu różne ciekawe historie o przygodach marynarzy na morzu, zasłyszane niegdyś od latarników, a on dla odmiany – o swojej zerówce, o ulubionych zabawach i o tym, że koledzy się z niego śmieją, bo mieszka jedynie z mamą, a tata odwiedza go tylko raz na dwa tygodnie.
- Tak, to bardzo przykre, gdy nikt cię nie rozumie – latarnia zamigotała swoim białym światłem. - Ja doskonale wiem, jak to jest. Nieraz czuję się opuszczona i chętnie bym się rozpłakała, ale my, blizy, przecież nie potrafimy płakać. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o płaczącej latarni morskiej? Nie umiem rozmawiać z drzewami, ani z falami, ani z mewami. Cóż z tego, że świecę w ciemności, na widok mojego blasku wszyscy odpływają, pełni obaw, w innym kierunku? Nikt nawet nie próbuje się do mnie zbliżyć, bo i po co?
Chłopiec, po dłuższym namyśle, stwierdził:
- Ojej, latarnio, jesteś bardzo podobna do mojej mamy. Ona też bardzo chce... - tu urwał, jakby nie wiedział, co dalej ma powiedzieć. Po chwili jednak przyszedł mu do głowy pewien pomysł. - Opowiem jej to wszystko, mogę? Wiesz, ona pisze wiersze, może napisze też coś o tobie? To byłoby super, nie?
Następnego dnia wieczór zdawał się wyjątkowo spokojny i pogodny. Morze przybrało intensywną, butelkowozieloną barwę, a nad nim, na przejrzystym, czystym niebie, powoli zapalały się pierwsze gwiazdy. Tylko w oddali smuga ciemnej mgły kłębiła się nad horyzontem i powoli sunęła ku brzegowi po powierzchni wody.
Chłopczyk przybiegł pierwszy. Jego oczy błyszczały, a na zarumienionej od ostrego powietrza buzi malował się wyraz wielkiego, radosnego podniecenia.
- Wiedziałem! Wiedziałem! - wołał. - Latarnio, mam dla ciebie prezent! Zaraz przeczytam ci coś, co napisała o tobie moja mama. Na pewno się ucieszysz!
W ślad za synkiem podążała pośpiesznie młoda kobieta. Tym razem wydawała się mniej zatroskana, niż zwykle. Nie skierowała też swoich kroków w stronę ławeczki, gdzie zwykła była siadać w zadumie, lecz stanęła u stóp latarni, obok malca, i podniosła wzrok ku pulsującej rozbłyskami laternie. Na jej ustach nieoczekiwanie pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech.
Bliza zaś zasłuchała się w słowa wiersza, który zaczął czytać jej chłopiec, i z wolna zaczęło ogarniać ją niezwykłe wzruszenie. Światło bijące z lamp zdawało się rozpraszać w delikatnej mgiełce.
Wiersz tak prawdziwie opowiadał o jej życiu – o statkach, które nigdy nie mogły się zbliżyć do brzegu, aby z nią porozmawiać, o obojętnych drzewach, pospolitych mewach oraz przekornych falach, i nawet o złowieszczych zjawach z mrocznych zaświatów, straszących latarnię w listopadowe noce. Ale jednocześnie mama jej małego przyjaciela pisała, że każdy dzień jest inny od poprzedniego, że nie ma dwóch identycznych wschodów i zachodów księżyca, że po plaży o poranku bezrosko ganiają dzieci i psiaki, że pięknie wyglądają lampiony szczęścia unoszone z wiatrem na pełne morze, i że po każdym sztormie wychodzi słońce, a wtedy na piasku, wśród kamyczków, lśnią kusząco rude grudki bursztynów. A najważniejsze na samym końcu było to, iż pewien mały chłopiec pragnie co roku spędzać wakacje nad morzem, aby móc wieczorami słuchać, co ma mu do powiedzenia stara latarnia morska, która już nigdy nie będzie się czuła samotna.
* Bliza - regionalne określenie latarni morskiej.
** Laterna - przeszklone, najwyższe pomieszczenie latarni morskiej, w którym znajduje się źródło światła.
____________________
Glo.
Rozewska bliza
Moderatorzy: skaranie boskie, eka
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Rozewska bliza
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
-
- Posty: 886
- Rejestracja: 11 gru 2011, 0:25
Re: Rozewska bliza
Ładna krotochwila dla dzieci... 

Ostatnio zmieniony 29 sie 2015, 12:39 przez Qń Który Pisze, łącznie zmieniany 3 razy.
jestem częścią pewnej siły, która wciąż pragnie złego, a wciąż dobro tworzy...
Mefistofeles... Goethe, Faust, cz. I, Pracownia
Mefistofeles... Goethe, Faust, cz. I, Pracownia
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: Rozewska bliza
Bardzo nowatorskie spojrzenie na blizę, zazwyczaj latarnie morskie są ratunkiem, drogowskazem, czymś bliskim dla żeglujących.
Bardzo ciekawa personifikacja. Baśń dla dzieci i dorosłych. Współczesna, osadzona w nielukrowanej rzeczywistości.
Mama, która potrafi swoje dziecko obsadzić w roli głównej opowieści to skarb.

Bardzo ciekawa personifikacja. Baśń dla dzieci i dorosłych. Współczesna, osadzona w nielukrowanej rzeczywistości.
Mama, która potrafi swoje dziecko obsadzić w roli głównej opowieści to skarb.


- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Rozewska bliza
Tata też.eka pisze:Mama, która potrafi swoje dziecko obsadzić w roli głównej opowieści to skarb.
Wiemy z historii, że wielu znanych autorów za pierwowzór tworzonych przez siebie postaci miało własne dzieci. Opisanie autentycznej przygody w formie baśni, to rzeczywiście majstersztyk, pod warunkiem, że jest ona takową. O tym jednak Autorka milczy.
Podoba mi się opowieść, podoba sposób przedstawienia historii, jej bohaterów i ich uczuć. Do grona bohaterów zaliczam oczywiście samą Latarnię. To bardzo dobry, choć nie wiem, czy na pewno dotąd niewykorzystany pomysł. Nie oznacza to, że nie wart propagowania.
Muszę tu dodać słówko na temat pierwszego komentarza. Wpisał się doskonale w klimat baśni, uzupełnił ją, niezależnie od tego, czy zgodnie z nienapisanym założeniem Autorki.
Glo, twoja baśń to jeden z najlepszych utworów dla dzieci na Ósmym piętrze.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: Rozewska bliza
Dziękuję za ciepłe przyjęcie tej historii.
Chciałam pokazać też dzieciakom jedno z pięknych, fascynujących miejsc naszego kraju - najdalej na północ wysunięty przylądek (Rozewie). Osobiście lubię akcenty lokalne, nie tylko w utworach dla dzieci.
Glo.
Chciałam pokazać też dzieciakom jedno z pięknych, fascynujących miejsc naszego kraju - najdalej na północ wysunięty przylądek (Rozewie). Osobiście lubię akcenty lokalne, nie tylko w utworach dla dzieci.


Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Rozewska bliza
Kiedyś czytałem piękne opowieści związane z latarnictwem. Ech. To ten klimat, no, może bardziej dla dorosłych. 

- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: Rozewska bliza

Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl