Dziękuję Siostrze Oddziałowej. Czyżby i dla mnie miała kieliszeczek bromu ?
od początku
w poprzednim odcinku
Hush-a-bye
Tobiasz wszedł do pokoju. Nie zapalając światła przeszedł kilka kroków w stronę łóżka i zatrzymał się, gdy nastąpił na coś miękkiego. Na szczęście nie była to Umierająca Kotka, ale sweter, który rzucił na podłogę kilka dni temu.
Nie zdejmując czapki i kurtki położył się na łóżku i naciągnął kołdrę pod samą szyję. Buty pozostały na środku pokoju, tam gdzie je zostawił – obok swetra. Nie bez satysfakcji pomyślał, że minęły czasy, kiedy Jonasz potrafił wejść do pokoju w środku nocy i wyrzucić buty albo plecak przez okno do ogrodu, tylko dlatego, że stały krzywo, albo dlatego, że coś było w powietrzu.
Tobiasz przekręcił się na lewy bok, bowiem kiedy zbyt długo leżał na prawym delikatnym kłuciem przypominała się wątroba.
Zamykając oczy pomyślał o czasie, kiedy robił wszystko, aby zasnąć jak najpóźniej. Dokoła niego działo się zbyt wiele, aby móc ogarnąć wszystko w ciągu jednego dnia. Na półkach leżało zbyt wiele książek, telewizja emitowała zbyt wiele ciekawych filmów, dzień wydawał się być zbyt krótki, aby zrobić w nim to wszystko, czego się chciało, a noc – zawsze wydawała się być zbyt długa.
Był taki czas, gdy Tobiasz zmuszał się do wypicia filiżanki znienawidzonej kawy, aby tylko nie zasnąć, i zamykał oczy dopiero wtedy, kiedy niebo nad wierzchołkami brzóz otaczających dom zaczynało lekko różowieć.
Noc była porą pisania pierwszych wierszy, czytania zakazanych książek i oglądania nagich fotek w internecie. Nocą rozkwitało wirtualne życie, wypełniały się pokoje dyskusyjne, zawieszały zapchane serwery i Tobiasz nie mógł doczekać się na porę, gdy zgaśnie światło w pokoju Teresy.
Wyciągał wtedy spod łóżka latarkę i przez chwilę czytał ukryty z głową pod kołdrą, a kiedy był całkowicie pewien, że wszyscy – z wyjątkiem kota Teresy krążącego po tarasie w swoich białych kapciach na wszystkich czterech łapach – zasnęli wstawał i przekradał się do komputera.
Tobiasz oparł się na łokciu i zapalił papierosa. Strzepywał popiół na podłogę, tam, gdzie czerniało kilka brzydkich, pozostałych po niedopałkach plam. Palił powoli, dym rozchodził się nad łóżkiem, układał w cienkie wstążki i znikał pod sufitem.
Nagle zdał sobie sprawę, że od dawna nie miał w ręce żadnej nowej książki, obsesyjnie powracając do starych, które znał prawie na pamięć. I co dziwniejsze sięgał na coraz to niższe półki, tam, gdzie stały zakurzone książki z dzieciństwa, o okładkach odpadających od grzbietów, luźno fruwających kartkach, czasami wypadał z nich liść, którego dawno temu użył jako zakładki, czasami było to sztywne, suche źdźbło górskiej trawy, co oznaczało, że ta a nie inna książka spędziła razem z nim lato w Ostojce.
Rzuciwszy okiem na przerzedzone półki z książkami, jakie nabył w ciągu ostatnich lat postanowił, że nigdy, przenigdy nie sprzeda żadnego z towarzyszy dzieciństwa i zasnął.
We śnie szedł ścieżką dzielącą pole srebrzystego żyta od łąki, a tuż przy jego nodze biegł ogromny, szary pies o ciężkim łbie i serdecznym uśmiechu. Wyraźnie czuł ostry zapach psiej sierści i ciepły oddech na gołej łydce.
Gdzieś tam na łące siedziała Teresa obserwując ciężkie, białe, napuszone jak perskie koty chmury.
Na miedzy intensywnie pachniała macierzanka, a Teresa wcierała w dłonie liście mięty.
Zobacz, powiedziała pokazując na kubek pełen poziomek. Wystarczył jeden rzut oka, żeby upewnił się, iż zbierała je na środku łąki, tam, gdzie bielał ułożony z kamieni murek. Poziomki tam były największe i najsłodsze, miejscowi nie zapuszczali się tam ze względu na żmije, których w Ostojce wszyscy bali się panicznie.
Pewnego dnia, gdy w samo południe zbierali poziomki Teresa pokazała Tobiaszowi żmiję.
Żmija leżała na płaskim kamieniu, zwinięta w kółko przypominała do złudzenia miedzianą bransoletkę.
Nie ruszaj, powiedziała Teresa. Tobiasz wstrzymał oddech. Na liściu dzikiego szczawiu kołyszącym się nad kamieniem przysiadł duży, zielony pasikonik.
Wystarczył jeden rzut miedzianego tułowia i owad zniknął w niespodziewanie szerokiej paszczy. Przez chwilę drgały spazmatycznie wystające z pyska żmii cienkie, zielone odnóża i gad ponownie znieruchomiał.
Tobiasz poczuł jak jego opalone ramiona pokrywają się gęsią skórką.
We śnie powrócił do zbierania poziomek, a żmija leżała na kamieniu.
Zbierał poziomki dla Teresy, która spala gdzieś tam o kilkanaście kilometrów od brudnego pokoju, w którym na podłodze leżał kupiony przez nią sweter.
Tobiasz w zasadzie chciał wycyganić parę groszy tłumacząc się brakiem swetra.
Jednak Teresa w swojej naiwności pobiegła do sklepu i kupiła sweter. W zasadzie spodobał się Tobiaszowi, lekki, ciepły i szary, ale żadną miarą nie dało się go zamienić na czteropak. Więc kiedy tylko wrócił do domu wyjął sweter z plecaka i cisnął go na podłogę.
Kiedy następnego dnia obudził się poczuł coś w rodzaju litości, coś, co czuje się na widok chorego zwierzęcia i postanowił, że podniesie sweter, przewiesi przez oparcie krzesła i będzie go nosił, pokaże Teresie, że naprawdę potrzebował swetra, że cieszy się, bo jest mu ciepło…ale zamknął oczy i ponownie zapadł w sen.
Co za idiotyzm, myśleć o swetrze jak o żywym stworzeniu, powiedziałby Jonasz jednocześnie wyrzucając sweter przez okno, w trawę, gdzie po kilku dniach pokryłby się warstwą ślimaczego śluzu, albo szarymi kosmykami pleśni.
To Teresa zawsze ożywiała martwe przedmioty, podarte przez Jonasza książki cierpiały jak motyle z oderwanymi skrzydłami, połamane linijki zamieniały się w cienkie kostki ptaków.
Podnieś ten sweter, powiedziała Teresa bezszelestnie wchodząc do pokoju.
Zaraz, mruknął Tobiasz.
Poprawił na głowie czapkę i przełknął ślinę.
Chcesz herbaty, zapytała Teresa i usiadła na brzegu łóżka. Tobiasz odsunął się w stronę ściany.
Chcesz herbaty, zapytała ponownie.
Chcę, odpowiedział i wyciągnął rękę.
Futrzana kurtka Teresy była ciepła i wilgotna. Tobiasz gwałtownie usiadł na łóżku.
W pokoju nie było nikogo. Tylko Umierająca Kotka wdrapała się z wysiłkiem na łóżko i wymościwszy sobie dołek w podusze tuż obok twarzy Tobiasza uparcie ćwiczyła zapadanie w najgłębszy ze snów.
Kraków 9.03.2013
cdn.
ŁOWCY CHMUR cz. VI - Hush-a-bye
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
-
- Posty: 413
- Rejestracja: 06 lis 2011, 22:15
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: ŁOWCY CHMUR, cz. III
Tea, zrozum, proszę, że jedna część = jeden, osobny temat. Ja ci nie będę drugi raz przypominać.
I linki sobie wklej.
I linki sobie wklej.
Re: ŁOWCY CHMUR, cz. III
.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2016, 15:14 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: ŁOWCY CHMUR cz. VI - Hush-a-bye
Na razie zrobiłem Ci porządek w rozdziałach, Tea.
Proszę, byś się dalej trzymała tego schematu we wklejaniu. Zawsze tylko jeden rozdział w osobnym wątku, z odnośnikami do początku cyklu, poprzedniego i następnego fragmentu.
O samym tekście wypowiem się później, jak go dokładnie przeczytam.

Proszę, byś się dalej trzymała tego schematu we wklejaniu. Zawsze tylko jeden rozdział w osobnym wątku, z odnośnikami do początku cyklu, poprzedniego i następnego fragmentu.
O samym tekście wypowiem się później, jak go dokładnie przeczytam.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: ŁOWCY CHMUR cz. VI - Hush-a-bye
Pani Teo.
Szacun. Jeżeli w dalszym ciągu powieść przebiega równie dobrze, to chylę czoła i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
Szacun. Jeżeli w dalszym ciągu powieść przebiega równie dobrze, to chylę czoła i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie