Opowiadanie podzieliłem na niedługie rozdziały, które (mam nadzieję) ułatwią trochę czytanie go

Rozdział 1
Anonim
Nosił długi ciemnozielony płaszcz z licznymi kieszeniami. Do tego wysokie buty oraz kaptur. I tyle było o nim wiadomo. Bo kto nocą by go wypytywał o inne szczegóły? W tym momencie kompletnie nie miał ochoty natykać się na ludzi czy kogokolwiek. Ściąganie na siebie uwagi to najgorszy błąd w jego pracy, bo zajmował się... bezzwrotnym pożyczaniem przedmiotów. I to na szczęście wiedział tylko on. I koledzy po fachu. Ale, gdyby któryś poczuł parę z ust, sztylet szybko mógłby zablokować mu dopływ powietrza do płuc.
Nieznajomy był złodziejem. No, dobra, w sumie tak to się oficjalnie nazywa! Ale po co od razu nazywać to w tak bezpośredni sposób? Przecież nie wyrządzał nikomu krzywdy. No... może czasami, ale tylko wtedy, kiedy to było konieczne!
Teraz konieczność była znikoma. Wejdzie tam, weźmie swoje i sobie pójdzie, bułka z masłem.
Im bliżej celu się znajdował, tym bardziej powietrze chłodniało. Oświetlał sobie drogę lampionem, ale ten jakby przygasał. Lepiej, aby nie używał za dużego światła, bo jeśli zostanie wykryty, nadejdą spore kłopoty.
Obojętnie czy z lampionem, czy bez, wkroczył w zimną, niewzruszoną ciemność.
Rozdział 2
Niespodzianka
Ziemia Ciężkich Śniegów, czyli Północny region wyspy Ysanaar, był o tej porze całkiem dobrym miejscem do zwiedzania. Promienie słońca uśmiechającego się do świata z czystego nieba tańczyły między igłami sosen i świerków. O tej porze roku ciepłe powietrze dawało oznaki, że na zimę jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
Leśną dróżką szedł mężczyzna w szarej koszuli, brązowych spodniach i butach. Wiatr zdawał się głaskać jego skórę koloru słońca oraz buszować w jego czuprynie w kolorze ciemnego kasztana. Kilian był jednym z lifów słońca, młodej (choć miał wrażenie, że już nie aż tak bardzo) rasy ludzi żywiołów którzy mieli za zadanie opiekować się ziemią. Zrodził się ze słońca i posiadał jego moc. Można było to poznać po barwie jego skóry. Lifowie już w chwili narodzin znają magię żywiołu, z którego pochodzą, jednak to lata treningów pozwalają im w pełni panować nad mocą. On potrafił. Przynajmniej w większym stopniu.
Wolał Południową część Ysanaaru, w końcu wiadomo, że każdemu najbliżej do swojego domu. Jednak jego obowiązkiem było mieć oko na cały kontynent, nawet na całą ziemię. Podróżowanie od czasu do czasu było wpisane w życie każdego.
No więc szedł leśną dróżką rozmyślając o wszystkim i niczym konkretnym zarazem. A to o pogodzie, a to o ludziach... Nie byłby sobą, gdyby w pewnym momencie nie wpadła mu do głowy jakaś prosta rymowanka na uatrakcyjnienie czasu wolnego. Historyjka opowiadała o drzewach. Cały Ysanaar był nimi przyozdobiony niemal po brzegi. Roślinami, które widziały nie jedno, a przeżyły jeszcze więcej.
Ruszył pan czas poprzez las,
drzewkom kłaniając się w pas.
One mu ulegną także,
ale raczej niezbyt wcześnie.
Bywał z ludźmi kiedyś
w ich prześlicznych domach,
ale krótko, bo po chwili...
Kilian zobaczył prędko zmierzającego w swoją stronę zwierzoczłeka, a konkretnie czarnego wilka biegnącego na dwóch łapach. W górnych kończynach zakończonych dłońmi jak ludzkie trzymał jednoręczny topór. Lif przystanął zaskoczony.
- Co cię tak pobudziło, przyjacielu – zagadnął.
Stwór ciężko dysząc zatrzymał się tuż przed Kilianem.
Tam – wskazał ręką w przestrzeń przed nimi – coś się dzieje. W obrębie wokół wioski wszystko zamarza.
- Spokojnie, sprawdzę to – poklepał przybysza w ramieniu, by go uspokoić.
- Zaprowadzę pana.
I ruszyli.Im dalej ścieżką na północ, tym więcej napotykali oszronionych sosen i świerków.
Rozdział 3
Gniew góry lodowej
Kiedy nie istnieli jeszcze ludzie, krasnolódowie, nawet elfowie, zwierzoludzie byli jedynymi opiekunami ziemi. Wszystko wtedy wyglądało inaczej, a rozwój z czasów pierwotnych to właśnie zasługa tych istot.
„Wioska”, którą wspomniał Ravk, była w rzeczywistości kilkoma zwalonymi konarami drzew, w których jego pobratymcy umościli sobie chwilowe mieszkania, bo tacy jak on zwykli nie zagrzewać sobie miejsca na zbyt długo. Zabrakło czasu na to, aby odwiedzić osadę, sprawą pierwszorzędną należało nazwać poradzenie sobie z wybuchem zimy w środku wiosny. I to coraz mocniejszej zimy.
Ravk opowiedział, że cała sprawa została spowodowana przez lodowego olbrzyma, mieszkającego w pobliżu. I faktycznie, kiedy już wyruszyli kawałek na północ od osady, ich oczom ukazała się jaskinia o szerokim wylocie. Z jej budowy wynikało, że jej wnętrze było pod ziemią.Przed nią biegał wysoki na trzy metry lodowy golem twardo zbudowany z wystającymi z jego ciała kolcami długimi i ostrymi niczym sztylety. Twarz była nie całkiem ukształtowana na kształt ludzkiej, jednakże jej rysy wyglądały podobnie. Biegał wokoło swego domu jakby w transie i zamrażał swoim oddechem wszystko, co napotkał. Opodal groty stało już kilka zimnych posągów, zapewne niedawno jeszcze żywych ludzi-wilków, którzy próbowali stawić opór stworowi.
- Gdzie to jest?! - krzyczał, jakby chciał przetrząsnąć cały świat w poszukiwaniu... czego?
Kilian nakazał Ravkowi wycofać się do osady. Wolał nie narażać na nic nikogo poza sobą.
- Hej! Może byś nam powiedział, co zaszło, zamiast niszczyć całą okolicę?
Na te słowa olbrzym wystrzelił lodowym oddechem w Kiliana. Cóż, przynajmniej jakaś reakcja.
Lif, używając mocy, przemienił się w promień światła i umknął zadziwiająco szybko przed atakiem.
- No to jeszcze raz – prowokacyjnie zmaterializował się jeszcze bliżej przeciwnika. - Zgubiłeś coś?
- Nie! - i kolejny mroźny oddech. Tym razem Kilian przeniósł się tuż przed wylot groty. Wystrzelił prosto w plecy stworzenia ciepły promień światła. Ten to poczuł. Dobrze.
Lif pomknął w głąb jamy, a rozzłoszczony golem pobiegł tuż za nim. Promień światła mknął w dół, odczuwając coraz większy kłopot z utrzymywaniem mocy. Temperatura spadała. Widział zarysy zjedzonych przez lód stalaktytów i stalagmitów. Już w ludzkiej postaci wbiegł w krótki ślepy zaułek, gdzie skrył się przed goniącym go potworem. Ten na szczęście go minął, ale przystanął kawałek dalej. Lif wyjrzał z zaułka. Olbrzym siadł ciężko na gołej ziemi. W jego postawie pojawiło się zrezygnowanie, a z ciała spływała woda.
Zaraz... topniał? Faktycznie wydawał się odrobinę mniejszy. Silniejszy. Czy było coś, co podtrzymywało go przy życiu. Gdy stary człowiek ie może podeprzeć się laską, traci równowagę. Tak więc czyżby było coś podtrzymującego moc tego golema? Lekarstwo, bez którego nie mógł funkcjonować? Zwykle golemy nie były zbyt wiele wyższe od ludzi, ten jednak... był większy. A kiedy choćby Kilian widział jakiegoś olbrzyma?
Raz kozie śmierć. Albo Kilian pomoże olbrzymowi, albo olbrzym zaraz rozgniecie go na miazgę kakaową o wyjątkowo jasnym kolorze.
- Wiem, że coś nie gra – powiedział ukazując się oczom istoty. - Mam wrażenie, że musisz o czymś opowiedzieć. A ja bardzo chciałbym tego wysłuchać.
- Zniknął mój kamień mrozu – olbrzym już nie przejawiał grozy, wydawał się wręcz nie przejawiać żadnych uczuć. Tylko zobojętnienie i bezsilność.
- Zgubiłem, ktoś go ukradł, nie wiem! Pozostawiony bez istoty, która potrafi się nim zająć, może wszystko zamrozić. W niedługim czasie. A ja, pozostawiony bez niego, mogę zamienić się w kałużę. Również w niedługim czasie.
Kilian wiedział o kamieniach żywiołów. Ogień, ziemia, powietrze, elektryczność, woda... na wszystkie po jednej kuli. Tak, w istocie były to tylko szklane kule wzmocnione odpowiednimi czarami. Większość była własnością lifów. Jeden najwidoczniej należał do lodowego olbrzyma.
- Odnajdę go dla Ciebie! - wypalił ni z tego ni z owego Kilian. Nie wiedział, gdzie znajduje się kamień, ani nawet czy zdoła jakoś przemieścić przedmiot o takiej mocy.
Golem roześmiał się na te słowa, choć w tym śmiechu nie było ani krzty humoru.
- Jak? Nawet ja straciłem z nim łączność! - ze złością uderzył potężną ręką w ścianę groty. Kilian przez chwilę autentycznie miał obawy, że jaskinia się zawali.
- Ej, ej, spokojnie! Znam ludzi, a właściwie lifów, którzy mają odpowiednie zdolności w szukaniu takich rzeczy...
Oczy stwora zabłysły nadzieją.
- Ach, lifem... Wybacz, nie zauważyłem. Jeśli... jeśli jest możliwość odnalezienia kamienia, to proszę bardzo, próbujcie – uśmiechnął się szeroko.
- Ale jest też warunek.
- Ty chcesz się ze mną układać? No dobrze, nie pozostało mi nic innego. Mów.
- My jeszcze dzisiaj odnajdziemy kulę, a ty przez ten czas nie będziesz szkodził istotom z okolicy.
- Trudno, zrezygnuję z ostatniej rozrywki na chwilę przed roztopieniem się, żebyście wy mogli tego poszukać...
W duchu Kilian aż podskoczył z radości. Uprzejmie pożegnał olbrzyma i opuścił grotę.
Może coś z tego będzie...
Rozdział 4
Spotkanie
Świetnie! Skazał się na szukanie przedmiotu od którego zależy los co najmniej całej wyspy, a na dodatek kompletnie nie wie gdzie go szukać! Kilian nieraz, jak i w tej chwili, myślał że pragnienie bycia uczynnym kompletnie przyćmiewa mu zdrowy rozsądek. Uwielbiam pomagać innym, nawet jeśli miałby przez to zginąć co najmniej kilka razy. Podobno to dobrze. Podobno.
- To może na dobry początek na południowy zachód – wybrał ścieżkę.
Gdyby chodziło o kulę słońca, wykonałby zadanie w kilka chwil. Ale lód? Przecież to się go kompletnie nie trzymało! Gdyby tylko znalazł lifa śniegu, takiego jak...
Nestor!
W stronę Kiliana nadchodził albinos w czarnym płaszczu z kapturem oraz ciemnych spodniach i butach. Obok niego podążał ubrany na zielono mężczyzna o zielonej skórze. Można była na nim wyróżnić jedynie oczy i długie niebieskie włosy.
Gdy trzej mężczyźni podeszli do siebie podali sobie ręce i uściskali się na powitanie.
Trzech lifów to już coś! Słońce, mróz i ziemia. Niezła ekipa.
Nestor był obecnie jednym z silniejszych lifów. Adoptowane przez ysanaarski dom dla potrzebujących o nazwie Magiczna Przystać czarnoskóry chłopiec dorastał z dala od swojej ojczyzny, której nie pamiętał. Gdzieś na pustyni, tak nazywał miejsce swoich narodzin. Po nabytej ciężkiej chorobie stracił swój kolor skóry i sporo fizycznej kondycji. Ale okazał się być jednym człowiekiem na miliony. Jako nieliczny z ludzi zyskał moc żywiołu, którą mógł opanować do perfekcji. Został jednym z lifów. Lifem mrozu. Na skutek choroby... ale nieraz by zyskać, trzeba stracić.
Drugi z mężczyzn nazywał się Hiacynt. Trochę roztrzepany brat swojej bardziej opanowanej siostry, Róży. Brat nie oficjialny. Ale oboje zżyli się tak, że nazywali siebie rodzeństwem. Tak jak Kilian i Nestor, wychował się w Magicznej Przystani. Hiacynt po prostu się pojawił. Był dzieckiem żywiołów jak Kilian. Ale napotykane przez siebie istoty traktował jak swoją rodzinę.
- Co cię aż tu poniosło, Kili – rzekł lif ziemi. Przyjaciele mieli zwyczaj mówić do siebie zdrobniale. Tak już od... niepamiętnych czasów.
- Sam nie wiem – odpowiedział zainteresowany i wszyscy trzej wybuchli śmiechem.
- Ale poważnie, dobrze, że jesteście. Jest problem. Lodowy olbrzym został okradziony, ktoś podprowadził mu kulę mrozu...
- Kulę mrozu – zastanowił się Nestor. - Wiecie, że to nie jest jakaś tam prosta sprawa?
- Bardzo nie jest – odrzekł Kilian i opuścił głowę, coraz bardziej zasmucony całą sprawą.
- Dasz radę ją wykryć, Nes – przerwał milczenie Hiacynt. Tak jakby czytał Kilianowi w myślach.
- Tak. Tak sądzę. Czuję silne wibracje mocy w pobliżu. Chociaż to wcale nie musi być tak blisko... dlatego tak tu chodzimy z Hiacyntem i szukamy. Dzięki, Kilianie, dzięki Tobie przynajmniej wiemy, czego szukamy.
- To do roboty! - Hiacynt przerwał kolejną przerwę na zastanowienia. To było w nim najlepsze. Po prostu działał, robił swoje.
- Dobrze mówisz, bo niestety mamy mało czasu. Nestorze, prowadź.
Lif mrozu, zimy czy tam, jak go nawet ostatnio nazywani, Pan Zimy, skupił swoją uwagę na wspomnianych wibracjach. Obrał kierunek.
Rozdział 5
Droga
Szli w ciszy, całą swoją uwagę skupiając na misji, nie mogli jednak nie zauważyć lodu obejmującego ziemię. Zimno coraz mocniej dokuczało. Kilian próbował unikać myśli o tym, co będzie za jakiś czas. Przecież okoliczne zwierzęta nie wytrzymają każdej temperatury...
Iść! Bezzwłocznie wykonać zadanie. To był w tej chwili najważniejszy cel życia trzech lifów. Choćby cały świat chciał ich powstrzymać, muszą dać radę. Bo nie mieli do czynienia z nagłym przyjściem zimy. Mieli do czynienia z przyjściem czegoś gorszego.
Wiatr atakował ich ciała z taką siłą, że trudno było im iść i wciąż rósł w siłę.
- Jestem coraz bardziej pewien, że dobrze idziemy – stwierdził Nestor.
Pozostali milczeli. Odechciało im się rozmów, ważne było tylko to, by to wszystko wreszcie przeminęło. Ale już tracili siłę na walkę z wiatrem.
- Ta wichura zachowuje się, jakby żyła! -krzyczał Kilian, bo w tych okolicznościach tylko wtedy mógł zostać usłyszany.
- Bo tak jest! A do tego koniecznie chce nas powstrzymać! - W głosie albinosa przyjaciele usłyszeli stuprocentową pewność. - Czuję w niej silną moc żywiołu, zbyt silna jak dla codziennego wiatru!
- Nie przejdziemy! Nawet w postaci żywiołów!
- Chyba że pod ziemią! - Twarz Hiacynta ozdobił znaczący uśmiech.
Lif ziemi rozbłysnął zielenią, przemienił się w zielonego ognika i z rozpędu wniknął w glebę tuż przez pozostałymi. Kawałek gleby przerwała dziura, w którą, w ślad za Hiacyntem, wleciały kolejno dwa ogniki, biały i złoty.
Ziemia posłusznie rozstępowała się przed zielonym do czasu, aż zdecydował spróbować się z niej wynurzyć. Powolutku zmierzył w stronę powierzchni i wyleciał na zewnątrz. Kiedy wszyscy trzej wyszli z dziury, wrócili do ludzkich postaci. Tu wiatr był o dziwo bardzo spokojny.
Hiacynt z ciekawości ruszył z powrotem w stronę tajemniczego wiatru. Przystanął i wyciągnął rękę przed siebie. Jego dłonią szarpnął energiczny powiew. Szybko zabrał dłoń.
- Ściana wiatru. To nie jest normalne – wytłumaczył wróciwszy do towarzyszy.
-Panowie, przygotujcie się na spotkanie konkurencji – zapowiedział Nestor i ruszył w prawidłowym kierunku.
Robiło się coraz ciemniej, więc Kilian zgiął prawą rękę i wyczarował na swojej dłoni kulę światła.
Ale już nie musieli długo iść. Wkrótce ich oczom okazał się szary domek nakryty strzechą. Hiacynt śmiał się, że jedynym powodem tego, dlaczego chata jeszcze się nie rozleciała jest to, że właśnie była skuta lodem. Ale czy był to taki powód do śmiechu? Czy w ogóle mogli mieć do tego jakieś powody?
Rozdział 6
Poświęcenie
Nestor stwierdził, że źródło mocy bije dokładnie z wnętrza domu. Podchodzili powoli. Ale ostrożność nie mogła pomóc im niczego uniknąć.
Z ziemi tuż przed chałupą wystrzelił potężny obłok mroźnego powietrze, z którego wyłoniła się ludzka sylwetka od pasa w górę. Przypominała lodowego olbrzyma, jednak jego oczami były dwa szkarłatne płomienie.
Przyjaciele cofnęli się jak poparzeni.
- Lodowy Dżinn – stwierdzili wszyscy trzej naraz.
Demon nie miał ochoty na przyglądanie się przeciwnikom. Pragnął kuli mrozu i zdobędzie ją za wszelką cenę...
Cisnął w lifów wielkim lodowym kolcem. Nestor po raz kolejny w życiu wykazał się refleksem i tuż przed przyjaciółmi ukazała się ściana lodu, która wytrzymała uderzenie. Kilian wybiegł szybko zza ściany i lewą ręką cisnął w przeciwnika silną wiązkę światła, co na chwilę go oślepiło. Gdyby był tu ktoś władający ogniem... ale czy mógłby wykrzesać moc w taki ziąb?
Lif słońca kolejną wiązką światła rozmroził częściowo chaszcze rosnące koło domu. Z tamtejszej ziemi wystrzeliły silne korzenie wyczarowane przez Hiacynta, które obwiązały ręce potwora.
- Za parę sekund się otrząśnie. Mam plan. Ale wy musicie się stąd zmyć, i to już. Ruszajcie do tego domu. Tylko tak, by was nie zauważył.
- Nie możemy... - chciał protestować Nestor.
- Już! - w tonie wykrzyczanego przez Hiacynta słowa było słychać, iż nie zamierza przyjmować sprzeciwów.
Posłuchali. Przemieniwszy się w ogniki, Dwóch lifów pomknęło w kierunku domu.
- No to teraz zatańczymy- powiedział pozostały na polu walki do swojego przeciwnika, który z łatwością zerwał już więzy.
Zielony ognik kilka razy okrążył demona dookoła, wprowadzając go we wściekłość. Pomknęli w szalonej gonitwie w stronę przeciwną od położenia domu. Hiacynt niespodziewanie skierował się w ziemię, która rozstąpiła się na jego rozkaz. Po chwili lecieli już z zabójczą prędkością wgłąb ziemi. Nestor przyspieszył, czując za sobą zimny oddech demona. Zmęczenie było nieważne. Nieważna była nadchodząca śmierć. Ważne było tylko zbliżające się ciepło serca ziemi.W chwale biec ku końcowi, by jeszcze przed zakończeniem ostatniego rozdziału życia przechytrzyć całe zło...
To marzenie pojawiło się w głowie lifa ziemi tuż przed tym, gdy jego oczy napotkały ścianę ognia.
Rozdział 7
Ratunek
Brudne, ledwo stojące ściany, a pod nimi sterty butelek po alkoholu. Stara szafa, stół i łóżko. Wszystko skute lodem. Kilian zdołał roztopić lód przed drzwiami, co pozwoliło im wejść do chaty. Roztopiłby jeszcze wiele, ale nie wszystko. Tyle szkód wywołanych przez jeden artefakt wypuszczony spod kontroli...
Na twardym łóżko siedział mężczyzna w ciemnozielonym płaszczu. Blondyn trzymał w ramionach niebieską kulę. Skarb lodowego olbrzyma.
- Nie wiem, czy jak go rozmrożę, to znów nie zamarznie... - głowił się Kilian.
Ale spróbował. Pod napływem mocy płynącej z dłoni Kiliana do bryły człowieka w bryle lodu, lód zaczął topnieć. W końcu puścił całkowicie. Lecznicze promienie pobudziły życie w człowieku.Ale wciąż był nieprzytomny.
- Co teraz?
Chwilę milczeli, jednak nieznajomy zaczął się budzić.Zobaczywszy przed sobą dwóch lifów przerażony wycofał się pod ścianę.
- K... Kim jesteście!? - zapytał drżącym głosem.
- Twoim ratunkiem. Kilian i Nestor lifowie słońca i mrozu. Ale to kiepski czas na gadanie. Dopiero co zwróciłem Ci życie, a za chwilę możesz znowu zamarznąć.
- Cóż... dziękuję. Nazywam się Adrio Zaix – spróbował wstać. O dziwo nie miał z tym problemu. Wręcz czuł się bardzo dobrze. Nie tracąc czasu, wyszli z domu, zaś niedaleko drzwi ujrzeli... Hiacynta!
- Hiacynt! Jak ty... - zawołali jednocześnie Kilian i Nestor. Chcieli wybiec przyjacielowi na spotkanie, jednak ten powstrzymał ich skinieniem dłoni. Hiacynt żył. Może nie był w pełni sił, ale żył.
- Nie ważne. Spadajmy stąd.
Rozdział 8
Wszystko pod kontrolą
Lodowy olbrzym nie był zły. Rozparła go radość, kiedy kula do niego wróciła. A gdy wziął ją do swych dłoni, wszystko wokół zaczęło wracać do normy. Lód stopniał, a wiosenne słońce znów zapanowało nad światem.
Adrio Zaix okazał się być złodziejem. Tak samo jak nie jedna istota przybita przez biedę do muru. Nie chciał nikogo prosić o pomoc. Radził sobie, ale w niewłaściwy sposób. Dostał drugą szansę, pod warunkiem, że przyuczy się do normalnej pracy.
Wszystko wróciło do normy, każdy wrócił do swoich spraw.
Tylko ile to potrwa? Rok? Miesiąc? Tydzień? Do jutra?
Kilian spacerując już w samotności po uwolnionej od lodu ścieżce – tej samej, którą szedł na początku -myślał o tym, jak niewiele potrzeba, by cały świat stanął w tarapatach. No, dobra, część wyspy, ale co by było po dłuższym czasie? Mały kataklizm z powodu tego, że ktoś coś ukradł. Podobnie wybuchały wojny.
Cóż, nikt nie przewidzi przyszłości. Chwilowo wszyscy mają spokój. W Ysanaarze.
A co do przyszłości... Kilian idąc wciąż w głąb ścieżki wrócił do przypominania sobie wiersza o czasie idącym przez las...
Dziękuję za uwagę

I za ogromną cierpliwość oraz wyrozumiałość, jeśli udało Ci się dobrnąć do końca opowiadania
