W życiu cierpiące - fragment 3
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
-
- Posty: 75
- Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38
W życiu cierpiące - fragment 3
od początku
do poprzedniego odcinka
Raz, dwa, raz, dwa... Próba jeden. Słychać? Słychać? I co? Zgłasza się TW "Odlewnik". Halo, tu TW "Odlewnik". Uwaga, zgłaszam się do akcji operacyjnego rozpoznania pod pseudonimem: "Radomiak". Słychać? Czy ktoś mi kiedyś odpowie?
***
Tomasz z Kasią jak mogli próbowali rozgościć się w nowym mieszkaniu. Pierwsze co, to Kasia zmyła ślady krwi z podłogi – pamiątkę po zamordowanym poprzednim użytkowniku lokalu. Jeszcze długo pukali do mieszkania niespodziewani goście, zapraszając stróża w Polskę. Ze stołówki natomiast dochodziły paskudne zapachy, w nocy zaś po okolicy roznosiły się śpiewy studentów i odgłosy wymiotów.
Dzieci musiały na razie zostać z mamą Kasi w Radomiu. Wreszcie, gdy mieszkanie nabrało jakiejkolwiek przytulności, Tomasz zaprosił do siebie Leona oraz poznanego doktora Jana Małeckiego, którym wiele zawdzięczał w nowym miejscu zamieszkania. Obaj mężczyźni przybyli z żonami, doktor zresztą już ze swoją drugą połowicą, znacznie od niego młodszą.
Po godzinie początkowo dusząca atmosfera miejsca rozluźniła się całkowicie, a mężczyźni zaczęli grać w karty.
– Koniec, drodzy przyjaciele... – Tomasz Gubiński ujawnił fulla na dwóch królach i waletach.
Doktor i Leon solidarnie rzucili karty.
– Masz, człowieku, dziś szczęście – sapnął doktor, przeliczając pozostałe zapałki, o które toczyła się symboliczna rozgrywka.
– Akurat dziś gramy pierwszy raz – odparował Tomasz, zgarniając zapałki na swoją stronę.
Stół, przy którym siedzieli, Gubińscy postawili w centralnej części pokoju. Z boku swoje miejsce zajęła kanapa, wprawdzie wysłużona, ale znacznie lepsza niż ta z wystającymi gwoździami pozostała po stróżu, którą bez bólu wyrzucono na śmietnik. Urządzanie lokalu właściwie nie zostało jeszcze dokończone. Tu otwarte pudło pełne książek, obok niezbite łóżeczko dziecięce oparte o ścianę. Zresztą, trudno ocenić, gdzie mogłoby się zmieścić. Niemal cała powierzchnia była zarzucona już rozmaitymi sprzętami gospodarskimi.
Z kuchni dobiegały odgłosy rozmowy żon. Opowiadały o pracy, dzieciach, wolnych chwilach. Śmiech mieszał się z westchnięciami rozczarowania.
Gracze w pokera spokojnie dyskutowali dalej.
– A jak, Tomek, oceniasz nasze miasto? Ładniej niż w Radomiu? – zapytał doktor.
– Podobnie, tylko mniej Radomian – odparł wesoło. Tkwiła w nim ciągle młodzieńcza pogodność. Leon z trudem powstrzymywał się przed niegrzecznym gapieniem na znajomego.
– O robotę się nie martw, coś się załatwi – zaoferował doktor. – Rozumiesz, że nie będzie to praca zgodna z kwalifikacjami...
– Chcę pracować. To jedyna moja motywacja i kwalifikacja.
– A jakie masz wykształcenie? – zainteresował się doktor, najstarszy z obecnych i najchudszy. Kościste palce wychodziły z rękawów zbyt dużej koszuli jak bezlistne gałązki.
– Studiowałem prawo, ale zostałem relegowany. Pracowałem jako goniec, potem pomocnik technika, na koniec znalazła mnie praca biurowa. No i tak... Człowiek ma dwadzieścia osiem lat i musi zaczynać od początku.
Powiedziawszy, ustawił radio Kasprzak na pierwszą napotkaną audycję muzyczną: koncert muzyki Chopina z Wiednia. Przyjemne dźwięki, tłumione nieco trzaskami radiowymi, rozeszły się po mieszkaniu.
– W każdym razie w piątek przyjdź do szpitala. Od razu wal do mnie. Będę po słowie z dyrektorem. Porządny facet.
– Dzięki. – Tomasz odparł cicho z dozą nagłego zamyślenia. – Zabawne, jeszcze kilka tygodni temu byłem na dnie. Myślałem, że już się nie pozbieram. Bez domu, bez pracy, z zakazem powrotu do normalności. Tutaj jesteście wy, którzy od razu dajecie mi tyle. Właśnie tyle, ile człowiekowi wystarczy.
Tomasz skończył, wpatrując się w onieśmielonych kolegów.
– Wiesz, hm... Dla nas to normalne... – zaplątał się doktor.
– Jesteśmy po tej samej stronie – wypalił pompatycznie Leon, na co Tomasz machnął tylko radośnie ręką.
– E, dajcie spokój. Grajmy. Niech nas owładnie gorączka polskiego złota.
Raz, dwa, raz, dwa... Próba jeden. Zgłasza się TW "Odlewnik". Wchodzę.
W tym momencie przerwał im dzwonek do drzwi. Tomasz zerknął pytająco na znajomych i żonę Kasię, która równie zaskoczona wyjrzała z kuchni.
– Dopiero mieszkamy od tygodnia, a wygląda na to, że już mamy moc znajomych... Kto to może być?
Tomasz wstał, a po chwili powrócił do graczy razem z gościem: mężczyzną około trzydziestu kilku lat, przeciętnego wzrostu; z połyskliwą łysiną, która zagarnęła większą część głowy oraz pokaźnym wąsem na grubość dwóch palców. Wygląd przybysza w połączeniu ze sfatygowaną marynarką nadawał mu ton pewnej swojskości, ale uśmiech wydawał się podejrzanie poufały. Gość dzierżył w dłoniach półlitrową butelkę wódki marki "Żytnia".
– Dzień dobry – radośnie przywitał się. – Marian Władyka jestem.
– Witam – odparł doktor przyjaźnie.
Leon tylko skinął głową i zatopił oczy w kartach.
– O, znamy się z Leonem... Jesteśmy rodacy osiedlowi. – Władyka wyszczerzył zęby, niezrażony mało serdecznym przyjęciem Leona. – Pokerek? Wspaniale, wspaniale... Jak gracie? Strit bije trójkę?
– Bije – odparł sucho Charaśniak, zapalając papierosa.
– A czemu, Leoś, zbladłeś nagle? – zapytał doktor.
– Nie, nic. Grajmy.
– Ja nie mam tylu zapałek – przyznał Marian.
– Możesz postawić pieniądze – zaśmiał się Tomasz, wręczając jednocześnie pudełko zapałek.
– Albo życie, jeżeli coś warte – dodał mrocznie Leon.
– Rozdajcie.
Władyka rozsiadł się na krześle. Od razu zrobiło się dzięki niemu gwarniej. Chrząkał przy dobrych kartach, powarkiwał przy złych rozdaniach, opowiadał liczne anegdoty. Doktora pytał o receptę na uporczywy kaszel; o liczbę kartek otrzymywanych przez lekarzy; Leona wciągnął w rozmowę o nowym sklepiku na osiedlu. Lały się słowa smacznie i pieniście jak piwo z beczki.
W końcu, gdy Marian zniknął za białymi drzwiami toalety, Leon natychmiast szeptem zapytał Tomasza:
– Wiesz kim jest ten łysy wąsacz?
Gubiński zdziwiony zaprzeczył:
– A skąd?
Słychać? Próba dwa. Słychać, cholera? Założę się, że nic nie słychać. Takie małe nic. Trudno uwierzyć. Czego to ludzie nie wymyślą. Tylko gdzie to teraz... Aha, gniazdko, no – oczywiście. Niech mnie tylko prąd popieści, trzeba uważać. O czym tam gadają, chyba zniżyli głos. Jedna śrubka stara, nie wkręci się z powrotem. A jednak, udało się. I co? Słychać mnie?
Leon spojrzał na doktora:
– Obaj nie wiecie? Na moim osiedlu Władyka ma opinię donosiciela... Podobno smaży donosy, jakich Orzeszkowa nie miała opisów przyrody. Niektórzy przysięgali, że to kawał zakłamanego sukinsyna. Skąd go znasz?
– Kasia poznała jego żonę na rynku – odparł Tomasz z dziwnym rozkojarzeniem. – Był tu dwa dni temu pomóc położyć tapetę. Myślisz, że to ukartowane?
Sprawozdanie z wykonanego działania:
Po otrzymanym zadaniu poleciłem żonie – Mariannie nawiązanie kontaktu z Katarzyną G., żoną "Radomiaka", pod pretekstem chęci pomocy im w trudnej sytuacji. Moja żona Marianna miała zapoznać się tak, aby to wyglądało na przypadkowe spotkanie, aby Ł. nie poczuli się obrażeni traktowaniem ich jak biedaków. Moja żona uwierzyła w ten pretekst i wszczęła rozmowę z Katarzyną Ł na rynku. Szybko udało nam się wejść do grona ich znajomych. We wtorek pomogłem założyć tapetę w mieszkaniu G. Jednocześnie podczas chwilowej nieobecności "Radomiaka", zamontowałem urządzenie podsłuchowe w pokoju. Podczas kolejnej wizyty mam nadzieję, zamontować urządzenie w łazience.
– Trudno ocenić. Jego żona to porządna babka, ale on...
– To niech mnie pilnują. – Uśmiechnął się Gubiński, zbierając karty. – Będę czuł się bezpieczniej.
– Jak chcesz, ale nie mogę z tym pajacem przebywać w jednym pomieszczeniu, bo mnie zbiera do bitki. Dla konwenansu pogram jeszcze piętnaście minut.
– Nie wyganiam...
– Radzę ci, nie zadawaj się z nim.
– Wezmę to pod uwagę – rzekł spokojnie Tomasz.
– Napijmy się wódki. Ciekawe, czy będzie doił z nami.
Władyka po dłuższym czasie wyszedł z ubikacji. Tomasz wyjął kieliszki ze starej szafki:
– No, koledzy, przekąśmy coś konkretniejszego.
– Wódeczka dobra przed kolacją, po i zamiast. Lejcie śmiało! – rzekł Marian, na co Leon przybrał nieco zdziwiony wyraz twarzy.
Opinia o TW "Odlewniku":
Po kilkutygodniowym szkoleniu można powiedzieć, że TW "Odlewnik" jest uodporniony na większe ilości alkoholu, z wyjątkiem trunków owocowych. Czyni to go wyjątkowo skutecznym agentem.
podpisano: por. W. Gajda.
Doktor rzekł posępnie:
– Ja tylko kieliszek. Wątroba mnie, psia krew, męczy. Wiecie, co to dla mnie znaczy? Wolałbym już nie mieć jednej ręki – stwierdził szeptem – albo jednego jądra.
Leon skinął porozumiewawczo w stronę Tomasza i rzekł:
– No, ja wypiję kieliszka i będę się zaraz zbierał.
– W sumie ja też. – Doktor szybko upił swoją część i zawołał w stronę kuchni: – Jolka! Lecimy!
Jola wyjrzała z kuchni:
– Teraz? Czemu tak?
– Zapomniałaś? Mam dyżur o szóstej.
– Dyżur? – zdziwiła się, ale nie oponowała.
Po piętnastu minutach, oprócz domowników, został tylko Władyka. Kasia zrobiła kanapki. Zaraz zajęła się też sprzątaniem po gościach. Miała szczupłą sylwetkę, twarz pełną subtelnego ciepła i krótkie, gładko uczesane włosy sięgające smukłej szyi. Wyglądała zresztą bardzo ładnie w prostej, białej sukience we wzory. Władyka ukradkiem śledził ją wzrokiem. Przy okazji zauważył pluszowego misia leżącego przy fotelu.
– Macie dzieci? – zapytał.
– Dwójkę. Są u teściowej, dopóki się jakoś nie urządzimy – wyjaśnił Tomasz. – Nawet nie ma gdzie materaców położyć.
– Jakby co, to możesz liczyć na moją pomoc – rzekł niepewnie Marian.
– Wiemy, wiemy... – włączyła się Kasia. Poczuła, że dopada ją nagłe zmęczenie. – Zawsze mamy pomoc od wszystkich, a jak przychodzi co do czego, to Tomek podpisuje petycję, Tomek zbiera podpisy i za wszystko Tomek odpowiada. A każdy inny zatrzymuje to, co miał.
– Nie mów tak, Kasiu.
– A jest inaczej? Studia to jeszcze – człowiek naiwny, ale potem? Gdy już była dobra praca w biurze?
– Proszę cię... Po prostu – zwrócił się do Mariana, gdy Kasia wyszła do kuchni – zawsze uważałem, że człowiek nie może stać z boku, gdy ma dwie zdrowe ręce i umysł otwarty. Nie godziłem się na jakąkolwiek niesprawiedliwość. Orientujesz się, że wyrzucili mnie w Radomiu z wilczym biletem, co?
– No, raczej – przyznał dukając Władyka.
Tomasz zmierzył go wzrokiem:
– Marian, mogę cię o coś zapytać?
– Pewnie.
– Wszyscy mają cię za kapusia. – Gubiński wyrzucił to zdanie ze spokojem. Po chwili dodał: – Ja też.
Władyka zbladł na moment:
– I?
– I? Jesteś kapusiem? Pytam z ciekawości. Jak trzeba, i tak się dowiem.
– Chcesz znać prawdę? – Marian, nieco wytrącony z równowagi, wbił wzrok w podłogę, zastanawiając się, co powiedzieć. – Kiedyś jako młokos złożyłem parę donosów, zupełnie nic nie znaczących. Tyle. Mieli na mnie haka, bo jeździłem po pijaku i chcieli zabrać prawo jazdy. Zresztą, daj spokój. Przychodzę jak kolega, a ty mnie oskarżasz. Jakie donosy? Co to, wojna światowa, partyzantka? Jedni gadają tak, inni tak. Bo mam samochód, to niektórzy uważają, że jakieś świństwa robię. Ale gdybyś mnie dłużej znał... Uczciwie od wielu lat pracuję jako inżynier w fabryce. Znam się na swojej robocie. Wychowuję dziecko, staram się żyć.
Władyka zauważył, że Tomasz patrzy na niego nadal podejrzliwie, a przy tym jakby wątpiąco. Dodał więc natychmiast:
– Jeśli to dla ciebie istotne, przysięgam ci, na co tylko chcesz. Złożyłem w życiu, dawno temu, kilka nieistotnych raportów i to wszystko. Proszę, możesz teraz rzucić kamieniem.
Tomasz lustrował go oczami jeszcze kilka sekund, po czym rzekł spokojnie:
– Nie denerwuj się. Przyjechałem tutaj goły i wesoły z jedną walizą i adresem Leona. Dzięki niemu mogę udawać żyć normalnie. W Radomiu miałem ubikację na podwórku, a żeby z niej skorzystać, trzeba było szukać stróża z kluczem.
– Ciężkie czasy...
– Właśnie... – Gubiński, nieco pijany, objął Władykę lekko jednym ramieniem. – Dobra z ciebie dusza. Wiem, że mnie w ostateczności nie zawiedziesz.
Władyka nie rozgryzł tonu tej wypowiedzi Tomasza, który jakby znał prawdę o Władyce, a mimo wszystko liczył na niego.
– Jasne. – Marian uśmiechnął się niepewnie i w swoim stylu dodał: – Pieprzyć tych donosicieli!
***
Źródło: TW "Odlewnik"
Przyjął: por. W. Gajda
Dnia: 19.09.1976 r.
W sprawie: "Radomiak"
Doniesienie
(...)Podczas gry w pokera obecny był Tomasz Gubiński, a także dwóch jego kolegów: Leon Charaśniak, geodeta, którego znałem wcześniej oraz lekarz Jan Małecki, którego kojarzę z widzenia. Leon Ch. odnosił się do mnie z wyraźną niechęcią. Coś musiał nagadać na mój temat, gdy byłem w toalecie, bo po moim powrocie, Ch. i Małecki z żonami szybko wyszli.
Sprawdziłem, że nie zostały wykryte kable podsłuchowe, które umieściłem we wtorek podczas kładzenia tapety. W trakcie pobytu w toalecie udało mi się też zamontować aparat podsłuchowy.
Gubiński z łatwością wspomniał o swojej aktywności opozycyjnej. Nie udało mi się uzyskać szczegółowych danych, z uwagi na to, że podejrzewa mnie o działalność konfidencką. Nie naciskałem tym razem.
Gubiński przedstawił mi też niezrozumiałą wiadomość od ojca, który zmarł kilka lat temu. Cytuję: "Łu 72 Ma 94 Ko 83 Ma 94 Ja 14 Mi 30 Kw 43". Gubińskiemu bardzo zależy na rozszyfrowaniu tej wiadomości, więc gdyby udało się przekazać rozwiązanie, myślę, że pozwoliłoby mi to zdobyć zaufanie. Jeśli to możliwe, prosiłbym więc o pomoc w analizie wiadomości ojca Gubińskiego.
Ogólnie Gubiński sprawia wrażenie osoby otwartej, kontaktowej, zmęczonej życiem w opozycji i brakiem stabilności życiowej. Jego żona – Katarzyna ma wyraźne pretensje o dotychczasową działalność i brak spokoju, choć sama jest córką jakiegoś ułaskawionego po latach bandyty z NSZ.
Proponuję próbę werbunku Katarzyny Gubińskiej oraz działania wywiadowcze wobec Leona Charaśniaka, ewentualnie także doktora Jana Małeckiego.
Wykonano w dwóch egzemplarzach:
egz. Nr 1 – teczka sprawy "Radomiak"
egz. Nr 2 – teczka pracy TW "Odlewnika"
do następnego odcinka
do poprzedniego odcinka
Raz, dwa, raz, dwa... Próba jeden. Słychać? Słychać? I co? Zgłasza się TW "Odlewnik". Halo, tu TW "Odlewnik". Uwaga, zgłaszam się do akcji operacyjnego rozpoznania pod pseudonimem: "Radomiak". Słychać? Czy ktoś mi kiedyś odpowie?
***
Tomasz z Kasią jak mogli próbowali rozgościć się w nowym mieszkaniu. Pierwsze co, to Kasia zmyła ślady krwi z podłogi – pamiątkę po zamordowanym poprzednim użytkowniku lokalu. Jeszcze długo pukali do mieszkania niespodziewani goście, zapraszając stróża w Polskę. Ze stołówki natomiast dochodziły paskudne zapachy, w nocy zaś po okolicy roznosiły się śpiewy studentów i odgłosy wymiotów.
Dzieci musiały na razie zostać z mamą Kasi w Radomiu. Wreszcie, gdy mieszkanie nabrało jakiejkolwiek przytulności, Tomasz zaprosił do siebie Leona oraz poznanego doktora Jana Małeckiego, którym wiele zawdzięczał w nowym miejscu zamieszkania. Obaj mężczyźni przybyli z żonami, doktor zresztą już ze swoją drugą połowicą, znacznie od niego młodszą.
Po godzinie początkowo dusząca atmosfera miejsca rozluźniła się całkowicie, a mężczyźni zaczęli grać w karty.
– Koniec, drodzy przyjaciele... – Tomasz Gubiński ujawnił fulla na dwóch królach i waletach.
Doktor i Leon solidarnie rzucili karty.
– Masz, człowieku, dziś szczęście – sapnął doktor, przeliczając pozostałe zapałki, o które toczyła się symboliczna rozgrywka.
– Akurat dziś gramy pierwszy raz – odparował Tomasz, zgarniając zapałki na swoją stronę.
Stół, przy którym siedzieli, Gubińscy postawili w centralnej części pokoju. Z boku swoje miejsce zajęła kanapa, wprawdzie wysłużona, ale znacznie lepsza niż ta z wystającymi gwoździami pozostała po stróżu, którą bez bólu wyrzucono na śmietnik. Urządzanie lokalu właściwie nie zostało jeszcze dokończone. Tu otwarte pudło pełne książek, obok niezbite łóżeczko dziecięce oparte o ścianę. Zresztą, trudno ocenić, gdzie mogłoby się zmieścić. Niemal cała powierzchnia była zarzucona już rozmaitymi sprzętami gospodarskimi.
Z kuchni dobiegały odgłosy rozmowy żon. Opowiadały o pracy, dzieciach, wolnych chwilach. Śmiech mieszał się z westchnięciami rozczarowania.
Gracze w pokera spokojnie dyskutowali dalej.
– A jak, Tomek, oceniasz nasze miasto? Ładniej niż w Radomiu? – zapytał doktor.
– Podobnie, tylko mniej Radomian – odparł wesoło. Tkwiła w nim ciągle młodzieńcza pogodność. Leon z trudem powstrzymywał się przed niegrzecznym gapieniem na znajomego.
– O robotę się nie martw, coś się załatwi – zaoferował doktor. – Rozumiesz, że nie będzie to praca zgodna z kwalifikacjami...
– Chcę pracować. To jedyna moja motywacja i kwalifikacja.
– A jakie masz wykształcenie? – zainteresował się doktor, najstarszy z obecnych i najchudszy. Kościste palce wychodziły z rękawów zbyt dużej koszuli jak bezlistne gałązki.
– Studiowałem prawo, ale zostałem relegowany. Pracowałem jako goniec, potem pomocnik technika, na koniec znalazła mnie praca biurowa. No i tak... Człowiek ma dwadzieścia osiem lat i musi zaczynać od początku.
Powiedziawszy, ustawił radio Kasprzak na pierwszą napotkaną audycję muzyczną: koncert muzyki Chopina z Wiednia. Przyjemne dźwięki, tłumione nieco trzaskami radiowymi, rozeszły się po mieszkaniu.
– W każdym razie w piątek przyjdź do szpitala. Od razu wal do mnie. Będę po słowie z dyrektorem. Porządny facet.
– Dzięki. – Tomasz odparł cicho z dozą nagłego zamyślenia. – Zabawne, jeszcze kilka tygodni temu byłem na dnie. Myślałem, że już się nie pozbieram. Bez domu, bez pracy, z zakazem powrotu do normalności. Tutaj jesteście wy, którzy od razu dajecie mi tyle. Właśnie tyle, ile człowiekowi wystarczy.
Tomasz skończył, wpatrując się w onieśmielonych kolegów.
– Wiesz, hm... Dla nas to normalne... – zaplątał się doktor.
– Jesteśmy po tej samej stronie – wypalił pompatycznie Leon, na co Tomasz machnął tylko radośnie ręką.
– E, dajcie spokój. Grajmy. Niech nas owładnie gorączka polskiego złota.
Raz, dwa, raz, dwa... Próba jeden. Zgłasza się TW "Odlewnik". Wchodzę.
W tym momencie przerwał im dzwonek do drzwi. Tomasz zerknął pytająco na znajomych i żonę Kasię, która równie zaskoczona wyjrzała z kuchni.
– Dopiero mieszkamy od tygodnia, a wygląda na to, że już mamy moc znajomych... Kto to może być?
Tomasz wstał, a po chwili powrócił do graczy razem z gościem: mężczyzną około trzydziestu kilku lat, przeciętnego wzrostu; z połyskliwą łysiną, która zagarnęła większą część głowy oraz pokaźnym wąsem na grubość dwóch palców. Wygląd przybysza w połączeniu ze sfatygowaną marynarką nadawał mu ton pewnej swojskości, ale uśmiech wydawał się podejrzanie poufały. Gość dzierżył w dłoniach półlitrową butelkę wódki marki "Żytnia".
– Dzień dobry – radośnie przywitał się. – Marian Władyka jestem.
– Witam – odparł doktor przyjaźnie.
Leon tylko skinął głową i zatopił oczy w kartach.
– O, znamy się z Leonem... Jesteśmy rodacy osiedlowi. – Władyka wyszczerzył zęby, niezrażony mało serdecznym przyjęciem Leona. – Pokerek? Wspaniale, wspaniale... Jak gracie? Strit bije trójkę?
– Bije – odparł sucho Charaśniak, zapalając papierosa.
– A czemu, Leoś, zbladłeś nagle? – zapytał doktor.
– Nie, nic. Grajmy.
– Ja nie mam tylu zapałek – przyznał Marian.
– Możesz postawić pieniądze – zaśmiał się Tomasz, wręczając jednocześnie pudełko zapałek.
– Albo życie, jeżeli coś warte – dodał mrocznie Leon.
– Rozdajcie.
Władyka rozsiadł się na krześle. Od razu zrobiło się dzięki niemu gwarniej. Chrząkał przy dobrych kartach, powarkiwał przy złych rozdaniach, opowiadał liczne anegdoty. Doktora pytał o receptę na uporczywy kaszel; o liczbę kartek otrzymywanych przez lekarzy; Leona wciągnął w rozmowę o nowym sklepiku na osiedlu. Lały się słowa smacznie i pieniście jak piwo z beczki.
W końcu, gdy Marian zniknął za białymi drzwiami toalety, Leon natychmiast szeptem zapytał Tomasza:
– Wiesz kim jest ten łysy wąsacz?
Gubiński zdziwiony zaprzeczył:
– A skąd?
Słychać? Próba dwa. Słychać, cholera? Założę się, że nic nie słychać. Takie małe nic. Trudno uwierzyć. Czego to ludzie nie wymyślą. Tylko gdzie to teraz... Aha, gniazdko, no – oczywiście. Niech mnie tylko prąd popieści, trzeba uważać. O czym tam gadają, chyba zniżyli głos. Jedna śrubka stara, nie wkręci się z powrotem. A jednak, udało się. I co? Słychać mnie?
Leon spojrzał na doktora:
– Obaj nie wiecie? Na moim osiedlu Władyka ma opinię donosiciela... Podobno smaży donosy, jakich Orzeszkowa nie miała opisów przyrody. Niektórzy przysięgali, że to kawał zakłamanego sukinsyna. Skąd go znasz?
– Kasia poznała jego żonę na rynku – odparł Tomasz z dziwnym rozkojarzeniem. – Był tu dwa dni temu pomóc położyć tapetę. Myślisz, że to ukartowane?
Sprawozdanie z wykonanego działania:
Po otrzymanym zadaniu poleciłem żonie – Mariannie nawiązanie kontaktu z Katarzyną G., żoną "Radomiaka", pod pretekstem chęci pomocy im w trudnej sytuacji. Moja żona Marianna miała zapoznać się tak, aby to wyglądało na przypadkowe spotkanie, aby Ł. nie poczuli się obrażeni traktowaniem ich jak biedaków. Moja żona uwierzyła w ten pretekst i wszczęła rozmowę z Katarzyną Ł na rynku. Szybko udało nam się wejść do grona ich znajomych. We wtorek pomogłem założyć tapetę w mieszkaniu G. Jednocześnie podczas chwilowej nieobecności "Radomiaka", zamontowałem urządzenie podsłuchowe w pokoju. Podczas kolejnej wizyty mam nadzieję, zamontować urządzenie w łazience.
– Trudno ocenić. Jego żona to porządna babka, ale on...
– To niech mnie pilnują. – Uśmiechnął się Gubiński, zbierając karty. – Będę czuł się bezpieczniej.
– Jak chcesz, ale nie mogę z tym pajacem przebywać w jednym pomieszczeniu, bo mnie zbiera do bitki. Dla konwenansu pogram jeszcze piętnaście minut.
– Nie wyganiam...
– Radzę ci, nie zadawaj się z nim.
– Wezmę to pod uwagę – rzekł spokojnie Tomasz.
– Napijmy się wódki. Ciekawe, czy będzie doił z nami.
Władyka po dłuższym czasie wyszedł z ubikacji. Tomasz wyjął kieliszki ze starej szafki:
– No, koledzy, przekąśmy coś konkretniejszego.
– Wódeczka dobra przed kolacją, po i zamiast. Lejcie śmiało! – rzekł Marian, na co Leon przybrał nieco zdziwiony wyraz twarzy.
Opinia o TW "Odlewniku":
Po kilkutygodniowym szkoleniu można powiedzieć, że TW "Odlewnik" jest uodporniony na większe ilości alkoholu, z wyjątkiem trunków owocowych. Czyni to go wyjątkowo skutecznym agentem.
podpisano: por. W. Gajda.
Doktor rzekł posępnie:
– Ja tylko kieliszek. Wątroba mnie, psia krew, męczy. Wiecie, co to dla mnie znaczy? Wolałbym już nie mieć jednej ręki – stwierdził szeptem – albo jednego jądra.
Leon skinął porozumiewawczo w stronę Tomasza i rzekł:
– No, ja wypiję kieliszka i będę się zaraz zbierał.
– W sumie ja też. – Doktor szybko upił swoją część i zawołał w stronę kuchni: – Jolka! Lecimy!
Jola wyjrzała z kuchni:
– Teraz? Czemu tak?
– Zapomniałaś? Mam dyżur o szóstej.
– Dyżur? – zdziwiła się, ale nie oponowała.
Po piętnastu minutach, oprócz domowników, został tylko Władyka. Kasia zrobiła kanapki. Zaraz zajęła się też sprzątaniem po gościach. Miała szczupłą sylwetkę, twarz pełną subtelnego ciepła i krótkie, gładko uczesane włosy sięgające smukłej szyi. Wyglądała zresztą bardzo ładnie w prostej, białej sukience we wzory. Władyka ukradkiem śledził ją wzrokiem. Przy okazji zauważył pluszowego misia leżącego przy fotelu.
– Macie dzieci? – zapytał.
– Dwójkę. Są u teściowej, dopóki się jakoś nie urządzimy – wyjaśnił Tomasz. – Nawet nie ma gdzie materaców położyć.
– Jakby co, to możesz liczyć na moją pomoc – rzekł niepewnie Marian.
– Wiemy, wiemy... – włączyła się Kasia. Poczuła, że dopada ją nagłe zmęczenie. – Zawsze mamy pomoc od wszystkich, a jak przychodzi co do czego, to Tomek podpisuje petycję, Tomek zbiera podpisy i za wszystko Tomek odpowiada. A każdy inny zatrzymuje to, co miał.
– Nie mów tak, Kasiu.
– A jest inaczej? Studia to jeszcze – człowiek naiwny, ale potem? Gdy już była dobra praca w biurze?
– Proszę cię... Po prostu – zwrócił się do Mariana, gdy Kasia wyszła do kuchni – zawsze uważałem, że człowiek nie może stać z boku, gdy ma dwie zdrowe ręce i umysł otwarty. Nie godziłem się na jakąkolwiek niesprawiedliwość. Orientujesz się, że wyrzucili mnie w Radomiu z wilczym biletem, co?
– No, raczej – przyznał dukając Władyka.
Tomasz zmierzył go wzrokiem:
– Marian, mogę cię o coś zapytać?
– Pewnie.
– Wszyscy mają cię za kapusia. – Gubiński wyrzucił to zdanie ze spokojem. Po chwili dodał: – Ja też.
Władyka zbladł na moment:
– I?
– I? Jesteś kapusiem? Pytam z ciekawości. Jak trzeba, i tak się dowiem.
– Chcesz znać prawdę? – Marian, nieco wytrącony z równowagi, wbił wzrok w podłogę, zastanawiając się, co powiedzieć. – Kiedyś jako młokos złożyłem parę donosów, zupełnie nic nie znaczących. Tyle. Mieli na mnie haka, bo jeździłem po pijaku i chcieli zabrać prawo jazdy. Zresztą, daj spokój. Przychodzę jak kolega, a ty mnie oskarżasz. Jakie donosy? Co to, wojna światowa, partyzantka? Jedni gadają tak, inni tak. Bo mam samochód, to niektórzy uważają, że jakieś świństwa robię. Ale gdybyś mnie dłużej znał... Uczciwie od wielu lat pracuję jako inżynier w fabryce. Znam się na swojej robocie. Wychowuję dziecko, staram się żyć.
Władyka zauważył, że Tomasz patrzy na niego nadal podejrzliwie, a przy tym jakby wątpiąco. Dodał więc natychmiast:
– Jeśli to dla ciebie istotne, przysięgam ci, na co tylko chcesz. Złożyłem w życiu, dawno temu, kilka nieistotnych raportów i to wszystko. Proszę, możesz teraz rzucić kamieniem.
Tomasz lustrował go oczami jeszcze kilka sekund, po czym rzekł spokojnie:
– Nie denerwuj się. Przyjechałem tutaj goły i wesoły z jedną walizą i adresem Leona. Dzięki niemu mogę udawać żyć normalnie. W Radomiu miałem ubikację na podwórku, a żeby z niej skorzystać, trzeba było szukać stróża z kluczem.
– Ciężkie czasy...
– Właśnie... – Gubiński, nieco pijany, objął Władykę lekko jednym ramieniem. – Dobra z ciebie dusza. Wiem, że mnie w ostateczności nie zawiedziesz.
Władyka nie rozgryzł tonu tej wypowiedzi Tomasza, który jakby znał prawdę o Władyce, a mimo wszystko liczył na niego.
– Jasne. – Marian uśmiechnął się niepewnie i w swoim stylu dodał: – Pieprzyć tych donosicieli!
***
Źródło: TW "Odlewnik"
Przyjął: por. W. Gajda
Dnia: 19.09.1976 r.
W sprawie: "Radomiak"
Doniesienie
(...)Podczas gry w pokera obecny był Tomasz Gubiński, a także dwóch jego kolegów: Leon Charaśniak, geodeta, którego znałem wcześniej oraz lekarz Jan Małecki, którego kojarzę z widzenia. Leon Ch. odnosił się do mnie z wyraźną niechęcią. Coś musiał nagadać na mój temat, gdy byłem w toalecie, bo po moim powrocie, Ch. i Małecki z żonami szybko wyszli.
Sprawdziłem, że nie zostały wykryte kable podsłuchowe, które umieściłem we wtorek podczas kładzenia tapety. W trakcie pobytu w toalecie udało mi się też zamontować aparat podsłuchowy.
Gubiński z łatwością wspomniał o swojej aktywności opozycyjnej. Nie udało mi się uzyskać szczegółowych danych, z uwagi na to, że podejrzewa mnie o działalność konfidencką. Nie naciskałem tym razem.
Gubiński przedstawił mi też niezrozumiałą wiadomość od ojca, który zmarł kilka lat temu. Cytuję: "Łu 72 Ma 94 Ko 83 Ma 94 Ja 14 Mi 30 Kw 43". Gubińskiemu bardzo zależy na rozszyfrowaniu tej wiadomości, więc gdyby udało się przekazać rozwiązanie, myślę, że pozwoliłoby mi to zdobyć zaufanie. Jeśli to możliwe, prosiłbym więc o pomoc w analizie wiadomości ojca Gubińskiego.
Ogólnie Gubiński sprawia wrażenie osoby otwartej, kontaktowej, zmęczonej życiem w opozycji i brakiem stabilności życiowej. Jego żona – Katarzyna ma wyraźne pretensje o dotychczasową działalność i brak spokoju, choć sama jest córką jakiegoś ułaskawionego po latach bandyty z NSZ.
Proponuję próbę werbunku Katarzyny Gubińskiej oraz działania wywiadowcze wobec Leona Charaśniaka, ewentualnie także doktora Jana Małeckiego.
Wykonano w dwóch egzemplarzach:
egz. Nr 1 – teczka sprawy "Radomiak"
egz. Nr 2 – teczka pracy TW "Odlewnika"
do następnego odcinka
Ostatnio zmieniony 17 mar 2015, 22:19 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Niesamowita reakcja, taka wręcz ewangeliczna ze strony Gubińskiego. Rozumiejąca i dobra.
Wiesz, traktuję go bardzo realnie, i jak bliskiego człowieka.
Esbecja i jej różne, niebezpieczne metody niszczenia życia.
Świetnie, że kontynuujesz publikację.
Czekam na kolejny fragment z historii, tak czule przez niektórych wspominanej, "komuny".

Wiesz, traktuję go bardzo realnie, i jak bliskiego człowieka.
Esbecja i jej różne, niebezpieczne metody niszczenia życia.
Świetnie, że kontynuujesz publikację.
Czekam na kolejny fragment z historii, tak czule przez niektórych wspominanej, "komuny".


- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Chyba jednak z westchnieniami.lacoyte pisze:Śmiech mieszał się z westchnięciami rozczarowania.
Pierwsza kropka do kosza.lacoyte pisze:– Dzięki. – Tomasz odparł cicho z dozą nagłego zamyślenia.
Błąd stylistyczny.lacoyte pisze:– Dzień dobry – radośnie przywitał się.
Gdybyś napisał, że radośnie przywitał się ktoś tam (np. gość), byłoby ok. W obecnej formie, zdecydowanie lepiej zabrzmi: przywitał się radośnie.
Teraz o treści.
Fragmenty fabularne zaczynają nam się mieszać z dokumentami. Zaczynam węszyć wzmożoną aktywność jakiegoś śledczego z IPN. Musisz uważać, żeby nie pójść zbyt otwarcie w tym kierunku, wielu ludzi bowiem, pomimo całej sympatii do (zarówno prawdziwej, jak i lekko naciąganej) działalności opozycyjnej z okresu PRL-u, organicznie nie znosi nawiedzonych "historyków" z tzw. pionu śledczego dzisiejszych sędziów.
Swoją drogą marni ci dysydenci, którzy tak beztrosko przechodzą obok kapusia. Ale fakt - ludzie wtedy byli łatwowierni i otwarci, aż dziw, że wygrali tę walkę. Zupełnie, jakby im zwycięstwo wciśnięto na siłę. Nic, poczekam sobie spokojnie na mój ulubiony ciąg dalszy.
A dla umilenia czasu oczekiwania -



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 75
- Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Dziękuję za uwagi.
Eka, faktycznie bohatera staram się opisać może nie jako "ewangelicko dobrego", ale starającego się przynajmniej zrozumieć drugą osobę, wiedząc przy tym, że jest na swojego "opiekuna" skazany.
Skaranie boskie, nie jestem z IPN. Myślę, że pewne wątki fabularne nie są zarezerwowane tylko dla określonych grup. Choć faktycznie dosłownie kilka oryginalnych donosów wykorzystam (sporo jest materiałów na stronach IPN), zaznaczając, które teksty są "autentyczne".
Ogólny zarys formy współpracy z SB jest niezbędny dla zrozumienia zawiązania akcji dotyczącej donosiciela Władyki (o czym w następnym odcinku).
Eka, faktycznie bohatera staram się opisać może nie jako "ewangelicko dobrego", ale starającego się przynajmniej zrozumieć drugą osobę, wiedząc przy tym, że jest na swojego "opiekuna" skazany.
Skaranie boskie, nie jestem z IPN. Myślę, że pewne wątki fabularne nie są zarezerwowane tylko dla określonych grup. Choć faktycznie dosłownie kilka oryginalnych donosów wykorzystam (sporo jest materiałów na stronach IPN), zaznaczając, które teksty są "autentyczne".
Ogólny zarys formy współpracy z SB jest niezbędny dla zrozumienia zawiązania akcji dotyczącej donosiciela Władyki (o czym w następnym odcinku).
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Ja też bym się czepiał tej łatwowierności wobec kapusia, trochę to naiwne, wystrzegaj się naiwności. Po tym co przeszedł główny bohater w części pierwszej powinien być nieufny i małomówny jak cholera. Na pewno nie powinien się na prawo i lewo wszystkim napotkanym chwalić swoim tatuażem.
Ale nadal jestem zaciekawiony co będzie dalej.

Ale nadal jestem zaciekawiony co będzie dalej.


- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
I nie był w tym odosobniony w tamtych czasach.lacoyte pisze:Eka, faktycznie bohatera staram się opisać może nie jako "ewangelicko dobrego", ale starającego się przynajmniej zrozumieć drugą osobę, wiedząc przy tym, że jest na swojego "opiekuna" skazany.
I jeszcze jedno, czytanie esbeckich akt jest bardzo pouczające. Może zainspirować powieścią lub dokumentem. Radziecki nadzorca skrzętnie poupychał tu i tam najważniejsze teczki, ale i tak historię PRL-u można napisać od nowa na ich podstawie.
Co zresztą się dzieje. IPN żmudnie odkłamuje wpisaną w świadomość komunistyczną propagandę.
Tak i TY czynisz tutaj.
Pozdrawiam.

-
- Posty: 75
- Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Świetna uwaga, dzięki.Ja też bym się czepiał tej łatwowierności wobec kapusia, trochę to naiwne, wystrzegaj się naiwności. Po tym co przeszedł główny bohater w części pierwszej powinien być nieufny i małomówny jak cholera. Na pewno nie powinien się na prawo i lewo wszystkim napotkanym chwalić swoim tatuażem.
Zdradzając nieco fabułę wyjaśnię, iż Tomasz od początku wie, że Władyka jest podstawionym donosicielem i nie wynika to wyłącznie z domysłów, przypuszczeń Leona. Tomasz prowadzi więc pewną grę, choć jak wyżej napisałem, nie jest z marszu negatywnie nastawiony do Władyki. Chce go poznać, mając w świadomości, że Władyka jako "agent" SB i tak pewnie posiada dużo informacji na jego temat. To w pewnym stopniu może uzasadniać tą zamierzoną "naiwną otwartość", w której kryje się też nieco wyrachowania.
W następnej części będzie kilka fragmentów autentycznych donosów: śmieszno-strasznych. Pozdrawiam.I jeszcze jedno, czytanie esbeckich akt jest bardzo pouczające. Może zainspirować powieścią lub dokumentem
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Ok, nie wiem, czy to obiektywnie dobra strategia, ale młody bohater mógł takową przyjąć za opłacalną.lacoyte pisze:Zdradzając nieco fabułę wyjaśnię, iż Tomasz od początku wie, że Władyka jest podstawionym donosicielem i nie wynika to wyłącznie z domysłów, przypuszczeń Leona. Tomasz prowadzi więc pewną grę, choć jak wyżej napisałem, nie jest z marszu negatywnie nastawiony do Władyki. Chce go poznać, mając w świadomości, że Władyka jako "agent" SB i tak pewnie posiada dużo informacji na jego temat. To w pewnym stopniu może uzasadniać tą zamierzoną "naiwną otwartość", w której kryje się też nieco wyrachowania.

- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
Doczytałem dotąd.
Moim zdaniem jest świetnie, panie Lacoyte. Trochę mnie z początku szlag trafiał, że oto kolejna bzdura o martyrologii, którą napisami na murach obiecywali pomścić, potem jednak znalazłem coś dla siebie. Kolejne odcinki. Obiecuję wrócić do czwartego i następnych, jeśli się pojawią.
Moim zdaniem jest świetnie, panie Lacoyte. Trochę mnie z początku szlag trafiał, że oto kolejna bzdura o martyrologii, którą napisami na murach obiecywali pomścić, potem jednak znalazłem coś dla siebie. Kolejne odcinki. Obiecuję wrócić do czwartego i następnych, jeśli się pojawią.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: W życiu cierpiące - fragment 3
No chyba bardzo się mylisz.skaranie boskie pisze:aż dziw, że wygrali tę walkę
Fragment 3 b.d. jak i dwa poprzednie.
Zwróćcie uwagę, ile amerykanie nakręcili filmów o II wojnie światowej, o Wietnamie. Wiele punktów widzenia. U nas, jak tylko ktoś coś powie, to zaraz oskarżenie, że opozycja c.d. albo IPN. Rozumiem, że można nie lubić tej, czy innej opcji politycznej. Ale zachowania moralne są chyba bardziej uniwersalne.