wodzenie
-
- Posty: 989
- Rejestracja: 07 lis 2011, 22:57
- Lokalizacja: Kraków
wodzenie
najpierw o trochę już zapomnianych słowach: wodzić, zwodzić, wieść, zwieść;
czasownik "zwieść" napotykamy na początku Księgi Rodzaju; Ewa tłumaczy się
słowami "wąż mnie zwiódł";
czasownik "wodzić" także odnajdujemy w Biblii; w słowach modlitwy ułożonej
przez Jezusa pada zwrot "i nie wódź nas na pokuszenie";
dzisiaj określenie "wodzi" zastępujemy słowem "nosi", a nosi kogoś, kto ma
chandrę (szczególnie zaś po trzech głębszych);
niedługo wspomniane pojęcia pewnie znikną z mowy potocznej; w terminologii
inżynierskiej nie ma już prawie "wodzików", a wodzirejów skutecznie mordują
didżeje...
jednak "wodzenie" kojarzy mi się ponuro, a to za sprawą mojej babci
(i nie tylko), która w czasach mojego dzieciństwa opowiadała mrożące krew
w żyłach historie; paskudną sławą cieszył się miejscowy cmentarz;
jeśli jakiś nieszczęśnik zawitał nocą w jego okolice, to tak go "wodziło",
że nie był w stanie trafić do domu; klient budził się rankiem pomiędzy grobami
albo na płycie jakiegoś grobowca; starzy ludzie opowiadający te historie
zarzekali się, że nie wszyscy, którym się to przytrafiło byli w stanie
wskazującym...
jakoś tak koło ostatnich świąt, załapałem się na imprezkę, a że ktoś poruszył
temat dziwnych zjawisk, opowiedziałem powyższą historię, no i zaczęło się...
sąsiadkę "wodziło" po lesie, który znała od dziecka (można to wytłumaczyć
utratą orientacji w terenie), babka wracała z pobliskiego kościoła przez trzy
godziny - no śmiech, posypało się mnóstwo żartów - dobrze, że kobiecina miała
poczucie humoru...
ale gospodarz opowiedział rzeczywiście niesamowitą historię (potwierdzoną
w pewnym stopniu przez żonę i dzieci)...
otóż pewnego razu - późnym, letnim popołudniem wrócił z pracy i...
przypomniał sobie, że żona ma imieniny... nie było już szans, żeby cokolwiek
kupić, więc chyłkiem wymknął się do (żoninego - a jakże) ogródka
i narwał spory bukiet kwiatów;
kiedy - również chyłkiem wracał, ze zdziwieniem zauważył, że w domu...
nie ma drzwi wejściowych; owszem, były schody, które do nich prowadziły;
ale kiedy się na nie wspiął, zatrzymał go otynkowany, lity mur;
przekonany, że ulega omamom postanowił obejść dom dookoła i zrobił to
kilka razy; bezskutecznie; drzwi nie było...
uniósł głowę do góry, żeby zawołać kogoś z domowników i zamarł ze zgrozy;
dom stracił wszystkie okna; w świetle zachodzącego słońca ujrzał jednolite
ściany; nie było sensu wołać kogokolwiek;
wystraszył się nie na żarty, ale przypomniał sobie, że ma przy sobie
telefon komórkowy; zadzwonił;
opowieść zakończyła żona: kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam męża
z bukietem kwiatów; tak przerażonego nie widziałam go w życiu; sama się
przestraszyłam myśląc, że coś mu się stało...
moje "wodzenie" miało miejsce raz w życiu; przez 20 lat dojeżdżałem do pracy
prawie 100km - o wszystkich możliwych porach doby; na tych dojazdach
zdarłem trzy auta - to były setki tysięcy kilometrów, więc drogę znałem
w najdrobniejszych szczegółach na pamięć;
zdarzenie miało miejsce ok 2 w nocy, mniej więcej w połowie drogi do domu;
letnia noc była piękna, pogodna i ciepła; księżyc w pełni oświetlał
opustoszałą o tej porze szosę, a z głośników sączyła się muzyka;
jechałem długą prostą, kończącą się zakrętem w lewo; rutynowo skręciłem
w lewo i... dobrze, że z przeciwka nic nie jechało; zorientowałem się,
że jestem na lewym pasie dwukierunkowej drogi; co jest?
to był zakręt w prawo???
zwolniłem do czterdziestki; zacząłem się rozglądać, gdzie jestem;
byłem w zupełnie obcym, nieznanym mi terenie...
ogarnął mnie śmiech; śmiałem się sam z siebie - no bo jak można się zagubić
na krajowej siódemce? owszem, byłem trochę zmęczony, ale przecież nie zasnąłem
za kierownicą; jechałem dalej, nie rozpoznając zakrętów, odcinków ani miejsc;
przejechałem tak kilka kilometrów i dopiero kiedy natknąłem się na tablicę
z nazwą miejscowości, nagle mnie olśniło... jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki wszystko wróciło do właściwego stanu...
kombinowałem nad tym na różne sposoby... zastanawiałem się, czy takie
"wodzenie" pojawia się na chorobowym podłożu organicznym (a jeśli tak,
to na jakim), czy ma źródło w psychice (jeśli tak, to jak je nazwać);
czy opisywane przypadki można "wrzucić do jednego wora", czy też
należy rozpatrywać je oddzielnie?
czasownik "zwieść" napotykamy na początku Księgi Rodzaju; Ewa tłumaczy się
słowami "wąż mnie zwiódł";
czasownik "wodzić" także odnajdujemy w Biblii; w słowach modlitwy ułożonej
przez Jezusa pada zwrot "i nie wódź nas na pokuszenie";
dzisiaj określenie "wodzi" zastępujemy słowem "nosi", a nosi kogoś, kto ma
chandrę (szczególnie zaś po trzech głębszych);
niedługo wspomniane pojęcia pewnie znikną z mowy potocznej; w terminologii
inżynierskiej nie ma już prawie "wodzików", a wodzirejów skutecznie mordują
didżeje...
jednak "wodzenie" kojarzy mi się ponuro, a to za sprawą mojej babci
(i nie tylko), która w czasach mojego dzieciństwa opowiadała mrożące krew
w żyłach historie; paskudną sławą cieszył się miejscowy cmentarz;
jeśli jakiś nieszczęśnik zawitał nocą w jego okolice, to tak go "wodziło",
że nie był w stanie trafić do domu; klient budził się rankiem pomiędzy grobami
albo na płycie jakiegoś grobowca; starzy ludzie opowiadający te historie
zarzekali się, że nie wszyscy, którym się to przytrafiło byli w stanie
wskazującym...
jakoś tak koło ostatnich świąt, załapałem się na imprezkę, a że ktoś poruszył
temat dziwnych zjawisk, opowiedziałem powyższą historię, no i zaczęło się...
sąsiadkę "wodziło" po lesie, który znała od dziecka (można to wytłumaczyć
utratą orientacji w terenie), babka wracała z pobliskiego kościoła przez trzy
godziny - no śmiech, posypało się mnóstwo żartów - dobrze, że kobiecina miała
poczucie humoru...
ale gospodarz opowiedział rzeczywiście niesamowitą historię (potwierdzoną
w pewnym stopniu przez żonę i dzieci)...
otóż pewnego razu - późnym, letnim popołudniem wrócił z pracy i...
przypomniał sobie, że żona ma imieniny... nie było już szans, żeby cokolwiek
kupić, więc chyłkiem wymknął się do (żoninego - a jakże) ogródka
i narwał spory bukiet kwiatów;
kiedy - również chyłkiem wracał, ze zdziwieniem zauważył, że w domu...
nie ma drzwi wejściowych; owszem, były schody, które do nich prowadziły;
ale kiedy się na nie wspiął, zatrzymał go otynkowany, lity mur;
przekonany, że ulega omamom postanowił obejść dom dookoła i zrobił to
kilka razy; bezskutecznie; drzwi nie było...
uniósł głowę do góry, żeby zawołać kogoś z domowników i zamarł ze zgrozy;
dom stracił wszystkie okna; w świetle zachodzącego słońca ujrzał jednolite
ściany; nie było sensu wołać kogokolwiek;
wystraszył się nie na żarty, ale przypomniał sobie, że ma przy sobie
telefon komórkowy; zadzwonił;
opowieść zakończyła żona: kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam męża
z bukietem kwiatów; tak przerażonego nie widziałam go w życiu; sama się
przestraszyłam myśląc, że coś mu się stało...
moje "wodzenie" miało miejsce raz w życiu; przez 20 lat dojeżdżałem do pracy
prawie 100km - o wszystkich możliwych porach doby; na tych dojazdach
zdarłem trzy auta - to były setki tysięcy kilometrów, więc drogę znałem
w najdrobniejszych szczegółach na pamięć;
zdarzenie miało miejsce ok 2 w nocy, mniej więcej w połowie drogi do domu;
letnia noc była piękna, pogodna i ciepła; księżyc w pełni oświetlał
opustoszałą o tej porze szosę, a z głośników sączyła się muzyka;
jechałem długą prostą, kończącą się zakrętem w lewo; rutynowo skręciłem
w lewo i... dobrze, że z przeciwka nic nie jechało; zorientowałem się,
że jestem na lewym pasie dwukierunkowej drogi; co jest?
to był zakręt w prawo???
zwolniłem do czterdziestki; zacząłem się rozglądać, gdzie jestem;
byłem w zupełnie obcym, nieznanym mi terenie...
ogarnął mnie śmiech; śmiałem się sam z siebie - no bo jak można się zagubić
na krajowej siódemce? owszem, byłem trochę zmęczony, ale przecież nie zasnąłem
za kierownicą; jechałem dalej, nie rozpoznając zakrętów, odcinków ani miejsc;
przejechałem tak kilka kilometrów i dopiero kiedy natknąłem się na tablicę
z nazwą miejscowości, nagle mnie olśniło... jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki wszystko wróciło do właściwego stanu...
kombinowałem nad tym na różne sposoby... zastanawiałem się, czy takie
"wodzenie" pojawia się na chorobowym podłożu organicznym (a jeśli tak,
to na jakim), czy ma źródło w psychice (jeśli tak, to jak je nazwać);
czy opisywane przypadki można "wrzucić do jednego wora", czy też
należy rozpatrywać je oddzielnie?
Ostatnio zmieniony 18 mar 2015, 1:26 przez AS..., łącznie zmieniany 1 raz.
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: wodzenie
I co nas wodzi za nos?
Czasami zmęczenie biologicznej struktury świadomości.
Ciekawy zapis, dążenie do niezacierania formą istoty przekazu. Hmm... ale to też "gęba", wybrana całkiem świadomie.


Czasami zmęczenie biologicznej struktury świadomości.
Ciekawy zapis, dążenie do niezacierania formą istoty przekazu. Hmm... ale to też "gęba", wybrana całkiem świadomie.

Re: wodzenie
Na imprezkę?AS... pisze:załapałem się na imprezką
AS... pisze:kombinowałem nad tym na różne sposoby... zastanawiałem się, czy takie "wodzenie" pojawia się na chorobowym podłożu organicznym (a jeśli tak,to na jakim), czy ma źródło w psychice (jeśli tak, to jak je nazwać);czy opisywane przypadki można "wrzucić do jednego wora", czy teżnależy rozpatrywać je oddzielnie?
Mogą to być zaburzenia psychotyczne (schizofrenia).
Bardzo silne wzruszenia także i u zdrowych ludzi mogą wywołać pewne zniekształcenia postrzegania.
Sama deprywacja snu, podobno, wywołuje halucynacje, trzeba tylko nie zmrużyć oka, nawet na chwilę, przez kilka dób.
A dlaczego wierszem napisane?
Takie trochę z elementami publicystyki, ale historie zbyt szybko się kończyły jak dla mnie, trochę napięcia zabrakło.
Pozdrawiam

-
- Posty: 989
- Rejestracja: 07 lis 2011, 22:57
- Lokalizacja: Kraków
Re: wodzenie
nie piszę opowiadań; w tym tekście zależało mi raczej na odpowiedziach na postawione pytania;
liczyłem na odpowiedzi, ponieważ wśród mieszkańców ósmego piętra są osoby z wykształceniem
psychologicznym;
dlatego na razie nie odnoszę się do Waszych komentarzy;
jako ciekawostkę powiem, że mój rekord w niespaniu jest większy od 100 godzin;
oprócz zmęczenia obserwowałem jedno ciekawe zjawisko: słyszałem muzykę;
grało mi jakby "w głowie"; to nie była żadna znana mi kompozycja, a niektóre
motywy były wręcz niesamowite;
kiedy brałem do ręki gitarę, żeby je zagrać i zapisać, muzyka znikała...
jak fatamorgana...
dziękuję Wam za odwiedziny i zapraszam raz jeszcze;
może opowiem dokładniej o co mi chodziło
liczyłem na odpowiedzi, ponieważ wśród mieszkańców ósmego piętra są osoby z wykształceniem
psychologicznym;
dlatego na razie nie odnoszę się do Waszych komentarzy;
jako ciekawostkę powiem, że mój rekord w niespaniu jest większy od 100 godzin;
oprócz zmęczenia obserwowałem jedno ciekawe zjawisko: słyszałem muzykę;
grało mi jakby "w głowie"; to nie była żadna znana mi kompozycja, a niektóre
motywy były wręcz niesamowite;
kiedy brałem do ręki gitarę, żeby je zagrać i zapisać, muzyka znikała...
jak fatamorgana...
dziękuję Wam za odwiedziny i zapraszam raz jeszcze;
może opowiem dokładniej o co mi chodziło
- alchemik
- Posty: 7009
- Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
- Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy
Re: wodzenie
Wodziłem zwykle ja.
Taki mój urok.
Kobiety do mnie lgnęły.
Ja lgnąłem do kobiet.
Uwielbiałem lato jako przedmaturzysta, maturzysta
Jestem Sopocianinem.
Tyle pięknych dziewczyn do wyboru latem.
A zawsze byłem z tych przystojnych, a nawet najprzystojniejszych.
Tylko zgarniać turystki.
I tak robiłem. Zgarniałem swoim urokiem osobistym. W trudniejszych przypadkach, swoją inteligencją i oczytaniem.
Kiedy szedłem naprzeciw nurtu Monciaka byłem zawsze pewny swego.
Starsze o pełnych piersiach i te młodsze, które dopiero pączkują.
Cyniczny analfabeta kobiecości.
Ciag dalszy nastąpi.
Dodano -- 18 mar 2015, 3:10 --
Asie, Jureczku, czy to będzie źle odebrane przez ciebie i innych, jeśli w twoim temacie rozpiszę się o moim wodzeniu i uwodzeniu?
Jeżeli powiesz nie, to zrezygnuję z tematu.
Taki mój urok.
Kobiety do mnie lgnęły.
Ja lgnąłem do kobiet.
Uwielbiałem lato jako przedmaturzysta, maturzysta
Jestem Sopocianinem.
Tyle pięknych dziewczyn do wyboru latem.
A zawsze byłem z tych przystojnych, a nawet najprzystojniejszych.
Tylko zgarniać turystki.
I tak robiłem. Zgarniałem swoim urokiem osobistym. W trudniejszych przypadkach, swoją inteligencją i oczytaniem.
Kiedy szedłem naprzeciw nurtu Monciaka byłem zawsze pewny swego.
Starsze o pełnych piersiach i te młodsze, które dopiero pączkują.
Cyniczny analfabeta kobiecości.
Ciag dalszy nastąpi.
Dodano -- 18 mar 2015, 3:10 --
Asie, Jureczku, czy to będzie źle odebrane przez ciebie i innych, jeśli w twoim temacie rozpiszę się o moim wodzeniu i uwodzeniu?
Jeżeli powiesz nie, to zrezygnuję z tematu.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
Re: wodzenie
To bardzo ciekawy temat na tekst publicystyczny. Jestem bardzo ciekaw, jak znosiłeś taką deprywację snu, czy miałeś kłopoty z odpornością, przeziębieniami( podczas snu "uzupełniane" są ciała odpornościowe organizmu i zachodzi gojenie się ran i ogólna regeneracja organizmu). Jak to przebiega, czy tylko na początku bardzo silnie odczuwa się potrzebę snu, a potem jest ona znacznie mniejsza, czy też fazami? Czy owe halucynacje były przyjemne, czy też straszne? Co skłoniło Cię do takiego eksperymentu, ciekawość?AS... pisze:jako ciekawostkę powiem, że mój rekord w niespaniu jest większy od 100 godzin;
Myślę, że masz bardzo duże pole do popisu.

- alchemik
- Posty: 7009
- Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
- Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy
Re: wodzenie
Jeżeli chodzi o wodzenie w sensie wodzenia na manowce, to tylko raz przestraszyłem się sił poza moją niewątpliwą racjonalnością.
Śmieszna ta racjonalność, bo co rusz zawieszam swoją niewiarę i lgnę do magii.
To było w Sopocie.
Sopot jest naprawdę niezwykłym miastem.
Dzieli sie na Dolny, czyli ten przylegający do fal morskich i na Górny.
Górny jest leśny. Urozmaicony wzgórzami po morenach polodowcowych.
Gdzieś tam na zboczach tych moren przylegają malownicze wille.
Ja zwykle, zamiast korzystać z autobusu, podróżowałem na skróty.
A więc przez las. Często nocą. Mam świetny wzrok, jeżeli chodzi o nocne widzenie.
Nie potykam się. To się nazywa noktolepia.
Szedłem z działek położonych w dolinie pomiędzy morenami.
Oczywiście na skróty, a więc przez las do właściwego miasta.
Tym razem noc była pochmurna. Niebo i gwiazdy w przesiece nie mogły mnie więc prowadzić.
Po około dwudziestu minutach drogi, a może pół godzinie, zacząłem schodzić w dół.
A to oznaczało, że już jestem na granicy lasu i miasta.
Szosa i...? Działki, od których rozpocząłem wędrówkę.
Dziwne uczucie. Ale dobrze! Założyłem, że gdzieś tam zacząłem skręcać w jedną stronę.
Zawróciłem i ponowiłem moją podróż przez las.
Drugie wyjście w tym samym punkcie, przestraszyło mnie.
Lekko, bowiem jak rzekłem, zawsze byłem racjonalistą.
Tylko czemu dupa tak mi się trzęsła?
Za trzecim razem uparłem się, że jednak mi się uda. Tym razem rozglądałem się bacznie, zwracałem uwagę na punkty charakterystyczne. Muzyka lasu zaczęła wywoływać u mnie gęsią skórkę. Nawet nie chodzi o sowy pohukujące jak upiory.
W sopockim lesie spotkasz duże zwierzęta. Sarny, dziki, lisy.
Ostatnio przylazły wilki, ale wtedy ich jeszcze nie było, co nie znaczy, że nie czułem się jakby się tam czaiły.
Wyjście po raz czwarty w tym samym miejscu na brzegu lasu, przyjąłem jako ostrzeżenie od nie wiem Kogo, aby jednak pójść szosą na około.
Potulnie pomaszerowałem asfaltem.
Czy to właśnie jest wodzenie, Jurku, Asie?
Śmieszna ta racjonalność, bo co rusz zawieszam swoją niewiarę i lgnę do magii.
To było w Sopocie.
Sopot jest naprawdę niezwykłym miastem.
Dzieli sie na Dolny, czyli ten przylegający do fal morskich i na Górny.
Górny jest leśny. Urozmaicony wzgórzami po morenach polodowcowych.
Gdzieś tam na zboczach tych moren przylegają malownicze wille.
Ja zwykle, zamiast korzystać z autobusu, podróżowałem na skróty.
A więc przez las. Często nocą. Mam świetny wzrok, jeżeli chodzi o nocne widzenie.
Nie potykam się. To się nazywa noktolepia.
Szedłem z działek położonych w dolinie pomiędzy morenami.
Oczywiście na skróty, a więc przez las do właściwego miasta.
Tym razem noc była pochmurna. Niebo i gwiazdy w przesiece nie mogły mnie więc prowadzić.
Po około dwudziestu minutach drogi, a może pół godzinie, zacząłem schodzić w dół.
A to oznaczało, że już jestem na granicy lasu i miasta.
Szosa i...? Działki, od których rozpocząłem wędrówkę.
Dziwne uczucie. Ale dobrze! Założyłem, że gdzieś tam zacząłem skręcać w jedną stronę.
Zawróciłem i ponowiłem moją podróż przez las.
Drugie wyjście w tym samym punkcie, przestraszyło mnie.
Lekko, bowiem jak rzekłem, zawsze byłem racjonalistą.
Tylko czemu dupa tak mi się trzęsła?
Za trzecim razem uparłem się, że jednak mi się uda. Tym razem rozglądałem się bacznie, zwracałem uwagę na punkty charakterystyczne. Muzyka lasu zaczęła wywoływać u mnie gęsią skórkę. Nawet nie chodzi o sowy pohukujące jak upiory.
W sopockim lesie spotkasz duże zwierzęta. Sarny, dziki, lisy.
Ostatnio przylazły wilki, ale wtedy ich jeszcze nie było, co nie znaczy, że nie czułem się jakby się tam czaiły.
Wyjście po raz czwarty w tym samym miejscu na brzegu lasu, przyjąłem jako ostrzeżenie od nie wiem Kogo, aby jednak pójść szosą na około.
Potulnie pomaszerowałem asfaltem.
Czy to właśnie jest wodzenie, Jurku, Asie?
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
-
- Posty: 989
- Rejestracja: 07 lis 2011, 22:57
- Lokalizacja: Kraków
Re: wodzenie
Jurku, takie wodzenie, a raczej uwodzenie (dowodzenie, przewodzenie, zawodzenie, wywodzenie, no jest tego trochę)
jest jak najbardziej mile widziane:)
wpadaj jak najczęściej:)
nadmienię tylko, że jestem Twoim przeciwieństwem - w zasadzie nigdy nie byłem typem podrywacza, a uwodziciela
tym bardziej, ale na brak zainteresowania nie narzekałem;
pozdro:)
Karolku, widzę, że gadasz bardzo sensownie, ale jeszcze nie odniosę się do tego co piszesz (nie chcę sugerować
ewentualnych odpowiedzi);
co do niespania: byłem bardzo wytrzymały na brak snu i dwukrotnie w życiu nie przespałem czterech nocy pod rząd;
za drugim razem to był rekord - dokładnie 108 godzin; co ciekawe - kiedy wreszcie położyłem się do łóżka,
nie mogłem... zasnąć; wydaje się to niewiarygodne:)
w zasadzie mógłbym ten rekord udokumentować, ponieważ związany był z moją pracą; to było w czerwcu 1991 roku;
wtedy nikt nie pilnował norm czasu pracy; w czerwcu 1991 przepracowałem 409 godzin (to na pewno jest w papierach)
a byli ode mnie lepsi...
nadmienię jeszcze, że moja praca wymagała spełnienia bardzo ostrych norm zdrowotnych i faktycznie (odpukać)
nie narzekałem na zdrowie; do lekarza rodzinnego zapisałem się jako zgred (musiałem, bo paksudnie stłukłem kolano
i nie mogłem chodzić), a rejestratorka kilka razy pytała patrząc na mnie z nieukrywanym niedowierzaniem -
czy rzeczywiście tak jest i czy nie mam kłopotów z pamięcią
odpowiadając na inne Twoje pytania: najgorszymi okresami w czasie bez snu były dla mnie godziny przedpołudniowe;
wtedy obserwowałem u siebie największe znużenie, ale zmęczenie fizyczne było większe i bardziej odczuwalne;
myślałem dużo wolniej, kombinując jak oszczędzać ruchy, żeby wykonać konkretne czynności kosztem możliwie
najmniejszego wysiłku;
nie miałem halucynacji związanych z widzeniem - żadnych, dosłownie żadnych, tylko ta muzyka: niezwykła,
niesamowicie piękna, nie do odtworzenia, nie do zapisania;
jednak długa bezsenność ma swoją cenę: po 108 godzinach na chodzie, spałem jak kamień przez 38 godzin...
co ciekawe: zauważyłem, że kiedy byłem po wielu godzinach bez snu, znacznie wzrastała moja odporność
na alkohol; trzeba było prowadzić jakieś życie towarzyskie, więc od czasu do czasu - po pracy - wpadałem
na jakieś imprezy...
a teraz jeszcze coś z innej beczki: swego czasu brałem udział w "Jeden z dziesięciu"; to pewnie adrenalina
sprawia, że te trzy sekundy wydają się... wiecznością; w ciągu tych sekund przebiegło mi przez myśl
kilkadziesiąt - jeśli nie kilkaset wariantów możliwych odpowiedzi; tak szybko nie myślałem nigdy;
ciekaw jestem, jak inni uczestnicy turnieju postrzegają czas na odpowiedź - nie natrafiłem na nikogo,
z kim mógłbym porozmawiać na ten temat;
jeśli idzie o "pole do popisu" - to na pewno nie będą opowiadania; nie wiem także, czy będą to wiersze;
mogę okazać się za krótki w temacie na który się porywam, ale inni - może podchwycą;
na ósmym piętrze nie brakuje osób wybitnie utalentowanych...
Dodano -- 18 mar 2015, 22:39 --
Jurek 2)
jeśli nie byłeś w stanie wskazującym, to jest to dokładnie to;
gubisz drogę, orientację, znane miejsca przybierają obcy wygląd;
masz jakąś teorię na temat takich zjawisk?
pozdrowienia:)
PS
to mój komp zablokował stronkę
jest jak najbardziej mile widziane:)
wpadaj jak najczęściej:)
nadmienię tylko, że jestem Twoim przeciwieństwem - w zasadzie nigdy nie byłem typem podrywacza, a uwodziciela
tym bardziej, ale na brak zainteresowania nie narzekałem;
pozdro:)
Karolku, widzę, że gadasz bardzo sensownie, ale jeszcze nie odniosę się do tego co piszesz (nie chcę sugerować
ewentualnych odpowiedzi);
co do niespania: byłem bardzo wytrzymały na brak snu i dwukrotnie w życiu nie przespałem czterech nocy pod rząd;
za drugim razem to był rekord - dokładnie 108 godzin; co ciekawe - kiedy wreszcie położyłem się do łóżka,
nie mogłem... zasnąć; wydaje się to niewiarygodne:)
w zasadzie mógłbym ten rekord udokumentować, ponieważ związany był z moją pracą; to było w czerwcu 1991 roku;
wtedy nikt nie pilnował norm czasu pracy; w czerwcu 1991 przepracowałem 409 godzin (to na pewno jest w papierach)
a byli ode mnie lepsi...
nadmienię jeszcze, że moja praca wymagała spełnienia bardzo ostrych norm zdrowotnych i faktycznie (odpukać)
nie narzekałem na zdrowie; do lekarza rodzinnego zapisałem się jako zgred (musiałem, bo paksudnie stłukłem kolano
i nie mogłem chodzić), a rejestratorka kilka razy pytała patrząc na mnie z nieukrywanym niedowierzaniem -
czy rzeczywiście tak jest i czy nie mam kłopotów z pamięcią

odpowiadając na inne Twoje pytania: najgorszymi okresami w czasie bez snu były dla mnie godziny przedpołudniowe;
wtedy obserwowałem u siebie największe znużenie, ale zmęczenie fizyczne było większe i bardziej odczuwalne;
myślałem dużo wolniej, kombinując jak oszczędzać ruchy, żeby wykonać konkretne czynności kosztem możliwie
najmniejszego wysiłku;
nie miałem halucynacji związanych z widzeniem - żadnych, dosłownie żadnych, tylko ta muzyka: niezwykła,
niesamowicie piękna, nie do odtworzenia, nie do zapisania;
jednak długa bezsenność ma swoją cenę: po 108 godzinach na chodzie, spałem jak kamień przez 38 godzin...
co ciekawe: zauważyłem, że kiedy byłem po wielu godzinach bez snu, znacznie wzrastała moja odporność
na alkohol; trzeba było prowadzić jakieś życie towarzyskie, więc od czasu do czasu - po pracy - wpadałem
na jakieś imprezy...
a teraz jeszcze coś z innej beczki: swego czasu brałem udział w "Jeden z dziesięciu"; to pewnie adrenalina
sprawia, że te trzy sekundy wydają się... wiecznością; w ciągu tych sekund przebiegło mi przez myśl
kilkadziesiąt - jeśli nie kilkaset wariantów możliwych odpowiedzi; tak szybko nie myślałem nigdy;
ciekaw jestem, jak inni uczestnicy turnieju postrzegają czas na odpowiedź - nie natrafiłem na nikogo,
z kim mógłbym porozmawiać na ten temat;
jeśli idzie o "pole do popisu" - to na pewno nie będą opowiadania; nie wiem także, czy będą to wiersze;
mogę okazać się za krótki w temacie na który się porywam, ale inni - może podchwycą;
na ósmym piętrze nie brakuje osób wybitnie utalentowanych...
Dodano -- 18 mar 2015, 22:39 --
Jurek 2)
jeśli nie byłeś w stanie wskazującym, to jest to dokładnie to;
gubisz drogę, orientację, znane miejsca przybierają obcy wygląd;
masz jakąś teorię na temat takich zjawisk?
pozdrowienia:)
PS
to mój komp zablokował stronkę
- alchemik
- Posty: 7009
- Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
- Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy
Re: wodzenie
Jurku, to autentyczne i na trzeźwo. Niby zwykłe zagubienie.
Ale to nie o mnie, nie gubię się w lesie. ani na morzu.
Wciąż mnie ciarki przechodzą.
Ale to nie o mnie, nie gubię się w lesie. ani na morzu.
Wciąż mnie ciarki przechodzą.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
Re: wodzenie
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
Masz wiedzę, masz umiejętności literackie, warto je wykorzystać.AS... pisze:jeśli idzie o "pole do popisu" - to na pewno nie będą opowiadania; nie wiem także, czy będą to wiersze;mogę okazać się za krótki w temacie na który się porywam, ale inni - może podchwycą