Dzisiaj też mam gorączkę. Skazana na omam, myślę o tym, co wczoraj.
‘I na co mi było?’ Lepiej ubyć. Piętnaście łasych minut – wystarczy, by wszystko rozkruszyć, między opuszkami, ale ja nie o smaku. Ja za chuda szkapa, porzucona ‘cichcem’ na targu: „nie nada, nie nada!” Chcę uciec od tego gwaru, a idę jej śladem. Kobiety, która chyba ze trzy razy poroniła syna. Głupia, krzykiem próbowała tamować krwotoki. Przezwali ją donosicielką… Bo za szybko biegła.
Donoszę, że się boję. Choroby sierocej i tego, że życie przypomni mi tetrę.
Raz świat przede mną stanął, wiem już, który to otwór. ‘Nie chcę do tego wracać’. Nocnika czy wiadra - wszystko jedno. Unikam jak święconej wody. Studnia i tak wyschła. Niedobrze robi mi się na myśl, że jestem narzędziem - takim do niczego. Nie szastam kurwami na lewo i prawo (a przecież czasami - dla zdrowia - lepiej mieć coś z alfonsa), nie pluję na starszych. Owszem, rzucam kamieniem, ale w swoje. I nie mam.
Dni. Nie, popraw! DZIEŃ. Indywiduum. Każdy nowym krokiem, nowym życiem. A co ze śmiercią, pytam? Też codziennie? Rany! Jezusa chcą przebić? Z wielkim dowierzaniem obserwuję, jak znów pęka lustro. I dobrze się składa, że tak jestem zbudowana; ‘nie potrafię spojrzeć sobie w oczy’. Na szczęście, nie muszę się przed wrakiem golić. ‘Swój zrozumie swego’. Zresztą, bardziej naga nie będę. Facet zawsze narzeka, gdy nakłada piankę. Że „już jest spóźniony”, że „zaraz się zatnie”. Jak zacznie, nie kończy. A przecież chodzi tylko o to, by nie zapomnieć własnej twarzy.
Wyrzucam sobie to, co umiem. O to, czego nie umiem, żalę się głośniej. Przez „piętnaście minut”. Nie płaczę, bo już jedna kropla może skończyć skałę. Chociaż daję z siebie wszystko, ciągle słyszę „więcej!” Więcej, to znaczy ile? I jak długo jeszcze? „Wszystko” milczy, a przecież powinno warczeć – na tych chciwych. Uzmysławiam sobie, że niczego, nigdy, nie robiłam dla nich. Gromadziłam dla siebie, by móc się rozrosnąć. Zostawić, gdy uschnę.
Cokolwiek. Dla spokoju ducha, kiedy i ciało spocznie. I chyba już skończę - przez „piętnaście minut”. Rodzę kalekie wiersze. Kiedyś się wyrzekną mojego nazwiska, pewnie zepchną z klifu. Widziałam, jak zeszłej nocy gnały spieniać fale. Jestem ofiarą. Wyrodną matką dla swoich dzieci, pierwotnych ambicji, zaklęć. Odpuszczam, niech opadną. ‘Zależy – niech leży!’ Zdusić iskrę, przydeptać. Jeszcze gorączkuję i… Jeszcze się sparzę.
MAJAKI (MINĘŁAM)
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: MAJAKI (MINĘŁAM)
Bardzo metaforyczny przekaz. I mocny w emocjach. Jak dla mnie, genialnie napisany.
Wiersz, udający epikę.
Podskórny wlew w uczuciowość czytelnika. Pragnie zmrożenia, ale wie, że to się nie uda.
Szacun, Gabi.

Wiersz, udający epikę.
Podskórny wlew w uczuciowość czytelnika. Pragnie zmrożenia, ale wie, że to się nie uda.
Szacun, Gabi.

-
- Posty: 364
- Rejestracja: 03 lis 2011, 19:31
Re: MAJAKI (MINĘŁAM)
Karolku; po pierwsze, to jest proza.
po drugie - nie mam wpływu na to, co piszą inni. ja np. nie uważam, że to "wiersz udający prozę".
a czytać oczywiście możesz co tylko chcesz.
I forgive you.
po drugie - nie mam wpływu na to, co piszą inni. ja np. nie uważam, że to "wiersz udający prozę".
a czytać oczywiście możesz co tylko chcesz.
I forgive you.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: MAJAKI (MINĘŁAM)
Ja też uważam, że to taki niby wiersz, choć napisany ewidentną prozą.
Naprawdę dobry.
Gonitwa myśli ubrana w strojne szaty.
Co ciekawe - ubrana gustownie, z poczuciem estetyki.
Małpie się podoba.

Naprawdę dobry.
Gonitwa myśli ubrana w strojne szaty.
Co ciekawe - ubrana gustownie, z poczuciem estetyki.
Małpie się podoba.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl