Trup z szafy
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Trup z szafy
Osoby:
Kortecki - detektyw
Wiszał - pomocnik Korteckiego
Aluna - żona Wiszała
Zadzio - pomocnik
Kadzio - pomocnik, brat Zadzia
Józef - Mężczyzna z szafy
Andrzej, Wiktor, Dariusz - podejrzani
Akt I
Kortecki, Wiszał, Aluna, Zadzio i Kadzio znajdują się w eleganckim salonie; chwilę wcześniej dostali zgłoszenie o niepokojących hałasach dochodzących z domu. Kortecki ogląda pokój za pomocą latarki (mimo że pali się światło), długo przygląda się każdemu meblowi, ścianom, podłodze, sufitom. Jest to wysoki mężczyzna lat około czterdziestu, z lekkim zarostem i czarnym kapeluszem na głowie. Nosi dobrze skrojony garnitur tego samego koloru. Mówi poważnie, spokojnie, z opanowaniem, z małymi wyjątkami wskazanymi w tekście. Wiszał, jego pomocnik, rozgląda się bez większego zainteresowania po pomieszczeniu, dotyka różnych rzeczy, co chwila coś przypadkiem strąca, przewraca. Aluna trzyma się blisko Wiszała, wyraźnie się boi i po cichu prosi męża, by stąd wyszli. Wiszał, niższy od Korteckiego, ma na sobie zwykłe dżinsy i koszulę, Aluna natomiast - zwiewną sukienkę w kwiaty i słomiany kapelusz z żółtą wstążką. Zadzio i Kadzio siedzą w bujanych fotelach i palą.
Po kilku minutach badania Kortecki zatrzymuje się przed starą szafą z ubraniami. Jej drzwi są otwarte na oścież. Kortecki prosi wszystkich do siebie. Zdejmuje kapelusz i przygryza go zębami - zawsze tak robi, gdy się zastanawia.
KORTECKI: /zakłada kapelusz z powrotem/ Panowie - i panie - odkąd pracuję w swoim zawodzie, nigdy nie miałem do czynienia z podobną sprawą. O godzinę 19.23 czasu lokalnego otrzymaliśmy zgłoszenie od bardzo miłej pani z domu obok. Potem się z nią umówię na kawę. Panią tę niepokoiły dziwne odgłosy, które określała jako "krzyki mordowanej osoby, ewentualnie zwierzęcia" - nie była pewna, bo akurat była po kilku kieliszkach wina. O godzinie 20.05 dotarliśmy do miejsca potencjalnej zbrodni. Jesteśmy w tej chwili w salonie, stoimy przed otwartą szafą. W szafie znajduje się mężczyzna około pięćdziesięciu lat. Nie rusza się, ma zamknięte oczy, nie reaguje na światło latarki ani na potrząsanie. Na szyi ma odciśnięte ślady rąk. Jest prawie nagi. Potem sprawdzę, gdzie kupił ten wyśmienity krawat. Wiszał - jakieś wnioski?
WISZAŁ: Wnioskuję, że to trup.
KORTECKI: Słuszna uwaga, zgadzam się. /do Zadzia i Kadzia/ Czy panowie coś chcą dodać?
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Trup z całą stanowczością i bez wątpliwości jest martwy.
ALUNA: /nieśmiało/ A może by tak sprawdzić oddech?
KORTECKI: Wiszał - wyjmij trupa z szafy i sprawdź oddech.
/Wiszał bierze z mężczyznę z szafy i kładzie na plecach na podłodze. Sprawdza oddech./
WISZAŁ: Trup nie oddycha.
ALUNA: /cicho/ A miałam nadzieję...
KORTECKI: Słusznie, słusznie, zawsze trzeba mieć nadzieję. Wiemy już jednak, że mężczyzna z szafy jest trupem i że nie żyje.
ALUNA: /nieśmiało/ A może by tak sprawdzić puls? Może przestał oddychać tylko na chwilę?
KORTECKI: Wiszał - sprawdź puls.
WISZAŁ: /po sprawdzeniu pulsu/ Nie wyczuwam żadnego pulsu.
KORTECKI: Jakieś pytania? /Odpowiada mu milczenie./ Zatem na sto procent mężczyzna to martwy trup.
ALUNA: /nieśmiało/ Proszę pana, ja, ja...
KORTECKI: Proszę mówić.
ALUNA: A może jeszcze da się coś uratować, może tkwi w tym mężczyźnie jeszcze trochę życia, które można wskrzesić, uratować nogę, rzęsę, policzek?
KORTECKI: /namyśla się, gryząc kapelusz/ Chwalę sobie pani nadzieję, walkę o każdego człowieka. Potem z panią pójdę do łóżka. Wiszał, nie wytrzeszczaj oczu, wszyscy wiemy, że masz brązowe. Lepiej spróbuj wdmuchać trochę swojego oddechu naszemu trupowi.
WISZAŁ: Ale...
ALUNA: /do Wiszała, przymilając się/ Proszę, Wiszunku, bądź bohater, uczyłeś się dmuchać, dostałeś dyplom...
WISZAŁ: Dobrze, zrobię to. /klęka przy trupie i robi sztuczne oddychanie/ Och, ciężko, ma odporny organizm.
ZADZIO: Dmuchaj!
KADZIO: Dmuchaj!
WISZAŁ: /jw/ Boże, Boże!
KORTECKI: Nie przerywaj, Wiszale, idzie ci świetnie.
ALUNA: Mój bohater!
/Wiszał bez przerwy robi sztuczne oddychanie - dmucha i dmucha, w tym czasie inni go dopingują. Po chwili Wiszał pada na plecy, a trup otwiera oczy i siada, patrzy zdezorientowany po wszystkich/
KORTECKI: /przygląda się Wiszałowi; potem zwraca się do reszty/ Wnioski?
ZADZIO: Wiszał nie żyje.
KADZIO: Trup z szafy ożył.
ALUNA: Nie żyje? Mój mąż... nie żyje?
KORTECKI: Proszę się nie martwić, dostanie drugi dyplom. Takie poświęcenie nie pójdzie na marne. Panowie - i panie - uczcijmy minutą ciszy naszego kolegę, Wiszała.
/Cisza. Aluna pochlipuje pod nosem, Zadzio z Kadziem zapalają kolejnego papierosa. Kortecki zwraca uwagę na mężczyznę z szafy, który wstaje i chodzi po pokoju bez celu./
KORTECKI: /do mężczyzny/ Czegoś pan szuka?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Ja... Gdzie ja jestem, co się dzieje?
KORTECKI: Jeśli pan szuka osoby, która pana uratowała, to leży na podłodze.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /patrzy na Wiszała/ Czy on... nie żyje?
KORTECKI: Zgodnie stwierdziliśmy, że tak. A pan jak sądzi?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Ja? Co ja mam sądzić, ja nie wiem, co się dzieje, skąd się wzięliście, dlaczego jestem rozebrany?
KORTECKI: Również nurtują nas te pytania. Do wszystkiego dojdziemy. Zadzio, proszę przynieść panu ubranie.
ZADZIO: Skąd?
KORTECKI: Z szafy. Tam przeważnie wiszą ubrania.
ZADZIO: Dobrze. /podchodzi do szafy, przebiera w ubraniach; wyjmuje jakiś garnitur; do Mężczyzny z szafy/ Może być?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Przecież bez różnicy, niech pan da. /ubiera się/ Więc... co robi ten trup w moim domu?
/Kortecki, Zadzio i Kadzio patrzą po sobie porozumiewawczo/
ALUNA: /dotychczas z boku, teraz wysuwa się na środek; nieśmiało/ To, to... mój mąż... znaczy był. On panu dał całe swoje powietrze. Bo pan wcześniej był trupem. Martwym.
KORTECKI: Jest pani zbyt bezpośrednia, pani Aluno. Potem spróbuję panią tego oduczyć. /do Mężczyzny z szafy/ Tak jak powiedziała nasza koleżanka - dostał pan drugą szansę. Inna sprawa, że kosztem drugiego człowieka. Ale to nie pana wina, niech się pan nie zadręcza. Wiszał z pewnością by się ucieszył, gdyby zobaczył pana żywego. /przygryzając kapelusz/ Przyszliśmy tu wyjaśnić sprawę dziwnego morderstwa. Znaleźliśmy trupa, ewidentnie bez życia. Jednak na skutek poświęcenia kolegi Wiszała trup ożył. Proszę o wnioski.
ZADZIO: Były trup może nam powiedzieć, kto go zabił.
KORTECKI: Kadziu, chcesz coś dodać?
KADZIO: Nie, absolutnie zgadzam się z bratem.
KORTECKI: A ja się zgadzam z wami. /do Mężczyzny z szafy/ Pan jak uważa?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /szybko, nerwowo, chodzi po pokoju/ Co mam uważać, ja? Ja podobno byłem trupem, teraz żyję, nie potrafię uwierzyć, teraz nie żyje on, proszę wynieść ciało, nim się zająć, a mnie zostawić w spokoju. Skoro żyję, są już państwo niepotrzebni.
KORTECKI: Owszem, żyje pan, ale dalej jesteśmy potrzebni. Jak zauważył Zadzio - ktoś pana zabił. Pan musi nam powiedzieć, kto.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /jw/ Zabił? Ja żyję, czyli jakby nie zabił, znaczy sprawa stała się nieważna, nieaktualna, jezu, tu leży inny trup, proszę go wziąć, nim się zacznie rozkładać. Ja muszę się położyć.
KORTECKI: Proszę bardzo. Kadzio, Zadzio, przynieście dla pana łóżko.
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Z sypialni?
KORTECKI: /do Mężczyzny z szafy/ Trzyma pan łóżko w sypialni?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Tak, ale przecież mogę się położyć w fotelu, nie muszą... zresztą, nie poradzą...
KORTECKI: /nie zwracając na niego uwagi/ Zadzio, Kadzio - nie słyszeliście? Do sypialni.
/Zadzio i Kadzio wychodzą. Przez czas ich nieobecności Kortecki przygryza kapelusz. Mężczyzna z szafy siada zrezygnowany w fotelu i gryzie z nerwów paznokcie. Aluna stoi nieobecna. Po dziesięciu minutach wracają Zadzio i Kadzio z łóżkiem i stawiają przed Mężczyzną z szafy./
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /zdumiony/ Jak... wy...?
KORTECKI: Niesłusznie nie docenia pan tych chłopców. Ukończyli kurs pierwszej pomocy, wiedzą doskonale, jak pomóc potrzebującym. Potem ich ukarzę, że nie wzięli kołdry.
ZADZIO: Och, przepraszamy, zapomnieliśmy pościelić. /z Kadziem ścieli łóżko/ Może się pan już położyć.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /patrzy ze zdziwieniem na Korteckiego/
KORTECKI: Proszę się nie krępować. My postoimy. Mamy młode nogi.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /kładzie się na plecach na łóżku/
KORTECKI: /spogląda na krzesło pod ścianą/ W sumie to ja mogę usiąść, będzie lepiej rozmawiać. /bierze krzesło, stawia przy łóżku i siada/ Więc proszę pana, niech pan powie...
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /nerwowo/ Nie panuj mi tu. Józef jestem. /podaje rękę, którą Kortecki ściska/ Najlepiej będzie, gdy mi dacie chwilę spokoju. Dopiero co ożyłem - podobno! Wiecie, wyczerpujące. Muszę zebrać myśli.
KORTECKI: Rozumiem. Rozumiem doskonale twoje, Józefie, zdenerwowanie i zniecierpliwienie. Dla nas, mnie i mojej ekipy, również sprawa nie jest łatwa. Prawdopodobnie jest najtrudniejsza w karierze. Im szybciej jednak ją załatwimy, tym lepiej. Musimy ustalić, kto cię zabił, kto rozebrał, kto włożył do szafy i kto uciekł z miejsca zbrodni.
JÓZEF: /ironicznie/ Wydaje mi się, że to była jedna i ta sama osoba.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio - co sądzicie?
JÓZEF: Co mają sądzić? Przyszedł, zabił, włożył i wyszedł. Żadna filozofia. Od kiedy jesteś detektywem?
KORTECKI: Od pięciu lat, moje doświadczenie zawodowe jednak nie jest tu ważne.
JÓZEF: Nie jest? Wolałbym, by mi pomógł człowiek z większym doświadczeniem.
KORTECKI: Kogoś sugerujesz?
JÓZEF: Nie wiem, Boże. Pytasz i pytasz. Po prostu wolę, by detektyw był bardziej doświadczony. Bym czuł do niego zaufanie. /patrzy na Korteckiego z niesmakiem/ Do ciebie nie czuję.
KORTECKI: Zadzio - idź przyprowadź lepszego detektywa.
ZADZIO: Nie mogę.
KORTECKI: Dlaczego?
ZADZIO: W obecnej chwili to pan jest najlepszym detektywem w okolicy.
KORTECKI: Dziękuję.
JÓZEF: Najlepszym? Oho, proszę mi to pokazać. Udowodnić. /łapie się za czoło, po chwili/ Łeb mi pęka. Palił ktoś? Otwórzcie okno. Smrodzicie, zamiast poważnie zająć się łapaniem mordercy. Macie jakichś podejrzanych? Cokolwiek? Dowody?
KORTECKI: Zadzio...
JÓZEF: /podrywa się z łóżka/ Proszę wprost odpowiedzieć, a nie ciągle pytać pomocników!
KORTECKI: Nie mamy ani podejrzanych, ani dowodów.
JÓZEF: /kładzie się ponownie/ Tak sądziłem. Pewnie chcecie, bym wam wprost powiedział, kto mnie zabił?
KORTECKI: Tak, chcemy.
JÓZEF: Niestety, nie wiem tego. Albo nie pamiętam. Boże, moja głowa!
KORTECKI: /nie zwracając uwagi na słowa Józefa/ Lepiej zacznijmy rozmowę.
JÓZEF: Zacznijmy, szybko. /patrzy na Alunę, jakby ją dopiero zauważył/ A ona co?
KORTECKI: To żona trupa.
JÓZEF: A, tak. Może ją wyprowadzicie? Kobietom jeszcze bardziej nie ufam.
KORTECKI: Niestety, stwierdzam, że bez powodu. Aluna...
ALUNA: Nie, spokojnie, pójdę, i tak nie byłam pomocna. /chce wyjść/
KORTECKI: /głośno/ Pani Aluno!
ALUNA: Tak?
KORTECKI: Musze cię skarcić.
ALUNA: Za co?
KORTECKI: Przeszkodziłaś mi w wypowiedzeniu najbardziej wymyślnego komplementu.
ALUNA: Najmocniej przepraszam.
KORTECKI: Dobrze, idź. Potem cię odpowiednio skarcę. Przy naszym byłym trupie nie będę stosował przemocy.
/Aluna wychodzi./
ZADZIO I KADZIO: /razem/ A my? Też mamy wyjść.
KORTECKI: Nie, wy zostaniecie.
JÓZEF: Może jednak niech wyjdą? Śmierdzi od nich papierosami.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio - proszę iść do łazienki się umyć i wrócić.
/Zadzio i Kadzio wychodzą./
JÓZEF: Będą się w mojej łazience myć?
KORTECKI: Dla dobra śledztwa będzie lepiej, gdy nie będą tracić czasu na dojazd do własnej łazienki i powrót tutaj.
JÓZEF: /ironicznie/ Jaki wspaniałomyślny! OK., zaczynamy, czy mamy na nich czekać?
KORTECKI: Zaczynamy.
AKT II
Ten sam pokój co wcześniej. Józef leży na łóżku, Kortecki siedzi przy nim.
KORTECKI: Zacznijmy od podstawowego pytania: gdzie byłeś dnia 20 maja, czyli dzisiaj, około godziny 19.20?
JÓZEF: /zdziwiony/ Słucham? Takie pytania się mordercom zadaje, co ty odpierdzielasz?
KORTECKI: Zadaje, masz rację, jednak wiedząc, gdzie ty byłeś, będziemy wiedzieć, gdzie był morderca.
JÓZEF: Eee... Wydaje mi się, że byłem w domu. W salonie.
KORTECKI: Czyli morderca był z tobą w salonie?
JÓZEF: No przecież tu mnie zabił. /po chwili/ Nie zapisujesz sobie niczego? Notatek nie robisz?
KORTECKI: Nie są potrzebne. Mam świetną pamięć. Potem wymienię panu sto cyfr po przecinku liczby pi. /po chwili/ Kto ze znanych ci osób mógłby wejść do twojego salonu?
JÓZEF: Raczej każdy, jeśli bym ich zaprosił.
KORTECKI: Czyli znałeś mordercę?
JÓZEF: Tak... znaczy, nie wiedziałem, że to morderca. Niby skąd? Dupa jesteś, a nie detektyw.
KORTECKI: /nie zwracając uwagi na ostatnie słowa Józefa; do siebie/ Były trup miał powiązania ze swoim mordercą... Interesujące.
JÓZEF: A co bym miał nie mieć? Dupa! Dupa! Dupa! Tfu!
KORTECKI: Proszę się uspokoić. Dla dobra śledztwa staram się zadawać różne pytania. Prędzej czy później dojdziemy do rozwiązania zagadki. /przygryza kapelusz/ Kto cię najczęściej odwiedza?
JÓZEF: Bo ja wiem? Koledzy z pracy, żona...
KORTECKI: Żona z tobą nie mieszka?
JÓZEF: Nie. Obraziła się na mnie dwa dni temu i się wyprowadziła.
KORTECKI: Za co się obraziła?
JÓZEF: /nerwowo/ Nie muszę odpowiadać, to nasze prywatne sprawy!
KORTECKI: Owszem, ale być może twoja żona miała motyw, by cię zabić.
JÓZEF: /siada na łóżko/ To by miało sens... Bo wiesz, dwa dni temu powiedziałem jej, że ma żółte zęby. Bo naprawdę ma, okropnie żółte, żółć trzeciego stopnia. Żadne pasty nie pomagały, wizyty u dentysty. O zęby dbała, temu nie można zaprzeczyć, ale kolor się nie zmieniał - żółty i żółty. No i ja pewnego razu w złości wykrzyczałem, że są brzydkie i żółte, i że nie mogę na nie patrzeć.
KORTECKI: Jak zareagowała małżonka?
JÓZEF: Nijak. Wyprowadziła się od razu.
/Wracają Zadzio i Kadzio./
KORTECKI: Siadajcie. /Zadzio i Kadzio siadają w fotelach./ Razem z Józefem doszliśmy do wniosku, że być może jego zabójcą była jego żona.
ZADZIO: Interesujące.
KADZIO: Hm, tak, tak.
KORTECKI: Zatem się zgadzacie?
JÓZEF: /nerwowo/Jak się mają zgadzać, jak nie wiedzą, o co chodzi? Byli w łazience, nie słyszeli. Na marginesie - mam nadzieję, że nie zostawiliście chlewu po sobie...
KORTECKI: Proszę się nie martwić, to czyste chłopaki. Ostatnio policja przeszukiwała ich w sprawie narkotyków i nic nie znalazła.
JÓZEF: /ironicznie/ Dobrze wiedzieć...
KORTECKI: A więc sprawa ma się tak, że obecny tu Józef w złości powiedział żonie, że ma żółte zęby, na co ona zareagowała wyprowadzką.
ZADZIO: Miała motyw.
KORTECKI: Mówisz jak zawodowy detektyw, Zadziu. Kadziu, chcesz coś powiedzieć?
KADZIO: Uważam tak samo jak brat. Mogła wrócić i zabić.
KORTECKI: Doprawdy, cieszę się, że was przyjąłem do pracy. Potem rozgryzę, jak w tak krótkim czasie udało się wam wykąpać.
JÓZEF: Czy to ważne?
KORTECKI: Nie, skąd. Wróćmy do sprawy. Żona miała motyw. Prawdopodobnie też miała swój klucz do domu.
JÓZEF: /nieśmiało/ A, tak, nie oddała mi, ja też o to nie poprosiłem.
KORTECKI: Właśnie. Mogła wejść i bez problemu cię zabić. Ale najpierw musiała cię ogłuszyć, zaskoczyć. Nie czujesz przypadkiem bólu głowy?
JÓZEF: Co? A, jakby ktoś mnie uderzył? Nie, nic nie czuję.
KORTECKI: Zdumiewające, jak ciało potrafi zapominać o bólu.
JÓZEF: Po prostu przeszedł, a ty od razu jakieś metafory... Gadajmy po ludzku. Załóżmy, że tak było, że żona mnie zaskoczyła, ogłuszyła, zabiła i zamknęła w szafie. Brzmi w miarę sensownie. Ale...
KORTECKI: /z zaciekawieniem przygląda się Józefowi/ Tak?
JÓZEF: Żeby za żółte zęby zabijać? Mnie raz nazwała "świnią" i jakoś nie zabiłem.
KORTECKI: Bo świnią tak naprawdę nie jesteś.
JÓZEF: Więc tym bardziej powinienem się obrazić, że skłamała.
KORTECKI: Twoja żonę zabolał fakt, że nie jest idealna. Zapewne żółte zęby to nie jedyny defekt w jej urodzie...
JÓZEF: Oj, ma ich sporo. Ale żółte zęby rzucały się w oczy najbardziej. Nawet, jak miała zamkniętą buzię, widziałem je, czułem. /łapie się za głowę/ Boże, mogłem jej je wybić, byłoby po kłopocie!
KORTECKI: Proszę się uspokoić. Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania sprawy. Główny podejrzany - małżonka. Inni podejrzani - brak.
JÓZEF: Nie braliśmy innych pod uwagę.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio - uwagi.
ZADZIO I KADZIO: /głęboko się namyślają/ Hm...
KORTECKI: Dziękuję.
JÓZEF: Ale przecież oni nic nie powiedzieli! Za co im dziękujesz?
KORTECKI: Za próbę myślenia. Niektórzy nawet tej prostej czynności nie potrafią wykonać. /po chwili/ Innych podejrzanych brak... a może jeszcze kogoś obraziłeś?
JÓZEF: Nie przypominam sobie. Przynajmniej nie ostatnio. W pracy byłem wyjątkowo grzeczny, bo miałem dostać awans. Wśród znajomych też się zachowywałem w porządku. Nikomu nie dokuczałem, pieniędzy nie kradłem, żon nie odbijałem... Ach!
KORTECKI: Tak?
JÓZEF: /bardziej do siebie/ Jak się nie wie, o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
KORTECKI: Interesująca myśl. Zadzio? Kadzio?
ZADZIO: Żona zabiła Józefa, by mieć pieniądze na poprawę stanu swoich zębów.
KADZIO: Zgadzam się całkowicie z bratem.
KORTECKI: Bardzo dobre spostrzeżenie.
JÓZEF: /zrywa się z łóżka, chodzi cały wnerwiony po pokoju/ Idioci! Barany! Ktoś z pracy mógł mnie zabić z zazdrości i przejąć po mnie stanowisko. A wy tylko o żonie i o żonie. Zostawmy ją na razie, wątpię, by naprawdę zabiła. Pieniądze i zazdrość! Lepszego motywu nie znajdziemy.
KORTECKI: Proszę się położyć. Gdy chodzisz, ciężko się skupić.
JÓZEF: Nie, koniec leżenia, długo już leżałem, w łóżku, wcześniej w szafie... ja nic nie pamiętam z bycia trupem. Niewiarygodnie przykre, że nie mam żadnych wspomnień ze śmierci. I na co to było?
KORTECKI: Również ubolewamy, że nie możesz sobie nic przypomnieć. Choćby szczegółu.
JÓZEF: /śmieje się/ Hah, tak, nikt przecież nie przypuszczał, że ożyję.
KORTECKI: Nikt.
JÓZEF: /zatrzymuje się przed Korteckim i patrzy na niego badawczo/ Detektyw od pięciu boleści mający za pomocników jakichś chłoptasków. /po chwili/ To nie była żona.
KORTECKI: Jesteś pewien?
JÓZEF: Dziś rano wyjechała w góry. Specjalnie do mnie zadzwoniła, by mi o tym powiedzieć. Mówi - wiesz, jadę w góry, będę zdobywać szczyty, których ty nigdy nie zdobędziesz. Zawsze się przypieprzała, że wolę morze.
KORTECKI: Ja też. Spokój, cisza...
JÓZEF: Niekoniecznie. Czasem przejdzie sztorm i już nie jest tak kolorowo.
KORTECKI: Więc żona ma alibi?
JÓZEF: Ma.
KORTECKI: A twoi współpracownicy? Nie byli przypadkiem wtedy w pracy, gdy ktoś cię zabijał?
JÓZEF: Dziś niedziela przecież. Wszyscy mieli wolne. No, może z kilku poszło do roboty, ale ja nie wiem którzy... nic nie wiem i nie mogę sobie przypomnieć. Ale czuję, że to musiał być jeden z nich.
KORTECKI: Czy któryś miał żółte zęby?
JÓZEF: A na co... oj, ty ciągle o zębach, zostawmy zęby w spokoju, już nie mówimy o mojej żonie. Może i mieli, co z tego, ja ich nie krytykowałem za wygląd, jeśli już, rozmawialiśmy o pracy, że jeden nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, drugi się spóźnia, trzeci zasypia przy biurku... Różne banały. Każdy każdemu przygadywał, ale ogólnie atmosfera była w porządku. Tylko zazdrość... chęć posiadania większej ilości pieniędzy... przemawiała przez każdego. Nie mówię, że każdy by zabił, o nie, ja bym drugiego człowieka nie tknął, nie skrzywdził, ale niektórzy...
KORTECKI: Masz na myśli konkretnych pracowników?
JÓZEF: Jednego... dwóch... najwyżej trzech. Działali w pojedynkę, nie że razem. Kilka dni temu jeden podszedł do mnie i zapytał, dlaczego mi się tak dobrze powodzi. Odpowiedziałem: dobrze pracuję, jestem pilny, pomocny, uprzejmy, szef mnie więc docenia. Spojrzał na mnie tylko bez wyrazu i odszedł.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio!
JÓZEF: A ten znów...
KORTECKI: Sugestie!
ZADZIO: Podejrzany typ.
KADZIO: Podejrzany typ podejrzanie się zachował.
JÓZEF: Dobrze, dobrze, to i ja wiem. Może coś więcej?
KORTECKI: Przepraszam bardzo, ale tylko ja mogę prosić moich pomocników o wypowiedzenie swoich wniosków.
JÓZEF: Pupile, co? Wychowani przez niedoświadczonego detektywa? Och, słodkie chłopaki. Uczcie się fachu, uczcie.
KORTECKI: Są wyśmienitymi uczniami. Potem pokażę zdjęcia z naszej pierwszej sprawy. Zabójstwo nastolatki na szkolnym balu. Do dziś nie wypito wódki z imprezy. Mówią, że krąży nad nią jakieś przekleństwo.
JÓZEF: Dobrze, nie interesuje mnie to. Za długo tu siedzimy. Nie powinniśmy pójść na policję? Nie? Racja, boisz się, że policja szybciej rozwiąże zagadkę. Haha! My tymczasem stoimy w miejscu. Mamy kilku podejrzanych, moich kolegów z pracy. Żonę wykluczyliśmy, ma alibi. Hm, teraz ja bawię się w detektywa. Urzekające!
KORTECKI: Wolałbym, by role zostały zachowane.
JÓZEF: /złowrogo/ To niech pan swoją zacznie dobrze odgrywać. /ponownie kładzie się na łóżku/ Czekam na konkretne pytania bez wniosków pomocników.
KORTECKI: /przygryza kapelusz/ Których współpracowników oskarżasz o swoje zabójstwo?
JÓZEF: Po pierwsze - nikogo nie oskarżam, jedynie domyślam się, że mógł to zrobić ktoś z pracy. Po drugie - osobami tymi mogły być Andrzej Krawczuk, Wiktor Malijski i Dariusz Pies.
KORTECKI: Sami mężczyźni.
JÓZEF: Branie pod uwagę jakiejkolwiek kobiety nie było najlepszym pomysłem. Głupio bym się czuł, gdybym został zabity przez kobietę.
KORTECKI: Proszę więcej opowiedzieć o wymienionych mężczyznach.
JÓZEF: Debile i tyle.
KORTECKI: Hm?
JÓZEF: Najwięksi zazdrośnicy firmy. Zarabiają niemało, ale wciąż chcą więcej. Im więcej łykają forsy, tym bardziej są głodni i spragnieni. Tak... W sumie mogli nawet pracować razem.
KORTECKI: Zabójstwo grupowe?
JÓZEF: Właśnie. Jeden zabił, drugi rozebrał, a trzeci włożył do szafy.
KORTECKI: A mówiłeś...
JÓZEF: Wiem, co mówiłem, nie czepiaj się słówek.
KORTECKI: Nie pozostało więc nam nic innego jak złapać wspomnianych mężczyzn i zaprowadzić w ręce policji.
JÓZEF: Co? Tak od razu? Nie mamy pewności.
KORTECKI: Nigdy się nie ma pewności. Zadzio! Kadzio! Proszę tutaj przyprowadzić pana Andrzeja, Wiktora i Dariusza.
ZADZIO: Do ich domów pójść?
KORTECKI: Tak. Sądzę, że obecnie tam przebywają. /do Józefa/ Znasz ich adresy?
JÓZEF: /niepewnie/ Tak... proszę pisać.
/Zadzio i Kadzio wypisują na jakichś kartkach adresy podane przez Józefa i wychodzą./
AKT III
To samo miejsce co w pierwszym i drugim akcie. Kortecki siedzi na krześle, Józef na łóżku. Po chwili wracają Zadzio i Kadzio z Andrzejem, Wiktorem i Dariuszem, którzy nie wiedzą, o co chodzi. Stają przed Korteckim.
KORTECKI: Panowie Dariusz, Andrzej i Wiktor?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /razem, niepewnie/ Taaaak...
KORTECKI: Czy to panowie zabili obecnego tutaj Józefa?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /jak wyżej/ Nieeee...
KORTECKI: Dziękuję za odpowiedź. Musimy jednak poznać opinię poszkodowanego. /do Józefa/ Czy obecni tutaj Andrzej, Wiktor i Dariusz są twoimi zabójcami?
JÓZEF: /zdenerwowany/ A skąd mam wiedzieć, na sto procent pewny nie jestem, motywy mieli, ale... z twarzy niepodobni do morderców.
KORTECKI: Zatem powinniśmy wypuścić podejrzanych?
JÓZEF: Nie, powinieneś ich wysłuchać. To chyba oczywiste?
KORTECKI: Tak, masz rację. /do Andrzeja, Wiktora i Dariusza/ Czy zgadzają się panowie na przesłuchanie w sprawie zabójstwa Józefa w celu ustalenia, czy są panowie jego mordercami, czy nie?
ANDRZEJ: /wysuwa się trochę naprzód/ My nic nie zrobiliśmy. Zresztą, to widać. /wskazuje na Józefa/
KORTECKI: Zadzio! Kadzio! Nie wyjaśniliście panom dokładnie zdarzenia?
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Niestety zapomnieliśmy.
KORTECKI: Bardzo mi z tego powodu przykro. Potem odetnę wam ręce. Tymczasem powiem krótko - ktoś zabił Józefa i schował w szafie. Znalazłem go ja wraz z moją ekipą. Po poświęceniu się kolegi Wiszała Józef ożył, a podczas rozmowy ze mną wskazał panów jako głównych podejrzanych. Pytania?
ZADZIO: /podnosi rękę do góry/
KORTECKI: Tak?
ZADZIO: Mogę do łazienki?
KORTECKI: Możesz.
JÓZEF: /krzyczy za wychodzącym Zadziem/ Tylko mi nie uświń sedesu!
KORTECKI: /do Andrzeja, Wiktora i Dariusza/ Czy panowie mają jakieś pytania?
WIKTOR: Ehm... Dlaczego niby mielibyśmy zabić Józka?
JÓZEF: /zrywa się z łóżka/ Jeszcze się pytasz?!
KORTECKI: Spokojnie, spokojnie. Nie ma głupich pytań. Zatem - powtórzmy - dlaczego obecni tu mężczyźni mieliby zabić Józefa? Na to pytanie najlepiej odpowie sam Józef.
JÓZEF: /wrzeszczy/ Przecież już mówiłem... kasa, kasa i jeszcze raz kasa, zawsze chodzi o pieniądze. Chcieli zająć moje stanowisko, a potem może i przejąć firmę, sprzedać ją...
DARIUSZ: /zawsze delikatnie, wyraźnie, wolno/ Och, nieprawda wielka. Znamy lepsze sposoby na powiększenie stanu swoich kont. Morderstwo? Kto by chciał się w to bawić?
JÓZEF: Widzisz, a jednak ktoś chciał.
ZADZIO: /wraca z łazienki/ Gotowe.
KADZIO: Mogę teraz ja pójść?
KORTECKI: /podniesionym głosem/ Kadzio!
KADZIO: Tak?
KORTECKI: Nie podniosłeś ręki. Odmawiam pójścia do łazienki.
JÓZEF: /z rezygnacją/ Niech idzie, jeszcze mi się zeszczy na podłogę. Zresztą, twoje chłopaki niewiele są pomocni. /wzdycha/ Sam już nie wiem, o co chodzi. Zabity, ożywiony, podejrzani są, ale się nie przyznają...
KORTECKI: To normalne, Józefie.
JÓZEF: Jasne. Tylko by tak człowiek chciał się dowiedzieć, komu aż tak bardzo przeszkadzał, że musiał został zabity? Kto go aż tak bardzo nie lubił, denerwował, kto mu zazdrościł?
KORTECKI: Proszę się nie martwić, znajdziemy zabójcę. Być może już go znaleźliśmy. /do Andrzeja, Wiktora i Dariusza/ Proszę spocząć./Andrzej i Dariusz siadają na bujanych fotelach, Wiktor przystawia sobie krzesło/ Jak by panowie mogli bliżej... Lepiej będzie rozmawiać. O, dziękuję. Józefie, ty również usiądź. Albo się połóż, jak ci wygodnie.
JÓZEF: /siada na łóżku, twarzą do podejrzanych mężczyzn/ No i co tam, kochani mordercy?
WIKTOR: Wypraszam sobie! Jeszcze nam nic nie udowodniono. Może i mieliśmy motyw, ale...
ANDRZEJ: /trąca Wiktora łokciem/ Cicho siedź, za dużo gadasz.
JÓZEF: /do Korteckiego/ O, o, widzisz, coś ukrywają.
KORTECKI: Panie Dariuszu - o czym rozmawiają pana koledzy?
DARIUSZ: O niczym. Po prostu uważamy, że lepiej zachować milczenie. Mamy takie prawo, prawda?
KORTECKI: Racja, macie. Ale dla dobra śledztwa lepiej rozmawiać. Więc... Pytanie podstawowe - gdzie byliście 20 maja, czyli dzisiaj, około godziny 19.20?
DARIUSZ: Ja byłem w domu. Odpoczywałem po ciężkim tygodniu.
ANDRZEJ:Ja również.
WIKTOR: I ja odpoczywałem.
KORTECKI: Wszyscy naraz odpoczywaliście?
ANDRZEJ: A co w tym dziwnego?
KORTECKI: Nic, nic. Tylko dopytuję, by nie było wątpliwości. Czyli macie alibi...
JÓZEF: /zdenerwowany/ I ty im tak po prostu wierzysz? Powiedzieli, że odpoczywali, i już ich skreślamy z listy podejrzanych?
KORTECKI: Staram się ufać ludziom i wierzyć, że mówią prawdę. Zresztą, odbyłem kurs wykrywania kłamców. Potem opowiem, jak ich rozpoznawać.
JÓZEF: Super. Czyli patrząc na drugiego człowieka, wiesz, kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę?
KORTECKI: Hm, tak.
JÓZEF: Czyli według ciebie oni nie są mordercami?
ANDRZEJ: Oczywiście, że nie jesteśmy!
KORTECKI: Proszę o spokój. Pytanie było skierowane do mnie. Odpowiadając - nie uważam, by ci panowie w pięknie skrojonych garniturach mogli kogokolwiek zabić.
WIKTOR: Dziękujemy.
KORTECKI: Proszę bardzo.
JÓZEF: /wściekły, zrywa się z łóżka/ Dupa, dupa, dupa! Jesteś dupa, nie detektyw. Co mnie obchodzi twoja osobista opinia, masz myśleć, łączyć fakty, pytać, dociekać, a nie... garnitury! Pewnie specjalnie się tak dobrze ubrali, by zrobić dobre wrażenie. O, i proszę, omamili najlepszego detektywa w okolicy!
KORTECKI: Proszę...
JÓZEF: /nie panując nad sobą/ Nie, to ja proszę. Proszę porządnie zająć się sprawą, porządnie przeprowadzić przesłuchanie ze wszystkimi naraz i z każdym z osobna, inaczej tak ci obiję twarz, że się już nie podniesiesz.
WIKTOR: O, znów tak mówi.
KORTECKI: Chcesz coś powiedzieć, Wiktorze?
WIKTOR: No że... Józef zachowuje się impulsywnie i panu grozi.
KORTECKI: Dziękuję. Umiesz wnioskować jak moi pomocnicy.
WIKTOR: Pracowałem dwa lata temu jako zastępca powiatowego detektywa z Zgrzyni.
KORTECKI: /z zainteresowaniem/ Ciekawe. Proszę mi opowiedzieć...
JÓZEF: /od tej chwili już zawsze podniesionym głosem/ Dosyć! To są jaja jakieś, nie przesłuchanie. Cyrk odstawiacie. Szkoda, że ożyłem, nie musiałbym słuchaj tej całej dziecinady.
WIKTOR: No, szkoda, w sumie nie zasłużyłeś.
ANDRZEJ: Cicho siedź!
ZADZIO: /podnosi rękę do góry/
KORTECKI: Znów do łazienki?
ZADZIO: Nie. Zauważyłem, że podejrzani panowie coś ukrywają.
KADZIO: Ja również.
KORTECKI: /do mężczyzn/ Panowie coś ukrywają?
JÓZEF: Co za idiota!
DARIUSZ: Skąd. Wiktorowi zawsze coś się głupiego wymsknie.
KORTECKI: Rozumiem.
WIKTOR: Może jednak opowiemy, jak było?
JÓZEF: Haha, sumienie ruszyło, co? Mówcie, śmiało, sam się z chęcią dowiem. Banda kretynów, imbecyli, gnojków...
KORTECKI: /nie zwracając uwagi na Józefa/ Czy chcecie nam coś ważnego powiedzieć? Przyznać się, wskazać trop?
KORTECKI: Do niczego się nie przyznajemy. Nie my tu powinniśmy być nazywani mordercami.
KORTECKI: Więc kto?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /patrzą uważnie na Józefa/
JÓZEF: /zdumiony/ Ja? Ja zabójcą? Jakbyście zapomnieli, to mnie znaleźli martwego w szafie. Niby więc jak mogłem was zabić?
WIKTOR: Nikt nie mówi, że chodzi o nas.
KORTECKI: To się robi coraz bardziej interesujące.
JÓZEF: Nie, to jest śmieszne. Nikogo nie zabiłem. Wierzysz mi czy im? A zresztą, po co pytam, trzymasz z tymi idiotami.
ANDRZEJ: Lepiej niech ktoś otworzy szafę.
KORTECKI: Szafa już została przeszukana. Znaleźliśmy w niej trupa, obecnie żyjącego.
ANDRZEJ: Drugą szafę. Tę w rogu.
KORTECKI: Rzeczywiście, w salonie stoi jeszcze jedna szafa. Zadzio, Kadzio, proszę przeszukać zawartość szafy.
/Zadzio i Kadzio podchodzą do szafy. Jak tylko otwierają drzwi, wypada z niej ciało młodej kobiety./
ANDRZEJ: Nie mówiliśmy?
KORTECKI: /zbliża się do ciała, przygryza kapelusz/ Wnioski?
ZADZIO: Znaleźliśmy kolejnego trupa.
KORTECKI: Tak... Aluna by pewnie kazała sprawdzić oddech i puls, ale sobie darujemy. Też nóż w gardle mówi sam za siebie. No i krew. Wszędzie krew. Myślałem, że to wzór na dywanie. /odwraca się do Józefa/ Kto to? Znasz ją?
ANDRZEJ: Oczywiście, że zna. To jego żona, z którą się niedawno tak pożarł, że aż zabił.
JÓZEF: Ja... ja... nie wiem, skąd się ona tu wzięła, mówiła, że wyjeżdża.
KORTECKI: To ty tak mówiłeś, jak sobie przypominam. Mogłeś skłamać. Miałeś też motyw - przeszkadzały ci żółte zęby żony.
JÓZEF: Ja nic nie zrobiłem. Nic nie pamiętam.
KORTECKI: Najwyraźniej wskutek śmierci usunięte zostały pewne wspomnienia.
JÓZEF: Dobrze, ale to nie wyjaśnia, kto mnie zabił.
WIKTOR: /nieśmiało/ Może się przyznajmy? Przecież działaliśmy w dobrej wierze.
JÓZEF: Ha, wiedziałem. Wy jesteście moimi zabójcami?
ANDRZEJ: Chcieliśmy pomścić Agusię.
JÓZEF: Agusię? Czekaj... mieliście z moją żoną romans? Wszyscy trzej?
DARIUSZ: Nam nie przeszkadzały jej żółte zęby.
JÓZEF: /do Korteckiego/ Słyszysz? Zabili mnie! Zamknij ich, zrób coś!
KORTECKI: Tak. Dziękuję, że się panowie przyznali i pomogli szybko rozwiązać sprawę. Potem osądzi panów sąd. Ale proszę się nie martwić, mam znajomości, dostaniecie wyrok w zawieszeniu. W końcu działaliście w słusznej sprawie, jak sami powiedzieliście. /do Józefa/ Ty zaś... zabiłeś w akcie szału. Wiszał niepotrzebnie się poświęcił. Aluna się załamie, wiedząc, że jej mąż doprowadził do wskrzeszenia zabójcy.
ZADZIO: /niepewnie/ A może...
KORTECKI: Mów, Zadziu.
ZADZIO: Może zmusić zabójcę do ożywienia Wiszała?
KORTECKI: Wyśmienity pomysł. Panowie, zgadzacie się, że to będzie najlepsza kara dla obecnego tu Józefa?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /razem/ Oczywiście.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio, proszę przynieść ciało Wiszała. /Zadzio z Kadziem wykonuje polecenie Korteckiego./ Dobrze. /do Józefa/ Chcesz coś powiedzieć przed powtórną śmiercią?
JÓZEF: Naprawdę sądzicie, że się dam zabić? Ożywić zmarłego? Głupstwo! To, że jemu się udało, nie oznacza, że mi się uda. Wszystko jest popaprane... Mam złe wspomnienia. Żona powinna być daleko w górach, a nie leżeć zabita w szafie. Dlaczego mi nie wierzysz?
KORTECKI: Sam nie wiem. Masz brzydki garnitur.
JÓZEF: Znów zaczynasz... Zresztą, twoi pomocnicy mi taki przynieśli z szafy.
KORTECKI: /podniesionym głosem/ Zadzio z Kadziem nigdy nie wybierają złych garniturów. Jeśli już, to wtedy, gdy dobrych nie ma. Czyli masz w szafie same złe garnitury. I ty masz czelność narzekać na żółte zęby żony?
JÓZEF: Wypraszam sobie taki ton. To ja powinienem być zdenerwowany.
KORTECKI: Ja również straciłem resztki cierpliwości. /wyjmuje nóż z gardła trupa kobiety i wbija w gardło Józefa, który chwilę się dławi, po czym pada martwy na ziemię/ Nie chciałeś po prośbie, więc masz.
ANDRZEJ: Świetnie pan załatwił sprawę. Szkoda tylko, że nie udało się wskrzesić pańskiego pomocnika.
KORTECKI: Nic straconego. Ktoś chętny?
/Andrzej, Wiktor, Dariusz patrzą po sobie porozumiewawczo, po czym rzucają się do ucieczki./
KORTECKI: Zadzio? Kadzio?
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Nie mamy żadnych wniosków.
KORTECKI:Dziękuję.
KONIEC.
Kortecki - detektyw
Wiszał - pomocnik Korteckiego
Aluna - żona Wiszała
Zadzio - pomocnik
Kadzio - pomocnik, brat Zadzia
Józef - Mężczyzna z szafy
Andrzej, Wiktor, Dariusz - podejrzani
Akt I
Kortecki, Wiszał, Aluna, Zadzio i Kadzio znajdują się w eleganckim salonie; chwilę wcześniej dostali zgłoszenie o niepokojących hałasach dochodzących z domu. Kortecki ogląda pokój za pomocą latarki (mimo że pali się światło), długo przygląda się każdemu meblowi, ścianom, podłodze, sufitom. Jest to wysoki mężczyzna lat około czterdziestu, z lekkim zarostem i czarnym kapeluszem na głowie. Nosi dobrze skrojony garnitur tego samego koloru. Mówi poważnie, spokojnie, z opanowaniem, z małymi wyjątkami wskazanymi w tekście. Wiszał, jego pomocnik, rozgląda się bez większego zainteresowania po pomieszczeniu, dotyka różnych rzeczy, co chwila coś przypadkiem strąca, przewraca. Aluna trzyma się blisko Wiszała, wyraźnie się boi i po cichu prosi męża, by stąd wyszli. Wiszał, niższy od Korteckiego, ma na sobie zwykłe dżinsy i koszulę, Aluna natomiast - zwiewną sukienkę w kwiaty i słomiany kapelusz z żółtą wstążką. Zadzio i Kadzio siedzą w bujanych fotelach i palą.
Po kilku minutach badania Kortecki zatrzymuje się przed starą szafą z ubraniami. Jej drzwi są otwarte na oścież. Kortecki prosi wszystkich do siebie. Zdejmuje kapelusz i przygryza go zębami - zawsze tak robi, gdy się zastanawia.
KORTECKI: /zakłada kapelusz z powrotem/ Panowie - i panie - odkąd pracuję w swoim zawodzie, nigdy nie miałem do czynienia z podobną sprawą. O godzinę 19.23 czasu lokalnego otrzymaliśmy zgłoszenie od bardzo miłej pani z domu obok. Potem się z nią umówię na kawę. Panią tę niepokoiły dziwne odgłosy, które określała jako "krzyki mordowanej osoby, ewentualnie zwierzęcia" - nie była pewna, bo akurat była po kilku kieliszkach wina. O godzinie 20.05 dotarliśmy do miejsca potencjalnej zbrodni. Jesteśmy w tej chwili w salonie, stoimy przed otwartą szafą. W szafie znajduje się mężczyzna około pięćdziesięciu lat. Nie rusza się, ma zamknięte oczy, nie reaguje na światło latarki ani na potrząsanie. Na szyi ma odciśnięte ślady rąk. Jest prawie nagi. Potem sprawdzę, gdzie kupił ten wyśmienity krawat. Wiszał - jakieś wnioski?
WISZAŁ: Wnioskuję, że to trup.
KORTECKI: Słuszna uwaga, zgadzam się. /do Zadzia i Kadzia/ Czy panowie coś chcą dodać?
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Trup z całą stanowczością i bez wątpliwości jest martwy.
ALUNA: /nieśmiało/ A może by tak sprawdzić oddech?
KORTECKI: Wiszał - wyjmij trupa z szafy i sprawdź oddech.
/Wiszał bierze z mężczyznę z szafy i kładzie na plecach na podłodze. Sprawdza oddech./
WISZAŁ: Trup nie oddycha.
ALUNA: /cicho/ A miałam nadzieję...
KORTECKI: Słusznie, słusznie, zawsze trzeba mieć nadzieję. Wiemy już jednak, że mężczyzna z szafy jest trupem i że nie żyje.
ALUNA: /nieśmiało/ A może by tak sprawdzić puls? Może przestał oddychać tylko na chwilę?
KORTECKI: Wiszał - sprawdź puls.
WISZAŁ: /po sprawdzeniu pulsu/ Nie wyczuwam żadnego pulsu.
KORTECKI: Jakieś pytania? /Odpowiada mu milczenie./ Zatem na sto procent mężczyzna to martwy trup.
ALUNA: /nieśmiało/ Proszę pana, ja, ja...
KORTECKI: Proszę mówić.
ALUNA: A może jeszcze da się coś uratować, może tkwi w tym mężczyźnie jeszcze trochę życia, które można wskrzesić, uratować nogę, rzęsę, policzek?
KORTECKI: /namyśla się, gryząc kapelusz/ Chwalę sobie pani nadzieję, walkę o każdego człowieka. Potem z panią pójdę do łóżka. Wiszał, nie wytrzeszczaj oczu, wszyscy wiemy, że masz brązowe. Lepiej spróbuj wdmuchać trochę swojego oddechu naszemu trupowi.
WISZAŁ: Ale...
ALUNA: /do Wiszała, przymilając się/ Proszę, Wiszunku, bądź bohater, uczyłeś się dmuchać, dostałeś dyplom...
WISZAŁ: Dobrze, zrobię to. /klęka przy trupie i robi sztuczne oddychanie/ Och, ciężko, ma odporny organizm.
ZADZIO: Dmuchaj!
KADZIO: Dmuchaj!
WISZAŁ: /jw/ Boże, Boże!
KORTECKI: Nie przerywaj, Wiszale, idzie ci świetnie.
ALUNA: Mój bohater!
/Wiszał bez przerwy robi sztuczne oddychanie - dmucha i dmucha, w tym czasie inni go dopingują. Po chwili Wiszał pada na plecy, a trup otwiera oczy i siada, patrzy zdezorientowany po wszystkich/
KORTECKI: /przygląda się Wiszałowi; potem zwraca się do reszty/ Wnioski?
ZADZIO: Wiszał nie żyje.
KADZIO: Trup z szafy ożył.
ALUNA: Nie żyje? Mój mąż... nie żyje?
KORTECKI: Proszę się nie martwić, dostanie drugi dyplom. Takie poświęcenie nie pójdzie na marne. Panowie - i panie - uczcijmy minutą ciszy naszego kolegę, Wiszała.
/Cisza. Aluna pochlipuje pod nosem, Zadzio z Kadziem zapalają kolejnego papierosa. Kortecki zwraca uwagę na mężczyznę z szafy, który wstaje i chodzi po pokoju bez celu./
KORTECKI: /do mężczyzny/ Czegoś pan szuka?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Ja... Gdzie ja jestem, co się dzieje?
KORTECKI: Jeśli pan szuka osoby, która pana uratowała, to leży na podłodze.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /patrzy na Wiszała/ Czy on... nie żyje?
KORTECKI: Zgodnie stwierdziliśmy, że tak. A pan jak sądzi?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Ja? Co ja mam sądzić, ja nie wiem, co się dzieje, skąd się wzięliście, dlaczego jestem rozebrany?
KORTECKI: Również nurtują nas te pytania. Do wszystkiego dojdziemy. Zadzio, proszę przynieść panu ubranie.
ZADZIO: Skąd?
KORTECKI: Z szafy. Tam przeważnie wiszą ubrania.
ZADZIO: Dobrze. /podchodzi do szafy, przebiera w ubraniach; wyjmuje jakiś garnitur; do Mężczyzny z szafy/ Może być?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Przecież bez różnicy, niech pan da. /ubiera się/ Więc... co robi ten trup w moim domu?
/Kortecki, Zadzio i Kadzio patrzą po sobie porozumiewawczo/
ALUNA: /dotychczas z boku, teraz wysuwa się na środek; nieśmiało/ To, to... mój mąż... znaczy był. On panu dał całe swoje powietrze. Bo pan wcześniej był trupem. Martwym.
KORTECKI: Jest pani zbyt bezpośrednia, pani Aluno. Potem spróbuję panią tego oduczyć. /do Mężczyzny z szafy/ Tak jak powiedziała nasza koleżanka - dostał pan drugą szansę. Inna sprawa, że kosztem drugiego człowieka. Ale to nie pana wina, niech się pan nie zadręcza. Wiszał z pewnością by się ucieszył, gdyby zobaczył pana żywego. /przygryzając kapelusz/ Przyszliśmy tu wyjaśnić sprawę dziwnego morderstwa. Znaleźliśmy trupa, ewidentnie bez życia. Jednak na skutek poświęcenia kolegi Wiszała trup ożył. Proszę o wnioski.
ZADZIO: Były trup może nam powiedzieć, kto go zabił.
KORTECKI: Kadziu, chcesz coś dodać?
KADZIO: Nie, absolutnie zgadzam się z bratem.
KORTECKI: A ja się zgadzam z wami. /do Mężczyzny z szafy/ Pan jak uważa?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /szybko, nerwowo, chodzi po pokoju/ Co mam uważać, ja? Ja podobno byłem trupem, teraz żyję, nie potrafię uwierzyć, teraz nie żyje on, proszę wynieść ciało, nim się zająć, a mnie zostawić w spokoju. Skoro żyję, są już państwo niepotrzebni.
KORTECKI: Owszem, żyje pan, ale dalej jesteśmy potrzebni. Jak zauważył Zadzio - ktoś pana zabił. Pan musi nam powiedzieć, kto.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /jw/ Zabił? Ja żyję, czyli jakby nie zabił, znaczy sprawa stała się nieważna, nieaktualna, jezu, tu leży inny trup, proszę go wziąć, nim się zacznie rozkładać. Ja muszę się położyć.
KORTECKI: Proszę bardzo. Kadzio, Zadzio, przynieście dla pana łóżko.
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Z sypialni?
KORTECKI: /do Mężczyzny z szafy/ Trzyma pan łóżko w sypialni?
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: Tak, ale przecież mogę się położyć w fotelu, nie muszą... zresztą, nie poradzą...
KORTECKI: /nie zwracając na niego uwagi/ Zadzio, Kadzio - nie słyszeliście? Do sypialni.
/Zadzio i Kadzio wychodzą. Przez czas ich nieobecności Kortecki przygryza kapelusz. Mężczyzna z szafy siada zrezygnowany w fotelu i gryzie z nerwów paznokcie. Aluna stoi nieobecna. Po dziesięciu minutach wracają Zadzio i Kadzio z łóżkiem i stawiają przed Mężczyzną z szafy./
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /zdumiony/ Jak... wy...?
KORTECKI: Niesłusznie nie docenia pan tych chłopców. Ukończyli kurs pierwszej pomocy, wiedzą doskonale, jak pomóc potrzebującym. Potem ich ukarzę, że nie wzięli kołdry.
ZADZIO: Och, przepraszamy, zapomnieliśmy pościelić. /z Kadziem ścieli łóżko/ Może się pan już położyć.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /patrzy ze zdziwieniem na Korteckiego/
KORTECKI: Proszę się nie krępować. My postoimy. Mamy młode nogi.
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /kładzie się na plecach na łóżku/
KORTECKI: /spogląda na krzesło pod ścianą/ W sumie to ja mogę usiąść, będzie lepiej rozmawiać. /bierze krzesło, stawia przy łóżku i siada/ Więc proszę pana, niech pan powie...
MĘŻCZYZNA Z SZAFY: /nerwowo/ Nie panuj mi tu. Józef jestem. /podaje rękę, którą Kortecki ściska/ Najlepiej będzie, gdy mi dacie chwilę spokoju. Dopiero co ożyłem - podobno! Wiecie, wyczerpujące. Muszę zebrać myśli.
KORTECKI: Rozumiem. Rozumiem doskonale twoje, Józefie, zdenerwowanie i zniecierpliwienie. Dla nas, mnie i mojej ekipy, również sprawa nie jest łatwa. Prawdopodobnie jest najtrudniejsza w karierze. Im szybciej jednak ją załatwimy, tym lepiej. Musimy ustalić, kto cię zabił, kto rozebrał, kto włożył do szafy i kto uciekł z miejsca zbrodni.
JÓZEF: /ironicznie/ Wydaje mi się, że to była jedna i ta sama osoba.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio - co sądzicie?
JÓZEF: Co mają sądzić? Przyszedł, zabił, włożył i wyszedł. Żadna filozofia. Od kiedy jesteś detektywem?
KORTECKI: Od pięciu lat, moje doświadczenie zawodowe jednak nie jest tu ważne.
JÓZEF: Nie jest? Wolałbym, by mi pomógł człowiek z większym doświadczeniem.
KORTECKI: Kogoś sugerujesz?
JÓZEF: Nie wiem, Boże. Pytasz i pytasz. Po prostu wolę, by detektyw był bardziej doświadczony. Bym czuł do niego zaufanie. /patrzy na Korteckiego z niesmakiem/ Do ciebie nie czuję.
KORTECKI: Zadzio - idź przyprowadź lepszego detektywa.
ZADZIO: Nie mogę.
KORTECKI: Dlaczego?
ZADZIO: W obecnej chwili to pan jest najlepszym detektywem w okolicy.
KORTECKI: Dziękuję.
JÓZEF: Najlepszym? Oho, proszę mi to pokazać. Udowodnić. /łapie się za czoło, po chwili/ Łeb mi pęka. Palił ktoś? Otwórzcie okno. Smrodzicie, zamiast poważnie zająć się łapaniem mordercy. Macie jakichś podejrzanych? Cokolwiek? Dowody?
KORTECKI: Zadzio...
JÓZEF: /podrywa się z łóżka/ Proszę wprost odpowiedzieć, a nie ciągle pytać pomocników!
KORTECKI: Nie mamy ani podejrzanych, ani dowodów.
JÓZEF: /kładzie się ponownie/ Tak sądziłem. Pewnie chcecie, bym wam wprost powiedział, kto mnie zabił?
KORTECKI: Tak, chcemy.
JÓZEF: Niestety, nie wiem tego. Albo nie pamiętam. Boże, moja głowa!
KORTECKI: /nie zwracając uwagi na słowa Józefa/ Lepiej zacznijmy rozmowę.
JÓZEF: Zacznijmy, szybko. /patrzy na Alunę, jakby ją dopiero zauważył/ A ona co?
KORTECKI: To żona trupa.
JÓZEF: A, tak. Może ją wyprowadzicie? Kobietom jeszcze bardziej nie ufam.
KORTECKI: Niestety, stwierdzam, że bez powodu. Aluna...
ALUNA: Nie, spokojnie, pójdę, i tak nie byłam pomocna. /chce wyjść/
KORTECKI: /głośno/ Pani Aluno!
ALUNA: Tak?
KORTECKI: Musze cię skarcić.
ALUNA: Za co?
KORTECKI: Przeszkodziłaś mi w wypowiedzeniu najbardziej wymyślnego komplementu.
ALUNA: Najmocniej przepraszam.
KORTECKI: Dobrze, idź. Potem cię odpowiednio skarcę. Przy naszym byłym trupie nie będę stosował przemocy.
/Aluna wychodzi./
ZADZIO I KADZIO: /razem/ A my? Też mamy wyjść.
KORTECKI: Nie, wy zostaniecie.
JÓZEF: Może jednak niech wyjdą? Śmierdzi od nich papierosami.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio - proszę iść do łazienki się umyć i wrócić.
/Zadzio i Kadzio wychodzą./
JÓZEF: Będą się w mojej łazience myć?
KORTECKI: Dla dobra śledztwa będzie lepiej, gdy nie będą tracić czasu na dojazd do własnej łazienki i powrót tutaj.
JÓZEF: /ironicznie/ Jaki wspaniałomyślny! OK., zaczynamy, czy mamy na nich czekać?
KORTECKI: Zaczynamy.
AKT II
Ten sam pokój co wcześniej. Józef leży na łóżku, Kortecki siedzi przy nim.
KORTECKI: Zacznijmy od podstawowego pytania: gdzie byłeś dnia 20 maja, czyli dzisiaj, około godziny 19.20?
JÓZEF: /zdziwiony/ Słucham? Takie pytania się mordercom zadaje, co ty odpierdzielasz?
KORTECKI: Zadaje, masz rację, jednak wiedząc, gdzie ty byłeś, będziemy wiedzieć, gdzie był morderca.
JÓZEF: Eee... Wydaje mi się, że byłem w domu. W salonie.
KORTECKI: Czyli morderca był z tobą w salonie?
JÓZEF: No przecież tu mnie zabił. /po chwili/ Nie zapisujesz sobie niczego? Notatek nie robisz?
KORTECKI: Nie są potrzebne. Mam świetną pamięć. Potem wymienię panu sto cyfr po przecinku liczby pi. /po chwili/ Kto ze znanych ci osób mógłby wejść do twojego salonu?
JÓZEF: Raczej każdy, jeśli bym ich zaprosił.
KORTECKI: Czyli znałeś mordercę?
JÓZEF: Tak... znaczy, nie wiedziałem, że to morderca. Niby skąd? Dupa jesteś, a nie detektyw.
KORTECKI: /nie zwracając uwagi na ostatnie słowa Józefa; do siebie/ Były trup miał powiązania ze swoim mordercą... Interesujące.
JÓZEF: A co bym miał nie mieć? Dupa! Dupa! Dupa! Tfu!
KORTECKI: Proszę się uspokoić. Dla dobra śledztwa staram się zadawać różne pytania. Prędzej czy później dojdziemy do rozwiązania zagadki. /przygryza kapelusz/ Kto cię najczęściej odwiedza?
JÓZEF: Bo ja wiem? Koledzy z pracy, żona...
KORTECKI: Żona z tobą nie mieszka?
JÓZEF: Nie. Obraziła się na mnie dwa dni temu i się wyprowadziła.
KORTECKI: Za co się obraziła?
JÓZEF: /nerwowo/ Nie muszę odpowiadać, to nasze prywatne sprawy!
KORTECKI: Owszem, ale być może twoja żona miała motyw, by cię zabić.
JÓZEF: /siada na łóżko/ To by miało sens... Bo wiesz, dwa dni temu powiedziałem jej, że ma żółte zęby. Bo naprawdę ma, okropnie żółte, żółć trzeciego stopnia. Żadne pasty nie pomagały, wizyty u dentysty. O zęby dbała, temu nie można zaprzeczyć, ale kolor się nie zmieniał - żółty i żółty. No i ja pewnego razu w złości wykrzyczałem, że są brzydkie i żółte, i że nie mogę na nie patrzeć.
KORTECKI: Jak zareagowała małżonka?
JÓZEF: Nijak. Wyprowadziła się od razu.
/Wracają Zadzio i Kadzio./
KORTECKI: Siadajcie. /Zadzio i Kadzio siadają w fotelach./ Razem z Józefem doszliśmy do wniosku, że być może jego zabójcą była jego żona.
ZADZIO: Interesujące.
KADZIO: Hm, tak, tak.
KORTECKI: Zatem się zgadzacie?
JÓZEF: /nerwowo/Jak się mają zgadzać, jak nie wiedzą, o co chodzi? Byli w łazience, nie słyszeli. Na marginesie - mam nadzieję, że nie zostawiliście chlewu po sobie...
KORTECKI: Proszę się nie martwić, to czyste chłopaki. Ostatnio policja przeszukiwała ich w sprawie narkotyków i nic nie znalazła.
JÓZEF: /ironicznie/ Dobrze wiedzieć...
KORTECKI: A więc sprawa ma się tak, że obecny tu Józef w złości powiedział żonie, że ma żółte zęby, na co ona zareagowała wyprowadzką.
ZADZIO: Miała motyw.
KORTECKI: Mówisz jak zawodowy detektyw, Zadziu. Kadziu, chcesz coś powiedzieć?
KADZIO: Uważam tak samo jak brat. Mogła wrócić i zabić.
KORTECKI: Doprawdy, cieszę się, że was przyjąłem do pracy. Potem rozgryzę, jak w tak krótkim czasie udało się wam wykąpać.
JÓZEF: Czy to ważne?
KORTECKI: Nie, skąd. Wróćmy do sprawy. Żona miała motyw. Prawdopodobnie też miała swój klucz do domu.
JÓZEF: /nieśmiało/ A, tak, nie oddała mi, ja też o to nie poprosiłem.
KORTECKI: Właśnie. Mogła wejść i bez problemu cię zabić. Ale najpierw musiała cię ogłuszyć, zaskoczyć. Nie czujesz przypadkiem bólu głowy?
JÓZEF: Co? A, jakby ktoś mnie uderzył? Nie, nic nie czuję.
KORTECKI: Zdumiewające, jak ciało potrafi zapominać o bólu.
JÓZEF: Po prostu przeszedł, a ty od razu jakieś metafory... Gadajmy po ludzku. Załóżmy, że tak było, że żona mnie zaskoczyła, ogłuszyła, zabiła i zamknęła w szafie. Brzmi w miarę sensownie. Ale...
KORTECKI: /z zaciekawieniem przygląda się Józefowi/ Tak?
JÓZEF: Żeby za żółte zęby zabijać? Mnie raz nazwała "świnią" i jakoś nie zabiłem.
KORTECKI: Bo świnią tak naprawdę nie jesteś.
JÓZEF: Więc tym bardziej powinienem się obrazić, że skłamała.
KORTECKI: Twoja żonę zabolał fakt, że nie jest idealna. Zapewne żółte zęby to nie jedyny defekt w jej urodzie...
JÓZEF: Oj, ma ich sporo. Ale żółte zęby rzucały się w oczy najbardziej. Nawet, jak miała zamkniętą buzię, widziałem je, czułem. /łapie się za głowę/ Boże, mogłem jej je wybić, byłoby po kłopocie!
KORTECKI: Proszę się uspokoić. Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania sprawy. Główny podejrzany - małżonka. Inni podejrzani - brak.
JÓZEF: Nie braliśmy innych pod uwagę.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio - uwagi.
ZADZIO I KADZIO: /głęboko się namyślają/ Hm...
KORTECKI: Dziękuję.
JÓZEF: Ale przecież oni nic nie powiedzieli! Za co im dziękujesz?
KORTECKI: Za próbę myślenia. Niektórzy nawet tej prostej czynności nie potrafią wykonać. /po chwili/ Innych podejrzanych brak... a może jeszcze kogoś obraziłeś?
JÓZEF: Nie przypominam sobie. Przynajmniej nie ostatnio. W pracy byłem wyjątkowo grzeczny, bo miałem dostać awans. Wśród znajomych też się zachowywałem w porządku. Nikomu nie dokuczałem, pieniędzy nie kradłem, żon nie odbijałem... Ach!
KORTECKI: Tak?
JÓZEF: /bardziej do siebie/ Jak się nie wie, o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
KORTECKI: Interesująca myśl. Zadzio? Kadzio?
ZADZIO: Żona zabiła Józefa, by mieć pieniądze na poprawę stanu swoich zębów.
KADZIO: Zgadzam się całkowicie z bratem.
KORTECKI: Bardzo dobre spostrzeżenie.
JÓZEF: /zrywa się z łóżka, chodzi cały wnerwiony po pokoju/ Idioci! Barany! Ktoś z pracy mógł mnie zabić z zazdrości i przejąć po mnie stanowisko. A wy tylko o żonie i o żonie. Zostawmy ją na razie, wątpię, by naprawdę zabiła. Pieniądze i zazdrość! Lepszego motywu nie znajdziemy.
KORTECKI: Proszę się położyć. Gdy chodzisz, ciężko się skupić.
JÓZEF: Nie, koniec leżenia, długo już leżałem, w łóżku, wcześniej w szafie... ja nic nie pamiętam z bycia trupem. Niewiarygodnie przykre, że nie mam żadnych wspomnień ze śmierci. I na co to było?
KORTECKI: Również ubolewamy, że nie możesz sobie nic przypomnieć. Choćby szczegółu.
JÓZEF: /śmieje się/ Hah, tak, nikt przecież nie przypuszczał, że ożyję.
KORTECKI: Nikt.
JÓZEF: /zatrzymuje się przed Korteckim i patrzy na niego badawczo/ Detektyw od pięciu boleści mający za pomocników jakichś chłoptasków. /po chwili/ To nie była żona.
KORTECKI: Jesteś pewien?
JÓZEF: Dziś rano wyjechała w góry. Specjalnie do mnie zadzwoniła, by mi o tym powiedzieć. Mówi - wiesz, jadę w góry, będę zdobywać szczyty, których ty nigdy nie zdobędziesz. Zawsze się przypieprzała, że wolę morze.
KORTECKI: Ja też. Spokój, cisza...
JÓZEF: Niekoniecznie. Czasem przejdzie sztorm i już nie jest tak kolorowo.
KORTECKI: Więc żona ma alibi?
JÓZEF: Ma.
KORTECKI: A twoi współpracownicy? Nie byli przypadkiem wtedy w pracy, gdy ktoś cię zabijał?
JÓZEF: Dziś niedziela przecież. Wszyscy mieli wolne. No, może z kilku poszło do roboty, ale ja nie wiem którzy... nic nie wiem i nie mogę sobie przypomnieć. Ale czuję, że to musiał być jeden z nich.
KORTECKI: Czy któryś miał żółte zęby?
JÓZEF: A na co... oj, ty ciągle o zębach, zostawmy zęby w spokoju, już nie mówimy o mojej żonie. Może i mieli, co z tego, ja ich nie krytykowałem za wygląd, jeśli już, rozmawialiśmy o pracy, że jeden nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, drugi się spóźnia, trzeci zasypia przy biurku... Różne banały. Każdy każdemu przygadywał, ale ogólnie atmosfera była w porządku. Tylko zazdrość... chęć posiadania większej ilości pieniędzy... przemawiała przez każdego. Nie mówię, że każdy by zabił, o nie, ja bym drugiego człowieka nie tknął, nie skrzywdził, ale niektórzy...
KORTECKI: Masz na myśli konkretnych pracowników?
JÓZEF: Jednego... dwóch... najwyżej trzech. Działali w pojedynkę, nie że razem. Kilka dni temu jeden podszedł do mnie i zapytał, dlaczego mi się tak dobrze powodzi. Odpowiedziałem: dobrze pracuję, jestem pilny, pomocny, uprzejmy, szef mnie więc docenia. Spojrzał na mnie tylko bez wyrazu i odszedł.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio!
JÓZEF: A ten znów...
KORTECKI: Sugestie!
ZADZIO: Podejrzany typ.
KADZIO: Podejrzany typ podejrzanie się zachował.
JÓZEF: Dobrze, dobrze, to i ja wiem. Może coś więcej?
KORTECKI: Przepraszam bardzo, ale tylko ja mogę prosić moich pomocników o wypowiedzenie swoich wniosków.
JÓZEF: Pupile, co? Wychowani przez niedoświadczonego detektywa? Och, słodkie chłopaki. Uczcie się fachu, uczcie.
KORTECKI: Są wyśmienitymi uczniami. Potem pokażę zdjęcia z naszej pierwszej sprawy. Zabójstwo nastolatki na szkolnym balu. Do dziś nie wypito wódki z imprezy. Mówią, że krąży nad nią jakieś przekleństwo.
JÓZEF: Dobrze, nie interesuje mnie to. Za długo tu siedzimy. Nie powinniśmy pójść na policję? Nie? Racja, boisz się, że policja szybciej rozwiąże zagadkę. Haha! My tymczasem stoimy w miejscu. Mamy kilku podejrzanych, moich kolegów z pracy. Żonę wykluczyliśmy, ma alibi. Hm, teraz ja bawię się w detektywa. Urzekające!
KORTECKI: Wolałbym, by role zostały zachowane.
JÓZEF: /złowrogo/ To niech pan swoją zacznie dobrze odgrywać. /ponownie kładzie się na łóżku/ Czekam na konkretne pytania bez wniosków pomocników.
KORTECKI: /przygryza kapelusz/ Których współpracowników oskarżasz o swoje zabójstwo?
JÓZEF: Po pierwsze - nikogo nie oskarżam, jedynie domyślam się, że mógł to zrobić ktoś z pracy. Po drugie - osobami tymi mogły być Andrzej Krawczuk, Wiktor Malijski i Dariusz Pies.
KORTECKI: Sami mężczyźni.
JÓZEF: Branie pod uwagę jakiejkolwiek kobiety nie było najlepszym pomysłem. Głupio bym się czuł, gdybym został zabity przez kobietę.
KORTECKI: Proszę więcej opowiedzieć o wymienionych mężczyznach.
JÓZEF: Debile i tyle.
KORTECKI: Hm?
JÓZEF: Najwięksi zazdrośnicy firmy. Zarabiają niemało, ale wciąż chcą więcej. Im więcej łykają forsy, tym bardziej są głodni i spragnieni. Tak... W sumie mogli nawet pracować razem.
KORTECKI: Zabójstwo grupowe?
JÓZEF: Właśnie. Jeden zabił, drugi rozebrał, a trzeci włożył do szafy.
KORTECKI: A mówiłeś...
JÓZEF: Wiem, co mówiłem, nie czepiaj się słówek.
KORTECKI: Nie pozostało więc nam nic innego jak złapać wspomnianych mężczyzn i zaprowadzić w ręce policji.
JÓZEF: Co? Tak od razu? Nie mamy pewności.
KORTECKI: Nigdy się nie ma pewności. Zadzio! Kadzio! Proszę tutaj przyprowadzić pana Andrzeja, Wiktora i Dariusza.
ZADZIO: Do ich domów pójść?
KORTECKI: Tak. Sądzę, że obecnie tam przebywają. /do Józefa/ Znasz ich adresy?
JÓZEF: /niepewnie/ Tak... proszę pisać.
/Zadzio i Kadzio wypisują na jakichś kartkach adresy podane przez Józefa i wychodzą./
AKT III
To samo miejsce co w pierwszym i drugim akcie. Kortecki siedzi na krześle, Józef na łóżku. Po chwili wracają Zadzio i Kadzio z Andrzejem, Wiktorem i Dariuszem, którzy nie wiedzą, o co chodzi. Stają przed Korteckim.
KORTECKI: Panowie Dariusz, Andrzej i Wiktor?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /razem, niepewnie/ Taaaak...
KORTECKI: Czy to panowie zabili obecnego tutaj Józefa?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /jak wyżej/ Nieeee...
KORTECKI: Dziękuję za odpowiedź. Musimy jednak poznać opinię poszkodowanego. /do Józefa/ Czy obecni tutaj Andrzej, Wiktor i Dariusz są twoimi zabójcami?
JÓZEF: /zdenerwowany/ A skąd mam wiedzieć, na sto procent pewny nie jestem, motywy mieli, ale... z twarzy niepodobni do morderców.
KORTECKI: Zatem powinniśmy wypuścić podejrzanych?
JÓZEF: Nie, powinieneś ich wysłuchać. To chyba oczywiste?
KORTECKI: Tak, masz rację. /do Andrzeja, Wiktora i Dariusza/ Czy zgadzają się panowie na przesłuchanie w sprawie zabójstwa Józefa w celu ustalenia, czy są panowie jego mordercami, czy nie?
ANDRZEJ: /wysuwa się trochę naprzód/ My nic nie zrobiliśmy. Zresztą, to widać. /wskazuje na Józefa/
KORTECKI: Zadzio! Kadzio! Nie wyjaśniliście panom dokładnie zdarzenia?
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Niestety zapomnieliśmy.
KORTECKI: Bardzo mi z tego powodu przykro. Potem odetnę wam ręce. Tymczasem powiem krótko - ktoś zabił Józefa i schował w szafie. Znalazłem go ja wraz z moją ekipą. Po poświęceniu się kolegi Wiszała Józef ożył, a podczas rozmowy ze mną wskazał panów jako głównych podejrzanych. Pytania?
ZADZIO: /podnosi rękę do góry/
KORTECKI: Tak?
ZADZIO: Mogę do łazienki?
KORTECKI: Możesz.
JÓZEF: /krzyczy za wychodzącym Zadziem/ Tylko mi nie uświń sedesu!
KORTECKI: /do Andrzeja, Wiktora i Dariusza/ Czy panowie mają jakieś pytania?
WIKTOR: Ehm... Dlaczego niby mielibyśmy zabić Józka?
JÓZEF: /zrywa się z łóżka/ Jeszcze się pytasz?!
KORTECKI: Spokojnie, spokojnie. Nie ma głupich pytań. Zatem - powtórzmy - dlaczego obecni tu mężczyźni mieliby zabić Józefa? Na to pytanie najlepiej odpowie sam Józef.
JÓZEF: /wrzeszczy/ Przecież już mówiłem... kasa, kasa i jeszcze raz kasa, zawsze chodzi o pieniądze. Chcieli zająć moje stanowisko, a potem może i przejąć firmę, sprzedać ją...
DARIUSZ: /zawsze delikatnie, wyraźnie, wolno/ Och, nieprawda wielka. Znamy lepsze sposoby na powiększenie stanu swoich kont. Morderstwo? Kto by chciał się w to bawić?
JÓZEF: Widzisz, a jednak ktoś chciał.
ZADZIO: /wraca z łazienki/ Gotowe.
KADZIO: Mogę teraz ja pójść?
KORTECKI: /podniesionym głosem/ Kadzio!
KADZIO: Tak?
KORTECKI: Nie podniosłeś ręki. Odmawiam pójścia do łazienki.
JÓZEF: /z rezygnacją/ Niech idzie, jeszcze mi się zeszczy na podłogę. Zresztą, twoje chłopaki niewiele są pomocni. /wzdycha/ Sam już nie wiem, o co chodzi. Zabity, ożywiony, podejrzani są, ale się nie przyznają...
KORTECKI: To normalne, Józefie.
JÓZEF: Jasne. Tylko by tak człowiek chciał się dowiedzieć, komu aż tak bardzo przeszkadzał, że musiał został zabity? Kto go aż tak bardzo nie lubił, denerwował, kto mu zazdrościł?
KORTECKI: Proszę się nie martwić, znajdziemy zabójcę. Być może już go znaleźliśmy. /do Andrzeja, Wiktora i Dariusza/ Proszę spocząć./Andrzej i Dariusz siadają na bujanych fotelach, Wiktor przystawia sobie krzesło/ Jak by panowie mogli bliżej... Lepiej będzie rozmawiać. O, dziękuję. Józefie, ty również usiądź. Albo się połóż, jak ci wygodnie.
JÓZEF: /siada na łóżku, twarzą do podejrzanych mężczyzn/ No i co tam, kochani mordercy?
WIKTOR: Wypraszam sobie! Jeszcze nam nic nie udowodniono. Może i mieliśmy motyw, ale...
ANDRZEJ: /trąca Wiktora łokciem/ Cicho siedź, za dużo gadasz.
JÓZEF: /do Korteckiego/ O, o, widzisz, coś ukrywają.
KORTECKI: Panie Dariuszu - o czym rozmawiają pana koledzy?
DARIUSZ: O niczym. Po prostu uważamy, że lepiej zachować milczenie. Mamy takie prawo, prawda?
KORTECKI: Racja, macie. Ale dla dobra śledztwa lepiej rozmawiać. Więc... Pytanie podstawowe - gdzie byliście 20 maja, czyli dzisiaj, około godziny 19.20?
DARIUSZ: Ja byłem w domu. Odpoczywałem po ciężkim tygodniu.
ANDRZEJ:Ja również.
WIKTOR: I ja odpoczywałem.
KORTECKI: Wszyscy naraz odpoczywaliście?
ANDRZEJ: A co w tym dziwnego?
KORTECKI: Nic, nic. Tylko dopytuję, by nie było wątpliwości. Czyli macie alibi...
JÓZEF: /zdenerwowany/ I ty im tak po prostu wierzysz? Powiedzieli, że odpoczywali, i już ich skreślamy z listy podejrzanych?
KORTECKI: Staram się ufać ludziom i wierzyć, że mówią prawdę. Zresztą, odbyłem kurs wykrywania kłamców. Potem opowiem, jak ich rozpoznawać.
JÓZEF: Super. Czyli patrząc na drugiego człowieka, wiesz, kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę?
KORTECKI: Hm, tak.
JÓZEF: Czyli według ciebie oni nie są mordercami?
ANDRZEJ: Oczywiście, że nie jesteśmy!
KORTECKI: Proszę o spokój. Pytanie było skierowane do mnie. Odpowiadając - nie uważam, by ci panowie w pięknie skrojonych garniturach mogli kogokolwiek zabić.
WIKTOR: Dziękujemy.
KORTECKI: Proszę bardzo.
JÓZEF: /wściekły, zrywa się z łóżka/ Dupa, dupa, dupa! Jesteś dupa, nie detektyw. Co mnie obchodzi twoja osobista opinia, masz myśleć, łączyć fakty, pytać, dociekać, a nie... garnitury! Pewnie specjalnie się tak dobrze ubrali, by zrobić dobre wrażenie. O, i proszę, omamili najlepszego detektywa w okolicy!
KORTECKI: Proszę...
JÓZEF: /nie panując nad sobą/ Nie, to ja proszę. Proszę porządnie zająć się sprawą, porządnie przeprowadzić przesłuchanie ze wszystkimi naraz i z każdym z osobna, inaczej tak ci obiję twarz, że się już nie podniesiesz.
WIKTOR: O, znów tak mówi.
KORTECKI: Chcesz coś powiedzieć, Wiktorze?
WIKTOR: No że... Józef zachowuje się impulsywnie i panu grozi.
KORTECKI: Dziękuję. Umiesz wnioskować jak moi pomocnicy.
WIKTOR: Pracowałem dwa lata temu jako zastępca powiatowego detektywa z Zgrzyni.
KORTECKI: /z zainteresowaniem/ Ciekawe. Proszę mi opowiedzieć...
JÓZEF: /od tej chwili już zawsze podniesionym głosem/ Dosyć! To są jaja jakieś, nie przesłuchanie. Cyrk odstawiacie. Szkoda, że ożyłem, nie musiałbym słuchaj tej całej dziecinady.
WIKTOR: No, szkoda, w sumie nie zasłużyłeś.
ANDRZEJ: Cicho siedź!
ZADZIO: /podnosi rękę do góry/
KORTECKI: Znów do łazienki?
ZADZIO: Nie. Zauważyłem, że podejrzani panowie coś ukrywają.
KADZIO: Ja również.
KORTECKI: /do mężczyzn/ Panowie coś ukrywają?
JÓZEF: Co za idiota!
DARIUSZ: Skąd. Wiktorowi zawsze coś się głupiego wymsknie.
KORTECKI: Rozumiem.
WIKTOR: Może jednak opowiemy, jak było?
JÓZEF: Haha, sumienie ruszyło, co? Mówcie, śmiało, sam się z chęcią dowiem. Banda kretynów, imbecyli, gnojków...
KORTECKI: /nie zwracając uwagi na Józefa/ Czy chcecie nam coś ważnego powiedzieć? Przyznać się, wskazać trop?
KORTECKI: Do niczego się nie przyznajemy. Nie my tu powinniśmy być nazywani mordercami.
KORTECKI: Więc kto?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /patrzą uważnie na Józefa/
JÓZEF: /zdumiony/ Ja? Ja zabójcą? Jakbyście zapomnieli, to mnie znaleźli martwego w szafie. Niby więc jak mogłem was zabić?
WIKTOR: Nikt nie mówi, że chodzi o nas.
KORTECKI: To się robi coraz bardziej interesujące.
JÓZEF: Nie, to jest śmieszne. Nikogo nie zabiłem. Wierzysz mi czy im? A zresztą, po co pytam, trzymasz z tymi idiotami.
ANDRZEJ: Lepiej niech ktoś otworzy szafę.
KORTECKI: Szafa już została przeszukana. Znaleźliśmy w niej trupa, obecnie żyjącego.
ANDRZEJ: Drugą szafę. Tę w rogu.
KORTECKI: Rzeczywiście, w salonie stoi jeszcze jedna szafa. Zadzio, Kadzio, proszę przeszukać zawartość szafy.
/Zadzio i Kadzio podchodzą do szafy. Jak tylko otwierają drzwi, wypada z niej ciało młodej kobiety./
ANDRZEJ: Nie mówiliśmy?
KORTECKI: /zbliża się do ciała, przygryza kapelusz/ Wnioski?
ZADZIO: Znaleźliśmy kolejnego trupa.
KORTECKI: Tak... Aluna by pewnie kazała sprawdzić oddech i puls, ale sobie darujemy. Też nóż w gardle mówi sam za siebie. No i krew. Wszędzie krew. Myślałem, że to wzór na dywanie. /odwraca się do Józefa/ Kto to? Znasz ją?
ANDRZEJ: Oczywiście, że zna. To jego żona, z którą się niedawno tak pożarł, że aż zabił.
JÓZEF: Ja... ja... nie wiem, skąd się ona tu wzięła, mówiła, że wyjeżdża.
KORTECKI: To ty tak mówiłeś, jak sobie przypominam. Mogłeś skłamać. Miałeś też motyw - przeszkadzały ci żółte zęby żony.
JÓZEF: Ja nic nie zrobiłem. Nic nie pamiętam.
KORTECKI: Najwyraźniej wskutek śmierci usunięte zostały pewne wspomnienia.
JÓZEF: Dobrze, ale to nie wyjaśnia, kto mnie zabił.
WIKTOR: /nieśmiało/ Może się przyznajmy? Przecież działaliśmy w dobrej wierze.
JÓZEF: Ha, wiedziałem. Wy jesteście moimi zabójcami?
ANDRZEJ: Chcieliśmy pomścić Agusię.
JÓZEF: Agusię? Czekaj... mieliście z moją żoną romans? Wszyscy trzej?
DARIUSZ: Nam nie przeszkadzały jej żółte zęby.
JÓZEF: /do Korteckiego/ Słyszysz? Zabili mnie! Zamknij ich, zrób coś!
KORTECKI: Tak. Dziękuję, że się panowie przyznali i pomogli szybko rozwiązać sprawę. Potem osądzi panów sąd. Ale proszę się nie martwić, mam znajomości, dostaniecie wyrok w zawieszeniu. W końcu działaliście w słusznej sprawie, jak sami powiedzieliście. /do Józefa/ Ty zaś... zabiłeś w akcie szału. Wiszał niepotrzebnie się poświęcił. Aluna się załamie, wiedząc, że jej mąż doprowadził do wskrzeszenia zabójcy.
ZADZIO: /niepewnie/ A może...
KORTECKI: Mów, Zadziu.
ZADZIO: Może zmusić zabójcę do ożywienia Wiszała?
KORTECKI: Wyśmienity pomysł. Panowie, zgadzacie się, że to będzie najlepsza kara dla obecnego tu Józefa?
ANDRZEJ, DARIUSZ I WIKTOR: /razem/ Oczywiście.
KORTECKI: Zadzio, Kadzio, proszę przynieść ciało Wiszała. /Zadzio z Kadziem wykonuje polecenie Korteckiego./ Dobrze. /do Józefa/ Chcesz coś powiedzieć przed powtórną śmiercią?
JÓZEF: Naprawdę sądzicie, że się dam zabić? Ożywić zmarłego? Głupstwo! To, że jemu się udało, nie oznacza, że mi się uda. Wszystko jest popaprane... Mam złe wspomnienia. Żona powinna być daleko w górach, a nie leżeć zabita w szafie. Dlaczego mi nie wierzysz?
KORTECKI: Sam nie wiem. Masz brzydki garnitur.
JÓZEF: Znów zaczynasz... Zresztą, twoi pomocnicy mi taki przynieśli z szafy.
KORTECKI: /podniesionym głosem/ Zadzio z Kadziem nigdy nie wybierają złych garniturów. Jeśli już, to wtedy, gdy dobrych nie ma. Czyli masz w szafie same złe garnitury. I ty masz czelność narzekać na żółte zęby żony?
JÓZEF: Wypraszam sobie taki ton. To ja powinienem być zdenerwowany.
KORTECKI: Ja również straciłem resztki cierpliwości. /wyjmuje nóż z gardła trupa kobiety i wbija w gardło Józefa, który chwilę się dławi, po czym pada martwy na ziemię/ Nie chciałeś po prośbie, więc masz.
ANDRZEJ: Świetnie pan załatwił sprawę. Szkoda tylko, że nie udało się wskrzesić pańskiego pomocnika.
KORTECKI: Nic straconego. Ktoś chętny?
/Andrzej, Wiktor, Dariusz patrzą po sobie porozumiewawczo, po czym rzucają się do ucieczki./
KORTECKI: Zadzio? Kadzio?
ZADZIO I KADZIO: /razem/ Nie mamy żadnych wniosków.
KORTECKI:Dziękuję.
KONIEC.
- pallas
- Posty: 1554
- Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33
Re: Trup z szafy
I to się nazywa akcja.
Od początku mnie wciągnęło.
Aten drugi trup w szafie, tego się nie spodziewałem.
Czasem ludzie robią rzeczy, których by się po sobie nie spodziewali.
Kara zawsze czeka na tego kto zawinił. Z różnych rąk.

Od początku mnie wciągnęło.
Aten drugi trup w szafie, tego się nie spodziewałem.
Czasem ludzie robią rzeczy, których by się po sobie nie spodziewali.
Kara zawsze czeka na tego kto zawinił. Z różnych rąk.


Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Trup z szafy
Dziękuję za komentarz i interpretację.
Cieszę się, że wciągnęło i nie znudziło.

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Trup z szafy
I to mi się podoba.|
Groteskowo i bez kryminalistycznego zadęcia.
Mam tylko jedną prośbę. Przeczytaj dokładnie tekst, bo oprócz literówek zauważyłem w nim coś, o czym nie chcę tu pisać.
A jak poprawisz, tekst trafi do rekomendacji. Z mojej poręki.

Groteskowo i bez kryminalistycznego zadęcia.
Mam tylko jedną prośbę. Przeczytaj dokładnie tekst, bo oprócz literówek zauważyłem w nim coś, o czym nie chcę tu pisać.
A jak poprawisz, tekst trafi do rekomendacji. Z mojej poręki.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Trup z szafy
Dziękuję bardzo.
Poprawiłam literówki, a co do "czegoś więcej", to nie wiem, o co chodzi. Może przez ten gorąc, heh. Inna sprawa, że czytałam ten tekst z kilkanaście razy, więc przestałam wyłapywać jakiekolwiek błędy.

Re: Trup z szafy
Dobrze zaczęłaś, dalej jednak chyba trochę za dużo tej zbyt naiwnej groteski popłynęło.
Generalnie jest ciekawość, masz też parę naprawdę zabawnych i dobrych kwestii.
Jednak są też i trochę gorsze.
Myślałem, że ożywiony trup, sam np. chciał skryć się przed żoną i zabrakło mu powietrza w szafie, czy coś w tym stylu.
Jakbym miał oceniać wg. stopni szkolnych(użyłem ich bo są najwygodniejsze dla mnie)
no to daję -4 na 6.
Popraw drobiazg, bo gdzieś tam masz po kropce zaraz przecinek.
Generalnie jest ciekawość, masz też parę naprawdę zabawnych i dobrych kwestii.
Jednak są też i trochę gorsze.
Myślałem, że ożywiony trup, sam np. chciał skryć się przed żoną i zabrakło mu powietrza w szafie, czy coś w tym stylu.
Jakbym miał oceniać wg. stopni szkolnych(użyłem ich bo są najwygodniejsze dla mnie)
no to daję -4 na 6.
Popraw drobiazg, bo gdzieś tam masz po kropce zaraz przecinek.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Trup z szafy
Dziękuję za komentarz i przepraszam, że tak późno odpisuję.
Rozwinięcie akcji (tego czy innego utworu) zawsze może być różne - na jakieś musiałam postawić.
Rozwinięcie akcji (tego czy innego utworu) zawsze może być różne - na jakieś musiałam postawić.
- EdwardSkwarcan
- Posty: 2660
- Rejestracja: 23 gru 2013, 20:43
Re: Trup z szafy
"/Wiszał bierze z mężczyznę z szafy i kładzie na plecach na podłodze. Sprawdza oddech./"- "z" się wkradło
Może kryminał jak Chmielewska? - masz talent ku temu
Dziękuję za nocną lekturę


Może kryminał jak Chmielewska? - masz talent ku temu

Dziękuję za nocną lekturę


- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Trup z szafy
A ja dziękuję za komentarz i wyłapanie zbędnej literki.
Chmielewskiej nigdy nie czytałam, może kiedyś.

- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: Trup z szafy
Robiąc sztuczne oddychanie, ratujący pochyla się do przodu nad delikwentem; padanie na plecy wydaje się być nienaturalnym. Może raczej przewraca się na bok, czy pada obok na twarz./Wiszał bez przerwy robi sztuczne oddychanie - dmucha i dmucha, w tym czasie inni go dopingują. Po chwili Wiszał pada na plecy, a trup otwiera oczy i siada, patrzy zdezorientowany po wszystkich/
To brzmi tak, jakby jednocześnie wstawał i chodził. Może: ...który wstaje i zaczyna bez celu chodzić po pokoju./Cisza. Aluna pochlipuje pod nosem, Zadzio z Kadziem zapalają kolejnego papierosa. Kortecki zwraca uwagę na mężczyznę z szafy, który wstaje i chodzi po pokoju bez celu./
„drugą” - „drugiego”: powtórzenieTak jak powiedziała nasza koleżanka - dostał pan drugą szansę. Inna sprawa, że kosztem drugiego człowieka.
Napisałbym: … Co prawda kosztem innego człowieka.
Jezu – dużą literą; jak nie patrzeć, to jednak imię.Mężczyzna z szafy /jw/
Zabił? Ja żyję, czyli jakby nie zabił, znaczy sprawa stała się nieważna, nieaktualna, jezu, tu leży inny trup, proszę go wziąć, nim się zacznie rozkładać. Ja muszę się położyć.
W jaki sposób zostało/zostanie pokazane, że upłynęło dziesięć minut?Aluna stoi nieobecna. Po dziesięciu minutach wracają Zadzio i Kadzio z łóżkiem i stawiają przed Mężczyzną z szafy./
„Będą – będzie – będą”Józef
Będą się w mojej łazience myć?
Kortecki
Dla dobra śledztwa będzie lepiej, gdy nie będą tracić czasu na dojazd do własnej łazienki i powrót tutaj.
„Twoją” - literówkaKortecki
Twoja żonę zabolał fakt, że nie jest idealna. Zapewne żółte zęby to nie jedyny defekt w jej urodzie...
Lepiej by brzmiało: ...oddać w ręce policji. Aczkolwiek standardowo.Kortecki
Nie pozostało więc nam nic innego jak złapać wspomnianych mężczyzn i zaprowadzić w ręce policji.
Chyba powinno być: „byłoby po kłopocie”Boże, mogłem jej je wybić, było po kłopocie!
Nie rozważali żadnej kobiety, więc forma dokonana niezbyt pasuje. Raczej „nie byłoby”, względnie „nie jest”.Józef
Branie pod uwagę jakiejkolwiek kobiety nie było najlepszym pomysłem. Głupio bym się czuł, gdybym został zabity przez kobietę.
„bym – gdybym” - nie brzmi najlepiej. Napisałbym: Głupio bym się czuł,będąc zabity(m) przez kobietę.
Jeśli Andrzej nie jest w zamierzeniu specjalnie wyróżniany, a nic nie wskazuje dalej, że jest, to albo: „Proszę tutaj przyprowadzić Andrzeja, Wiktora i Dariusza.”, albo „Proszę tutaj przyprowadzić panów: Andrzeja, Wiktora i Dariusza.”Kortecki
Nigdy się nie ma pewności. Zadzio! Kadzio! Proszę tutaj przyprowadzić pana Andrzeja, Wiktora i Dariusza.
„osądzi – sąd”: osądzi to derywat sądu - powtórzenie.Potem osądzi panów sąd.
„jak” - literówkaW końcu działaliście w słusznej sprawie, jaki sami powiedzieliście.
Pomysłowe. Ogólnie dobrze się czytało. Miałbym jednak pewne zastrzeżenia do ogólnego klimatu. Nie jest spójny i jednolity; momentami, w szczególności w wypowiedziach ożywionego nieboszczyka, przeważa element racjonalny i logiczny, naruszając charakter groteski i humoru, które czasem nikną. Zdaję sobie sprawę, że to niełatwe zadanie, utrzymać przez cały czas wysoki poziom atmosfery z pogranicza surrealizmu, ale tak mi się to jakoś rzuciło w oczy.