W blaszanym pudełku,
pomarańczowym kontenerze,
śmietniku miejskim.
Rozległ się płacz dziecka.
Na stosie śmieci, niepotrzebnych ludzkich bagaży.
Obok pudełka po Arielu, tym właśnie, który
pierze w stopniach czterdziestu.
Leżał malec.
Niedaleko czarny kocurek, ostrzył swój pazurek.
Właściwie...A więc krótko.
O piątej rano, w lipcowy poranek,
w blaszanym pudełku.
Zakwilił niemowlak płaczliwie,
ściskając swą nieprzeciętą pępowinę.