Amaterasu wychodzi z jaskini

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Bernierdh
Posty: 142
Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
Lokalizacja: Warszawa

Amaterasu wychodzi z jaskini

#1 Post autor: Bernierdh » 27 wrz 2015, 21:27

Uwielbiam patrzeć na Supermana. Nie tego latającego, w slipach nałożonych na niebieskie rajtuzy, tylko mojego nauczyciela historii, którego wszyscy tak nazywają, bo jest właścicielem niezwykle heroicznego podbródka. Ma też w sobie ogromną pasję, jakieś dziwne uwielbienie poszerzania horyzontów. Jakby naprawdę został belfrem z powołania, a nie braku perspektyw po humanistycznych studiach.
Dlatego lubię na niego patrzeć. Nie żebym się zakochała, czy coś takiego, po prostu...
- Jesteś tam, Anetko? - słyszę nagle głos.
Anetka to ja. Pik dla ścisłości. Wiem, dziwne nazwisko. Ja też nie mam pojęcia skąd się wzięło. Może z Francji? Byłoby fajnie mieć francuskich przodków.
- Tak, psze pana? - pytam, odzyskawszy przytomność umysłu.
- Mówiłem właśnie o kole teatralnym - wyjaśnia Superman. - Słyszałem, że umiesz tańczyć. Chodziłaś na zajęcia taneczne w podstawówce.
A ten skąd o tym wie, na wszystkie macki Cthulhu?! Teraz cała klasa gapi się na mnie i zastanawia, jak niby tańczyłam z takim wielkim dupskiem.
Serio, niektórzy nawet mówią to głośno. Nie jestem zbyt lubiana.
Właściwie mam tylko dwójkę znajomych, Usagi i Karasia. Usagi nie jest Japonką, a Karaś nie jest rybą. Na mnie wszyscy wołają Pikuś, ale moje życie wcale nie jest łatwe.
- No... - zaczynam elokwentnie. - Tańczyłam, to prawda, ale żadna ze mnie aktorka.
- A ze mnie żaden reżyser - mówi Musiałowski, bo tak się naprawdę nazywa. - Ale tu chodzi przede wszystkim o zabawę. A ja mam do obsadzenia rolę, która wymaga zarówno urody, jak i umiejętności tanecznych.
- U... Urody? - Czerwienię się niczym Rosja po rewolucji październikowej.
Klasa wybucha śmiechem. Będą wypominać mi to przez miesiąc. Wielkie dzięki, Supermanie! Chyba czas skombinować kryptonit.
A gdy wszystko już się uspokaja, wracamy do podziału władzy w Republice Rzymskiej, a ja rysuję Pikachu na ostatniej stronie zeszytu, bo nigdy nie byłam pilną uczennicą.
Ale oczywiście, kiedy odzywa się dzwonek i wszyscy zbierają się już do wyjścia, Musiałowski łapie mnie za ramię i prosi grzecznie:
- Wpadnij na próbę.
A ja już wtedy wiem, że wpadnę.

***

- Nie wierzę, że mnie do tego zmuszasz, baka! - wrzeszczy Usagi, gdy mkniemy przez opustoszały, szkolny korytarz.
Serio, naprawdę nazwała mnie "baka". W języku wyznawców używanej bielizny, słowo to oznacza idiotę. Jak już wspominałam, Usagi nie jest Japonką, ale obejrzała wszystkie serie Sailor Moon, ma czarnego kota, którego nazwała Luna, a gdy dorośnie chciałaby zwalczać zło w imieniu księżyca. Sami rozumiecie.
Niestety Sylwia (bo tak ją ochrzcili rodzice) nie ma zamiaru zostać aktorką. Towarzyszy mi tylko dlatego, że jest najlepszą przyjaciółką, jaką można sobie wymarzyć.
- Będzie fajnie, zobaczysz - zapewnia Karaś.
Jego akurat nie musiałam namawiać. Uważa się za inkarnację Rudolfa Valentino, choć z twarzy bliżej mu do Steve'a Buscemiego.
- Jasne, że będzie - mówię, a kieruje mną wyłącznie szczeniackie zauroczenie.
Wbiegamy do klasy historycznej. Jak zwykle spóźnieni. Cichnie każdy dźwięk, zamykają się wszystkie usta, a wszelkie spojrzenia spoczywają na nas.
Zapadam się pod ziemię, przebijając klepkę podłogową, bo naprawdę nie lubię być w centrum uwagi. Usagi za to uwielbia, więc kłania się i szczebiocze:
- Przepraszam za spóźnienie, Musiałowski-sensei!
Jak się zapewne domyślacie, ona również nie należy do zbyt lubianych.
Superman drapie się po swym wspaniałym podbródku.
- W porządku - odpowiada. - Usiądżcie gdzieś. Wszystkie krzesła są już zajęte, więc możecie przynieść z biologicznej. Bardzo cieszę się, że przyszłaś, Anetko. - Moje serce rozpływa się niczym Nutella na słońcu. - Konrad, Usagi-chan, was też miło wiedzieć.
Tak, naprawdę nazwał ją Usagi-chan. Zawsze ją tak nazywa, w przeciwieństwie do reszty nauczycieli i większości uczniów. Nie wiem czemu, ale odrobinę mnie to wkurza.
Zastanawiam się o kogo jestem zazdrosna. O nią, czy o niego?
No, nieważne. Przynosimy sobie krzesła i siadamy gdzieś pod ścianą, chowając się przed ludzkim wzrokiem, niczym Batman (Batman jest fajny). Oprócz tego naturalnie słuchamy. O podwyższonej ocenie z zachowania za uczęszczanie na zajęcia dodatkowe. O zwolnieniach z niektórych lekcji, żebyśmy mogli wziąć udział w próbie. O tym, że aktorstwo to ciężka praca i jeśli ktoś przyszedł tylko się zabawić, może wyjść w trybie natychmiastowym. Oraz, przede wszystkim, o Wojewódzkim Konkursie Teatralnym.
- Amatorskich grup aktorskich jest w okolicy sporo - wyjaśnia Musiałowski. - Zdecydowanie więcej, niż sobie wyobrażacie. Niemal wszystkie biorą udział w tym konkursie. To prawdziwa kuźnia talentów, doskonały sprawdzian umiejętności. Sprawdzian, który zamierzam zaliczyć na szóstkę.
Superman przemówił. Szukam wzrokiem amerykańskiej flagi.
- No dobra, a kiedy jest ten konkurs? - pyta Karaś.
- Dwudziestego ósmego marca.
Jeśli ktoś aktualnie coś pił, na pewno właśnie się opluł.
- Ale przecież mamy już grudzień! - krzyczy jakaś laska, której nie znam.
- Dokładnie - uśmiecha się dumnie belfer. - To całe cztery i pół miesiąca! No, trochę mniej, jeśli wziąć pod uwagę przerwę świąteczną. Oraz ferie. No dobra, mamy naprawdę mało czasu. Ale właśnie dlatego zabawa będzie przednia! - Nasze oblicza nie lśnią chyba entuzjazmem, bo zaraz dodaje uspokajająco: - Zresztą nie bójcie się dzieci, bo tak się składa, że mam doskonały plan. Otóż wszystkie ekipy będą wystawiać coś banalnego, jakąś adaptację lektury, znanej legendy czy baśni. A my damy im coś egzotycznego; coś, czego nigdy wcześniej nie widzieli; coś, co zachwyci ich świeżością!
- Czyli? - pyta ktoś, wyraźnie znudzonym głosem.
- Japoński mit!
Usagi wydaje piskliwy dźwięk i zapowietrza się z radości.
- I tak się składa, że mój ulubiony - kontynuuje Superman. - Opowiada o tym, jak bogini słońca, Amaterasu, zostaje przestraszona przez swojego brata, boga wiatru oraz burzy, i chowa się w niebiańskiej jaskini. Cały świat spowijają wtedy ciemności, więc pozostałe bóstwa wywabiają ją za pomocą podstępu. Jego najważniejszym elementem jest taniec Amenouzume, niebiańskiej piękności. Chciałbym, Anetko, żebyś ją zagrała.
Bach! Ktoś chwycił właśnie patelnię i zdzielił mnie nią przez łeb, aż zobaczyłam wszystkie hollywoodzkie gwiazdy. A przynajmniej tak się czuję. Mam ochotę wrzasnąć z niedowierzania, ale z moich ust wydobywa się tylko: "ke?".
Że niby co, na włochate jaja Zeusa?! Że niby ja...? Że niby ja mam...?
- Że niby ona ma być piękną boginią?! - krzyczy Iwonka, której w życiu układa się tak dobrze, że musi czasem kogoś podręczyć. Wiecie, dla kropli adrenaliny.
- Dokładnie! - Mówi Musiałowski. - Gdy tylko wpadłem na pomysł odegrania tego mitu, w mojej głowie natychmiast zawitała myśl: "Aneta Pik jako Amenouzume". Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Wydaje się wręcz do niej stworzona!
- Ale... Ale proszę pana! - Dziewczyna wydaje się wręcz wściekła. Z jakiegoś powodu niezwykle mnie to cieszy.
- Czy chciałabyś ją zastąpić? - Superman unosi brew.
- A jeśli tak?
- To wielka szkoda, bo masz całkiem spore szanse na otrzymanie głównej roli. Jutro wybierzemy Amaterasu. Dziś zajmijmy się inną, równie ważną sprawą.
Jest mi gorąco i wydzielam hektolitry potu. Czuję się jak w saunie.
- Więc jak będzie, Anetko? - pyta nauczyciel.
- Zgadzam się - mówię.
Choć nie mam pojęcia dlaczego.

***

Wracamy do domu. Usagi jest nawet weselsza, niż zwykle. Szczebiocze radośnie na temat zespołu metroseksualnych rockmanów o cieniutkich głosikach. Pokazuje mi ich zdjęcia. Wyglądają jak skośnooka wersja Tokio Hotel.
Nie lubię japońskiej muzyki. Karaś też nie, więc ignoruje miotaną przez Sylwię lawinę słów i prawi mi kazanie na temat picia bananowych shake'ów, gdy na dworze jest tak cholernie zimno. Jest bardzo praktycznym człowiekiem. Ale ja potrzebuję lodowatego napoju, by zamrozić sobie mózg i przestać wreszcie myśleć.
Nie udaje się. Przerywam więc rozważania Usagi na temat orientacji seksualnej niejakiego Akiry i pytam głośno, odrobinę drżącym głosem:
- Znasz ten mit, który będziemy wystawiać?
- Jasne - odpowiada Sylwia. - A co, opowiedzieć ci?
- Tylko nie rozkręcaj się zbytnio - wtrąca Karaś. - Nie mamy całego dnia.
Usagi pokazuje mu język. Duża dziewczynka.
- Nie, nie o to chodzi - wyjaśniam, bo dziewczyna naprawdę potrafi opowiadać bez końca, zwłaszcza jeśli chodzi o Japonię, a ja nie mam ochoty nocować na ulicy. - Tylko... No wiesz, ta bogini, którą mam zagrać... Jest naprawdę piękna, tak?
- Nom. Zdaje się, że nawet jej imię oznacza po japońsku "kobietę opętującą mężczyzn nieba", czy jakoś tak. W końcu znalazła sobie faceta, wielkiego jak góra, który poleciał na nią, bo pokazała mu cycki, ale generalnie to niezłe ziółko z niej musiało być.
- Myślisz, że sobie poradzę?
- No jasne, dziewczyno! - Wykonuje szeroki zamach, który miał pewnie wyglądać lekceważąco, ale przypomina bardziej odpędzanie muchy. - Oglądałaś kiedyś taki film, "Monster"? Charlize Theron gra tam taką cholernie obrzydliwą babkę, a sama jest przecież śliczna jak porcelanowa lala. Była świetna, dostała nawet Oskara! Więc skoro można być taką laską i zagrać wstrętnego paszteta, to w drugą stronę pewnie też da radę.
Patrzę w jej oczy i wyobrażam sobie naprawdę krwawe sceny.
- Nienawidzę cię - oświadczam.
- Też cię kocham. - Sylwia uśmiecha się szeroko.
Potem milczymy przez jakiś czas, aż niespodziewanie Karaś otwiera usta, by powiedzieć absolutnie pewnym tonem:
- Będziesz świetna.
Nikt mu nie odpowiada. Usagi wraca do zapewniania nas, że Akira na stówę jest gejem.

***

Ziemia zatrzęsła się niespokojnie. Wzburzyły się wody rzek. Amaterasu zrozumiała, że jej porywczy brat, Susanoo, wyruszył w drogę do jej siedziby.
- Chce odebrać mi Wysoką Równinę Niebios - pomyślała.
Nie zamierzała na to pozwolić. Ubrała się więc po męsku, we włosy wplotła klejnoty o kształcie kłów dzika, a gdy Susanoo przybył, powitała go z mieczem w dłoni, wydając bojowy okrzyk.
Przerażony bóg wiatru tłumaczył, że nie ma wcale złych zamiarów - przybył jedynie, by powiadomić siostrę o swej podróży do Krainy Ciemności, gdzie miał nadzieję odnaleźć ich zmarłą matkę. Amaterasu nie uwierzyła mu jednak, bo doskonale wiedziała, jak bardzo Susanoo zazdrości jej władzy. By rozstrzygnąć spór, zarządziła ukai - sąd niebios. Racja miała leżeć po stronie bóstwa, które powoła do życia wspanialsze potomstwo.
Pani Niebios poddała się próbie jako pierwsza. Chwyciła miecz brata, przełamała jego ostrze na trzy części i każdą z nich opłukała w Świętej Studni Niebios. Następnie włożyła je do ust, przeżuła, po czym chuchnęła lekko, a z jej oddechu narodziły się trzy morskie boginie: Takiribime, Takitsuhime oraz Ichikishimahime. Susanoo zaś
...
- No, co się tak dziwnie patrzycie? - Superman odrywa wzrok od książki.
Przez sekundę panuje śmiertelna cisza. Potem ktoś parska. Następnie ktoś inny wybucha donośnym rechotem, a już po chwili cała sala pokłada się ze śmiechu i tylko Karaś siedzi spokojnie, z kpiącym wyrazem twarzy, urażona Usagi patrzy na nas z dezaprobatą, a Musiałowski kręci powoli głową.
Ja zaś... No cóż, chciałabym móc pochwalić się dojrzałością, ale prawda jest taka, że chichoczę jak najarana fretka.
- Niech zgadnę - dyszy Iwonka, gdy część klasy odzyskała już oddech. - Susanoo pogryzł jej miecz i wydmuchał paru chłopców?
W Supermana uderza kolejna fala rechotu, a on uśmiecha się bezradnie i mówi:
- Tak się składa, że pogryzł jej klejnoty.

***

Dziś jest sobota. Mama zamęcza się w pracy, pies wyje, że chce wyjść na dwór, a ja spędzam weekend tak jak każda inna nastolatka bez rozwiniętego życia towarzyskiego - leniąc się w łóżku.
Ale choć moje ciało spoczywa w bezruchu, w umyśle dzieje się bardzo wiele. Siedzi w nim Amenouzume, piękna Japoneczka w mocnym makijażu i kolorowym kimonie. Patrzy na mnie z zażenowaniem, kręci powolutku głową. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale nie mogę tego zrobić, bo zniszczyłabym sufit sąsiadom z dołu.
Wszystko dzieje się tak szybko. Dotychczas żyłam sobie spokojnie, we własnym kąciku, za parawanem lekkiego dziwactwa, odcięta od ludzi, których nie trawię. Lubiłam istnieć troszkę poza światem; daleko od zdarzeń, które kazałyby mi podnieść wzrok.
Patrzenie w ziemię jest spoko. Pozwala nie dostrzegać wszystkich złych rzeczy, które kopią cię po tyłku, a zamiast tego skupić się na własnych krokach. Wiecie, żeby przypadkiem nie zlecieć w przepaść. Takie życie jest naprawdę bardzo proste.
A przynajmniej było, dopóki nie zjawił się On, z tym onieśmielająco męskim podbródkiem. Przyszedł, złapał mnie są kudły i wyrzucił przed szereg.
Nienawidzę go za to.
Karaś i Usagi też grają w przedstawieniu - odpowiednio Tajikarao, który pomógł wywabić Amaterasu z jaskini, oraz Takitsuhime, czyli jedną z trzech lasek, które bogini słońca powołała do życia oddechem. Tyle że Karaś zawsze chciał być aktorem, a Usagi ma taką obsesję na punkcie Nipponu, że chętnie zagrałaby nawet wieszak, byle tylko móc dotknąć kimono. Główną rolę dostała zaś Iwonka, ale ona... jest Iwonką.
A ja? A ja troszeczkę nawet chyba niby umiem tańczyć.
Dlaczego Superman mi to zrobił? I dlaczego nie odmówiłam?
To ten jego podbródek. Chyba mam jakiś fetysz.
Odwracam ten swój daleki od ideału łeb i wbijam niezbyt piękną twarz w poduszkę, aż tonę zupełnie w cieplutkim materiale, w mięciutkiej błogości, tak głęboko, że nie widzę już zawalonej problemami powierzchni. Odpływam. Mam wszystko gdzieś.
Niestety, w osiągnięciu nirwany przeszkadza mi irytujące piszczenie.
- Jak zaraz ze mną nie wyjdziesz, nasikam ci do butów - grozi Żwirek, a przynajmniej tak interpretuję jego wycie.
To nie żart. Naprawdę nazwałam psa Żwirek. Miałam też chomika o imieniu Muchomorek, ale zdechł ze starości, chyba jakoś ze trzy lata temu.
Trudno, obowiązki wzywają. Podnoszę dupsko i zbieram ciuchy z podłogi.
Nie mogę się nawet spokojnie utopić.

***

- No więc ta laska z niebieskimi włosami jest ranna i to tak ranna, że musieli ją przynieść, a ojciec głównego bohatera i tak chce ją wsadzić do tego mecha. Bo wiesz, straszna menda z niego. No i Shinji mówi, że będzie walczył za nią, chociaż robi pod siebie ze strachu, no i przecież wcale nie umie, więc bla bla bla i bla bla bla oraz bla bla bla, wtedy właśnie postanowiłam przystąpić do bojówki nacjonalistycznej.
- Że co? - podnoszę wzrok, a oczy mam pewnie jak dwa latające talerze.
- Nic - mówi Usagi. - Żartowałam. W ogóle mnie nie słuchasz.
Jesteśmy na kawce w kawiarni tańszej od Starbucksa. Obie siorbiemy gorąca czekoladę, Sylwia szczebiocze, a ja płaczę w plastikowy stół, bo nie mam pod ręką poduszki.
- Przepraszam - wyrzucam z siebie. - Wciąż myślę o tym cholernym przedstawieniu.
Jej oczy wypełniają się politowaniem.
- Nie sądzisz, że ciut za bardzo się przejmujesz?
- Oczywiście - cedzę przez zęby. - Przecież mam tylko wystąpić przed jakąś, nie wiem, setką ludzi, zatańczyć i jeszcze być tą skośnooką boginią seksu, znosząc jakoś fakt, że widownia umiera ze śmiechu. Jak mam się niby nie przejmować?!
- Normalnie? Po prostu olej wszystko i rób swoje.
- Łatwo ci mówić. - Przewracam oczami.
- Pikuś... - Usagi drapie się po czuprynie, aż jej opaska z pyszczkiem Hello Kitty przesuwa się nieco do przodu. - Więc po co się właściwie zgodziłaś?
Spodziewałam się tego pytania. Nie zamierzam na nie odpowiadać.
- Chodzi o podbródek, prawda?
Nie odpowiadam.
- Rany, dziewczyno! - Sylwia wykonuje szeroki wymach, niemal zwalając wszystko ze stolika. Serio, powinna popracować nieco nad gestykulacją. - Zastanawiam się, skąd ten brak pewności siebie. Masz samoocenę brzydkiego kaczątka. Czytałam gdzieś, że to normalne u panienek, które wychowywały się bez męskiego rodzica. Wiesz, chodzi o brak męskiego wzorca; kogoś, kto zawsze będzie nazywał cię księżniczką i mówił, że jesteś piękna, nawet gdy do miss ci daleko. I będzie mówił szczerze.
Unoszę brew. Ta dziewczyna zawsze potrafi mnie zaskoczyć.
- Nie możesz zostać Japonką, więc postanowiłaś zostać Freudem? - pytam.
- Śmiej się, śmiej, ale ja mówię zupełnie poważnie. No bo zobacz: ty wiesz w ogóle jak twój ojciec wyglądał?
- Tak. - Wzdycham. - Umarł już po wynalezieniu fotografii.
- Ale on nie zdążył cię zobaczyć, prawda?
- No, nie zdążył.
- Widzisz? I skoro cię nie widział, to nie nazwał cię też piękną. Brak męskiego wzorca i w ogóle. Moja teoria się sprawdza. Zostanę psychoanalitykiem.
- Jesteś nienormalna - stwierdzam. - I w dodatku tępa. Nawet gdyby zdążył mnie zobaczyć na chwilę przed śmiercią, to i tak bym tego nie pamiętała.
Usagi puka się w ten swój pusty łeb.
- Podświadomość, Pikuś. Podświadomość.
Czasami zastanawiam się, czemu w ogóle się z nią zadaję. Potem uświadamiam sobie, że czuję się przy niej mądrzejsza. No i nikt inny mnie nie lubi. Oprócz Karasia, oczywiście.
- Więc naprawdę sądzisz, że tata zostawił mi kompleksy w spadku? - pytam.
Sylwia przygląda mi się uważnie.
- Cóż, na pewno odziedziczyłaś po nim cycki.
Coś w tym jest. W poprzedniej szkole mówili na mnie "Suchoklates".
- Jesteś idiotką - mówię. - Co się jeszcze działo w tym anime?

***

- Dobrze jest - ocenia Superman, miotając się po scenie w beznadziejnej próbie ogarnięcia rządzącego nią chaosu. - Więc potomstwo Susanoo zostaje uznane za lepsze, bo męskie. Amaterasu przyjmuje wyjaśnienia brata, chłopaki się cieszą...
- Obrzydliwy seksizm - zauważa Usagi.
- Takie życie. Powinnaś się cieszyć, że głównym bóstwem Japończyków jest kobieta, to się zasadniczo dość rzadko zdarza. - Zeskakuje i siada na widowni. Niemal się przewraca, bo nie odrywa wzroku od scenariusza. Podoba mi się to jego zaangażowanie. - Dobra, no to wymieniają się dziećmi, "ty weźmiesz moich synów, ja wezmę twoje córki", Susanoo może zostać... Jest tak dumny ze zwycięstwa, że zaraz zaczyna rozrabiać. Rządzi się w jej domu, demoluje pokoje, ale Amaterasu wybacza mu wszystko, bo głupio jej, że oskarżała go wcześniej o zdradę. Nie wygania go...
- Idiotka - ocenia Usagi.
- Może i tak. Nie wygania Susanoo, a on poczyna sobie coraz śmielej. I w końcu wrzuca jej do pokoju niebiańskiego cielca obdartego bestialsko ze skóry.
- A skąd weźmiemy coś takiego? - pyta Karaś.
- Jeszcze nie wiem. Na razie rzucimy... - Rozgląda się gwałtownie. Cała sala powstrzymuje śmiech, łącznie ze mną. Musiałowski to chodzący stereotyp roztargnionego reżysera. - O, tam jest piłka. Rzucimy piłkę.
I rzuca na próbę, a ona odbija się od sceny, potem od ściany i wraca do rąk Supermana. Wątpię, żeby tak zachowywał się martwy cielec, ale od czego mamy wyobraźnię?
- Iwonka, leć na scenę! Musisz się przestraszyć.
Więc idzie. I jest rewelacyjna. Cholernie dobra, aż zbyt dobra, jak na szkolne przedstawienie. Superman prosi nawet, żeby przystopowała nieco tę szarżę ułańską, bo reszta ekipy za bardzo odstaje od jej umiejętności. Po prostu świetnie.
W kimonie pewnie też będzie idealnie wyglądać.
- Pięknie, pięknie! - ocenia Musiałowski. - Dobra, teraz chowasz się w jaskini, a reszta bóstw zastanawia się, co robić. Reszta bóstw na scenę, będziecie debatować. - Wstaję już z miejsca, ale wtedy wskazuje na mnie palcem. - Ty nie, Anetko. Poczekaj chwilkę.
Siedzę więc w miejscu i obserwuję, jak większość obsady duka niepewnie kwestie. Niektórzy artykułują, jak modlitwy na religii w pierwszej klasie podstawówki. Inni mruczą pod nosem, tak że ledwie ich słychać. Karaś jest całkiem dobry.
- Wchodzi Amenouzume. Wszyscy natychmiast milkną i kierują na nią wzrok.
Wchodzę, pewnie, jak nigdy w życiu. Słyszę jednak śmiechy, czuję jak spojrzenia wypalają mi piętno na skórze, więc przyspieszam. Niepotrzebnie. Zdaję sobie z tego sprawę.
- Twoja kwestia - radzi Superman.
Patrzę w scenariusz i dukam pogodne słowa bogini, niczym Forrest Gump usiłujący odgrywać Hamleta. Pot leje mi się po czole, antyperspirant poddaje się po bohaterskiej walce, a każde pojedyncze słowo utyka mi w gardle, jak Puchatek w norce Królika.
Nauczyciel uśmiecha się z politowaniem, a moje serce pęka na tysiąc kawałków.
- Jeszcze raz, Anetko - słyszę. - Tylko tym razem spokojnie.
Dzięki, człowieku. Teraz denerwuję się podwójnie.

***

Nie jestem piękna.
Stoję w łazience, przyglądam się własnemu odbiciu i stwierdzam z całą pewnością, że do ideału mi daleko. Bure, mysie włosy. Piegi. Zbyt duży nos. Oczy mam całkiem ładne, ale zbyt niewielkie, by skutecznie odciągały uwagę od reszty twarzy.
Hm, co jeszcze? Może uszy. Nie odstają. To chyba plus.
Nie mam też krzaczastych brwi, jak Breżniew lub imperator Ming. Nie łączą się, nie zwracają uwagi. Nie są też zbyt małe, więc nie muszę ich dorysowywać.
Wiele dziewczyn to robi. Dziwne i cholernie głupie.
Dobra, nieważne. Wróćmy jeszcze do włosów. Ich kolor jest obrzydliwie nijaki, wręcz trudny do opisania, jakby Bóg przypisał im słowo "whatever". Serio, nie potrafię nawet określić tej barwy. Jasny? Ciemny? Brązowy? Blond?
Czemu ich jeszcze nie zafarbowałam? W czarnych byłoby mi dobrze. Albo i nie, bo mam bladą karnację i wyglądałabym jak czcicielka szatana. Albo ta laska ze "Zmierzchu". Może bielutkie, niczym Luna Lovegood? Z moją twarzą wyjdzie prędzej Geralt.
Masakra. Ale przynajmniej fryzurę mam w porządku. Tak mi się przynajmniej wydaje, poza tym nikt jej nigdy nie komentował. Bez grzywki mam czoło jak stąd do Jerozolimy, ale w tym uczesaniu wyglądam całkiem spoko.
Może nie jest jednak tak źle? Widziałam brzydsze dziewczyny. Nie mam żadnego problemu z zębami, kanciastej szczeny, czy gigantycznego podbródka (podobają mi się wyłącznie u mężczyzn). Nos wydaje się mniejszy, jeśli stanę bokiem.
Zdejmuję szlafrok. No tak. Zapomniałam o ogromnym tyłku.
Piersi są maleńkie, ale dobrze, że w ogóle mi urosły. Jeszcze rok temu miałam klatkę płaską jak naleśnik, przejechany w dodatku walcem drogowym. Brzuch jest w porządku. Nie wystaje. Garba nie mam. Skoliozy też nie.
Cofam się odrobinę, po czym stwierdzam, że nogi też mam w sumie całkiem proste.
Tylko ten tyłek. I to nie w stylu Kim Kardashian, raczej pękniętej piłki do koszykówki. Wygląda okropnie i nie mam zielonego pojęcia, co można by z nim uczynić. Schudnąć już próbowałam. Doszłam do wniosku, że problem leży w naturalnej szerokości bioder.
Może da się to jakoś zoperować? Tylko niby kiedy? I za co?
Ale pomijając aseksualne dupsko, mogę być chyba zadowolona ze swojego ciała...
Puk puk puk! Czy raczej Bach bach bach!
- Anetko! - słyszę matczyny krzyk. - Skończyłaś wreszcie?!
- Już wychodzę! - odpowiadam. I chyba najwyższy czas, bo was też już pewnie znudziła analiza mojej prezencji.
Gdy tylko otwieram drzwi, mamusiu wpada i bierze się za nerwowe przerzucanie kosmetyków, poszukując pewnie tuszu do rzęs.
- Jak w szkole? - pyta przy okazji.
- Dobrze - ściemniam. Dostałam dziś pałę z geografii. - A jak w pracy?
- Dobrze - okłamuje mnie. Słyszałam jak skarży się przez telefon na szefa, pewnie koleżance. Zakładam, że jakieś ma. - Będę późno.
- W porządku. - Odchodzę, przerywając tę bezcelową wymianę zdań.
Generalnie sądzę, że mama mnie nienawidzi, ale nie mam z tym większego problemu.

***

Leżę w łóżku, wtulona w poduszkę i starego, wyliniałego misia, którego tata kupił, gdy tylko dowiedział się, że będę dziewczynką. W głowie mam chaos.
Sięgam po telefon, wystukuję numer, wsłuchuję się w monotonny sygnał.
- Oglądam Pulp Fiction, Pikuś. Mam nadzieję, że to coś ważnego.
Karaś ogląda Pulp Fiction przynajmniej raz w tygodniu.
- Nie, to nic... Znaczy się... Mam taką jedną...
- Pikuś? - Słyszę niepokój w jego głosie. - Czy ty płaczesz?
- Oczywiście, że nie, ty idioto. Po prostu się jąkam.
- W takim razie przejdź wreszcie do rzeczy.
- Karaś, no bo... ten... - Znowu zaczynam. - Jesteś facetem, prawda?
- Tak było kiedy ostatnio sprawdzałem.
- No więc... Jako facet: co o mnie sądzisz?
Długo nie odpowiada, a moja twarz z każdą chwilą staje się coraz czerwieńsza. Dobrze, że Usagi tego nie widzi, bo płakałaby ze śmiechu przez jakiś miesiąc.
- Nie rozumiem pytania - odzywa się w końcu Konrad.
- No wiesz, czy jestem ładna? Atrakcyjna?
- Jasne, że jesteś.
- Ale... No bo... - Język mi się plącze. - Przy takiej Iwonce na przykład...
Wybucha śmiechem. Powinnam się chyba obrazić.
- Słuchaj, Pikuś - mówi. - Gdybym musiał jakimś cudem wybierać pomiędzy tobą, a Iwonką, bez wahania wybrałbym ciebie.
Bum. Jakby strzelił mi w łeb. I to co najmniej z obrzyna.
Milczę i milczę w odpowiedzi, a rachunek za telefon rośnie.
- Karaś...? - wyrzucam z siebie wreszcie. - Nie chciałbyś może iść do kina?
- Do kina? - powtarza. - No dobra, zapytam Usagi.
- A może by tak... No wiesz, że jakby... Bez niej?
Natychmiast się rozłącza. Chyba nie jestem najlepsza w te klocki.

***

Superman wysłał mi link do układu choreograficznego. Obejrzałam go kilka razy i nie wydaje się specjalnie męczący, co najwyżej trudny do zapamiętania. Powinnam sobie poradzić. Choć jeszcze nigdy nie tańczyłam w kimonie.
Stoję teraz w pokoju. Nie mam w nim dużego lustra, więc oglądam swoje wyczyny na ekranie komputera, dzięki kamerce internetowej. Obraz jest nieco rozmazany, niezbyt nadąża za ruchem, ale musi wystarczyć.
W porządku. Jestem gotowa. Zaczynam.
I zostaję porwana przez egzotyczną muzykę, graną zapewne na tej dziwnej kwadratowej gitarze, której nazwy nie pamiętam i poprzecznym flecie. Nagranej przy strumieniu, pod drzewem wiśni. Obok leży złożony wachlarz.
Idę przez maleńkie miasteczko, w którym kobiety chronią się parasolami przed słońcem, wielu mężczyzn nosi miecze, a każdy zdejmuje buty przed wejściem do domu.
Moczę się w gorących źródłach, pożerając kraby z Hokkaido.
Medytuję, wpatrując się w majaczącą na horyzoncie Fuji-san (czy jak tam nazywa ją Usagi). Widzę pałace, lampiony, ogrody zen i papierowe budynki.
- Wszystko jest ulotne - powiedziała kiedyś Sylwia. - Jak kwiaty wiśni, które żyją ta krótko. Jak twoje życie, które musisz wykorzystać jak najlepiej. Japończycy to wiedzą.
A ja tańczę. Kłaniam się Amenouzume.

***

Sprowadzono koguty, których pianie budziło każdego dnia słońce. Zerwano wiecznie zielone drzewo sakaki i przyozdobiono je klejnotami. Przed wejściem do jaskini postawiono spiżowe lustro, a bóstwa rozpoczęły wznoszenie modłów.
Wtedy piękna Amenouzume stanęła na obróconej kadzi i obnażyła się
.
- Wszystko gotowe? - pyta Superman. - Drzewko się nie rozpada?
- Jakimś cudem nie - mówi Karaś. - Ale ja bym nie machał nim za bardzo.
- Słyszałeś, Kuba? Trzymaj je prosto, to święta roślina! Jezus Maria, Maciek, przecież Japończycy nie modlą się w ten sposób! Chodź, pokażę ci...
Napotkałam spojrzenie Konrada. Nie poruszamy tematu mojej dziwnej prośby, ale i tak jest między nami niezręcznie, jak na spotkaniu z krewnymi, których od lat nie widzieliście. Czerwienimy się, drapiemy po czaszkach i wbijamy wzrok w podłogę.
Iwonka siedzi już w jaskini, schowana za styropianowym głazem. Większość eksponatów jest już gotowa, brakuje już tylko cielca i sporej części kostiumów.
Pod obróconą kadź wciśnięto parę skrzynek, bo trzeszczała nieco pod moim ciężarem. Pewnie dlatego, że jest ze sklejki, a nie porządnego drewna. Albo jestem gruba.
- Usagi-chan, na wszystkich bogów! Wracaj za kulisy!
- Przepraszam, Musiałowski-sensei!
Jestem gotowa. Jestem gotowa. Wcale się nie boję.
- Pomoc techniczna! - krzyczy Superman. - Dawać pianie kogutów!
Irytujący dźwięk dobiega z głośników. No, dobra. Raz kozie śmierć. Staję na kadzi.
- Chodźcie tu wszyscy! - rozkazuje reżyser. - Zobaczymy, czy Anetka daje radę.
- Ale przecież kazał mi pan...!
- Cicho, Usagi-chan! Chodź tutaj. Panno Pik, scena jest twoja.
Biorę głęboki oddech i zaczynam tańczyć.
Wszystkie bóstwa klaskały i śmiały się głośno. Amaterasu zdziwiły odgłosy zabawy. Zapytała, czemu wszyscy się cieszą, skoro ona się ukrywa, a świat spowiły ciemności.
- Radujemy się, bo jest wśród nas najczcigodniejszy z duchów - odparła Amenouzume.
Zaciekawiona bogini odsunęła nieco głaz, zasłaniający wejście do jaskini i wyjrzała, lecz zobaczyła jedynie własne odbicie w lustrze. Wychyliła się więc, aby się rozejrzeć. Wtedy Tajikarao złapał ją szybko za rękę i wyciągnął na zewnątrz, a kolejny z bogów, Futodama, rozwinął przed jaskinią powróz ze słomy ryżowej, pieczętując ją tym samym na zawsze.

Oklaski wybudzają mnie z transu. Wszyscy się we mnie wpatrują. Cieszyć się, czy zapadać pod ziemię? Na początek wystarczy chyba ukłon.
- Wow - mówi Iwonka. - Ty serio umiesz tańczyć.
- Dzięki. - Uśmiecham się i drapię z zakłopotaniem po czuprynie. Usagi pokazuje mi uniesiony kciuk. Karaś kiwa głową, jakby z uznaniem.
- Było dobrze - ocenia Superman. - Jeszcze nie rewelacyjnie, wciąż musisz trochę poćwiczyć, ale w porządku. Teraz czas na twoją kwestię.
Więc wypowiadam ją, nawet się zbytnio nie jąkając.

***

Gdy próba się kończy i wszyscy szykują się już do wyjścia, ja zbieram okruszki odwagi, które wciąż się we mnie walają i łapię Supermana za ramię.
- Tak, Anetko? - odwraca się z uśmiechem.
Nie patrz na podbródek. Nie patrz na podbródek. Nie patrz na podbródek.
- Ja... Chciałam o coś zapytać, psze pana.
- Wal śmiało.
- Bo... - Twarz mam już czerwoną jak miecz Dartha Vadera. - Dlaczego właściwie wybrał pan mnie? To znaczy, wiem, że umiem tańczyć, ale przecież wiele dziewczyn umie, a ja jestem bardzo słabą aktorką i do roli też pasuję raczej niezbyt.
Żeby zawstydzić mnie jeszcze bardziej, Musiałowski odpowiada śmiechem.
- Oczywiście, że pasujesz, Anetko - mówi, gdy przestaje wreszcie rechotać. - A dlaczego to koniecznie musiałaś być ty? Cóż, po prostu pomyślałem, że wyjdzie ci to na dobre. Nie chcę, zabrzmieć pretensjonalnie, ale niektóre dziewczyny pięknieją dopiero wtedy, gdy przed ich jaskinią postawi się lustro.

***

- Mamo? - odzywam się, a serce wali mi z siłą Mike'a Tysona.
- Czemu dzwonisz, Anetko? - słyszę. - Coś się stało?
- Nie! Jasne, że nie. Ja tylko... - Wzrok Usagi wypala mi blizny na ciele. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że gram w przedstawieniu. Dwudziestego ósmego. Może chciałabyś...?
- Oczywiście, kochanie. Oczywiście, że bym chciała.
- Em, no to super. No to w takim razie... Tego... Pa!
I natychmiast się rozłączam. Zauważam przy okazji, że dostałam smsa. Od Karasia. Nie, nie powiem wam, co napisał. Zdradzę tylko, że coś bardzo miłego.
- I co, to nie było takie trudne, prawda? - pyta Usagi. - A tak swoją drogą, to rany boskie dziewczyno! Jąkasz się ostatnio nawet bardziej niż zazwyczaj!
- Spadaj. Ostatnie miesiące bardzo dały mi w kość.
- Jaaasne! - I znów to "lekceważące" machnięcie ręką, jakby chciała kogoś zabić. - Nic nie robisz tylko pląsasz. Nawet zwalniają cię ciągle z lekcji. Po prostu katastrofa.
- Nie moja wina, że ty nie masz nawet linijki tekstu.
- Dobra, zamknij się. Chyba udało mi się w końcu zawiązać ten szajs. Chodź do lustra.
Staję przed nim i mrugam kilkakrotnie, bo mózg nie chce uwierzyć oczom. Jakby japoński duch zamieszkał w moim ciele; jakby zadziałały jakieś czary i kostium zmienił mnie magicznie w Amenouzume. Jakbym patrzyła na kogoś całkiem obcego.
Wyglądam naprawdę ślicznie.

6.09.2015
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2015, 21:14 przez Bernierdh, łącznie zmieniany 2 razy.
"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#2 Post autor: pallas » 28 wrz 2015, 11:29

Przejrzyj teks, bo zdarzają ci się litrówki.
I w dodatku tępa. Nawet gdyby zdążył mnie zobaczyć na chwilę przed śmiercią to i tak bym tego nie pamiętała.
W tym zdaniu przed to powinien być przecinek.

Ogólnie tekst mi się spodobał. Narracja pierwszoosobowa też dobrze prowadzona. Język uczniów ciekawy i jak najbardziej trafny. Nauczyciel również interesujący. Opowiadanie jest zamknięte w całość, choć można zrobić z tego coś dłuższego. Przeżycia wewnętrzne młodej bohaterki trafnie oddany. Podoba mi się motyw japońskiej mitologii. Ja chciałbym również więcej odniesień innych bohaterów, co myślą. Można by stworzyć z tego opowiadanie polifoniczne.
Rozumiem gwiazdki, choć można i bez nich. Ale nie będę się kłócił w tym wymiarze.
Mnie tekst zaciekawił i zatrzymał.

Tytan :) :ok:
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
Bernierdh
Posty: 142
Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
Lokalizacja: Warszawa

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#3 Post autor: Bernierdh » 28 wrz 2015, 19:40

Bardzo pięknie dziękuję :) Błąd poprawiony :)
"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#4 Post autor: Gorgiasz » 28 wrz 2015, 20:18

Tekst niewątpliwie dobrze napisany (pomijając „siękozę” – ale to uleczalne); ciekawe, barwne i zapewne adekwatne słownictwo, aczkolwiek pod tym względem trudno mi ocenić, gdyż to nie moja bajka. Ale przeczytałem z uwagą i zainteresowaniem. Motyw mitologii japońskiej interesujący i rzadko spotykany, tchnie pewną świeżością i nowatorstwem, choć często powtarzane egzotyczne imiona, brzmią – przynajmniej w moim odczuciu – trochę dziwnie. Do tego sporo jest nazw anglojęzycznych, który mi absolutnie nic nie mówią (albo jestem niedoinformowany) i z niczym się nie wiążą ( np. Sailor Moon, „Steve'a Buscemiego”, Tokio Hotel, Charlize Theron, „Starbucksa”, Hello Kitty, Luna Lovegood, Kim Kardashian, Pulp Fiction). Może troszkę tego za dużo i to z dwóch kręgów kulturowych naraz.
- U... Urody? - czerwienię się niczym Rosja po rewolucji październikowej.
- U... Urody? - Czerwienię się niczym Rosja po rewolucji październikowej.
Ale oczywiście, kiedy odzywa się dzwonek i wszyscy zbierają się już do wyjścia, Musiałowski łapie mnie za ramię i prosi grzecznie:
Powtórzone „się”. Co prawda tutaj akurat nie razi, więc tylko tak, dla formalności, skoro już zauważyłem...
Zapadam się pod ziemię, przebijając klepkę podłogową, bo naprawdę nie lubię być w centrum uwagi. Usagi za to uwielbia, więc kłania się i szczebiocze:
- Przepraszam za spóźnienie, Musiałowski-sensei!
Jak się zapewne domyślacie, ona również nie należy do zbyt lubianych.
Superman drapie się po swym wspaniałym podbródku.
- W porządku - odpowiada. - Usiądżcie gdzieś. Wszystkie krzesła są już zajęte, więc możecie przynieść z biologicznej. Bardzo cieszę się, że przyszłaś, Anetko. - Moje serce rozpływa się niczym Nutella na słońcu.
Powtarzane „się”. Tutaj już niestety razi.
„Usiądźcie”.
- Dokładnie! - Mówi Musiałowski.
- Dokładnie! - mówi Musiałowski.
Choć nie mam pojęcia dlaczego.
To stwierdzenie, nie brzmi wiarygodnie.
No wiesz, ta bogini, ktorą mam zagrać... Jest naprawdę piękna, tak?
„którą”
- Pikuś... - Usagi drapie się po czuprynie, aż jej opaska z pyszczkiem Hello Kitty przesuwa się nieco do przodu. - Więc po co się właściwie zgodziłaś?
Spodziewałam się tego pytania.
„się”. Razy cztery.
Czasami zastanawiam się, czemu w ogóle się z nią zadaję. Potem uświadamiam sobie, że czuję się przy niej mądrzejsza.
Jak wyżej. Tylko, że razy trzy.
Powinnaś się cieszyć, że głównym bóstwem Japończyków jest kobieta, to się zasadniczo dość rzadko zdarza. - Zeskakuje i siada na widowni. Niemal się przewraca, bo nie odrywa wzroku od scenariusza. Podoba mi się to jego zaangażowanie. - Dobra, no to wymieniają się dziećmi,
Siękoza cd.
Więc idzie. I jest świetna. Cholernie dobra, aż zbyt dobra, jak na szkolne przedstawienie. Superman prosi nawet, żeby przystopowała nieco tę szarżę ułańską, bo reszta ekipy za bardzo odstaje od jej umiejętności. Po prostu świetnie.
„świetna – świetnie”: powtórzenie.
Dobra, teraz chowasz się w jaskini, a reszta bóstw zastanawia się, co robić.
Siękoza cd.
Obraz jest nieco rosmazany, niezbyt nadąża za ruchem, ale musi wystarczyć.
„rozmazany”
Sprowadzono koguty, których panie budziło każdego dnia słońce.
Podejrzewam, że miało być „pianie”.
Przed wejściem do jaskini postawiono szpiżowe lustro, a bóstwa rozpoczęły wznoszenie modłów.
„spiżowe”
Iwonka siedzi już w jaskini, schowana za styropianowym głazem. Większość eksponatów jest już gotowa, brakuje już tylko cielca i sporej części kostiumów.
Trzy razy „już”.
Zapytała, czemu wszyscy się cieszą, skoro ona się ukrywa, a świat spowiły ciemności.
- Radujemy się,
Wychyliła się więc, aby się rozejrzeć.
Siękoza cd.
Wygląda okropnie i nie mam zielonego pojęcia, co możnaby z nim uczynić.
„można by”. Chociaż, o ile dobrze pamiętam, kiedyś były dopuszczalne obie formy.
Gdy próba się kończy i wszyscy szykują się już do wyjścia, ja zbieram okruszki odwagi, które wciąż się we mnie walają i łapię Supermana za ramię.
- Tak, Anetko? - odwraca się z uśmiechem.
Siękoza cd.
- Dobra, zamknij się. Chyba udało mi się w końcu zawiązać ten szajs.
Siękoza cd.

Awatar użytkownika
Bernierdh
Posty: 142
Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
Lokalizacja: Warszawa

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#5 Post autor: Bernierdh » 29 wrz 2015, 21:08

Auć :( Nie sądziłem, że aż tak naświniłem.
Pięknie dziękuję za całokształt, błędy poprawiam i bardzo poważnie biorę się za leczenie siękozy.
I oczywiście pozdrawiam :)
"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów

karolek

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#6 Post autor: karolek » 01 paź 2015, 17:05

.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2016, 12:40 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Bernierdh
Posty: 142
Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
Lokalizacja: Warszawa

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#7 Post autor: Bernierdh » 02 paź 2015, 14:42

Chłopcy mają podobnie, choć nie identycznie tzn. chcą, zęby ktoś dostrzegł w nich fajnych, odważnych, silnych i wartościowych facetów, inaczej będą przesadni manifestować swoją męskość, całkowicie odcinać się od wrażliwości (którą przecież też mają i robić z siebie durniów lub spędzać całe dnie na siłowni, są impulsywni, wszczynają awantury, pakują się w niewłaściwe towarzystwa - trochę poniekąd stąd wyrastają chuligani i to z tzw. dobrych domów).
Zgadzam się w stu procentach.
Jeśli naprawdę znam żeńską psychikę, to pewnie dlatego, że wychowałem się z samymi kobietami. Nie ma więc w tym mojej zasługi, niezbyt jest co podziwiać :) Ale fajnie, że moje opowiadania mogą pełnić funkcję pedagogiczną, nie spodziewałbym się tego :)
Dziękuję ładnie i również pozdrawiam.
"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów

karolek

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#8 Post autor: karolek » 10 paź 2015, 11:44

Nie ma co być takim skromnym, jest w tym duża zasługa transformacji literackiej, którą potrafisz stosować. Bardzo trudno jest zrozumieć osoby, które nie są tobą, przejąć ich odczucia w tak doskonały sposób.

Pozdrawiam

Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#9 Post autor: Enbers » 24 paź 2015, 0:05

O jaaa... Świetny kawał prozy! :bravo:

Tym bardziej, że to raczej nie moje klimaty. Więc skoro uderzyłaś w temat, który normalnie powinien mnie zanudzić i sprawiłaś, że połknąłem całość równie szybko jak Pani Niebios miecz swojego brata, to szacun podwójny.

Chciałbym znaleźć w tym opowiadaniu jakieś słabe strony, bo muszę stać się bardziej wymagającym komentatorem i zacząć nakręcać sobie ciemny PR, ale kurde nie potrafię. Jest kilka literówek, ale takie błędy nie mają dla mnie żadnego znaczenia.

Świetne wstawki:
" Czerwienię się niczym Rosja po rewolucji październikowej"
Typ humoru bardzo zbliżony do mojego.

Dawno nie poczułem takiej sympatii do kobiecej bohaterki. Jakbym nie miał kobity, to bym się normalnie zakochał. Jakaś taka jest... ślicznie - śmiesznie - dziewiczo - zagubiona. Mniam.

Karaś to miękki siusiak :no:

Końcówka fajnie zamyka całość. Niby taka oczywista... trywialna... ale jednak DOBRA.

Propsy za Lunę i Geralta!

Masz ponad 50 postów na forum, zakładam, że część z nich to Twoje prace. Myślę, że wkrótce zapoznam się z Twoją twórczością na szerszą skalę, jak nie zapomnę i stanie mi zapału.

Serdecznie pozdrawiam! :vino:

EDIT:

Jesteś facetem. O. Tym większy podziw, że tak realistycznie (chyba) opisałeś dziewczęce rozterki. Byłem pewien, żeś baba. Zatem:

:beer:

Awatar użytkownika
Bernierdh
Posty: 142
Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
Lokalizacja: Warszawa

Re: Amaterasu wychodzi z jaskini

#10 Post autor: Bernierdh » 03 lis 2015, 20:39

Również serdecznie pozdrawiam i bardzo pięknie dziękuję :)
Karaś to rzeczywiście miękki siusiak :(
"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”