
________________
Adam wyprostował się, otarł pot z czoła i ciężko westchnął, na razie bowiem nie znał słów, które bardziej pomogłoby mu w wyładowaniu emocji. Ewa, siedząca pod jednym z licznych drzew, przyglądała się mężczyźnie z lekkim rozczarowaniem. Uprawa warzyw i owoców, na którą sam wpadł pewnej nocy, jakby po olśnieniu, sprawiła, że więcej uwagi zaczął poświęcać nowemu zajęciu niż jej. A przecież miała swoje argumenty, widoczne na pierwszy rzut oka. Nie ukrywała ich, były dostępne dwadzieścia cztery godziny na dobę, dziewięć...
- Adam! - zawołała o wiele głośniej niż było trzeba.
- Słucham, kochanie?
- Ile tydzień ma dni? Ciągle zapominam.
- Siedem, kochanie, siedem. Bóg, kochany ojciec, obdarzył nas siedmioma dniami tygodnia - poniedziałek, wtorek, środa...
- Dobra, dobra, pamiętam.
- Więc po co pytasz?
- Bo... - zaczęła niepewnie Ewa, wstając i zbliżając się do pola z truskawkami - pomyliło mi się i do dni tygodnia doliczyłam marzec i kwiecień. Tak, wiem, to miesiące. - Podeszła do Adama i przytuliła go z całej siły. - Piękny mamy maj. Truskawki dojrzewają. To prawda, co Bóg mówił? Że pod koniec roku zrobi się biało?
- No, obiecał zupełną odmianę. A wcześniej pospadają liście z drzew. Same pnie i gałęzie, wyobrażasz to sobie? - Adam nagle spochmurniał. - Moje uprawy też przepadną. Bóg powiedział, że nic nie będzie rosnąć. Taka pora. Ale na wiosnę znów wyjdzie słońce...
Ewa długim pocałunkiem nie pozwoliła mu dokończyć.
*
W ogródku Adama rosły przeróżne owoce i warzywa - słodkie, gorzkie, duże, małe, okrągłe, podłużne, zielone, czerwone. Każdego wieczoru, po skończonej pracy, mężczyzna z zadowoleniem spoglądał na dzieło swoich rąk i jeszcze długo, w ramionach ukochanej Ewy, rozmyślał o gatunkach, które sam nazwał i pierwszy spróbował. Ewa mu co prawda trochę pomagała, bardziej jednak interesowała ją inna część ogrodu, gdzie biegała wśród kwiatów, kołysząc swym bujnym biustem. A niech biega, myślał mężczyzna, byle nie deptała upraw. Często widział, jak podchodziła do wielkiego drzewa, którego owoców Bóg zabronił im jeść, i rozmawia z długim i beznogim zwierzęciem nazwanym "wąż" - sam nie wiedział, czemu wybrał właśnie taką nazwę, jakoś mu najbardziej pasowała. Zwierzę nie wyglądało przyjaźnie i wyraźnie do czegoś namawiało kobietę, Adam był jednak o nią spokojny - umiała odmówić, ba, przekonać rozmówcę, że się myli. Wąż zawsze więc odchodził niezadowolony.
- I jak tam? - zagadnął Adam pewnego lipcowego wieczoru. - Wąż znów cię kusił?
- Oj, kusił, kusił - odbąknęła zmęczona Ewa. - Ciągle tak mówisz, jeszcze następni ludzie zaczną powtarzać i się utrwali.
- Następni? Myślisz, że będzie nas więcej? Kolejnego żebra nie oddam!
- Bóg z pewnością coś wymyśli. Zauważyłeś, że mi się brzuch powiększył?
- Wyglądasz jak zawsze pięknie, kochanie. - Adam pocałował Ewę w czoło.
- Dziękuję. - Kobieta uśmiechnęła się. - Chodźmy spać, jutro czeka nas kolejny pracowity dzień. Znaczy ciebie, hihi.
*
Po przebudzeniu Adam od razu zauważył, że coś jest nie tak - w ogródku pojawiła się nowa roślina. Bujnie kwitła, tuż przy ziemi, miała delikatne i przyjemne w dotyku liście, pod którymi ukrywała podłużne owoce (warzywa?) koloru zielonego. Nie spróbował ich od razu - wolał najpierw porozmawiać z Bogiem.
- Boże! - krzyknął, choć wiedział, że nie musi.
- Cze... to znaczy: słucham cię, Adamie?
- Coś mi wyrosło nowego na polu. Zielone i długie. Co to jest?
- Ty mi powiedz.
- Racja, ja wymyślam nazwy. Hm... - spojrzał na roślinę. - To raczej warzywo, nie? Nie pachnie słodko.
- Tak, to warzywo, tak jak pomidor czy rzodkiewka.
- Jest zielone więc... - Adam zawahał się na moment. - Niech mu będzie zielenik.
Choć mężczyzna tego nie widział, poczuł, jak Bóg podrapał się z zakłopotaniem po głowie,
- Cóż - odrzekł Stwórca po chwili - może się przyjmie. Próbowałeś?
- Jeszcze nie. Mogę?
- No jasne. Inaczej bym nie stwarzał nowej rośliny na twoim polu.
- Ale dlaczego dopiero teraz? Czy szykujesz dla mnie, Boże, inne warzywa lub owoce? Czy starczy Edenu na moje uprawy?
Bóg głęboko się namyślił. Adam czekał na słowa wyjaśnienia, nie spodziewał się bowiem niczego innego, a już zwłaszcza oburzonego głosu Ojca.
- Adamie, czy wiesz, że stworzyłem ciebie i Ewę i dałem wam ten piękny ogród, byście mogli żyć w spokoju, nie lękając się niczego i podziwiając wszelkie uroki świata?
- Tak, Boże, wiem to - odpowiedział cicho mężczyzna, nagle zawstydzony.
- Dałem wam piękne i wysokie drzewa, różnolistne krzewy, bujną trawę, zwierzęta nierobiąca wam krzywdy. Wszystko macie, nie musicie nawet kiwać palcem. Tymczasem ty postanowiłeś zająć się czymś, czego nie zamierzałem was uczyć - pracą.
- Uprawa warzyw i owoców jest pracą? - zdziwił się Adam, zaraz jednak przyznał rację Stwórcy. - Rzeczywiście, dobra nazwa. Czy to źle, że zajmuję się pracą?
Bóg załamał ręce.
- Nie, skąd, ale co pomyślą inni? Jak będzie wyglądać historia? Następni ludzie mają czytać opowieści o pierwszym człowieku, który pracował w raju, który wstawał wcześnie rano i szedł późno spać, który w pocie czoła pochylał się nad ziemią, który dziabał ją jakimś patykiem...
- Nazwałem ją motyką.
- Wspaniale! Ale nie tak to miało wyglądać! - Głos Boga stał się bardzo doniosły. - Znając życie, pewnie mnie najbardziej się oberwie. Że cię zmusiłem, zagoniłem do roboty... potoczna nazwa pracy - też czasem wymyślę jakieś słowo. Spójrz, Ewy nie ciągnie do obowiązków, biega beztrosko wśród drzew. Nie pomyślałeś, że ją trochę zaniedbujesz?
- Nie, skąd. Ewa rozumie. Ja natomiast nie mogę pojąć, dlaczego Ojciec bardziej nie zainteresuje się jej wycieczkami pod zakazane drzewo i rozmowy z wężem?
- Wierzę, że moje pierwsze dzieci nie popełnią błędów. Że nie stracą swojego raju.
- Ja na pewno nie popełnię - powiedział stanowczo Adam i od razu poczuł, że twarz Boga się rozpromienia - Proszę mi powiedzieć, Boże, co z nowym warzywem? Do czego ma służyć?
- Postanowiłem stworzyć przeciwieństwo pomidora. By ludzie w przyszłości kłócili się, które z nich jest lepsze.
- Co to znaczy "kłócić się"?
- Ech, nieważne. Wiedziałem, że pierwszy człowiek będzie ciekawski, ale nie sądziłem, że aż tak. Mogłem zrobić na odwrót i stworzyć najpierw Ewę, a potem ciebie.
Adam uśmiechnął się tylko i wyszukał wśród delikatnych liści nowej rośliny niewielkie warzywo. Ugryzł kawałek i natychmiast wypluł.
- Chyba będziesz musiał obrać swój zielenik - zaśmiał się Bóg.
*
Wąż lubił patrzeć na Ewę, która bez wstydu chodziła po ogrodzie. Często zaczepiał ją i zaczynał rozmowę, która zawsze toczyła się nie po jego myśli. Tym razem jednak było inaczej.
- Ewuś, Ewuś droga, nie chciałabym skosztować owocu z wielkiego drzewa? Spójrz, jakie okrągłe, błyszczące...
- Nie, dziękuję. Bóg zakazał jeść czegokolwiek z tego drzewa. Nie możemy ruszyć nawet listka czy gałązki.
- Czemu więc codziennie zbliżasz się do niego i na nie patrzysz?
- Bo jest ładne - odparła bez wahania Ewa. Wąż od razu poznał, że nie mówi całej prawdy. - Zresztą, Bóg akurat patrzenia nie zabronił. Nic złego nie robię.
- Więc wiesz, co to jest zło?
- Zło to robienie tego, czego Bóg zabronił. Sprzeciwianie się jego woli - wyrecytowała niczym wyuczoną formułę kobieta.
- Doskonale... - zasyczał wąż. - Z Adamem czynicie tylko dobro?
- Staramy się. Nie znamy żadnych pokus. No, oprócz ciebie - zachęcasz mnie, bym skosztowała zakazanego owocu. Jestem ciekawa, co będziesz z tego miał?
- Ciekawość to pierwszy... ehm, nieważne. Co będę miał, gdy zjesz owoc z wielkiego drzewa? Prawdopodobnie wszystko.
Ewa spojrzała bacznie na węża.
- Czy ty przypadkiem nie uważasz się za lepszego od Boga?
- Oczywiście, że nie. Bój jest wszechmogący, jedyny, potężny.
Ewa wyczuła w głosie zwierzęcia nutkę fałszu, nie zareagowała jednak. Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę Adamowego ogródka.
- Zaczekaj - zawołał wąż. - Czy Adam wystarczająco się tobą zajmuje?
- Dlaczego pytasz? To nasza sprawa. Ja... ja nie narzekam.
- Czyżby?
- Jesteś bardzo natrętnym stworzeniem - niemal krzyknęła Ewa. - Co, nie możesz przeboleć, że Bóg nie dał ci łap jak innym zwierzętom?
- Już dawno się z tym pogodziłem. Ty zaś, Ewo, czy przyzwyczaiłaś się do Adama, który niemal cały dzień pracuje - o tak, tak to się nazywa - w polu, na rozmowę z tobą przeznaczając jedynie krótkie chwile?
- On - kobieta szukała wzrokiem pomocy wśród drzew - on mnie kocha. Śpi ze mną każdej nocy.
- Och, co to za spanie, pewnie od razu zasypia.
- Nie, my... - Chciała powiedzieć, że długo rozmawiają i śmieją się, ale wiedziała, że to kłamstwo.
- Sądzisz, że kochałby cię i spał z tobą, gdyby w raju pojawiły się inne kobiety? - Wąż już czuł nadchodzący triumf. - Pomyśl, Ewo...
- Nie muszę myśleć, bo nikogo poza nami Bóg nie stworzył. Adam jest mój, ja jestem jego.
- Ale może zacząć stwarzać. Adamowi pozostało jeszcze trochę żeber.
- Nie, na pewno nie teraz.
Wąż zbliżył się do nóg Ewy i oparł głowę o jej uda.
- Dziś stworzył dla Adama nowe warzywo.
Reakcja Ewy była dokładnie taka, jakiej się spodziewał - kobieta cofnęła się gwałtownie, złapała za głowę i jęknęła. Sama nie wiedziała, dlaczego, w końcu chodziło o jakieś warzywo, a nie nową ludzką postać, uświadomiła sobie jednak, że zawsze zaczyna się od najmniejszych rzeczy. Bóg być może szykuje dla swojego syna coś wyjątkowego - kobietę, która pomoże mu w uprawie? Dobrze widział, że Ewa nie przepada za robieniem czegokolwiek, co wymagałoby wysiłku, Adam zaś coraz bardziej się męczył i wyraźnie potrzebował dodatkowych rąk do pracy. Nie, Ojciec mi tego nie zrobi - myślała Ewa - nie odbierze mi mojego Adama! Ale stworzył nowe warzywo, choć przecież mówił na początku, że wszystko już wymyślił, że wszystko już jest w ogrodzie... Wąż z zadowoleniem patrzył, jak Ewa zbliża się do zakazanego drzewa i wyciąga rękę po owoc.
- Weź... - zasyczał. - Śmiało. Bóg tylko tak żartuje, że coś się złego stanie. Raj się nie zmieni...
- Zjem - odparła pewnie Ewa. - Zjem i zniszczę tę nową roślinę. Nie będzie nikt jej już jadł, zostanie zapomniana raz na zawsze.
Zerwała owoc i bez chwili zastanowienia skosztowała. Zjadła cały, wyrzucając ogryzka daleko za siebie, po czym ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę ogródka Adama.
*
Gdy niebo wyraźnie poczerniało, Adam dojadał trzeciego zielenika. Bez skórki smakował wybornie. Początkowo nie wystraszył się nagłej zmiany pogody, sądził bowiem, że po prostu zbiera się na duży deszcz, po chwili jednak usłyszał gniewny głos Boga.
- Ewa się zbliża!
Mimo że same słowa nie oznaczały niczego złego, wręcz przeciwnie, ton wypowiedzi Ojca kazał mu wypatrywać ukochanej ze strachem. Czy ona...
- Ewa się zbliża! - zawołał głośniej Bóg.
Adam ujrzał w oddali biegnącą kobietę. Nie biegła jak zawsze, delikatnie i z radością na twarzy, ale twardo, szybko, z iskrzącym się od zła wzrokiem.
- Boże, czy ona...?
- Tak, Adamie, zjadła zakazany owoc. Teraz szaleje z zazdrości o nową roślinę. Odsuń się, Adamie, mam na to sposób.
Adam cofnął się o kilka kroków. Wkrótce zobaczył, jak gładkie łodygi zielenika pokrywają się drobnymi kolcami, a liście stają się szorstkie i nieprzyjemne w dotyku - nawet nie musiał ich dotykać, by to wiedzieć. W tej samej chwili Ewa wpadła na pole, wprost w środek zielonych warzyw. Zaraz zawyła z bólu i rzuciła się do ucieczki.
- Ewo, zaczekaj! - krzyknął Adam.
- Już jej nic nie pomoże. Popełniła wielki grzech. Nie może już przebywać w raju.
- Co? Gdzie się więc podzieje? Gdzie sama pójdzie?
- Tam, gdzie praca będzie nie tylko chęcią, ale i obowiązkiem.
Adam patrzył na Ewę kulącą się pod drzewem i zakrywającą liśćmi piersi i miejsca intymne. Również i on poczuł się zawstydzony wystawionym na pokaz członkiem, który zakrył rękami.
- Ja nie mogę jej zostawić - powiedział i pobiegł pod zakazane drzewo. Zjadł owoc i wrócił do Ewy, która drżała ze strachu i z zimna.
- Wszystko będzie dobrze. Też spróbowałem. - Adam próbował się uśmiechnąć.
- Moje nogi...
- Bardzo bolą? Pokaż...
- Dosyć! - zagrzmiał Bóg. - Nie możecie dalej przebywać w Edenie. Wypędzam was, byście odtąd lękali się o przyszłość. Natura nie będzie już wam łaskawa. Strzeżcie się wszystkiego, co chodzi po ziemi. Wynoście się!
Pierwsi ludzie wstali i ruszyli w pierwszym lepszym kierunku. Nim minęła minuta, znane im widoki zniknęły, pojawiło się zaś szare niebo i pożółkła trawa z drzewami bez liści.
- Macie swoje nagie drzewa, hahahaha! Śnieg wkrótce spadnie. A nowe warzywo, które uchroniłem przed gniewem Ewy, nie będzie zielenikiem. To jest ogórek!