Opowieść klasyczna
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Opowieść klasyczna
Starożytności nie należy mylić
z lamusem ani antykwariatem.
Opowieść klasyczna
Pewnego starożytnego dnia, dobry, zapobiegliwy i przewidujący Zeus uznał, że ludzie mają za mało rozrywek. Owszem, walczyli i zabijali się jak przedtem, pili i hulali też, i nawet rozmnażali się, acz dosyć niechętnie i nie na prawo i lewo, jak o tym myślał Zeus, dając ludziom swobodę i własny niezmordowany przykład. Wszystko zrobiło się jakieś niemrawe. Ludzie snuli się po świecie i widać było wyraźnie, że pospolite emocje związane z walką o władzę, zazdrością, nienawiścią czy kazirodztwem, przestały im już wystarczać.
- Potrzebny jest jakiś doping - uznał Zeus, drapiąc się w głowę z namysłem. - Ale jaki? To musi być coś tak ekstra, że nie tylko postawi ich na nogi, lecz i szanownym Niebianom dostarczy rozrywki. I pracy, bo wałkonią się i nudzą bez przerwy.
Myślał i myślał. Gapił się w niebo i w ziemię. Ciężko mu szło. Nie był już przecież taki młody.
- Najlepiej coś związanego z rozmnażaniem – dumał na głos. - Czysto fizyczna przyjemność to jeszcze za mało. Ludziska się przyzwyczaili i temperament wyraźnie im oklapł. Owszem, ciupciają się nadal, ale jakby mimochodem i tak szybko, że nawet nie warto podglądać.
Co by tu do tego dodać? Może jakiś afrodyzjak? - Wpadło mu do głowy.
I wymyślił Miłość.
Ale nie taką, do bliźniego swego. To, jako zbyt nudne, zostawił konkurencji. A poza tym bał się, że ludzie w ogóle przestaną się okradać, oszukiwać, kłócić i zabijać, pozbawiając Niebian tej reszty przyjemności, jaką jeszcze mieli z ingerowania w ich prywatne sprawy.
- Musiałbym zlikwidować wtedy kupę resortów - pomyślał zapobiegliwie. - Nie warto. To musi być taka Miłość przez duże M!
Wreszcie wziął dymion, nalał wina i zaczął dodawać: oczarowanie, zachwyt, zaślepienie, ekscytację, żądzę, dziką namiętność, zazdrość, tęsknotę, popędy, szał zmysłów i nawet trochę nienawiści. A także, może dla równowagi: czułość, delikatność, wzruszenie, oddanie, łzy szczęścia i potrzebę bliskości. Dymion był prawie pełen i wszystko zaczęło się burzyć.
- Jeszcze trochę mało - uznał bóg i dowalił, co tam miał pod ręką, a potem już sam nie mógł sobie przypomnieć, co dodał. W każdym razie w baniaku zabuzowało jak w piekielnym kotle.
- Dobra nasza! - ucieszył się Zeus. - Treść jest, teraz tylko forma.
Z tą formą jednak zaczął mieć nieliche kłopoty, bo gdy wymyślił, że to powinna być piękna kobieta, pod jego drzwiami na Olimpie ustawiła się z miejsca gigantyczna kolejka Niebianek. No i wszystkie zaczęły się kłócić. Prym wiodła (oczywiście) Hera.
- To ja muszę być symbolem! - darła się na całe Niebo. - Jestem twoją żoną!!! A poza tym jestem piękna!
- Serdeńko - łagodził Zeus. - Oczywiście, że jesteś śliczna. Temu nikt nie przeczy. I mądra. Nawet za mądra. Ale jesteś już patronką małżeństw, a miłość małżeńska to zupełnie co innego.
- To musi być... - i w tym momencie przyszło mu natchnienie - głupia blondynka! Chyba nie chcesz mi powiedzieć...
Pod drzwiami nagle zrobiło się pusto.
-Uff… - odsapnął Zeus i zaczął rozglądać się za kandydatką.
- Może ty? - zwrócił się w końcu do jakiejś umorusanej niebiańskiej podkuchennej, która przykucnąwszy na piętach, czyściła palenisko. - Taki kopciuszek, to nawet niezły pomysł.
- Może ja, co?! - Wytrzeszczyła na niego oczy służąca.
- No, wiesz... Miłość. Afrodyta - wyjaśniał cierpliwie.
- Mi... co?! - nie rozumiała w dalszym ciągu dziewczyna.
- Dobra! Nadajesz się! – Zatarł ręce Zeus.
I nie bawiąc się dłużej w żadne sentymenty, wydał polecenie: - Kąpiel, masaż, depilacja, trwała... nie, rozjaśnić najpierw trochę. A jeżeli będzie trzeba, ująć parę centymetrów w biodrach i dorzucić w biuście. W razie czego – silikon. I po sprawie. Za godzinę wracam.
Klasnął w dłonie i służba rzuciła się gorączkowo do akcji.
Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Stary miał oko, trzeba było przyznać. Nawet tych poprawek nie wypadło tak dużo, jak się spodziewano. I wszyscy stanęli olśnieni.
No, może nie tak wszyscy, bo kobiety starały się jednak zachować powściągliwe, choć bardziej niż nieco zazdrosne milczenie. Natomiast bogowie?!
I znowu pod drzwiami Zeusa ustawiła się gigantyczna kolejka. Tym razem Niebian.
- Panie! - Wypiął dumnie pierś Ares. - To ja powinienem ją dostać! Potrafię upilnować, a zresztą zabiję każdego, kto...
- Nie w tym rzecz - mruknął Zeus pogardliwie - żeby pilnować. Jej nikt nie upilnuje. Ale to musi być ktoś mądrzejszy od ciebie.
I Ares wyszedł obrażony, przeklinając w duchu.
- Następny, proszę! - zawołał bóg i przez całe dwa tygodnie nie robił już nic innego, tylko sprawdzał kwalifikacje i odsyłał petentów z kwitkiem.
Aż wreszcie do jego gabinetu wkuśtykał z trudem Hefajstos, wycierając z zakłopotaniem olbrzymie łapska w swój kowalski fartuch. Stojący w kolejce wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Stary, szkoda twego czasu! - parsknął protekcjonalnie Hermes. - Kto, jak kto, ale... ty?! Co z nią będziesz robił? Dmuchał w miechy?!
- Ciszej tam! - ryknął Zeus i wszyscy umilkli.
Nie, nie z respektu. Z ciekawości, co się będzie działo.
- Proszę, wejdź – bóg uprzejmie zaprosił Hefajstosa i dokładnie zamknął drzwi do gabinetu.
- Przyniosłeś?
- Tak, panie - odparł zapytany, wyciągając spod fartucha złotą błyskawicę. - Oto ona.
- Prześliczna! - zachwycił się Zeus. - No więc... należy ci się zapłata. Czego pragniesz, proponuj.
- Miłości - powiedział nieśmiało Hefajstos. - Chciałbym spróbować, choć raz...
- Miłości?! - zdziwił się Zeus. - Ale masz wymagania! Lecz cóż, niech ci będzie. Dostaniesz Afrodytę, jak tylko sprowadzę ją na Ziemię. Powiedzmy, za miesiąc. Zgoda?
- Dziękuję ci, panie! - ucieszył się mistrz i z radości niemal przestał kuleć.
Mało tego. Wyleciał jak na skrzydłach. Czekającym zrzedły miny, a Zeus przybił na drzwiach wywieszkę z napisem: „Zamknięte z powodu braku towaru” - i zatrzasnął gabinet.
- A teraz twój debiut, moja droga - powiedział łaskawie do Afrodyty wylegującej się wdzięcznie na szezlongu. - To musi być najbardziej spektakularne entree w historii Nieba. Racja, ty nie rozumiesz. No więc, zrobimy w ten sposób...
I jak powiedział, tak się stało.
Stado najszybszych delfinów-wyścigowców zawiozło ich pod osłoną nocy na Cypr, trytony przygotowały muszlę, a Zeus osobiście dopilnował transportu cennego dymionu. O świcie, w okolicach najbardziej bezludnej plaży, własnoręcznie wlał do wody zawartość baniaka, delfiny rozbełtały morze, Afrodyta wsiadła do muszli i... resztę już znacie.
Od tego czasu miłość stała się towarem ogólnodostępnym, ludzie mieli więcej rozrywek, a bogowie uciechy. Poza tym przybył jeszcze jeden powód do zabijania oraz zazdrości i nie zmienił tego nawet fakt urzędowego wprowadzenia w życie ustawy o "miłości bliźniego", przegłosowanej przez konkurencję w późniejszych wiekach. Wprawdzie na różne sposoby próbowano zrobić jej antyreklamę, zaliczając między innymi także w poczet grzechów, ale, jak można było przewidzieć, ludzie woleli jednak grzeszyć aniżeli pościć.
Cóż, z naturą i tradycją raczej trudno walczyć.
z lamusem ani antykwariatem.
Opowieść klasyczna
Pewnego starożytnego dnia, dobry, zapobiegliwy i przewidujący Zeus uznał, że ludzie mają za mało rozrywek. Owszem, walczyli i zabijali się jak przedtem, pili i hulali też, i nawet rozmnażali się, acz dosyć niechętnie i nie na prawo i lewo, jak o tym myślał Zeus, dając ludziom swobodę i własny niezmordowany przykład. Wszystko zrobiło się jakieś niemrawe. Ludzie snuli się po świecie i widać było wyraźnie, że pospolite emocje związane z walką o władzę, zazdrością, nienawiścią czy kazirodztwem, przestały im już wystarczać.
- Potrzebny jest jakiś doping - uznał Zeus, drapiąc się w głowę z namysłem. - Ale jaki? To musi być coś tak ekstra, że nie tylko postawi ich na nogi, lecz i szanownym Niebianom dostarczy rozrywki. I pracy, bo wałkonią się i nudzą bez przerwy.
Myślał i myślał. Gapił się w niebo i w ziemię. Ciężko mu szło. Nie był już przecież taki młody.
- Najlepiej coś związanego z rozmnażaniem – dumał na głos. - Czysto fizyczna przyjemność to jeszcze za mało. Ludziska się przyzwyczaili i temperament wyraźnie im oklapł. Owszem, ciupciają się nadal, ale jakby mimochodem i tak szybko, że nawet nie warto podglądać.
Co by tu do tego dodać? Może jakiś afrodyzjak? - Wpadło mu do głowy.
I wymyślił Miłość.
Ale nie taką, do bliźniego swego. To, jako zbyt nudne, zostawił konkurencji. A poza tym bał się, że ludzie w ogóle przestaną się okradać, oszukiwać, kłócić i zabijać, pozbawiając Niebian tej reszty przyjemności, jaką jeszcze mieli z ingerowania w ich prywatne sprawy.
- Musiałbym zlikwidować wtedy kupę resortów - pomyślał zapobiegliwie. - Nie warto. To musi być taka Miłość przez duże M!
Wreszcie wziął dymion, nalał wina i zaczął dodawać: oczarowanie, zachwyt, zaślepienie, ekscytację, żądzę, dziką namiętność, zazdrość, tęsknotę, popędy, szał zmysłów i nawet trochę nienawiści. A także, może dla równowagi: czułość, delikatność, wzruszenie, oddanie, łzy szczęścia i potrzebę bliskości. Dymion był prawie pełen i wszystko zaczęło się burzyć.
- Jeszcze trochę mało - uznał bóg i dowalił, co tam miał pod ręką, a potem już sam nie mógł sobie przypomnieć, co dodał. W każdym razie w baniaku zabuzowało jak w piekielnym kotle.
- Dobra nasza! - ucieszył się Zeus. - Treść jest, teraz tylko forma.
Z tą formą jednak zaczął mieć nieliche kłopoty, bo gdy wymyślił, że to powinna być piękna kobieta, pod jego drzwiami na Olimpie ustawiła się z miejsca gigantyczna kolejka Niebianek. No i wszystkie zaczęły się kłócić. Prym wiodła (oczywiście) Hera.
- To ja muszę być symbolem! - darła się na całe Niebo. - Jestem twoją żoną!!! A poza tym jestem piękna!
- Serdeńko - łagodził Zeus. - Oczywiście, że jesteś śliczna. Temu nikt nie przeczy. I mądra. Nawet za mądra. Ale jesteś już patronką małżeństw, a miłość małżeńska to zupełnie co innego.
- To musi być... - i w tym momencie przyszło mu natchnienie - głupia blondynka! Chyba nie chcesz mi powiedzieć...
Pod drzwiami nagle zrobiło się pusto.
-Uff… - odsapnął Zeus i zaczął rozglądać się za kandydatką.
- Może ty? - zwrócił się w końcu do jakiejś umorusanej niebiańskiej podkuchennej, która przykucnąwszy na piętach, czyściła palenisko. - Taki kopciuszek, to nawet niezły pomysł.
- Może ja, co?! - Wytrzeszczyła na niego oczy służąca.
- No, wiesz... Miłość. Afrodyta - wyjaśniał cierpliwie.
- Mi... co?! - nie rozumiała w dalszym ciągu dziewczyna.
- Dobra! Nadajesz się! – Zatarł ręce Zeus.
I nie bawiąc się dłużej w żadne sentymenty, wydał polecenie: - Kąpiel, masaż, depilacja, trwała... nie, rozjaśnić najpierw trochę. A jeżeli będzie trzeba, ująć parę centymetrów w biodrach i dorzucić w biuście. W razie czego – silikon. I po sprawie. Za godzinę wracam.
Klasnął w dłonie i służba rzuciła się gorączkowo do akcji.
Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Stary miał oko, trzeba było przyznać. Nawet tych poprawek nie wypadło tak dużo, jak się spodziewano. I wszyscy stanęli olśnieni.
No, może nie tak wszyscy, bo kobiety starały się jednak zachować powściągliwe, choć bardziej niż nieco zazdrosne milczenie. Natomiast bogowie?!
I znowu pod drzwiami Zeusa ustawiła się gigantyczna kolejka. Tym razem Niebian.
- Panie! - Wypiął dumnie pierś Ares. - To ja powinienem ją dostać! Potrafię upilnować, a zresztą zabiję każdego, kto...
- Nie w tym rzecz - mruknął Zeus pogardliwie - żeby pilnować. Jej nikt nie upilnuje. Ale to musi być ktoś mądrzejszy od ciebie.
I Ares wyszedł obrażony, przeklinając w duchu.
- Następny, proszę! - zawołał bóg i przez całe dwa tygodnie nie robił już nic innego, tylko sprawdzał kwalifikacje i odsyłał petentów z kwitkiem.
Aż wreszcie do jego gabinetu wkuśtykał z trudem Hefajstos, wycierając z zakłopotaniem olbrzymie łapska w swój kowalski fartuch. Stojący w kolejce wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Stary, szkoda twego czasu! - parsknął protekcjonalnie Hermes. - Kto, jak kto, ale... ty?! Co z nią będziesz robił? Dmuchał w miechy?!
- Ciszej tam! - ryknął Zeus i wszyscy umilkli.
Nie, nie z respektu. Z ciekawości, co się będzie działo.
- Proszę, wejdź – bóg uprzejmie zaprosił Hefajstosa i dokładnie zamknął drzwi do gabinetu.
- Przyniosłeś?
- Tak, panie - odparł zapytany, wyciągając spod fartucha złotą błyskawicę. - Oto ona.
- Prześliczna! - zachwycił się Zeus. - No więc... należy ci się zapłata. Czego pragniesz, proponuj.
- Miłości - powiedział nieśmiało Hefajstos. - Chciałbym spróbować, choć raz...
- Miłości?! - zdziwił się Zeus. - Ale masz wymagania! Lecz cóż, niech ci będzie. Dostaniesz Afrodytę, jak tylko sprowadzę ją na Ziemię. Powiedzmy, za miesiąc. Zgoda?
- Dziękuję ci, panie! - ucieszył się mistrz i z radości niemal przestał kuleć.
Mało tego. Wyleciał jak na skrzydłach. Czekającym zrzedły miny, a Zeus przybił na drzwiach wywieszkę z napisem: „Zamknięte z powodu braku towaru” - i zatrzasnął gabinet.
- A teraz twój debiut, moja droga - powiedział łaskawie do Afrodyty wylegującej się wdzięcznie na szezlongu. - To musi być najbardziej spektakularne entree w historii Nieba. Racja, ty nie rozumiesz. No więc, zrobimy w ten sposób...
I jak powiedział, tak się stało.
Stado najszybszych delfinów-wyścigowców zawiozło ich pod osłoną nocy na Cypr, trytony przygotowały muszlę, a Zeus osobiście dopilnował transportu cennego dymionu. O świcie, w okolicach najbardziej bezludnej plaży, własnoręcznie wlał do wody zawartość baniaka, delfiny rozbełtały morze, Afrodyta wsiadła do muszli i... resztę już znacie.
Od tego czasu miłość stała się towarem ogólnodostępnym, ludzie mieli więcej rozrywek, a bogowie uciechy. Poza tym przybył jeszcze jeden powód do zabijania oraz zazdrości i nie zmienił tego nawet fakt urzędowego wprowadzenia w życie ustawy o "miłości bliźniego", przegłosowanej przez konkurencję w późniejszych wiekach. Wprawdzie na różne sposoby próbowano zrobić jej antyreklamę, zaliczając między innymi także w poczet grzechów, ale, jak można było przewidzieć, ludzie woleli jednak grzeszyć aniżeli pościć.
Cóż, z naturą i tradycją raczej trudno walczyć.
Re: Opowieść klasyczna
No nie wiem czy to o prawdziwej miłości, bo mawiają że prawdziwa miłość nie zazdrości, nie unosi się pychą, gniewem itd.
ani nie kocha tego co na zewnątrz...
chyba, że chodzi o to że wszystkich zamienia w pięknych, jak tą Afrodytę...
Pozdrawiam
ani nie kocha tego co na zewnątrz...
chyba, że chodzi o to że wszystkich zamienia w pięknych, jak tą Afrodytę...
Pozdrawiam

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Opowieść klasyczna
Och, to tylko taka luźna przeróbka mitu o Afrodycie, SamoZuotko. 
Wyłącznie dla zabawy.
Dzięki, że wpadłaś z wizytką.
Wszystkiego Dobrego

Wyłącznie dla zabawy.
Dzięki, że wpadłaś z wizytką.


Wszystkiego Dobrego

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Opowieść klasyczna
ha, Mila, to jest to! Zawsze wolą grzeszyć, niż pościć! A tekst - cymesi! Usmiałam sie przy Sylwestrze!!!
I wszelkiej radości Noworocznie
Ewa






I wszelkiej radości Noworocznie
Ewa
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Opowieść klasyczna
Dzięki, Ewuńka. 
I Wszystkiego Najlepszego, w tym dużo okazji do radosnego grzeszenia.
Bo bez grzechów świat staje się nudny.
Zdrowie

I Wszystkiego Najlepszego, w tym dużo okazji do radosnego grzeszenia.


Bo bez grzechów świat staje się nudny.

Zdrowie

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Opowieść klasyczna
Dzięki, Czochratko. 
Cieszę się.
Zdrowie grzeszników

Cieszę się.
Zdrowie grzeszników

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: Opowieść klasyczna
Dowiodłaś, że starożytni także pojmowali bogów na swój obraz i podobieństwo. Wypracowanie bardzo ambitne, starannie napisane. Opowieść klasyczna i uniwersalna. Na tysiąclecia, że tak powiem.
Brawo. 


- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Opowieść klasyczna
Miło Cię zobaczyć, Krabuszku. 
Dziękuję pięknie.

Dziękuję pięknie.

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)