"Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

Wiersze i opowiadania dla najmłodszych czytelników, historyjki, bajki, baśnie.

Moderatorzy: skaranie boskie, eka

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 10 gru 2015, 18:55

Jest wiele rzeczy, które lubię robić, ale chyba najbardziej przepadam za moimi porannymi podróżami do pracy. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to dla mnie jeden z najprzyjemniejszych momentów dnia. Niewielu dorosłych potrafi się do tego głośno przyznać. Ci, których znam, raczej narzekają, że muszą wyjść o poranku do pracy. Właśnie przy nich nigdy nie chwalę się dobrym samopoczuciem. Pewnie obraziliby się albo po prostu uznali moje słowa za żart. Wyobrażacie sobie, że w gronie porannych ponuraków zjawia się nagle ktoś, kto tryska radością i woła: "Ach, jak dobrze wstać skoro świt!"? Nikomu z dorosłych nie opowiadam więc o porannych podróżach. Nie staram się też przekonywać ich, aby po wstaniu z łóżka uśmiechnęli się choć raz, zjedli z radością śniadanie albo serdecznie porozmawiali z bliskimi. Nie tłumaczę, dlaczego warto wyjść z domu tak wcześnie, zabrać ze sobą aparat fotograficzny i znajomą drogą wśród gęstwiny drzew podreptać do położonego o kilometr przystanku autobusowego. Milczę. To tajemnica. Cicho sza! Co innego dzieci, im powierzam wszystkie sekrety. Moi najlepsi przyjaciele mają po kilka lat, z pasją oglądają bajkę o Pszczółce Mai, a na czapkę mówią "capka". Potrafią słuchać. Są dobrymi krytykami. Gdy się uśmiechają, wiem, że to rodzaj pochwały. Przyłączam się do nich, chwytam rękami za brzuszek i śmiejemy się razem, a wtedy wszystko wokół staje się barwniejsze. Uśmiech to jeden z najzdolniejszych artystów. Nikt tak pięknie nie umie kolorować świata jak on. Mieszka w każdym z nas, czasami ukryty głęboko w sercu śpi. Niełatwo go wówczas obudzić. Niekiedy trzeba użyć podstępu. Tak właśnie było z uśmiechem psa, o którym chcę wam dzisiaj opowiedzieć. Jak wiecie, psy to niezwykle radosne stworzenia. Nie bez przyczyny uważa się je za najlepszych czworonogich przyjaciół człowieka. Potrafią uśmiechać się całym pyskiem, łypią przy tym figlarnie oczkami i merdają zabawnie ogonem. Bohater mojej opowieści był kiedyś właśnie takim radosnym zwierzakiem, ale pewnego dnia stracił wszystko, swojego pana, ulubiony kojec, wygodną budę, codzienny posiłek, nawet uśmiech, który postanowił zaszyć się głęboko w psim sercu. Oczy czworonoga natychmiast stały się smutne. Smutek, pomyślałam, patrząc na niego po raz pierwszy. Leżał przy szosie, w niewielkiej jamie wyścielonej jakimś starym gałganem. Gdy drogą przejeżdżał samochód, wyskakiwał na pobocze, głośno szczekając. Spoglądał nieufnie, warczał, jakby chciał powiedzieć: "odczep się!" albo "zostaw mnie w spokoju!". Potem kładł się z powrotem do legowiska i zrezygnowany zastygał w oczekiwaniu. Odgłos nadjeżdżającego auta ożywiał go na nowo, najpierw nadstawiał uszy, zaczynał węszyć, potem merdać ogonem i szczekać. Kiedy scenariusz powtórzył się kilkakrotnie, zrozumiałam, z jakim problemem musiał zmierzyć się Smutek. Każde kolejne auto wzbudzało w nim nadzieję, że jego pan jednak wróci. Tęsknota za domem przegoniła uśmiech z jego oczu i uczyniła je smutnymi. Biedne zranione psie serduszko nie potrafi zapomnieć, pomyślałam ze współczuciem. Odtąd moje poranne spacery zyskały nowy wymiar. Oswajanie to długi proces, ale efekt wart jest wysiłku. Słowa nie były potrzebne, wystarczyła sama obecność i kilka aromatycznych przysmaków. Wkrótce mój nowy czworonogi przyjaciel przyzwyczaił się do towarzystwa dziwnej postaci, która co dzień o tej samej porze przystawała na kilka minut przy jego legowisku, patrzyła w milczeniu, a odchodząc zostawiała smakowicie pachnący upominek w postaci kiełbaski, kości lub kanapki. Jego spojrzenie złagodniało, a puszysty ogon, falując nad drobną sylwetką zwierzęcia, zdawał się mówić "dzień dobry". Odpowiadałam uśmiechem na znak, że rozumiem i też cieszę się ze spotkania. Mijały dni. Nadeszła jesień. Las zmieniał się w oczach. Umilkły głosy ptaków, drzewa pokraśniały w słońcu, a ziemia pokryła się barwnym kobiercem liści. Strzępki pajęczyn wirowały w powietrzu niczym szybowce. Ranki stały się zimne. Chłód przenikał przez ubranie, szczypał w uszy, zachłannie lizał dłonie. Smutek wciąż czekał na znajomy warkot silnika, ukochany zapach domu, przyjaźnie brzmiący głos. Nawet nie chciał słyszeć o odejściu z miejsca, w którym przed kilkoma tygodniami pozostawił go pan. Pan nie wracał, a wierne psie serce nadal czekało. Byłam zła na tego człowieka. Kimkolwiek jest, nie ma serca, myślałam w gniewie. W listopadzie spadł pierwszy śnieg. Prószył przez całą noc, zmieniając świat nie do poznania. Nie mogłam spać. Patrzyłam przez okno na płatki śniegu błyszczące w świetle lampy i myślałam o moim czworonogim przyjacielu, który tej nocy był sam. Wtedy właśnie postanowiłam odnaleźć jego właściciela. Wierzyłam, że kimkolwiek by nie był ten człowiek, uda mi się go przekonać do wspólnego działania. Smutek natychmiast potrzebował nowego domu. Nie chciał opuścić przydrożnego rowu. Gotowy był tam zamarznąć w oczekiwaniu na pana. Jeśli nie odnajdę tego człowieka, biedne zwierzę umrze z wyczerpania. Kolejnych kilka dni spędziłam pracowicie. Przeobraziłam się w detektywa niestrudzenie próbującego rozwikłać zagadkę zaginionego właściciela psa. Zadanie nie należało do łatwych. Po kilku godzinach poszukiwań wciąż nic nie miałam. Nikt z mieszkańców okolicznych wiosek nie rozpoznał psa widniejącego na zdjęciu. Sukces przyszedł niespodziewanie. Po kilku godzinach poszukiwań zmęczona i głodna weszłam do sklepu, aby kupić ulubioną grahamkę. Pani sklepowa, okrąglutka sympatyczna dama z okazałym kokiem na czubku głowy powitała mnie z uśmiechem i natychmiast wścibskimi oczkami przyjrzała się trzymanemu przeze mnie zdjęciu.
- Toż to Dino, pies pani Janeczki z końca wsi!
Poczułam się tak, jakby ktoś przyprawił mi skrzydła. Podskoczyłam w miejscu niczym na trampolinie i wybiegłam ze sklepu. Biegłam szybciej od strusia, a za mną pędził okrzyk ekspedientki:
- Nie wzięła pani bułeczki!
Nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Wreszcie znalazłam właścicielkę Smutka, to ważniejsze od nakarmienia grających marsza kiszek. Zresztą, zapomniałam o głodzie.
- Pani Janeczka z końca wsi! Pani Janeczka z końca wsi! - powtarzałam jak mantrę, przemierzając kolejne metry wąskiego chodnika ciągnącego się jak wstążka wzdłuż szosy.
Pani Janeczka mieszkała w niezwykłym miejscu. Dom, przypominający baśniową chatkę z piernika, rzeczywiście stał na końcu wsi. Otoczony wysokim parkanem nie był widoczny z szosy, dopiero, gdy się przekroczyło furtkę, odkrywał swoje piękno. Ta zaczarowana kraina rządziła się zupełnie innymi prawami niż świat zewnętrzny. Przekonałam się o tym zaraz po wejściu na teren tej cudownej posiadłości. Przywitał mnie biały kruk, który przemówił ludzkim głosem:
- Dzień dobry! Czy jest pani umówiona?
Zaniemówiłam ze zdziwienia. Stanęłam i z coraz szybciej bijącym sercem przyglądałam się gadającemu ptakowi. Wiedziałam, że w obrębie tego gatunku zdarzają się rzadkie okazy mające białe upierzenie. Słyszałam o ich inteligencji, a także umiejętności naśladowania różnych dźwięków, w tym ludzkiej mowy. Ten jednak osobnik wydawał się niezwykły. Patrzył na mnie wypukłymi czarnymi ślepkami, przekrzywiając zabawnie niewielką głowę ozdobioną długim masywnym dziobem.
- Baltazarze, z kim rozmawiasz? - usłyszałam ciepły zamszowy głos dobiegający z głębi ogrodu.
Kruk rozłożył skrzydła, zatrzepotał nimi energicznie, po czym bez słowa wniósł się w powietrze.
- Pani do mnie? - padło ponowne pytanie, ale tym razem z zupełnie z innej części ogrodu.
Odwróciłam się zaskoczona. Kilka metrów przede mną stała staruszka. Trzymała w rękach pęk kolorowych liści klonu i uśmiechała się. Wyglądała jak wróżka z bajek, które zapamiętale czytałam w dzieciństwie. Miała poczciwą twarz z delikatną siateczką zmarszczek, młode oczy pełne blasku.
- Pani Janeczka? - bąknęłam. - Szukam pani od kilku dni...
Czasami na swojej drodze spotykamy kogoś, dzięki komu zaczynamy czuć się wyjątkowo, a nasze życie nabiera szczególnego blasku. Pani Janeczka należała właśnie do tego gatunku ludzi. W ciągu zaledwie kilku minut rozmowy utwierdziła mnie w przekonaniu, że moje dotychczasowe działania, nawet te pozornie nic nieznaczące, mają niesamowitą wartość, ponieważ wypływają prosto z serca. Czyż nie była dobrą, serdeczną wróżką, a jej słowa zaklęciami zdolnymi przyprawić skrzydła nawet tym, którzy nie wierzą w magię? Siedziałam przy kominku z kubkiem gorącego kakao i przyglądałam się Baltazarowi łapczywie pochłaniającemu kąski mięsa, które podsuwała mu pani Janeczka. Obydwoje stanowili sympatyczną parę przyjaciół rozumiejącą się bez słów. Staruszka cierpliwie dzieliła pokarm na porcje, a kruk w tym czasie zabawnie kołysał się na boki, powtarzając:
- Mięsko dobre! Mięsko dobre!
Kakao smakowało wyśmienicie, a ciepło bijące od kominka sprawiło, że znów poczułam się silna. Nakarmiony Baltazar usiadł na przytwierdzonej do ściany gałęzi i najwyraźniej przysnął, bo nie odezwał się tego popołudnia już ani razu. Pani Janeczka opowiedziała mi o złym czarodzieju, który wyskoczył z pewnej gry komputerowej. Jego moc była tak wielka, że w ciągu jednej nocy zatruł serduszka dzieci na całym świecie. Zły czar sprawił, że wszystkie maluchy, zamiast opiekować się swoimi zwierzątkami, traciły czas na gry komputerowe, a ich rodzice nie dostrzegali w tym zachowaniu nic niewłaściwego. Tysiące małych bezbronnych stworzeń w jednej chwili straciło przytulny dom. Pani Janeczka pomagała im wszystkim jak tylko mogła. Kiedy czarodziej zakradł się do ogrodu dobrej wróżki, aby ją zniszczyć, Dino stanął mu na drodze. Tylko mądre i wierne serce może uchronić nas przed złym czarem. Dino uratował dobrą wróżkę i wszystkie zwierzątka mieszkające w ogrodzie, lecz trucizna z różdżki czarodzieja przeniknęła do psiego serca, pozbawiając je radości. Okrutny mag porwał Dina. Na próżno pani Janeczka szukała swego czworonogiego pupila. Słuch o nim zaginął.
- Teraz Dino będzie mógł wrócić do domu... - powiedziałam z uśmiechem.
- Niestety, to nie jest takie proste... - odparła ze smutkiem staruszka. - Nasz przyjaciel jest nadal w mocy złego czaru, a uratować go mogą tylko dzieci.
- W jaki sposób? - zapytałam, czując, jak moja radość pryska.
Dowiedziałam się, że tylko wy, drogie dzieci, możecie uratować Dina. Każde zwierzątko potrzebuje pomocy. Ilekroć okazujecie mu życzliwość, poświęcacie mu czas i szanujecie jego prawo do życia, sprawiacie, iż moc zatruwająca serce mojego czworonogiego pupila maleje. Wierzę, że Dino wkrótce wróci do domu...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#2 Post autor: karolek » 20 gru 2015, 14:31

Bardzo ładnie i z morałem, a ten najważniejszy w tekstach dla dzieci.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 20 gru 2015, 18:54

Karolku, dziękuję, że przeczytałeś, choć tego typu teksty wydają się poza kręgiem Twoich zainteresowań:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#4 Post autor: Gorgiasz » 20 gru 2015, 20:06

Tekst jest dobrze napisany, ale mam pewne zastrzeżenia.
Przede wszystkim, to nie jest bajka dla dzieci, zbyt wyrafinowane i zaawansowane słownictwo (z wyjątkiem niepasującego do całości zakończenia). Secundo, nienaturalna scena u pani Janeczki. Bohaterka przychodzi zaaferowana konkretnym problemem i zamiast bezzwłocznie przystąpić do niego, popija kakałko, a gospodyni – zupełnie bez związku – opowiada o jakiejś grze komputerowej, nieokreślonym magu, nieznanych wróżkach i czarach. Język i styl opowiadania ulega nagle zmianie – na gorsze. Błyskawicznie następuje konkluzja, w postaci moralizatorskiego wniosku, który pojawia się znikąd, to znaczy nie jest logiczną konsekwencją przedstawionej dotychczas fabuły. Mam wątpliwości, czy dzieci to kupią, ale według mnie, brzmi to nieprzekonująco i sztucznie.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 20 gru 2015, 21:03

Gorgiaszu, mam podobne spostrzeżenia, próbowałam to zmienić, ale... wierz mi, nie potrafiłam! Albo tak musi być, albo tekst się uleży i dopiero wtedy zrobię drugie podejście. Dziękuję za komentarz. Pozdrowionka:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#6 Post autor: karolek » 21 gru 2015, 7:19

Stanę w obronie tekstu - ponieważ jest przeznaczony dla dzieci, nie żelazna logika jest tu tak ważna, a wręcz dobrze, że autorka tak rozwiązała problem realizmu, który dla dzieci nijak by pasował - nie trafiałby do nich, natomiast gry którymi dzieci są obecnie oczarowane, to bardzo dobry pomysł.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 21 gru 2015, 14:32

Karolku, dziękuję za opinię. Bajkę trzeba zmienić, zwłaszcza, że pracuję obecnie nad dwoma cyklami takich opowieści dla dzieci i każda kolejna ma związek z poprzednią:) Pozdrowienia:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#8 Post autor: eka » 21 gru 2015, 18:43

:myśli: Dzieckiem nie jestem, ale bardzo mi się zrobiło żal psiaka z tej bajki. Tak mocno żal, że mam mega pretensje do Ciebie, Alicjo.
Po pierwsze: tak tłumacząc zachowanie psa, budzisz w maluchach lęk przed nim, jak i innymi, które skrzywdzone przez człowieka są nieufne, nie zachowują się jak przytulanka.
Trzymajmy się z dala od złych czarów, od "złych" psów.
Po drugie: chcąc nie chcąc straszysz czarną magią zamkniętą w psie, jednocześnie każąc im się przełamywać, ratować, oswajać to złe stworzenie. Dla wrażliwych dzieci potężne wyzwanie, bo tylko dzieci niby mogą uratować psiaka. Ponieważ w realu mogą zobaczyć warczącego psa albo miotającego się na łańcuchu... pomyśl obarczasz ich odpowiedzialnością za naprawę status quo.
A jak dziecko ugryzie?
:kofe:
Sprawnie napisana bajka, ale nieprzemyślana ze względu na specyficznego odbiorcę.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#9 Post autor: Alicja Jonasz » 21 gru 2015, 19:22

Eka, dziękuję, że uświadamiasz mi te wszystkie niedopatrzenia. Nie patrzyłam na problem od tej strony :myśli:
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Bajki o zwierzakach" - "Smutek"

#10 Post autor: karolek » 22 gru 2015, 8:25

.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2016, 11:16 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ

Wróć do „UTWORY DLA DZIECI”