Zbliża się ciepło

Proza w pigułce, drabble.

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Zbliża się ciepło

#11 Post autor: zdzichu » 18 kwie 2016, 23:50

Aż dwa teksty w jednym. Łosz end goł, normalnie, panie Refluks. Właściwie to miałem się nie donosić, bo już Waści paani Alicja tyle słodkości wysłała, że zemdlić może, ale przypomniało mi się, że wszystkiemu ten skurwiel, Noe, winien. Po kiego zabierał te wszystkie paskudztwa na arkę, skoro dobry Bóg tak sprytnie wykombinował, żeby swój wybrany ludek od niego uwolnić? Na pohybel z Noe! Wykreślić gnoja z Biblii! Razem z robalami.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Zbliża się ciepło

#12 Post autor: refluks » 19 kwie 2016, 15:23

A gdyby trzeba było podjąć decyzję czy wszystkie owady czy żadne?

Tu słów kilka o mrówkach

Nadzwyczajne stworzenia.
Kiedyś jako malec spędziłem kilka godzin gapiąc się na ich pracowitość.
Wędrowały z mrowiska w oddalony od niego o kilkanaście metrów punkt.
Dla mnie kilka kroków, dla nich maraton.
Wracające do mrowiska dotykały czułkami wędrujące z niego, jakby sobie coś przekazując.
Położyłem na ich trasie rodzynkę.
Wdrapywały się na nią, wpierw lepkość na pyszczek nabierały, potem nadgryzały ile mogły i niosły to do mrowiska.
Przyszło mi do głowy, żeby ulżyć im w pracy i kolejne rodzynki kładłem rozerwane.
Po jakimś czasie z rodzynek zostawały tylko błonki.
Jedna mrówka wzięła w żuwaczki błonkę i jęła ciągnąć.
Delikatnie chwyciłem resztkę z mrówką i zaniosłem do mrowiska. Wylazło z niego kilka mieszkanek i zgromadziły się przy przyniesionym, następnie porozgryzały na maciupeńkie części i wciągnęły do mrowiska, z którego już nie wychodził rządek czarnych robaczków, a tylko do niego wracano. Najwyraźniej poinformowały się jakoś, że jedzenia w domu jest i nie trzeba już po nie wędrować.
Uznałem, że mrowisko już nieczynne.

Udałem się do domu i zległem na wersalce myśląc o mrówkach.
Zawstydziłem się, całe popołudnie spędziłem na próżnowaniu, aby obiad babciny zjadłem i grymasząc, a po nim stanowczo odmówiłem posprzątania po sobie i pognałem z patykiem do sadu z lubością drąc się i płosząc szpaki z wisien.
Tymczasem one, w porównaniu ze mną takie maleńkie, tak ciężko pracowały.
Na drugi dzień od rana oddałem się pracy i po obiedzie zaszedłem do nich.
Już nie miałem rodzynek, to im ziemniaki z obiadu położyłem, ale jakby z wyrzutem na mnie spoglądały na taki poczęstunek i omijały go.
Obraziłem się i więcej do nich nie zaglądałem.
Wakacje się skończyły, a ja wyjechałem.
Dopiero dziś mi się o nich przypomniało, chętnie bym je odwiedził, ale nie ma już pewnie tego mrowiska, a jesli nawet, to ja przestałem lubić rodzynki.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Zbliża się ciepło

#13 Post autor: eka » 02 maja 2016, 13:13

1.
Lato, tak zachwycające dla niektórych.
I pojawiają się:

- Muchy. Nie ma firanki, przez którą te nie przedostaną się do mieszkania. Nad ranem, gdy człowiek dosypia resztę nocy urokliwie okazują swe istnienie.
Cały dom mają do dyspozycji, ale nad śpiącym najbardziej lubią latać. Do wścieknięcia!
Mogą połazić wszędzie i swoje gryzaki wtopić w resztki mikroskopijne, ale nie, w odkryte części ciała się będą wgryzać.

- Pająki. Szczególnie te z paradoksalnie długimi nogami i kulkowatymi korpusami, do których z wiatrówki można strzelać, tylko zasłonę odsuń, a już w kącie siedzi.

- Komary. Pytaniem „Po co to istnieje?” Boga obrażam, ale nie pojmuję na cholerę to komu?
Patrzysz wieczorem na telewizję, wykąpany, wykremowany, wygniatasz sobie podusie na okoliczność zaśnięcia. I gasisz odbiornik. I się zaczyna. Bzzz, bzzz, bzzz. Wstajesz, kapeć w rękę, zanim zlokalizujesz dziadostwo ciśnienie wzrasta sześćset. Jest! Z całej siły. Samica była, plama na ścianie. Z samcem łatwiej, przyschnie, się zdrapie. Kładziesz się. Bzz, bzz, bzz.
Jak już wszystko wytłuczesz jest pierwsza nad ranem. Adrenalina nie pozwala zasnąć i wysoka temperatura też, ale okna nie otworzysz, bo już tylko czekają, żeby do domu wtargnąć.

- Koniki polne. Coś je tak zmutowało, że skaczą i fruwają na wysokość kilku pięter i pragną towarzystwa ludzi. Nie ma kapcia, którym można by to zatłuc.

- Glizdy gładkie i włochate. Na balkon się wdrapują i siedzą w kwiatku, dopóki się nie znudzą i ciekawość je do mieszkania zaprowadzi. Wchodzą na budzik i do ucha. I w czereśnie, śliwki, bober, a koperku aż się roi od mszyc.

- Bliżej nieokreślona drobnica latająca. Spadnie deszczu trochę w powietrzu wiszą w parkach ściany jakiś muszysków. Nie zauważysz na czas – masz je w płucach.

A milion gatunków obrzydlistwa jeszcze!

Jedyne, co ładne z robaków w lato, to te stworki kolorowe z kategorii chrząszczy czy żuczków.
Takie to hecne!

Byle do zimy. Wymrozi robactwo.
2.
W dzieciństwie spędzałem wakacje u dziadków na wsi.
Od wiosny do późnej jesieni wieś tętniła życiem: ryczały krowy, turkotały ciągniki, ludzie się przy robocie uwijali, fury z sianem jeździły, konie ciężko pracowały i owady też.
Ileż ja miałem roboty od rana!
Wypadałem z domu, gdy jeszcze poranek był zimny, kury wypuścić, wody świeżej im nalać, ziarna posypać, królikom narwać mleczu, pomiętosić maciupne kaczuszki, zajrzeć do obory, cielątko pogłaskać po łebku i poczuć małe różki i stojąc na odwróconym wiadrze popatrzeć na ruszające się w gniazdku jaskółcze pisklaki, potem w kota walnąć ziemniakiem, i polecieć na drogę i przed sklep, a tam arcyciekawe rzeczy!
Sprzed domów mleko w bańkach zbiera pan i ładuje na przyczepę traktora, fascynujące urządzenie!
A pan traktorzysta ma na prawym przedramieniu wielki nóż wytatuowany i dwa złote zęby, i do każdej baby się uśmiecha, coś mówi, a te chichoczą i „No co Pan!” i znowu chichoczą.
A przed sklepem baby w jednej grupie, chłopy w drugiej i ćmią papierosy. I co jakiś czas jeden pyta „Jedzie żuk?” A któryś idzie na drogę i patrzy i od razu nie odpowiada, wraca, papierosa pociąga, smakuje wdychnięte, wypuszcza, patrzy na wszystkich i dopiero mówi, że nie jedzie.
Ale w końcu przyjeżdżał. I wynosił pan kierowca skrzynki pełne ciepłego chleba, okrągłego, z rumianą skórką. Babka moja sklepową była, od razu wielkim nożem mi piętkę odkrawała, zęby ześlizgiwały się po tym zrumienionym, ale w końcu zatapiały się w smakowitym miękkim.

Ale wracając do pająków.
Napatrzyłem się na nie, a było ich dużo i różnych rodzajów.
Najwięcej było korsarzy, kulki z długimi nogami. Tkwiły na ścianach w piwnicy. Co one jadły, to nie wiem. Nie pletły pajęczyn.
A raz widziałem w komórce z drewnem jak pszczoła wpadła w sieć. Zorganizował ją mały pająk. Trzepotała się ta pszczoła a pająk myk po niej w jeden koniec sieci, po kilku sekundach myknął w drugi i znowu w następny. Po kilku minutach pszczoła była owinięta. Szkoda mi było pszczoły, mogłem ją patykiem uwolnić, ale patrzyłem zafascynowany na okrucieństwo życia.
Jednego pająka zastrzeliłem.
Był ogromny i usytuował się na nierównościach skutej pod kafelki ścianie łazienki. Oceniłem sytuację: nie było możliwości go zabić kapciem. Udałem się do pokoju i do łazienki wróciłem z wiatrówkowym pistoletem. Wymierzyłem i załatwiłem intruza jednym strzałem. Zwinął się i wpadł do wanny. Stwierdziłem zgon, wiatrówkę odniosłem na miejsce i dopiero się rozdarłem, żeby babcia przyszła i trupa wyniosła.
I dorosłem.
Nadal tłukę paskudztwa, ale nie zawsze.
Bo zdarzyło mnie się na dywanie zauważyć kulkę czarną. Schyliłem się, chcąc farfocla podnieść i wyrzucić, w palce swe chwytam a to żywe! Pająk! Podskoczył na jakiś centymetr i patrzy na mnie. Nie odpuszcza. Myślę: twardy zawodnik. W sekundzie stałem nad nim ze słoikiem i karteczką. Podebrałem bandytę i we słoiku wyniosłem na zewnątrz. Na pożegnanie jedną swą kończyną przejechał sobie pod główką obiecując mi, że to nie koniec.
I mu wierzę.
3.
Tu słów kilka o mrówkach

Nadzwyczajne stworzenia.
Kiedyś jako malec spędziłem kilka godzin gapiąc się na ich pracowitość.
Wędrowały z mrowiska w oddalony od niego o kilkanaście metrów punkt.
Dla mnie kilka kroków, dla nich maraton.
Wracające do mrowiska dotykały czułkami wędrujące z niego, jakby sobie coś przekazując.
Położyłem na ich trasie rodzynkę.
Wdrapywały się na nią, wpierw lepkość na pyszczek nabierały, potem nadgryzały ile mogły i niosły to do mrowiska.
Przyszło mi do głowy, żeby ulżyć im w pracy i kolejne rodzynki kładłem rozerwane.
Po jakimś czasie z rodzynek zostawały tylko błonki.
Jedna mrówka wzięła w żuwaczki błonkę i jęła ciągnąć.
Delikatnie chwyciłem resztkę z mrówką i zaniosłem do mrowiska. Wylazło z niego kilka mieszkanek i zgromadziły się przy przyniesionym, następnie porozgryzały na maciupeńkie części i wciągnęły do mrowiska, z którego już nie wychodził rządek czarnych robaczków, a tylko do niego wracano. Najwyraźniej poinformowały się jakoś, że jedzenia w domu jest i nie trzeba już po nie wędrować.
Uznałem, że mrowisko już nieczynne.

Udałem się do domu i zległem na wersalce myśląc o mrówkach.
Zawstydziłem się, całe popołudnie spędziłem na próżnowaniu, aby obiad babciny zjadłem i grymasząc, a po nim stanowczo odmówiłem posprzątania po sobie i pognałem z patykiem do sadu z lubością drąc się i płosząc szpaki z wisien.
Tymczasem one, w porównaniu ze mną takie maleńkie, tak ciężko pracowały.
Na drugi dzień od rana oddałem się pracy i po obiedzie zaszedłem do nich.
Już nie miałem rodzynek, to im ziemniaki z obiadu położyłem, ale jakby z wyrzutem na mnie spoglądały na taki poczęstunek i omijały go.
Obraziłem się i więcej do nich nie zaglądałem.
Wakacje się skończyły, a ja wyjechałem.
Dopiero dziś mi się o nich przypomniało, chętnie bym je odwiedził, ale nie ma już pewnie tego mrowiska, a jesli nawet, to ja przestałem lubić rodzynki.
A gdyby trzeba było podjąć decyzję czy wszystkie owady czy żadne?

Przedstawiłeś fabularnie proces zmiany nastawienia do małych skrzydlatych; od totalnego potępienia do entuzjastycznego zachwytu.
Wszystko zależy od cech indywidualnych stworków, nieprawdaż?
Najciekawsze jest drugie opko, a szczególnie fragment z inteligentną czarną kulką, która obiecuje :)

Wszyscy tkwimy w walce o byt. Zupełny brak przeciwnika spowodowałby zanik umiejętności obronnych, zatem spośród wszystkich "owadów" eliminujmy te, które nas mogą wyeliminować.

Fajne pisanie, Autorze.
Całym sobą?
Może.

Opko nr 1.
Salwy śmiechu, bardzo dobry jesteś w prześmiewczości.

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Zbliża się ciepło

#14 Post autor: refluks » 06 cze 2016, 12:50

Z uwagi na bana okruch trochę przeterminowany.

Jeszcze miesiąc, półtora i znów usłyszę jaskółki.
Gdy byłem dzieckiem ich odgłos zwiastował rychły koniec roku szkolnego i wakacje.
Na stanowisko pierwsze dworca autobusowego zajeżdżał autobus i wiózł mnie na wieś do dziadków.
Wysiadałem na przystanku i do ich domu biegłem.
Po drodze sklep, gdzie babka sprzedawała, i do dziadka; palił papierosa i z kredensu wyjmował kisiel i drożdżowca. Z pajdką ciasta wybiegałem sprawdzając, co zmieniło się od ostatniej mojej wizyty.
Nowy pies, cielątko podrosło, wisienkę wichura złamała.
Bywało, że mnie na kolonie wysyłano. Ciekaw byłem gór i morza, ale gdy kończył się turnus, to cieszyłem się.
Znowu pobiegnę pod ulubioną jabłonkę i znajdę pod nią słodkie cuda, a w ogródku zerwę z porzeczki strączek, do ust cały włożę, zacisnę i słodką kwaśność zatrzymam.
I co roku inny przyjaciel, pomylony królik, który za niemowlęcia wypadł z klatki, trójka kurczaków, która uchowała się z dwudziestu pisklaków zakupionych na rynku, albo kaczorek bez oka.
I zawsze w oborze gniazda jaskółek były. Gdy się palce nad nie przystawiło, to pisklaki wyciągały szyjki i otwierały dziobki szeroko. Polowałem na muchy i im zanosiłem, wrzucałem do gniazdka, ale nie wiem czy jadły.
Już tego świata dawno nie ma.
Ale zawsze w czerwcu, gdy słyszę te czarne błyskawiczki wracam do czasów, gdy byłem tak szczęśliwy.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Zbliża się ciepło

#15 Post autor: eka » 06 cze 2016, 19:04

Mam też ową inwersyjną przypadłość wyrzucania orzeczenia na koniec wypowiedzi, ale staram się, jak tylko potrafię, eliminować ją w tekstach. Tutaj zrobiłeś z niej dominantę stylistyczną, cokolwiek to znaczy - osłabia - okruch.
Przed albo (niepowtórzonym) nie stawiamy przecinka, ale tutaj nawet można go bronić.
refluks pisze:Z pajdką ciasta wybiegałem, aby sprawdzić [sprawdzając] co zmieniło się od ostatniej mojej wizyty.
Styl sprawozdawczy na poziomie... końca podstawówki. Celowe? Chyba tak, skoro poprzednie okruchy napisane inaczej.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OKRUCHY PROZATORSKIE”