Zawsze lubiłam bawić się sama.W największym pokoju, na parterze stała ogromna szafa.Właśnie tam chowałam swoje zabawki.Już wtedy dziadek był chory.Dlatego mama zabroniła mnie i bratu głośno mówić.Siedziałam więc w dużym pokoju i po raz kolejny próbowałam ulepić z plasteliny małego ludzika.Znudziły mnie wszystkie sztywne lalki i pluszowe miśki.Ale za każdym razem mały ludzik nie bardzo przypominał człowieka.Najczęściej składał się z dwóch kulek i czterech pałeczek.Byłam już bardzo zmęczona. Podeszłam do okna. Naprzeciwko mieszkał pewien malarz. Pojawiał się na ulicy w dużym,czarnym cylindrze i z czarną laską.Wyglądał tak tajemniczo.Właśnie przechadzał się wokół swojego domu, który zwracał uwagę wszystkich mieszkańców okolicy. Miał w jednym skrzydle ogromną wieżę i ściany w różnych kolorach.Nasze okna wychodziły na tę pomarańczową. Po chwili malarz zniknął w drzwiach swojego domu.Postanowiłam więc pójść do dziadka.Leżał na ogromnym łożu w małej, białej czapeczce na głowie.Jak zwykle marudził.Kazał przynosić sobie do łóżka mnóstwo rzeczy. Na koniec prosił zawsze o fotografie. Przypatrywał się sobie na zdjęciach i mówił, że jutro już umrze.Dlatego zaraz po przebudzeniu ,w piżamie szłam sprawdzić na górę, czy żyje.Dziadek spał zazwyczaj o tej porze i tylko po jego oddechu poznawałam, że ma się dobrze.Po codziennym oglądaniu fotografii też zasypiał.Słyszałam ciężki, ale miarowy oddech. Lubiłam bawić się jego ręką, gdy spał.Miał takie napęczniałe, wystające żyły.Naciskałam zawsze jedną z nich i patrzyłam, jak kawałek dalej potężnieje. Mogłam tak długo bawić się i nic nie czuł.Ale z czasem zaczęłam go podejrzewać, że mnie podgląda. Wtedy szybko odkładałam rękę.
Było samo południe.Znowu znudził mnie plastelinowy człowieczek.Z wściekłością zaczęłam zalepiać plasteliną szpary w podłodze.Właśnie wgniatałam plastelinową głowę, gdy zrobiło się zupełnie ciemno.Podeszłam do okna.Sądziłam, że będzie burza,ale nie spadała żadna kropla.Spojrzałam w stronę domu malarza i odskoczyłam przerażona.Zobaczyłam kręcącą się wokół swojej osi dużą, pomarańczową kulę.Kula zbliżała się do naszego domu.Wydawała się z każdą chwilą potężniejsza.Zerwał się silny wiatr, otworzył nawet jedną okiennicę...Pobiegłam na górę powiedzieć o tym mamie,ale wydawało się ,że schody nie mają końca.Wreszcie poznałam korytarz prowadzący do pokoju dziadka.Wbiegłam tam, chociaż był bardzo ciemny .Nie znalazłam jednak drzwi pokoju w tym samym miejscu, co zawsze.Nigdy też korytarz nie wydawał mi się taki długi.Weszłam do pokoju i nie znalazłam w nim dziadka.Łóżko, na którym leżał, było porządnie zaścielone.Przeraziłam się.Czyżby umarł i nikt mi o tym nie powiedział?!
Wyszłam na korytarz i z daleka usłyszałam jego głos. Wkrótce też nadjechał na małym rowerku mojego brata, ubrany w swoją koszulę nocną i białą czapeczkę. Zupełnie mnie nie zauważał. Jeżdził z jednego końca korytarza na drugi, wykrzykując niezrozumiałe dla mnie słowa i puszczając z rąk kierownicę. Próbowałam go zatrzymać, ale odepchnął mnie ręką. Zbiegłam na dół do taty, który usiłował schwytać kartki maszynopisu, rozrzucone przez podmuch wiatru. Gdy schyliłam się po leżącą kartkę, ta umykała mi spod nóg.Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.Bardzo zdziwiłam się, widzac w nich Bo, z którą posprzeczałam się kilka dni wcześniej. Była bardzo przejęta i palcem nakazywała mi milczenie. Zaprowadziłam ją do mojego pokoju, ale ona mówiła mi,że musimy się jakoś ukryć.Patrzyła z lękiem na okna, do których zbliżała się kula.Chciałam jej opowiedzieć o wyczynach mojego dziadka,ale Bo trzymała cały czas palec na ustach i szukała miejsca na kryjówkę. Podeszłyśmy do ogromnej szafy,w której babcia trzymała dziewięć fraków mojego dziadka. Wyjmowała te fraki co jakiś czas i solidnie czyściła. Bo popatrzyła na mnie. Zrozumiałam ją bez słów. Wsunęłyśmy się pomiędzy fraki i szczelnie zamknęłyśmy za sobą drzwi. Czułam ostrą woń amoniaku i drobne włoski nitek w ustach...Nie pamiętam, jak długo byłyśmy w tej szafie. Ostrożnie uchyliłam jej ciężkie drzwi. W domu było bardzo cicho. Babcia w kuchni robiła pierogi. Spytałam ,czy widziała tę kulę. Popatrzyła na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Pobiegłam do pokoju dziadka, ale nadal był pusty. Potem znów otworzyłam szafę i zaczęłam liczyć fraki. Było ich tylko osiem. Zniknął ten najporządniejszy...
Pomarańczowa kula
Pomarańczowa kula
Ostatnio zmieniony 15 sty 2012, 21:05 przez czochrata, łącznie zmieniany 1 raz.
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Pomarańczowa kula
Tajemniczo się zrobiło, Czochratka. 
Wprawdzie prowadzisz narrację w trochę zbyt szkolny sposób, ale mogę zrozumieć, że opowiadasz tak, jakby to robiła mała dziewczynka. Natomiast warto byłoby pozbyć się niektórych błędów stylistycznych i powtórzeń. Literówki też.
Pierwszą jednak rzeczą byłoby dodanie spacji po każdym przecinku i kropce.
Przykład:
"Gdy byłam mała,()lubiłam bawić się sama.()W największym pokoju,()na parterze(,) stała ogromna szafa.()Właśnie tam chowałam swoje zabawki". - uwierz, prawie nie można czytać, gdy litery i znaki zachodzą na siebie.
Dobrego

Wprawdzie prowadzisz narrację w trochę zbyt szkolny sposób, ale mogę zrozumieć, że opowiadasz tak, jakby to robiła mała dziewczynka. Natomiast warto byłoby pozbyć się niektórych błędów stylistycznych i powtórzeń. Literówki też.
Pierwszą jednak rzeczą byłoby dodanie spacji po każdym przecinku i kropce.

Przykład:
"Gdy byłam mała,()lubiłam bawić się sama.()W największym pokoju,()na parterze(,) stała ogromna szafa.()Właśnie tam chowałam swoje zabawki". - uwierz, prawie nie można czytać, gdy litery i znaki zachodzą na siebie.
Dobrego

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
Re: Pomarańczowa kula
Bardzo dziękuję Milu i SamoZuo za uwagi.Tekst dopracuję graficznie i nie tylko

Pozdrawiam!



Pozdrawiam!
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Pomarańczowa kula
ooo, proszę, jak to dziecko potrafiło uciec w świat fantazji w traumatycznym momencie! Bywa, bywa, i później człowiek dałby sobie rękę uciąć, że było tak, jak mu się zdawało, że jest...
Bardzo mi się spodobał tekst, poczytałam z przyjemnością.
A szafa - ja się lubiłam bawić na szafie, bo ja i moje parafernalia były tam bezpieczne przed zakusami mojego młodszego brata - wrednej bestii i złośliwej na dokładkę! Ale na szafę - nie właził, bo za mały był...
Mnóóóstwo serdeczności posyłam
Ewa
Bardzo mi się spodobał tekst, poczytałam z przyjemnością.



A szafa - ja się lubiłam bawić na szafie, bo ja i moje parafernalia były tam bezpieczne przed zakusami mojego młodszego brata - wrednej bestii i złośliwej na dokładkę! Ale na szafę - nie właził, bo za mały był...


Mnóóóstwo serdeczności posyłam



Ewa