Kołyska (1 i 2)
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Kołyska (1 i 2)
Przebić się przez konwalie.
*
Szum zwija myśli w kulki. Rozpadają się, dotykając sennych drobinek kurzu na klawiaturze.
A w kieliszku granatowo pełznie noc. Mówi: życie powoduje umieranie, czas i wszy.
I miłość.
**
Stamtąd uciec nie pomogę. Ale nie mieszkaj w ciszy. Opowiedz o kołysce z nieczłowieczego języka. O jej pięknie.
Proszę, nie płacz dziewczynko. Uparcie przenosisz spojrzenie wychudłej klaczy, kotka z odciętym ogonem,
rozdzierający kwik świń bitych metalowymi prętami w biegu do rzeźni. Psy na żelaznych łańcuchach.
I Oświęcim, i kolejne ukrzyżowania.
Przenosisz bez końca z ich miejsc.
Miliard wczesnych synaps zaszyjesz w rzekę, w zachody nad nią.
***
Nie zostawiaj kruchych śladów. Wszechświat hołubi silnych, dlatego ich kochamy, to żałosna konieczność.
Słabość - w każdej skali - kończy się bezradnym rozproszeniem.
****
Tak.
Kiedy czerwień kąsa wargę, tańczą krople krwi. Światło przyrasta zielenią.
Czerń to lancet.
W rozerwanej klatce żeber bezgłośnie eksplodują tony szarości. Pchają w oczy wykręcone kręgosłupy.
Oddychaj, bo nie zawsze z pionowych warstw pyłu cieknie powietrze. Idziesz po słupach jego milczenia.
Apokalipsa ma kolor popiołu.
Kołyska (2)
*
Stanąć wobec wiecznie nienażartej bestii i powiedzieć, patrząc w krwisto-czarne, zachłanne oczy: zabij, wszystko mi jedno.
Nie czuję lęku. Rzuciłaś w świat piękno obrazów, dźwięków, dotyku, bo przecież jesteś doskonała w złu i dobru, nie potrafisz inaczej.
Pogardę wobec naszej przeciętności można jednak upokorzyć.
Nie zależy mi.
Piękno w kruchych granicach czasu.
Za jego resztę złą też bierzesz odpowiedzialność, Gro, nazywana wszechświatem.
**
Czemu po latach rzuciłaś między wzgórze pamięci i rzekę zdziwień, tak wyczuloną na ruch światła? Moczyłam czubek stopy w każdym promieniu, delikatnie przeszukując umysły innych. Jesteście mroczni jak ja, lecz wystarczy niespodziewany tumult, podbrzeżne kwitnienie, by spod mulistego dna wyrwał się aromatyczny owoc.
Wszystkie olśnienia na porozrywanej promenadzie.
***
Falą przyboju przelaliście się przez dłonie. Zdarzenie jest wielorakie, jednocześnie inne, rozgałęzia początki i meandruje w czasie, opadając dorzeczami.
Być siłą, która podnosi i ściąga przypływy. Bo nam, niepewnym, na ostrych pęknięciach – otrzeźwienia.
Rozpylone zapadnie.
****
Prawda zmienia bestię w Obejmującego. W zanadrzu kołysze świty.
*
Szum zwija myśli w kulki. Rozpadają się, dotykając sennych drobinek kurzu na klawiaturze.
A w kieliszku granatowo pełznie noc. Mówi: życie powoduje umieranie, czas i wszy.
I miłość.
**
Stamtąd uciec nie pomogę. Ale nie mieszkaj w ciszy. Opowiedz o kołysce z nieczłowieczego języka. O jej pięknie.
Proszę, nie płacz dziewczynko. Uparcie przenosisz spojrzenie wychudłej klaczy, kotka z odciętym ogonem,
rozdzierający kwik świń bitych metalowymi prętami w biegu do rzeźni. Psy na żelaznych łańcuchach.
I Oświęcim, i kolejne ukrzyżowania.
Przenosisz bez końca z ich miejsc.
Miliard wczesnych synaps zaszyjesz w rzekę, w zachody nad nią.
***
Nie zostawiaj kruchych śladów. Wszechświat hołubi silnych, dlatego ich kochamy, to żałosna konieczność.
Słabość - w każdej skali - kończy się bezradnym rozproszeniem.
****
Tak.
Kiedy czerwień kąsa wargę, tańczą krople krwi. Światło przyrasta zielenią.
Czerń to lancet.
W rozerwanej klatce żeber bezgłośnie eksplodują tony szarości. Pchają w oczy wykręcone kręgosłupy.
Oddychaj, bo nie zawsze z pionowych warstw pyłu cieknie powietrze. Idziesz po słupach jego milczenia.
Apokalipsa ma kolor popiołu.
Kołyska (2)
*
Stanąć wobec wiecznie nienażartej bestii i powiedzieć, patrząc w krwisto-czarne, zachłanne oczy: zabij, wszystko mi jedno.
Nie czuję lęku. Rzuciłaś w świat piękno obrazów, dźwięków, dotyku, bo przecież jesteś doskonała w złu i dobru, nie potrafisz inaczej.
Pogardę wobec naszej przeciętności można jednak upokorzyć.
Nie zależy mi.
Piękno w kruchych granicach czasu.
Za jego resztę złą też bierzesz odpowiedzialność, Gro, nazywana wszechświatem.
**
Czemu po latach rzuciłaś między wzgórze pamięci i rzekę zdziwień, tak wyczuloną na ruch światła? Moczyłam czubek stopy w każdym promieniu, delikatnie przeszukując umysły innych. Jesteście mroczni jak ja, lecz wystarczy niespodziewany tumult, podbrzeżne kwitnienie, by spod mulistego dna wyrwał się aromatyczny owoc.
Wszystkie olśnienia na porozrywanej promenadzie.
***
Falą przyboju przelaliście się przez dłonie. Zdarzenie jest wielorakie, jednocześnie inne, rozgałęzia początki i meandruje w czasie, opadając dorzeczami.
Być siłą, która podnosi i ściąga przypływy. Bo nam, niepewnym, na ostrych pęknięciach – otrzeźwienia.
Rozpylone zapadnie.
****
Prawda zmienia bestię w Obejmującego. W zanadrzu kołysze świty.