Pierwsza przyszła w 1985. Jak to paczka? Dla nas? Na pewno?
Listonosz nie pomylił adresu, wszystko się zgadzało. Dołączyliśmy wtedy do grona wybrańców losu zasilanych przez rodzinę z Zachodu.
Otwieranie piętnastokilogramowego pudła było niemal jak misterium. Wszystko tak cudownie pachniało. Nawet dwa kilo rozgniecionych cytryn. Feeria kolorów, smaków i kształtów. Pierwsze w życiu Bounty faktycznie były smakiem raju. Nie mogłam w nocy zasnąć, myśląc o tym, czy ubiorę jutro bluzę z amarantowego weluru, sweterek w kwiatki, czy sukienkę w kolorze butelkowej zieleni z czerwoną lamówką i naszywką w kształcie srebrnego ołówka.
Jakbym złapała Pana Boga za nogi. Miał brytyjski akcent.
Panie Ruina, Pan mówisz, Pan masz
