Fajne pytania zadała także Ania, konkretne.
Znajduję w tym wszystkim pewien constans.
Rzeczywiście trudno pokochać śmierć, ale jeśli cierpienie jest ogromne, a to co nieuchronne i tak prędzej czy później nadejdzie, to męczarnią staje się wyczekiwanie na nią. Chcemy poczuć ulgę, pragniemy jej. Modlimy się o nią. To wszystko pcha nas w ramiona śmierci, gdzie czeka nas ukojenie. Czy zatem można się zastanawiać i postrzegać śmierć w kategoriach "miłość i pragnienie" nawet jeśli,(w co wątpię) to i tak wszystko to bardzo suche pozbawione światła i pełnej świadomości.
Zatem ta suchość bardzo mi tutaj pasuje.
Refleksyjnie.
Zastanowiłabym się tylko nad tym:
cierpiałem, byłem, pragnąłem.
