tabakiera pisze: ↑24 wrz 2017, 21:32
Ogłaszała się żoną Szatana.
Nie ufałam jej zwłaszcza, że sala
pełna była proroków i świętych.
Wciąż składała ofiary pod ścianą,
na lubego czekając. Ten amok
był potęgą, był darem, był wiarą.
Plotła jakieś pacierze co rano,
egzorcyzmy nad sobą czyniła.
Wyszła z niej potomkini Hitlera
i Stalina, i jeszcze Himmlera,
i Lukrecję - tę Borgię ściągnęła,
upuszczając krew chorą.
Cholera!
Przyszedł po nią prawdziwy małżonek:
wielki nochal, trzy zęby i członek
mocno spięty, a w łapskach dwa piwa…
Kto tu pacjent, kto zdrowy, kto siłacz?
z cyklu:
Oddział zamknięty
-----------------
Podmiot liryczny (nie mylić z autorem!) mocno zdystansowany wobec tytułowej Lilith, gdyby nie finalne pytanie, uznać by można, że negatywnie nastawiony, w najlepszym wariancie - obojętny wobec bohaterki. Lilith staje się przedmiotem jego lirycznego opisu ze stanowiska, jakby nie patrzeć, klasycznie behawioralnego. Czyli nieważne co czuje poddawany oglądowi obiekt, jakie nim kierują subiektywne siły i emocje, interesujące jest wyłącznie to, jak się zachowuje.
Opis wyglądu partnera to prawdopodobnie próba wyjaśnienia stanu chorej kobiety społecznymi uwarunkowaniami, a one też interesują behawiorystów.
No cóż, w myśl teorii neobehawiorystycznej człowiek postmodernizmu przede wszystkim kieruje się korową orientacją racjonalną, odczuwa niewiele, a emocje traktuje jako zbędny balast w przyswajaniu rzeczywistości. Asertywność i ogląd zachowań bliźniego pod lupą – to również klasyka korporacyjna wobec pracowników.
Trochę odbiegłam od meritum wiersza, ale uderzył mnie chłód podmiotu i zapewne stąd przywołanie behawioryzmu.
Spod behawioralnej inżynierii wyłamuje się, a mnie to ucieszyło ze względu na powstały potencjał interpretacyjny, końcowy wers drugiej zwrotki.
Urojeniowych wcieleń bohaterki od najmocniejszej jakościowo we wstępie Lilith - żony Szatana, po kolejne wyobrażenia następczyń, a dokładniej córek (potomkini), niefikcyjnych zbrodniarzy, podmiot liryczny nie analizuje, zaledwie wymienia. Odpowiedź – dlaczego są spod tego samego klucza - też nie pada. Zastanawiam się, czy sugestia nie leży w opisie menelskiego i brutalnego fizis jej małżonka. Obwinia się za związek z nim (pacierze, egzorcyzmy)?
Usprawiedliwia swoją destrukcję/agresję?
W sumie dobry chwyt autora, bo czytelnik sam szuka przyczyn choroby i jej uzewnętrznień. Mocniej wchodzi w tekst.
Podmiot bohaterce nie ufa, bo obok w sali innych wariatów więcej, ale, co bardzo ważne, zauważmy, że oni uważają się za proroków i świętych. Zatem tytułowa Lilith w tej palecie nienormalności jako jedyna, nietypowo, czuje się złem a nie dobrem. Przyznam, że jej odmienność mnie ujmuje. Jeśli popełniła jakiś wielki zły czyn, tym bardziej, bo nie ucieka w pozytywną iluzję.
A teraz bezpośredni zwrot do czytającego, czyli jak interpretować finał.
tabakiera pisze: ↑24 wrz 2017, 21:32
Kto tu pacjent, kto zdrowy, kto siłacz?
Szczerze mówiąc, behawioryzm jako zasada lirycznej konkretyzacji bohaterki odrzuca formę pytającą. Nadinterpretacja, czyli niewpisane w tekst refleksje czytelnika nie powinny wchodzić w rachubę, a wiersz jest (wg mnie) w przekazie jednoznaczny. Skąd mają się wziąć te wątpliwości?
Zatem.
Pacjentem jest uzależniona od prymitywnego testosteronu Lilith.
Siłaczem – jej małżonek.
Zdrowym – obserwujący podmiot.
Warsztat. I tu moje olbrzymie zdumienie.
Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, skąd wziął się mój brak czujności podczas czytania.
Z reguły historie z sali wariatów (z powodu anormalności bohaterów) skupiają uwagę przede wszystkim na treści. Znany mechanizm funkcjonowania mózgu, który najpierw wyławia nietypowość.
Ale się ogarnęłam jako niespełniony krytyk na niwie literackiej:)
Tabi!
Czemu ten wiersz w tym dziale?!
Regularny dziesięciozgłoskowiec, poza jednym wersem z przerzutnią emocjonalnej
cholery. Rymy w klauzulach, zdarzają się nawet dokładne: półtorazgłoskowe. W układzie parzystym z niewielkim odstępstwem.
Niestabilna pozycja średniówki (z tendencją do układu 4/6) burzy rytm wiersza, ale efekt rymów skutecznie go reanimuje.
Inwersje zapewne dla potrzeb rymowania, bo rażą nienaturalnością w wypowiedzi racjonalnego obserwatora, jakim jest peel.
W czwartej cząstce powtórzenie spójnika (i) oprócz wzmacniania wyliczanki, zapewnia stałą ilość sylab, ale w moim odbiorze to negatywny efekt stylistyczny, toporność, której nie da się usprawiedliwić nawet ewentualnym argumentem zastosowania stylizacji na mowę potoczną.
To chyba wszystko.
Aha, przecinek w drugim wersie, jako że w całości nienaganna interpunkcja, powinien znaleźć się po
jej, a nie po
zwłaszcza.
Pozdrawiam, mając nadzieję na kolejny z cyklu:)