eka pisze: ↑18 gru 2017, 20:38
Czy nihilizm egzystencjalny pozytywnie wpływa na twoją codzienność? Jeśli tak, to proszę o uzasadnienie.
Odpowiedź na to pytanie musiałaby być wyjęta z mojego życia prywatnego, dlatego odpowiem na jego zmienioną formę:
Czy nihilizm egzystencjalny wpływa pozytywnie na życie codzienne nihilistów egzystencjalnych?
Nie wiem. To trochę jakby zapytać, czy jesienna aura dobrze wpływa na melancholików. Jednemu zapewne będzie ciążyć, inny poczuje się jak ryba w wodzie. Należałoby zacząć od tego, skąd się bierze i jaki w ogóle może mieć wpływ na człowieka nihilizm egzystencjalny – i tutaj temat także domaga się solidnego opracowania, którego nie mam ambicji tworzyć na potrzeby niniejszej zabawy.
Myślę, że pewne podstawowe egzystencjalne wnioski w sposób naturalny nasuwają się pod wpływem elementarnej wiedzy na temat życia, człowieka i jego otoczenia. Zoologia klasyfikuje nas jako gatunek ssaka, którego przeciętna długość życia wynosi około 75 lat. Mózg rozwinął się u nas do tego stopnia, że jesteśmy zdolni do uświadomienia sobie kruchości i skończoności życia, naszej znikomości wobec czasu i kosmosu (Zapffe, Cioran, Ligotti piszą o tzw. nadmiarze świadomości prowadzącym do zdania sobie sprawy z absurdu istnienia). Rodzi się konflikt pomiędzy popędem do życia, instynktem przetrwania a perspektywą nieuchronnej zagłady. Wszystko wskazuje na to, że umrzemy. Twierdzenie to jest oparte na wnioskowaniu z analogii – wszyscy znani nam dotąd ludzie w historii umarli, mamy więc wszelkie podstawy do tego, by sądzić, że my także umrzemy. Kolejna naturalna teza, która się nasuwa, mówi o tym, że śmierć jest całkowitym końcem naszego istnienia, pojmowanego jako świadome bycie w świecie. Wszystko bowiem wskazuje na to, że świadomość jest produktem mózgu i po jego śmierci podmiot osobowy przestaje istnieć, tak samo, jak nie istniał przed pojawieniem się w świecie.
Perspektywa śmierci u większości ludzi powoduje znaczny dyskomfort psychiczny (którym w psychologii zajmuje się np. Teoria opanowania trwogi). Przeciętny człowiek jest w stanie zrobić bardzo wiele, aby owy dyskomfort od siebie odsunąć, zagłuszać go, eliminować.
Jak tego dokonujemy?
Jednym z głównych motorów napędzających owy dyskomfort jest... refleksja. Wszelkie głębsze romyślania o naszym życiu i miejscu w świecie prowadzą poprzez lub do świadomości śmierci. Dlaczego tak nienawidzimy nudy i potrzebujemy ciagle skupiać uwagę na czymś zewnętrzym? A właśnie po to, żeby nie dopuścić do kierowania naszej uwagi do wewnątrz nas, bo to skłanialoby do refleksji egzystencjalnej, a w skutku do przypływu świadomości śmierci (żeby się o tym przekonać, proponuję spędzić dłuższy urlop w odosobnieniu, bez mediów i "zabijaczy czasu").
Filozofowie nierzadko postępują tutaj odwrotnie. Z chęcią poświęcają część dnia nudzie i lenistwu ( Brodski –
Pochwała nudy; Cioran także pisze o pochwale lenistwa: " Leniwiec ma o wiele silniejszy zmysł metafizyczny niż człowiek aktywny"). Wtedy wszakże, gdy nie absorbuje nas pęd zewnętrznego świata, nuda zaczyna skłaniać nas ku wejrzeniu w głąb siebie. To istota egzystencjalizmu.
W momencie, kiedy tempo naszego życia zwalnia (najczęściej powoduje to jakieś nieszczęście: żałoba, choroba, ale czasami świadomy wybór) ludzkość jawi nam się jako pędząca, bezrefleksyjna masa, ciągle zaprzątnięta zewnętrzym chaosem świata.
I tak jest w istocie – a że jest to naturalne zachowanie sprzyjajace poczuciu szczęścia tych ludzi, zostalo wyjaśnione wyżej.
Drugim głównym mechanizmem radzenia sobie ze świadomością śmierci, jest kwestionowanie jej znaczenia, umniejszanie wagi, deprecjacja lub wręcz całkowite zaprzeczenie.
Jak nietrudno się domyślić, na tym polu prym wiodą religie. Wierzenia religijne nie wymagają bowiem dowodu, są dogmatyczne i niefalsyfikowalne – są więc bardzo stabilnym ośrodkiem, w którym bezpiecznie ulokowany jest sens życia, jaki oferują. Ponieważ religia staje się ważną ostoją naszego sensu życia i komfortu psychicznego – jesteśmy skłonni bronić jej w naprawdę zadziwiający sposób – od urojeń polegających na wierzeniach wbrew dowodom, po zamachy samobójcze przeciwko jej przeciwnikom (zachowanie podobne jak u narkomana).
Innymi "ucieczkami przed śmiercią" w ponadczasowy sens życia, jest upatrywanie go w ideologiach, celach politycznych, społecznych, osobistych. Osoby z ambicjami ulepszania swiata, reformowania go, osiągania wpływu politycznego, lub z drugiej strony – pragnienie symbolicznej nieśmiertelności – chwały, zapamiętania.
Zapewne nie uwierzycie, jeżeli wam powiem, że ani ucieczka przed świadomością śmierci w pęd codzienności, ani deprecjacja jej za pomocą urojeń – nie są postawami szczególnie mądrymi ani bliskimi prawdzie.
Nihilista egzystencalny zostaje przy naturalnej podstawie, odrzucając wszelką iluzoryczną nadbudowę. Nie odwraca się za wszelką cenę od perspektywy śmierci, przeciwnie – wychodzi jej na przeciw, kontempluje i godzi się z nią. Czy coś takiego boli i powoduje strach? Oczywiście, że tak. Wielu z nich, jak Cioran, Ligotti i poniekąd Zapffe, uważa Poznanie za największe przekleństwo czlowieka. Twierdzą, że naprawdę szczęśliwe mogą być jedynie jednostki słabo lub umiarkowanie świadome. W tym kontekście matriksowy Cypher wypowiada słowa "Ignorance is bliss" – niewiedza jest błogosławieństwem. Prawda zaś nie pozostawia człowiekowi zadnych złudzeń. Gros egzystencjalistów pozostaje bezdzietnymi antynatalistami. Nie czują się specjalnie upoważnieni do powoływania na świat kolejnych ludzi i skazywania ich na śmierć. Wydaje mi się, że większość z nich przestaje odczuwać egzystencjalny niepokój związany ze śmiercią – ze względu na przyzwyczajenie, obycie z tematem i dojrzałość. Nonsens życia zaś staje się często jego zaletą – wolność od sensu. Czasami nihilista staje się osobą krańcowo wolną, zachodnim Buddą.
Wśród nich zwiększony jest odsetek samobójców, filozofów, artystów, samotników i aspołeczników.
Czy zatem nihilizm wpływa pozytywnie na ich codzienność? Wobec tego, co zostało napisane, to pytanie ma niewiele sensu.