mirek13 pisze: ↑22 sty 2018, 9:31
A kto tam wraca do tekstów, Nula? A już szczególnie zmuszony?
Mirku,
a ja powiem tak - nikt mnie nie zmusza, a już po raz któryś wracam do Twojego opowiadania. To, że do tej pory nie pozostawiłam śladu swojej bytności, nie oznacza, iż nie zrobił na mnie wrażenia. Zrobił, a jakże. Dobrze napisane, z nerwem, ale gorzko, gorzko.
Po pierwszym przeczytaniu, postanowiłam całość potraktować metaforycznie, lub co najmniej onirycznie. I wtedy, pod powiekami, pojawił mi się pewien obraz. Co prawda, literalnie oraz linearnie bardzo odległy od przedstawionej fabuły i kompletnie, na pierwszy, a nawet drugi rzut oka, nie przystający do tekstu, ale... ale, przesłanie, idea (przynajmniej dla mnie) kompatybilne, a co najmniej zbliżone. To znaczy zobaczyłam tu i tam podobny, podskórny nurt, który połączył mi Twój tekst z tym obrazem.
A chodzi mi o niesygnowaną, wczesną kopię wg Antona van Dycka, „Czas podcinający skrzydła miłości”, olej na płótnie, z przełomu XVII/ XVIII w. (Oryginał van Dycka, namalowany ok. 1630 roku, znajduje się w Paryżu, w Muzeum Jacquemart-Andre. Ja go nie widziałam) Omawiana kopia znajduje się w Collegium Maius w Krakowie. Przedstawia scenę alegoryczną; Czasu jako bezlitosnego, obojętnego sprawcy i obserwatora, a w rezultacie niszczyciela młodości, zdrowia, piękna, miłości i w końcu życia.
Czy nie o to chodzi i w Twoim teksie?
Może nie będę odnosić się to nakreślonych przez Ciebie poszczególnych scen, ale w zamian opowiem Ci o moich wrażeniach podczas ich powtórnego czytania. Mam na myśli ich klimat, ciężar i wymowę, które to cechy skojarzyły mi się z chodnym, „wielobielowym” malowaniem zimy przez Juliana Fałata, a jeszcze bardziej przez Alberta Langa. Szczególnie jeden - „Zimowy krajobraz” Langa, niemieckiego artysty, urodzonego w połowie XIX w. I tu znalazłam podobieństwo w malowaniu nastroju, atmosfery, napięcia i beznadziejności. Taki nurt (modny na przełomie wieków XIX/XX nazwany został stylem stimmungowym. Odnalazłam go i w Twoim opowiadaniu. I to nie zarzut, a komplement, Mirku. Zarówno paleta malarska Langa, jak i Twoja, słowna, są bogate, przemyślane, a ciemne barwy i tony kładzione wprawną ręką i to tak, by nie było widać, jakie ogromne emocje buzują pod powierzchnią. Dodatkowo, umiejętnie i bardzo trafnie podbijane nutą melodii „Windą do nieba”. Ileż tu onirycznych odniesień, alegorii i smutku.
Jednak w puencie pięknie błysnęła iskra nadziei. I błyszczy jak rozświetlona blaskiem księżyca pojedyncza, pełna życia, śniegowa gwiazdka.
I niech się tak stanie, a „Przebiśnieg” pokona mróz, niemoc i bezsens.
Serdeczności wielkie przesyłam
Lu