Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Moderator: Gloinnen
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Jeśli mówimy o literaturze dziecięcej - to chciałam podzielić się z Wami moimi obserwacjami na temat pewnej znanej bez wątpienia wszystkim baśni o Kopciuszku, którą uważam za toksyczną, niewiarygodną, a wręcz szkodliwą.
Tę akurat "bajkę" akurat mam dość dogłębnie przeanalizowaną. Oczywiście ze wszystkim można polemizować, ale pewne rzeczy rzucają się w oczy.
Zakładam, że każda historia (dla dzieci) musi mieć jakieś przesłanie i morał, bo taka jest jej jednak z kluczowych funkcji. Co wynika z "Kopciuszka"? Po pierwsze to, że aby odnieść w życiu sukces (mówimy o kobiecie, naturalnie), nie trzeba bądź nie warto mieć żadnych przymiotów ducha i umysłu. Do tego niezbędna jest (czy też wystarczy) ładna kiecka i buty. To akurat jedyna "życiowa" obserwacja, choć - skoro mamy do czynienia z jakimiś tendencjami dydaktycznymi - powinna być, według mnie, potraktowana krytycznie. Tak naprawdę o Kopciuszku to my niewiele wiemy, poza tym, że była nieszczęśliwa, źle traktowana przez macochę. Nie znamy charakteru, temperamentu dziewczyny. O tym bajka milczy, więc co tu niby waloryzować? Książę zakochuje się w oprawie, a nie w osobie, a przecież można było wyeksponować choćby jedną zaletę niematerialną, niechby i pracowitość (niejako naturalne atrybuty kopciuszkowatości, ale nawet ten potencjał został niewykorzystany).
Inna rzecz - o wiele bardziej, według mnie, "szkodliwa", to fakt, że w zasadzie bajka propaguje ideę opartą na identycznym mechanizmie, co "deus ex machina" w teatrze. Hop siup i nagle pojawia się Wróżka Chrzestna, która wyczarowuje piękne stroje, itd. Czyli cudowna interwencja dobrego losu. Niby co to ma pokazywać? Że należy w życiu być biernym, popłakiwać po kątach, oddzielając mak od popiołu i czekać na zbawienie? No proszę, litości! Toż to zupełnie jak w tym starym powiedzonku, które kierowały kiedyś matki do córek na wydaniu: "Siedź grzybie, aż cię kto zdybie." Żenada do entej, pochwalanie takiej inercji. Przecież to całkowicie nierealne, oderwane od rzeczywistości, bo w życiu najczęściej trzeba właśnie być aktywnym, działać, pomóc własnemu szczęściu, a nie liczyć na łaskawe przypadki. Kopciuszek mógłby w minimalnym choć stopniu postarać się sam sobie pomóc. Nie powinno się kreować sytuacji bez wyjścia, w której już nic od człowieka nie zależy, bo to faworyzuje potem postawy roszczeniowe i pewien rodzaj marazmu. Coś w stylu - jest mi źle, inni są podli, ale w końcu "coś, jakoś" się wydarzy i odmieni moje życie. Na dodatek ta "odmiana" w Kopciuszku jest iluzoryczna. Nie jest pokazane ani dojrzewanie tej dziewczyny, ani nabieranie doświadczenia, ani pokonywanie przeszkód, ani hartowanie ducha, ani odkrywanie własnych zalet.
Można by też dojść do wniosku, że sam fakt, że ona cierpi (ach, jak bardzo!), czyni z niej niewiadomokogo, zasługującego na wszystkie splendory, a to już jest wyjątkowo, moim zdaniem, paskudny przekaz. Na dodatek później Kopciuszek dostaje suknię, karetę, pantofelki - czyli coś, co pozwoli jej zabłysnąć wizualnie, a nie coś, co popchnie ją do prawdziwych życiowych zmian.
Dziewczęta wychowane na "Kopciuszku" raczej będą takie "wyczekane", bierne, wzdychające do sił wyższych i liczące, aż ktoś je wypatrzy i uczyni księżniczkami. Straszne!
Zawsze zastanawiałam się nad dalszymi losami Kopciuszka. Bo historia urywa się na ślubie z księciem i na "żyli długo i szczęśliwie". Dla mnie - z punktu widzenia psychologicznego - to też jedna wielka bujda. Wyobrażam sobie Kopciuszka (już post factum) jako megierę, która zatruwa życie mężowi, ponieważ przywykła do tego, że innymi można pomiatać i że kto ma władzę, ten może wszystko. Podejrzewam też, że Kopciuszek nie troszczy się o dzieci, które uważa za kulę u nogi. W najlepszym wypadku są jej obojętne albo jest wobec nich bardzo niezrównoważona (taka sinusoida, od odtrącenia po gwałtowne przypływy uczucia macierzyńskiego, potem znowu niechęć, i tak w kółko).
Jest wredna dla służby, złośliwa, depresyjna, humorzasta. Podejrzewam też, że ma nieudane życie seksualne, gdyż ciągnie ją np. do pałacowego ogrodnika albo jakiegoś innego lokaja. Próbuje wszystkimi rządzić, aby ukryć brak pewności siebie.
Wizerunek "cichej wody, co brzegi rwie" wydaje mi się realistyczny, zwłaszcza, że skąd niby ona miałaby wiedzieć, jak być dobrą, kochającą żoną i matką? Myślę, że Kopciuszek, jako w gruncie rzeczy niedorosła dziewczynka z tzw. patologii, która nigdy nie musiała (czy raczej nie chciała i nie próbowała) twardo, zdecydowanie i świadomie zawalczyć o siebie, będzie bardzo zagubiona i skłonna do pozostawania w kręgu swoich doświadczeń i na nich się wzorować.
Reasumując, przesłanie bajki jest totalnie kretyńskie, a finałowa sielanka - jeszcze bardziej.
To już o wiele bardziej wiarygodny wydaje mi się Andersen i pierwszy z brzegu przykład - "Brzydkie kaczątko", gdzie nie ma przynajmniej cudownych zrządzeń opatrzności, a jedynie naturalna kolej rzeczy. Wbrew pozorom, właśnie w tej bajce nie o urodę, pozory, powierzchowność chodzi, a o odkrycie siebie, poznanie własnej tożsamości, znalezienie swojego miejsca w życiu, odpowiedniego środowiska, o poszukiwanie dobrych relacji z otoczeniem. Często, aby odkryć, kim jesteśmy, w czym jesteśmy dobrzy, w jakiej grupie powinniśmy się znaleźć, co jest naszym powołaniem - musimy przebyć bolesną i trudną drogę, wiele etapów - powiedzmy - inicjacyjnych - ale warto, opłaca się.
A w ogóle to - jeżeli chodzi o bohaterki płci żeńskiej, to w zestawieniu z "Kopciuszkiem" - o ile mądrzejsza i głębsza jest "Mała syrenka" (jedna z moich ulubionych baśni). Nie ma tutaj sztucznej sielanki, wręcz przeciwnie. Jakże bardzo prawdziwe jest pokazanie daremnego poświęcenia dla miłości, które wcale nie gwarantuje odniesienia sukcesu. Syrenka też wydaje się niedojrzała, zaślepiona uczuciem, ale ponosi konsekwencje tego braku rozsądku i po krótkim okresie złudnego szczęścia jej świat się rozpada. W tym wszystkim można doczytać się przestrogi, aby nie żyć mrzonkami, bo pogoń za nimi, pomimo wyrzeczeń i wysiłków, nie przynosi oczekiwanych rezultatów i prowadzi na manowce. Nawet najmocniejsza miłość, choćbyśmy dawali z siebie jak najwięcej, wcale nie musi być odwzajemniona. Nic nie jest pewne, nic nie jest "dane" z racji "należy mi się, bo tak, bo ja chcę", nieraz płacimy niezwykle wysoki haracz, a i tak ponosimy porażkę. I nie ma w tym niczyjej winy, po prostu tak jest. Oczywiście można zastanowić się nad postawą księcia, który poślubia księżniczkę nie dlatego, że ją kocha, tylko dlatego, że jest księżniczką, że tego wymaga racja stanu, że musi podporządkować się woli rodziców (o ile dobrze pamiętam), a poza tym dlatego, że to jest zwyczajnie jego świat, jego rzeczywistość. Inność Syrenki go niepokoi. Jej oddanie i ofiara wydają mu się niezrozumiałe, budzą lęk, nie czuje się z tym bezpiecznie. Tak więc "Mała syrenka" to także opowieść o niedopasowaniu, o tym, że trudno jest zbudować trwały związek, funkcjonując w dwóch różnych "światach" (kulturach, mentalnościach, środowiskach). Do tego trzeba aktywnego udziału obojga, a nie każdy potrafi przekroczyć własne ograniczenia, przeciwstawić się wymogom otoczenia, zrozumieć drugiego człowieka w jego inności, skrytości, milczeniu. Nie wszyscy pochylają się wystarczająco głęboko, aby zajrzeć w cudzą duszę, potrafią przegapić diament, podczas gdy kolorowe szkiełko wydaje się "łatwiejsze" i bardziej dostępne...
Skądinąd Syrenka też popełnia błąd, zakładając, że jej uczucie przezwycięży wszystko, że ono wystarczy, że jego siła, czystość, bezinteresowność, skłonność do poświęceń i ofiar - wygrają. Chociaż...? Czy ona tak naprawdę w to wierzy? W każdym razie nie pozostaje bierna, jest przynajmniej odważna, wie, czego chce i podejmuje wysiłki. Irracjonalne, za co płaci najwyższą cenę, ale tak właśnie bywa naprawdę i dlatego bajka jest autentyczna i porusza.
Ciekawe, co o tym sądzicie?
Glo.
Tę akurat "bajkę" akurat mam dość dogłębnie przeanalizowaną. Oczywiście ze wszystkim można polemizować, ale pewne rzeczy rzucają się w oczy.
Zakładam, że każda historia (dla dzieci) musi mieć jakieś przesłanie i morał, bo taka jest jej jednak z kluczowych funkcji. Co wynika z "Kopciuszka"? Po pierwsze to, że aby odnieść w życiu sukces (mówimy o kobiecie, naturalnie), nie trzeba bądź nie warto mieć żadnych przymiotów ducha i umysłu. Do tego niezbędna jest (czy też wystarczy) ładna kiecka i buty. To akurat jedyna "życiowa" obserwacja, choć - skoro mamy do czynienia z jakimiś tendencjami dydaktycznymi - powinna być, według mnie, potraktowana krytycznie. Tak naprawdę o Kopciuszku to my niewiele wiemy, poza tym, że była nieszczęśliwa, źle traktowana przez macochę. Nie znamy charakteru, temperamentu dziewczyny. O tym bajka milczy, więc co tu niby waloryzować? Książę zakochuje się w oprawie, a nie w osobie, a przecież można było wyeksponować choćby jedną zaletę niematerialną, niechby i pracowitość (niejako naturalne atrybuty kopciuszkowatości, ale nawet ten potencjał został niewykorzystany).
Inna rzecz - o wiele bardziej, według mnie, "szkodliwa", to fakt, że w zasadzie bajka propaguje ideę opartą na identycznym mechanizmie, co "deus ex machina" w teatrze. Hop siup i nagle pojawia się Wróżka Chrzestna, która wyczarowuje piękne stroje, itd. Czyli cudowna interwencja dobrego losu. Niby co to ma pokazywać? Że należy w życiu być biernym, popłakiwać po kątach, oddzielając mak od popiołu i czekać na zbawienie? No proszę, litości! Toż to zupełnie jak w tym starym powiedzonku, które kierowały kiedyś matki do córek na wydaniu: "Siedź grzybie, aż cię kto zdybie." Żenada do entej, pochwalanie takiej inercji. Przecież to całkowicie nierealne, oderwane od rzeczywistości, bo w życiu najczęściej trzeba właśnie być aktywnym, działać, pomóc własnemu szczęściu, a nie liczyć na łaskawe przypadki. Kopciuszek mógłby w minimalnym choć stopniu postarać się sam sobie pomóc. Nie powinno się kreować sytuacji bez wyjścia, w której już nic od człowieka nie zależy, bo to faworyzuje potem postawy roszczeniowe i pewien rodzaj marazmu. Coś w stylu - jest mi źle, inni są podli, ale w końcu "coś, jakoś" się wydarzy i odmieni moje życie. Na dodatek ta "odmiana" w Kopciuszku jest iluzoryczna. Nie jest pokazane ani dojrzewanie tej dziewczyny, ani nabieranie doświadczenia, ani pokonywanie przeszkód, ani hartowanie ducha, ani odkrywanie własnych zalet.
Można by też dojść do wniosku, że sam fakt, że ona cierpi (ach, jak bardzo!), czyni z niej niewiadomokogo, zasługującego na wszystkie splendory, a to już jest wyjątkowo, moim zdaniem, paskudny przekaz. Na dodatek później Kopciuszek dostaje suknię, karetę, pantofelki - czyli coś, co pozwoli jej zabłysnąć wizualnie, a nie coś, co popchnie ją do prawdziwych życiowych zmian.
Dziewczęta wychowane na "Kopciuszku" raczej będą takie "wyczekane", bierne, wzdychające do sił wyższych i liczące, aż ktoś je wypatrzy i uczyni księżniczkami. Straszne!
Zawsze zastanawiałam się nad dalszymi losami Kopciuszka. Bo historia urywa się na ślubie z księciem i na "żyli długo i szczęśliwie". Dla mnie - z punktu widzenia psychologicznego - to też jedna wielka bujda. Wyobrażam sobie Kopciuszka (już post factum) jako megierę, która zatruwa życie mężowi, ponieważ przywykła do tego, że innymi można pomiatać i że kto ma władzę, ten może wszystko. Podejrzewam też, że Kopciuszek nie troszczy się o dzieci, które uważa za kulę u nogi. W najlepszym wypadku są jej obojętne albo jest wobec nich bardzo niezrównoważona (taka sinusoida, od odtrącenia po gwałtowne przypływy uczucia macierzyńskiego, potem znowu niechęć, i tak w kółko).
Jest wredna dla służby, złośliwa, depresyjna, humorzasta. Podejrzewam też, że ma nieudane życie seksualne, gdyż ciągnie ją np. do pałacowego ogrodnika albo jakiegoś innego lokaja. Próbuje wszystkimi rządzić, aby ukryć brak pewności siebie.
Wizerunek "cichej wody, co brzegi rwie" wydaje mi się realistyczny, zwłaszcza, że skąd niby ona miałaby wiedzieć, jak być dobrą, kochającą żoną i matką? Myślę, że Kopciuszek, jako w gruncie rzeczy niedorosła dziewczynka z tzw. patologii, która nigdy nie musiała (czy raczej nie chciała i nie próbowała) twardo, zdecydowanie i świadomie zawalczyć o siebie, będzie bardzo zagubiona i skłonna do pozostawania w kręgu swoich doświadczeń i na nich się wzorować.
Reasumując, przesłanie bajki jest totalnie kretyńskie, a finałowa sielanka - jeszcze bardziej.
To już o wiele bardziej wiarygodny wydaje mi się Andersen i pierwszy z brzegu przykład - "Brzydkie kaczątko", gdzie nie ma przynajmniej cudownych zrządzeń opatrzności, a jedynie naturalna kolej rzeczy. Wbrew pozorom, właśnie w tej bajce nie o urodę, pozory, powierzchowność chodzi, a o odkrycie siebie, poznanie własnej tożsamości, znalezienie swojego miejsca w życiu, odpowiedniego środowiska, o poszukiwanie dobrych relacji z otoczeniem. Często, aby odkryć, kim jesteśmy, w czym jesteśmy dobrzy, w jakiej grupie powinniśmy się znaleźć, co jest naszym powołaniem - musimy przebyć bolesną i trudną drogę, wiele etapów - powiedzmy - inicjacyjnych - ale warto, opłaca się.
A w ogóle to - jeżeli chodzi o bohaterki płci żeńskiej, to w zestawieniu z "Kopciuszkiem" - o ile mądrzejsza i głębsza jest "Mała syrenka" (jedna z moich ulubionych baśni). Nie ma tutaj sztucznej sielanki, wręcz przeciwnie. Jakże bardzo prawdziwe jest pokazanie daremnego poświęcenia dla miłości, które wcale nie gwarantuje odniesienia sukcesu. Syrenka też wydaje się niedojrzała, zaślepiona uczuciem, ale ponosi konsekwencje tego braku rozsądku i po krótkim okresie złudnego szczęścia jej świat się rozpada. W tym wszystkim można doczytać się przestrogi, aby nie żyć mrzonkami, bo pogoń za nimi, pomimo wyrzeczeń i wysiłków, nie przynosi oczekiwanych rezultatów i prowadzi na manowce. Nawet najmocniejsza miłość, choćbyśmy dawali z siebie jak najwięcej, wcale nie musi być odwzajemniona. Nic nie jest pewne, nic nie jest "dane" z racji "należy mi się, bo tak, bo ja chcę", nieraz płacimy niezwykle wysoki haracz, a i tak ponosimy porażkę. I nie ma w tym niczyjej winy, po prostu tak jest. Oczywiście można zastanowić się nad postawą księcia, który poślubia księżniczkę nie dlatego, że ją kocha, tylko dlatego, że jest księżniczką, że tego wymaga racja stanu, że musi podporządkować się woli rodziców (o ile dobrze pamiętam), a poza tym dlatego, że to jest zwyczajnie jego świat, jego rzeczywistość. Inność Syrenki go niepokoi. Jej oddanie i ofiara wydają mu się niezrozumiałe, budzą lęk, nie czuje się z tym bezpiecznie. Tak więc "Mała syrenka" to także opowieść o niedopasowaniu, o tym, że trudno jest zbudować trwały związek, funkcjonując w dwóch różnych "światach" (kulturach, mentalnościach, środowiskach). Do tego trzeba aktywnego udziału obojga, a nie każdy potrafi przekroczyć własne ograniczenia, przeciwstawić się wymogom otoczenia, zrozumieć drugiego człowieka w jego inności, skrytości, milczeniu. Nie wszyscy pochylają się wystarczająco głęboko, aby zajrzeć w cudzą duszę, potrafią przegapić diament, podczas gdy kolorowe szkiełko wydaje się "łatwiejsze" i bardziej dostępne...
Skądinąd Syrenka też popełnia błąd, zakładając, że jej uczucie przezwycięży wszystko, że ono wystarczy, że jego siła, czystość, bezinteresowność, skłonność do poświęceń i ofiar - wygrają. Chociaż...? Czy ona tak naprawdę w to wierzy? W każdym razie nie pozostaje bierna, jest przynajmniej odważna, wie, czego chce i podejmuje wysiłki. Irracjonalne, za co płaci najwyższą cenę, ale tak właśnie bywa naprawdę i dlatego bajka jest autentyczna i porusza.
Ciekawe, co o tym sądzicie?
Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
-
- Posty: 5630
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Gloinnen pisze: baśni o Kopciuszku, którą uważam za toksyczną, niewiarygodną, a wręcz szkodliwą.
Bardzo ciekawy artykuł, a wręcz trochę obrazoburczy, fakt - morał to na pewno ważna funkcja bajek, pytanie tylko, czy najważniejsza?Gloinnen pisze:Zakładam, że każda historia (dla dzieci) musi mieć jakieś przesłanie i morał, bo taka jest jej jednak z kluczowych funkcji.
Baśń z natury swojej odbiegająca od rzeczywistości już jakby trochę kontestuje ten pogląd, bo dlaczego niby przenosić w sferę mało wiarygodnych wyobrażeń, coś co jest istotne, czyli przesłanie. Nie czyni to go przesłaniem trochę w cudzysłowie?
Poza tym Kopciuszek to bracia Grimm, których baśnie uważane są generalnie za trochę makabryczne i kontrowersyjne, przynajmniej jeśli chodzi o dziecięcego odbiorcę. Również w K. są makabryczne sceny obcinania palców i pięty swoim córkom przez macochę.
Jednak bracia Grimm, to nie jest jednak praca w pełni autorska. Z tego co wiem, to przerabiali oni podania i różne klechdy ludowe, uwspółcześniając je i "poetyzując", a jeśli chodzi o tę sferę to nigdy nie bazowała raczej na stricte "pozytywistycznym" myśleniu, a była raczej odbiciem tęsknot, zabobonów, czarów i świata nadprzyrodzonego obecnego w ludowych wierzeniach. Większość ludzi była zwyczajnie biedna, bez przyszłości, a kontrasty olbrzymie, stąd nie dziwi mnie akurat, że na pierwsze miejsce w baśni wysuwa się jakby "ku pokrzepieniu serc" ten element cudowności, to że ludźmi rządzą niezbadane, nadprzyrodzone siły, które sa w stanie zamienić niespodziewanie każdy los w cudowną baśń. To przede wszystkim chyba zapotrzebowanie społeczne tworzyło takie historie. A że większość ludzi czuje się pokrzywdzonych przez los, często żyją tylko, również i w dzisiejszych czasach, podświadomą wiarą w odwrócenie koła fortuny, bo inaczej żyć się przecież nie da.
Stąd chyba element cudowności, poczucie, że wszystko jest możliwe, jest nadrzędną cechą bajek i uzasadnia powodzenie Kopciuszka, zresztą poetycko pięknego, w niczym nie umniejszając wspaniałym opowieściom Pana Andersena, z tym że on był już szanowanym obywatelem i mógł sobie pozwolić na "etykę", a bracia Grimm przez znaczną część życia byli zwyczajnie biedni i może to właśnie się odbija w ich baśniach...
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
To prawda, Alku.Alek Osiński pisze:większość ludzi czuje się pokrzywdzonych przez los, często żyją tylko, również i w dzisiejszych czasach, podświadomą wiarą w odwrócenie koła fortuny, bo inaczej żyć się przecież nie da.
Jakże często słyszymy słowa: "jak będę miał kasę", albo "jak wygram w totolotka" itp.?
Nikt nie zastawia się, że prawdopodobieństwo takiej wygranej jest mniejsze, niż szanse Kopciuszka na złotą suknię i karetę, wiara w cud jest natomiast lekiem na codzienną beznadzieję. To nawet nie wiara, to tylko marzenie o cudzie, sprzedawane każdego dnia przez wszechobecną telewizję, tudzież inne środki przekazu.
Glo twierdzi, nie bez racji zresztą, że wychowanie dziewczyny na "Kopciuszku" czyni jej krzywdę, skazuje na życiową bierność i pogrążanie się w coraz odleglejszych, wspomnianych wyżej, marzeniach o cudzie. Tak, marzeniach. Jakże odległych od planowania przyszłości opartego na realnych przesłankach, na walce o lepszy byt, na inwestowaniu we własny rozwój, które kiedyś może zaprocentować lepszym bytem.
W artykule padły słowa o postawie roszczeniowej spowodowanej takimi wzorcami. Aż dziw bierze, że bracia Grimm nie byli Polakami. Przecież to takie nasze, uważać, że skorośmy tyle wycierpieli (wojny, zabory, wynarodawianie), to w efekcie należy nam się od całego świata specjalne traktowanie, złota kareta, suknia i pantofelki. A ja czasem myślę, że jakiś gigantyczny zakład psychiatryczny na dokładkę.
A wracając do sedna...
Skoro dziś mamy telewizję, która potrafi ogłupić nawet najmądrzejszych, nie dziwmy się, że w dobie książki pisanej, bądź gawęd przekazywanych ustnie, też, choć może mniej udolnie, w taki właśnie sposób próbowano ogłupiać. W końcu ogłupianie jest najważniejsze.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
A może bracia pracowali dla kogoś i za coś. Służbowo pisali znaczy się.skaranie boskie pisze:W końcu ogłupianie jest najważniejsze.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Mnie też Andersen zdecydowanie bardziej się podoba. Jest bardziej, jakby to powiedzieć, zwyczajny, życiowy, nie ma w nim miejsca na przypadek, nagłą pomoc od losu, jak już Glo zauważyła. Został podany przykład "Brzydkiego kaczątka" i "Małej syrenki", ja mogę od siebie dodać choćby "Nowe szaty cesarza" (z genialnie przedstawionym motywem dziecka, które widzi, że cesarz jest nagi) i 'Dziewczynkę z zapałkami", bardzo smutną baśń, a jednak kończącą się pewnym happy endem. Inna sprawa, że nigdy specjalnie nie przepadałam za baśniami z księżniczkami.
Podobnie by pewnie było ze Śnieżką i Śpiącą Królewną. Ot, pogrążają się w głębokim śnie, przyjeżdża książę, całuje i żyli długo i szczęśliwie. A Czerwony Kapturek to już w ogóle... Oczywiście w wersji braci Grimm, u Perraulta nie ma cudownego uratowania. (o zgrozo, właśnie trafiłam na interpretację Kapturka jako baśni o przedwczesnym dojrzewaniu seksualnym - nawet dzieciństwo potrafią zniszczyć...)Gloinnen pisze:Wyobrażam sobie Kopciuszka (już post factum) jako megierę, która zatruwa życie mężowi, ponieważ przywykła do tego, że innymi można pomiatać i że kto ma władzę, ten może wszystko. Podejrzewam też, że Kopciuszek nie troszczy się o dzieci, które uważa za kulę u nogi. W najlepszym wypadku są jej obojętne albo jest wobec nich bardzo niezrównoważona (taka sinusoida, od odtrącenia po gwałtowne przypływy uczucia macierzyńskiego, potem znowu niechęć, i tak w kółko).
Jest wredna dla służby, złośliwa, depresyjna, humorzasta. Podejrzewam też, że ma nieudane życie seksualne, gdyż ciągnie ją np. do pałacowego ogrodnika albo jakiegoś innego lokaja. Próbuje wszystkimi rządzić, aby ukryć brak pewności siebie.
- eka
- Moderator
- Posty: 10469
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Żeby tak biednym Kopciuszkiem poniewierać...
Veto!
Nie będzie wobec uciśnionych brutalna asertywność się pastwić. Bardzo lubię skromną, pracowitą sierotkę, do której los się uśmiechnął.
Czasami sprawiedliwość pokazuje, że jest.
Veto!
Nie będzie wobec uciśnionych brutalna asertywność się pastwić. Bardzo lubię skromną, pracowitą sierotkę, do której los się uśmiechnął.
Czasami sprawiedliwość pokazuje, że jest.
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Też się nie zgadzam.eka pisze:Żeby tak biednym Kopciuszkiem poniewierać...
Veto!
W jakiż to sposób Glo. Dawniej dzieci nie miały nic do gadania. Umarła jej matka, ojciec tchórz (sam bał się tej baby). To nie są dzisiejsze czasy, że klapsa dać dzieciom nie można. Dawniej dzieci chodziły na służbę i rwały pióra na pierzynę, za jeden grosz. Pracowały w polu, za naftę do lampy. Tak! Moja mama była taką dziewczynką. A kopciuszek, był dobrym dzieckiem. Co mogła zrobić? Poszukać telefonu z niebieską linią?Gloinnen pisze: Kopciuszek mógłby w minimalnym choć stopniu postarać się sam sobie pomóc.
Zostałam wychowana na kopciuszku. Moja córka również. Nie zauważam wrednych cech osobowości, ani u siebie, ani u córki. Wręcz odwrotnie. Glo, dlaczego zakładasz, że bajka, która uczy; pracy, dobrego serca i pokory, przemienia się w przyszłości w zło?Gloinnen pisze:Dziewczęta wychowane na "Kopciuszku" raczej będą takie "wyczekane", bierne, wzdychające do sił wyższych i liczące, aż ktoś je wypatrzy i uczyni księżniczkami. Straszne!
Zawsze zastanawiałam się nad dalszymi losami Kopciuszka. Bo historia urywa się na ślubie z księciem i na "żyli długo i szczęśliwie". Dla mnie - z punktu widzenia psychologicznego - to też jedna wielka bujda. Wyobrażam sobie Kopciuszka (już post factum) jako megierę, która zatruwa życie mężowi, ponieważ przywykła do tego, że innymi można pomiatać i że kto ma władzę, ten może wszystko. Podejrzewam też, że Kopciuszek nie troszczy się o dzieci, które uważa za kulę u nogi. W najlepszym wypadku są jej obojętne albo jest wobec nich bardzo niezrównoważona (taka sinusoida, od odtrącenia po gwałtowne przypływy uczucia macierzyńskiego, potem znowu niechęć, i tak w kółko).
Jest wredna dla służby, złośliwa, depresyjna, humorzasta.
W tej kwestii przyznaję rację. Ale to, raczej nie dotyczy Kopciuszka.Gloinnen pisze:Toż to zupełnie jak w tym starym powiedzonku, które kierowały kiedyś matki do córek na wydaniu: "Siedź grzybie, aż cię kto zdybie." Żenada do entej, pochwalanie takiej inercji.
Pozdrawiam
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Anastazjo droga, bo w życiu tak nie jest. Wręcz przeciwnie.
Ja mam raczej doświadczenia bliższe treści tej balladki:
https://www.youtube.com/watch?v=3-RrHVeAyww
Ja mam raczej doświadczenia bliższe treści tej balladki:
https://www.youtube.com/watch?v=3-RrHVeAyww
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
- alchemik
- Posty: 7009
- Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
- Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Nauczyłem się czytać w wieku lat czterech.
Autentyczne.
Płynnie czytałem jako pięciolatek.
Baśnie Andersena czytałem zatem dosyć wcześnie.
Na wiarę przyjałem, że to są baśnie.
I chociaż zawsze mnie mrok ogarniał, to czytałem w skupieniu.
Jak można straszyć dzieci takimi moralitetami?
Wyłączam Królową śniegu
Przejmująca zimnem dziewczynka z zapałkami.
Cierpiąca z niezrozumianej dla dziecka miłości mała syrenka .
Wszystkie te kalosze szczęścia i słowiki.
Czy to baśnie?
Dziecko pożąda czegoś innego.
To ja byłem tak zepsuty, że w tym wieku zaczynałem rozumieć Andersena.
I to zepsucie pogłębiło się i poczyniło szkody w moim subtelnym organiźmie.
Baśń to baśń.
I nic nie można ująć braciom Grimm.
Tak jak bylinom staroruskim.
W pewnym wieku potrzeba ujęcia pięknoświatowego.
Kopciuszek, wyszydzana sierotka, a jednak potrafiąca zadbać o otoczenie.
Pracowita, skromna.
Przecież nie pchała się na dwór Księcia.
Wygrała w toto lotka, bo zainteresowała się nią wróżka.
Ludzie! To są marzenia tylko.
A czemu nie moglibyśmy sobie pomarzyć?
Pieprzycie tu, że to toksyczne bajki.
Toksyczna to jest szkoła, A BAJKI ŁAGODZĄ JEJ WPŁYW.
Gloinen, nadobna elfio, przepraszam za słowa.
Homo sum.
Autentyczne.
Płynnie czytałem jako pięciolatek.
Baśnie Andersena czytałem zatem dosyć wcześnie.
Na wiarę przyjałem, że to są baśnie.
I chociaż zawsze mnie mrok ogarniał, to czytałem w skupieniu.
Jak można straszyć dzieci takimi moralitetami?
Wyłączam Królową śniegu
Przejmująca zimnem dziewczynka z zapałkami.
Cierpiąca z niezrozumianej dla dziecka miłości mała syrenka .
Wszystkie te kalosze szczęścia i słowiki.
Czy to baśnie?
Dziecko pożąda czegoś innego.
To ja byłem tak zepsuty, że w tym wieku zaczynałem rozumieć Andersena.
I to zepsucie pogłębiło się i poczyniło szkody w moim subtelnym organiźmie.
Baśń to baśń.
I nic nie można ująć braciom Grimm.
Tak jak bylinom staroruskim.
W pewnym wieku potrzeba ujęcia pięknoświatowego.
Kopciuszek, wyszydzana sierotka, a jednak potrafiąca zadbać o otoczenie.
Pracowita, skromna.
Przecież nie pchała się na dwór Księcia.
Wygrała w toto lotka, bo zainteresowała się nią wróżka.
Ludzie! To są marzenia tylko.
A czemu nie moglibyśmy sobie pomarzyć?
Pieprzycie tu, że to toksyczne bajki.
Toksyczna to jest szkoła, A BAJKI ŁAGODZĄ JEJ WPŁYW.
Gloinen, nadobna elfio, przepraszam za słowa.
Homo sum.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.
* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: Toksyczny Kopciuszek vs. Andersen
Można marzyć, ale w taki sposób, aby marzenia przekuwać w rzeczywistość, a nie czynić z nich rodzaj "opium" dla chorej duszy.
Bajka, która nie kończy się happy endem, ma w sobie ukryte światło. Tak jak w życiu - trzeba wiele wysiłku, mądrości, przenikliwości, aby umieć je dostrzec, choć z pozoru wszystko wydaje się do de...
U Andersena można wyczytać wyraźnie, że nie liczy się przyziemne, po ludzku pojmowane "szczęście", w sensie pospolitym i egocentrycznym. Pamiętam baśń o stokrotce, która obdarzyła swoim ogromnym uczuciem uwięzionego w klatce ptaszka. Pamiętam imbryk, który stał się doniczką i chociaż potem go wyrzucono na śmietnik, zachował w sobie wspomnienie kwiatu, jaki w nim wyrósł... W sumie teraz wiem, co tak naprawdę chciał pokazać Andersen - że szczęścia trzeba szukać przede wszystkim w sobie. Że nie jest ono prezentem od losu, ale właściwością naszej duszy, którą na dodatek możemy się dzielić z innymi.
Tego przesłania szukam i to doceniam w baśniach, np. andersenowskich.
Bajka, która nie kończy się happy endem, ma w sobie ukryte światło. Tak jak w życiu - trzeba wiele wysiłku, mądrości, przenikliwości, aby umieć je dostrzec, choć z pozoru wszystko wydaje się do de...
U Andersena można wyczytać wyraźnie, że nie liczy się przyziemne, po ludzku pojmowane "szczęście", w sensie pospolitym i egocentrycznym. Pamiętam baśń o stokrotce, która obdarzyła swoim ogromnym uczuciem uwięzionego w klatce ptaszka. Pamiętam imbryk, który stał się doniczką i chociaż potem go wyrzucono na śmietnik, zachował w sobie wspomnienie kwiatu, jaki w nim wyrósł... W sumie teraz wiem, co tak naprawdę chciał pokazać Andersen - że szczęścia trzeba szukać przede wszystkim w sobie. Że nie jest ono prezentem od losu, ale właściwością naszej duszy, którą na dodatek możemy się dzielić z innymi.
Tego przesłania szukam i to doceniam w baśniach, np. andersenowskich.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl