ANTYPORADNIK POETYCKI (2)
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
ANTYPORADNIK POETYCKI (2)
trailer
poprzedni
Grafomania jest jak show sado-maso. Trzeba mieć do tego określone predyspozycje, ponieważ nie każdego taki rodzaj osiągania satysfakcji pociąga. Nawet, jeśli potraktujemy to porównanie wysoce metaforycznie.
Większość utworów poetyckich, zarówno tych ambitnych, jak i tych kiepskich, bierze się z jakiejś niezgody na świat, z jakiegoś wewnętrznego, emocjonalnego bądź intelektualnego dyskomfortu, z niepokoju, lęku, cierpienia. To samo w sobie jeszcze nie stanowi żadnego autorytarnie przyjętego kryterium grafomanii. Problem pojawia się wówczas, gdy Autor nie umieszcza w centrum swojego tekstu zjawisk i związanych z nimi przemyśleń, lecz wystawia na widok publiczny to, co powinno zostać jak najbardziej ukryte. Kiepski twórca nie zastanawia się, czy rozszarpywanie własnej intymności jest dla innych interesujące. Wręcz przeciwnie - wychodzi on z założenia, że im więcej krwawych pręg na plecach pokaże, im mocniej będzie się biczować przed gawiedzią, im bardziej spektakularnie rozdrapywać ciało i duszę, tym większe wywrze wrażenie. Jego katusze powinny zostać zatem zwielokrotnione, maksymalnie wyeksponowane, bez pomijania najbardziej makabrycznych szczegółów. Trzcinka, klamerki i gorący wosk przy tym poetyckim rekwizytorium, to zaiste mały pikuś. Efektem finalnym ma być rodzaj perwersyjnego samozadowolenia i tylko to się liczy. Czytając o swoich cielesnych i duchowych mękach grafoman przeżywa przecież niewątpliwą i autentyczną ekstazę. To jest ta część "maso", jedna strona księżyca.
Niestety, zazwyczaj Autor wspomnianego pokroju przejawia również inklinacje w kierunku "sado", gdyż nie tylko pragnie z upojeniem zadawać ból sobie, lecz wymierza również chłostę czytelnikowi. Bezlitośnie zadaje gwałt jego wrażliwości, nie zastanawiając się nawet, czy odbiorca ma ochotę uczestniczyć w tym rytuale, czy raczej woli się zdystansować. No bo przecież gdyby rzeczywiście miał ochotę i zaakceptował warunki gry, nie byłoby elementu zniewolenia, poniżenia i zmuszenia do rzeczy budzących odrazę i przykrość, a bez tychże smaczków cała zabawa traci sens. Czytelnik, skrępowany kajdankami i sponiewierany grafomańskim poczuciem dominacji nad wszystkim i wszystkimi, ma, niczym doświadczona slave girl, dopieścić Autora i współodczuć wraz z nim głębię najbardziej ekstremalnych doznań zmysłowych bądź pozazmysłowych, zamkniętych w zaklętym kręgu bólu, rozpaczy oraz beznadziei. Grafoman zaś triumfuje. Jak Powieszony z wiersza Wojaczka, który już dawno dynda na szafocie jako zimny trup, ale kobiety jeszcze piją mu z rozporka.
Niesmaczne? Zapewne. Zastanów się zatem, drogi Autorze, w jakie klimaty uderzasz, realizując imperatyw twórczy.
następny
poprzedni
Grafomania jest jak show sado-maso. Trzeba mieć do tego określone predyspozycje, ponieważ nie każdego taki rodzaj osiągania satysfakcji pociąga. Nawet, jeśli potraktujemy to porównanie wysoce metaforycznie.
Większość utworów poetyckich, zarówno tych ambitnych, jak i tych kiepskich, bierze się z jakiejś niezgody na świat, z jakiegoś wewnętrznego, emocjonalnego bądź intelektualnego dyskomfortu, z niepokoju, lęku, cierpienia. To samo w sobie jeszcze nie stanowi żadnego autorytarnie przyjętego kryterium grafomanii. Problem pojawia się wówczas, gdy Autor nie umieszcza w centrum swojego tekstu zjawisk i związanych z nimi przemyśleń, lecz wystawia na widok publiczny to, co powinno zostać jak najbardziej ukryte. Kiepski twórca nie zastanawia się, czy rozszarpywanie własnej intymności jest dla innych interesujące. Wręcz przeciwnie - wychodzi on z założenia, że im więcej krwawych pręg na plecach pokaże, im mocniej będzie się biczować przed gawiedzią, im bardziej spektakularnie rozdrapywać ciało i duszę, tym większe wywrze wrażenie. Jego katusze powinny zostać zatem zwielokrotnione, maksymalnie wyeksponowane, bez pomijania najbardziej makabrycznych szczegółów. Trzcinka, klamerki i gorący wosk przy tym poetyckim rekwizytorium, to zaiste mały pikuś. Efektem finalnym ma być rodzaj perwersyjnego samozadowolenia i tylko to się liczy. Czytając o swoich cielesnych i duchowych mękach grafoman przeżywa przecież niewątpliwą i autentyczną ekstazę. To jest ta część "maso", jedna strona księżyca.
Niestety, zazwyczaj Autor wspomnianego pokroju przejawia również inklinacje w kierunku "sado", gdyż nie tylko pragnie z upojeniem zadawać ból sobie, lecz wymierza również chłostę czytelnikowi. Bezlitośnie zadaje gwałt jego wrażliwości, nie zastanawiając się nawet, czy odbiorca ma ochotę uczestniczyć w tym rytuale, czy raczej woli się zdystansować. No bo przecież gdyby rzeczywiście miał ochotę i zaakceptował warunki gry, nie byłoby elementu zniewolenia, poniżenia i zmuszenia do rzeczy budzących odrazę i przykrość, a bez tychże smaczków cała zabawa traci sens. Czytelnik, skrępowany kajdankami i sponiewierany grafomańskim poczuciem dominacji nad wszystkim i wszystkimi, ma, niczym doświadczona slave girl, dopieścić Autora i współodczuć wraz z nim głębię najbardziej ekstremalnych doznań zmysłowych bądź pozazmysłowych, zamkniętych w zaklętym kręgu bólu, rozpaczy oraz beznadziei. Grafoman zaś triumfuje. Jak Powieszony z wiersza Wojaczka, który już dawno dynda na szafocie jako zimny trup, ale kobiety jeszcze piją mu z rozporka.
Niesmaczne? Zapewne. Zastanów się zatem, drogi Autorze, w jakie klimaty uderzasz, realizując imperatyw twórczy.
następny
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl