Miłość mamidło
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Miłość mamidło
Był dobrym cukiernikiem. Na początku szło jak po grudzie, długi rosły, musiał wziąć kredyt, biedował, ale potem szczęście zaczęło mu sprzyjać, ożenił się i odkuł. Wkrótce stać go było na założenie własnego interesu, z żoną za ladą, co prawda już niemłodą, zrzędliwą i do figlów nieskorą, ale przynajmniej z niemałym kapitałem po ojcu, prezesie jednej z tych cudownych firm, gdzie mało się robi, a kasa sama do kieszeni płynie. Biznes prosperował nieźle. Jan wypiekał bułki, ciastka i inne rarytasy, a Krycha je sprzedawała, a że gębę miała od ucha do ucha, nie gorsze uszy, wyczulone na wszelkie ploty, ludzie walili do ich cukierni drzwiami i oknami, jeśli nie dla łakoci, to dla tych wieści właśnie, bo to człowiek zawsze ciekaw, co tam komu w garnkach siedzi, co się komu urodziło, kto z kim i w jaki sposób. Wszystko zaczęło kręcić się jak w szwajcarskim zegarku. Na mieście coraz częściej słyszało się o nich "bogacze". Jan planował rozwinięcie interesu i pewnie by to zrobił, nawet kupił już lokal w rynku, gdyby nie miłość... Tak to już jest z tą miłością, że spada na człowieka nie wiadomo skąd i tak go omamia, że nijak żyć potem.
Sparaliżowało Jana od stóp do głów, zniewoliło wszystkie członki do imentu, tak, że nie mógł myśleć ani o biznesie, ani o remoncie mieszkania, nowej altance z murowanym grillem w ogrodzie, kutym ogrodzeniu czy zakupie czerwonego opla corsa, którym co dzień suszyła mu głowę Krycha.
Miłość przyszła nagle, zupełnie jak w tych wszystkich telewizyjnych romansidłach - weszła do cukierni na dwóch cudownych, otulonych delikatną tkaniną pończoch nogach i poprosiła o maślane bułeczki. Widok wysmukłych cudowności wystających spod zwiewnej sukienki w grochy, jakiej Krycha nigdy by nie założyła na swoje duże, pękate ciało, powalił Jana na kolana, dosłownie i w przenośni. Wielka taca pełna maślanych bułek, jeszcze gorących, dopiero co wyjętych z pieca, wypadła mu z rąk, wyślizgnęła się z nich, jakby była żywa i pchnięta jakimś potężnym, instynktownym pragnieniem, pchnięta bardzo umiejętnie, bo przeleciała nad szeroką, cukierniczą ladą i stolikiem dla klientów, upadła z wielkim brzdękiem na podłogę, tuż u stóp mamidła, które pisnęło tylko cichutko, ale to wystarczyło, aby serce cukiernika, lokalnego biznesmena, bogacza, zadrżało. Owionął go taki gorąc, jakby ktoś nagle piec otworzył na oścież. Jan zakochał się. Zakochał się, nie zdając sobie w ogóle z tego sprawy, a potem... potem wszystko było na pozór jak dawniej, ale wystarczyło tylko, że zaczynał miesić ciasto na maślane bułki, a obraz mamidła odzianego w sukienkę z cienkiej tkaniny w grochy pojawiał się przed nim jak żywy, za każdym razem odsłaniając więcej szczegółów - ramiączka zsuwające się ze szczupłych ramion, dekolt pełen zapachu kobiecego ciała, piersi, jędrne i kształtne, spragnione dotyku męskich rąk, jego rąk... Ilekroć potem wyrabiał ciasto, a robił to ręcznie co dzień z prawdziwą pasją, zawsze zamykał oczy, miesił wolno, delikatnie, z dołu do góry, okrężnymi ruchami, szczypał je i pieścił, jakby było nią - dziewczyną chrupiącą maślaną bułkę...
Sparaliżowało Jana od stóp do głów, zniewoliło wszystkie członki do imentu, tak, że nie mógł myśleć ani o biznesie, ani o remoncie mieszkania, nowej altance z murowanym grillem w ogrodzie, kutym ogrodzeniu czy zakupie czerwonego opla corsa, którym co dzień suszyła mu głowę Krycha.
Miłość przyszła nagle, zupełnie jak w tych wszystkich telewizyjnych romansidłach - weszła do cukierni na dwóch cudownych, otulonych delikatną tkaniną pończoch nogach i poprosiła o maślane bułeczki. Widok wysmukłych cudowności wystających spod zwiewnej sukienki w grochy, jakiej Krycha nigdy by nie założyła na swoje duże, pękate ciało, powalił Jana na kolana, dosłownie i w przenośni. Wielka taca pełna maślanych bułek, jeszcze gorących, dopiero co wyjętych z pieca, wypadła mu z rąk, wyślizgnęła się z nich, jakby była żywa i pchnięta jakimś potężnym, instynktownym pragnieniem, pchnięta bardzo umiejętnie, bo przeleciała nad szeroką, cukierniczą ladą i stolikiem dla klientów, upadła z wielkim brzdękiem na podłogę, tuż u stóp mamidła, które pisnęło tylko cichutko, ale to wystarczyło, aby serce cukiernika, lokalnego biznesmena, bogacza, zadrżało. Owionął go taki gorąc, jakby ktoś nagle piec otworzył na oścież. Jan zakochał się. Zakochał się, nie zdając sobie w ogóle z tego sprawy, a potem... potem wszystko było na pozór jak dawniej, ale wystarczyło tylko, że zaczynał miesić ciasto na maślane bułki, a obraz mamidła odzianego w sukienkę z cienkiej tkaniny w grochy pojawiał się przed nim jak żywy, za każdym razem odsłaniając więcej szczegółów - ramiączka zsuwające się ze szczupłych ramion, dekolt pełen zapachu kobiecego ciała, piersi, jędrne i kształtne, spragnione dotyku męskich rąk, jego rąk... Ilekroć potem wyrabiał ciasto, a robił to ręcznie co dzień z prawdziwą pasją, zawsze zamykał oczy, miesił wolno, delikatnie, z dołu do góry, okrężnymi ruchami, szczypał je i pieścił, jakby było nią - dziewczyną chrupiącą maślaną bułkę...
Ostatnio zmieniony 18 mar 2018, 11:53 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 2 razy.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak