Jesienią 1940 roku urodziła się siostra Jadwiga, mówiliśmy na nią Wisia. Po trzech latach przyszedł na świat brat Edward. Z rodzicami i stryjkami było nas więc w domu ośmioro. Osiem osób do nakarmienia, osiem tyłków do okrycia. Nikt nie był zatrudniony, nie było stałego przychodu ani żadnego zasiłku. Mama bez przerwy cerowała jakieś przetarcia, łatała dziury na kolanach, na łokciach. Stryjowie pomagali pruć stare swetry, wiązać strzępy włóczki, zwijać w kłębki. Z tych powiązanych resztek robiła na drutach szaliki i rękawiczki. Kawałki z podartej bielizny służyły za pieluchy, grubsze za onuce.
Obuwia też nie było nigdy dość. Brakowało ich zwłaszcza w zimie, chociaż nasz dom znany był z tego, że reperowano w nim stare buty. Stryj Józef, jeszcze jako chłopak, uczył się zawodu szewca od swojego swoka, Antoniego Smotra. Zapamiętałem, że w kuchni zawsze stał niski mebel z mnóstwem szuflad, zamieniany w ciągu dnia w szewski warsztat. Po pracy służył za ławę. W domu pachniało smołą, kalafonią, dekstryną i szewskim klejem. Ale obecne był też inne zapachy - znoszonych i przepoconych huśli. Tak się wtedy mówiło na stare, przynoszone do naprawienia buty.
Kleje, drewniane ćwieki i gwoździe kupowało się w Limanowej, podobnie arkusze gumy z Wolbromia - pod obcasy i na zelówki. Najtrudniej było o skórę, zwłaszcza grubą, na podeszwy. Kosztowała drogo, a jej obrót chyba nie był legalny. Niekiedy mama, wracając z chlebem pociągiem z Krakowa, w okolicach Suchej Beskidzkiej kupiła Józkowi jakiś kawałek skóry. Doraźnie chodziło się po nią do Szewielskiego. Był on wysiedleńcem z Wielkopolski, a mieszkał dalej za dworskim potokiem, nad Musiałami. Z brzozowych klocków tato wycinał i obrabiał podeszwy, z którymi stryj łączył cholewki, szyte na maszynie z ręcznym napędem. Takie drewniaki, podkute pod szpicami i obcasami, były dosyć ciepłe i umiarkowanie odporne na ścieranie.
Roboty stryjkowi nie brakowało, ale zarobek był mizerny. Ci, którzy przynosili zdarte półbuty, trzewiki, damskie czy dziecięce buciki, w zasadzie byli tak samo biedni jak szewc. Za przyszycie przyszczypków, przybicie tretników, czy nawet zelówek, żądał Józek niewiele, bywało że świadczył usługę za Bóg zapłać. Coś tam jednak uciułał, od czasu do czasu dawał mamie na sól, naftę, czy inne najpilniejsze potrzeby.
Brak pieniędzy zmuszał mieszkańców wsi do szukania innych rozwiązań, a właściwie przywrócenia sposobów znanych, zanim upowszechnił się obrót gotówkowy. Gdzie było więcej pastwisk, choćby w Słopnicach, tam chowali owce, przędli wełnę, robili z niej ciepłe swetry, czapki i rękawice. Na Podhalu wytwarzali też filc, używany m.in. na wysokie cholewki do damskich butów zimowych, były to modne wtedy kapce.
W naszej wsi siali len, jego łodygi suszono, roszono, międlono, oddzierano włókno od paździerzy, z niego przędło się nici. W domu były dwa wózki do przędzenia, czyli zmechanizowane wrzeciona, napędzane nożnym pedałem. Palcami pobierało się z kądzieli szczyptę lnianego włókna, łączyło z nitką na szpuli wrzeciona, które skręcało nić. Z takiej szpuli nici przewijało się później na motowidło, motki zaś zwijało w kłębki. Z nimi to już trzeba było iść tam, gdzie mieli tkackie krosna. Najbliżej było do Sajdaka na Makowicę, ale chodziło się też tkać do Słopnic. Z delikatniejszego płótna mama szyła koszule, ze zgrzebnego - spodnie. Mężczyźni wyglądali w lnianym ubraniu jak na obrazie Józefa Chełmońskiego Bociany.
W co się ubrać
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
W co się ubrać
Ostatnio zmieniony 06 mar 2012, 8:02 przez stary krab, łącznie zmieniany 3 razy.
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: W co się ubrać
Bardzo ciekawa opowieść, Krabuniu. 
Ciekawa i sprawnie napisana.
W zasadzie bezbłędnie, jeżeli nie liczyć jednego przecinka ponad wymiar.
- damskie, czy dziecięce buciki - zbędny.
Aha:
- Na Podhali wytwarzali też filc - na Podhali, czy na Podhalu?
Kiedyś kupowałam wełnę od górali i robiłam swetry. Były niesłychanie ciepłe, ale gryzące niestety.
Natomiast też był taki okres, kiedy prułam stare rzeczy i przerabiałam na inne - włóczkowe, grube dywaniki na przykład.
Snuj dalej te dawne historie, dobrze?

Ciekawa i sprawnie napisana.
W zasadzie bezbłędnie, jeżeli nie liczyć jednego przecinka ponad wymiar.

- damskie, czy dziecięce buciki - zbędny.
Aha:
- Na Podhali wytwarzali też filc - na Podhali, czy na Podhalu?
Kiedyś kupowałam wełnę od górali i robiłam swetry. Były niesłychanie ciepłe, ale gryzące niestety.
Natomiast też był taki okres, kiedy prułam stare rzeczy i przerabiałam na inne - włóczkowe, grube dywaniki na przykład.
Snuj dalej te dawne historie, dobrze?

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 133
- Rejestracja: 03 gru 2011, 21:46
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: W co się ubrać
Bardzo mi jest miło, Jagódko. O istnieniu fenklubu nic mi nie wiadomo, jeśli go jednak założysz - trudno będzie protestować.
Serdecznie pozdrawiam Podtarnowiankę.
Serdecznie pozdrawiam Podtarnowiankę.
