przy ognisku spłonąć w tańcu się odważę.
Kiedyś... Tak, na pewno, z czarnych run wyczytam,
wszystkie chwile przyszłe w dłoniach pozamykam.
Będzie ogień tryskał niezmąconym rytmem,
w stopach żar poniesie ścieżką, którą wytnę
w gęstym mrocznym lesie poskręcanych myśli.
Kiedyś... gdzieś na pewno wszystko to się ziści.
Tak, jak kiedyś światy zawirują w tańcu,
z żaru wyczaruję swojego posłańca.
I jak niegdyś lekko spojrzę poprzez cienie
na zbyt ciasną suknię prosto wewnątrz siebie.
Tak, jak było niegdyś wraz z pełnym oddechem,
zaniosę się płaczem, zaniosę się śmiechem,
wirując przy ogniu w letnią noc kupalną,
wydobędę magię wraz z rosą poranną.
Zapomniane śpiewy popłyną z wiankami.
Tak, jak było kiedyś, zostaniemy sami,
tańcząc i śpiewając o radości życia,
mimo iż to życie czekiem bez pokrycia.






