Pokreślone zapisy, początki słów, które po zmroku
-
- Posty: 1124
- Rejestracja: 31 paź 2011, 10:37
Pokreślone zapisy, początki słów, które po zmroku
Pokreślone zapisy, początki słów, które po zmroku
zmieniają się w zwierzęta.
I
Zawsze lubiła nie wiedzieć wszystkiego do końca. Stać obok
i pobierać osmotycznie; czuć ciepło rozchodzące się
pod łukami żeber jak modlitwa w katedrze.
II
Zwłaszcza wieczorami albo wczesną nocą w lecie, albo
we wrześniu, kiedy okna trwały otwarte i oświetlone, wciąż.
Słabe głosy rozmów chodziły po pokojach, kładły cienie
pod sufit. Na parapecie książki, słoik miodu i dalej
na półkach zagajniki słów.
Stawała na balkonie bliżej lecz nie za blisko. Byle wymyślić
zapach. Popatrzeć do środka w głęboki lej wyobrażeń
- pobrać haust z nienapoczętych obrazów.
Ktoś jeszcze się krzątał, przesuwał przedmioty, wychodził
i wracał. I nagle gasło światło. Przepaść przez szerokość ulicy,
ciemny, kosmaty bezruch. Nawet nie wiadomo, które miejsce
zgasło.
III
Zostawał tylko Joyce i niedopowiedzenia. Pomieszanie źródeł,
stronice numerowane na oślep. Jaki jest wiek duszy ludzkiej?
Ostrożnie, żeby nie uronić, czego się nie pamięta i nie próbuje
notować. Znieruchomieć jak zając, który staje słupka i zasypia
z otwartymi oczami.
Była blisko miejsca, gdzie błona między światami stawała się
przeźroczysta. Wypukły kształt głowy, ślad ucha po tamtej stronie.
Wersja poprawiona
Pokreślone zapisy, początki słów, które po zmroku
zmieniają się w zwierzęta.
I
Zawsze lubiła nie wiedzieć wszystkiego do końca. Stać obok
i pobierać osmotycznie; czuć ciepło rozchodzące się
pod łukami żeber jak modlitwa w katedrze.
II
Zwłaszcza wieczorami albo wczesną nocą w lecie, albo
we wrześniu, kiedy okna trwały otwarte i oświetlone, wciąż.
Słabe głosy rozmów chodziły po pokojach, kładły cienie
pod sufit. Na parapecie książki, słoik miodu i dalej
na półkach znów słowa w zagajnikach.
Stawała na balkonie bliżej lecz nie za blisko. Byle wymyślić
zapach. Popatrzeć do środka w głęboki lej wyobrażeń
- pobrać haust z nienapoczętych obrazów.
Ktoś jeszcze się krzątał, przesuwał przedmioty, wychodził
i wracał. I nagle koniec światła. Przepaść przez szerokość ulicy,
ciemny, kosmaty bezruch. Nawet nie wiadomo, które miejsce
zgasło.
III
Zostawał tylko Joyce i niedopowiedzenia. Pomieszanie źródeł,
stronice numerowane na oślep. Jaki jest wiek duszy ludzkiej?
Ostrożnie, żeby nie uronić, czego się nie pamięta i nie próbuje
notować. Znieruchomieć jak zając, który staje słupka i zasypia
z otwartymi oczami.
Była blisko miejsca, gdzie błona między światami stawała się
przeźroczysta. Wypukły kształt głowy, ślad ucha po tamtej stronie.
zmieniają się w zwierzęta.
I
Zawsze lubiła nie wiedzieć wszystkiego do końca. Stać obok
i pobierać osmotycznie; czuć ciepło rozchodzące się
pod łukami żeber jak modlitwa w katedrze.
II
Zwłaszcza wieczorami albo wczesną nocą w lecie, albo
we wrześniu, kiedy okna trwały otwarte i oświetlone, wciąż.
Słabe głosy rozmów chodziły po pokojach, kładły cienie
pod sufit. Na parapecie książki, słoik miodu i dalej
na półkach zagajniki słów.
Stawała na balkonie bliżej lecz nie za blisko. Byle wymyślić
zapach. Popatrzeć do środka w głęboki lej wyobrażeń
- pobrać haust z nienapoczętych obrazów.
Ktoś jeszcze się krzątał, przesuwał przedmioty, wychodził
i wracał. I nagle gasło światło. Przepaść przez szerokość ulicy,
ciemny, kosmaty bezruch. Nawet nie wiadomo, które miejsce
zgasło.
III
Zostawał tylko Joyce i niedopowiedzenia. Pomieszanie źródeł,
stronice numerowane na oślep. Jaki jest wiek duszy ludzkiej?
Ostrożnie, żeby nie uronić, czego się nie pamięta i nie próbuje
notować. Znieruchomieć jak zając, który staje słupka i zasypia
z otwartymi oczami.
Była blisko miejsca, gdzie błona między światami stawała się
przeźroczysta. Wypukły kształt głowy, ślad ucha po tamtej stronie.
Wersja poprawiona
Pokreślone zapisy, początki słów, które po zmroku
zmieniają się w zwierzęta.
I
Zawsze lubiła nie wiedzieć wszystkiego do końca. Stać obok
i pobierać osmotycznie; czuć ciepło rozchodzące się
pod łukami żeber jak modlitwa w katedrze.
II
Zwłaszcza wieczorami albo wczesną nocą w lecie, albo
we wrześniu, kiedy okna trwały otwarte i oświetlone, wciąż.
Słabe głosy rozmów chodziły po pokojach, kładły cienie
pod sufit. Na parapecie książki, słoik miodu i dalej
na półkach znów słowa w zagajnikach.
Stawała na balkonie bliżej lecz nie za blisko. Byle wymyślić
zapach. Popatrzeć do środka w głęboki lej wyobrażeń
- pobrać haust z nienapoczętych obrazów.
Ktoś jeszcze się krzątał, przesuwał przedmioty, wychodził
i wracał. I nagle koniec światła. Przepaść przez szerokość ulicy,
ciemny, kosmaty bezruch. Nawet nie wiadomo, które miejsce
zgasło.
III
Zostawał tylko Joyce i niedopowiedzenia. Pomieszanie źródeł,
stronice numerowane na oślep. Jaki jest wiek duszy ludzkiej?
Ostrożnie, żeby nie uronić, czego się nie pamięta i nie próbuje
notować. Znieruchomieć jak zając, który staje słupka i zasypia
z otwartymi oczami.
Była blisko miejsca, gdzie błona między światami stawała się
przeźroczysta. Wypukły kształt głowy, ślad ucha po tamtej stronie.
Ostatnio zmieniony 11 lis 2011, 15:33 przez ble, łącznie zmieniany 3 razy.