Tryptyk współczesny 1 - Opowieść o odkupieniu

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Tryptyk współczesny 1 - Opowieść o odkupieniu

#1 Post autor: Miladora » 07 kwie 2012, 12:08

Nawet Bóg nie potrafi
kochać i być mądrym.

(Casanova)

Opowieść o odkupieniu

– Nazwisko! – powiedział surowo prokurator.
Badany zawahał się przez chwilę.
– Godson – szepnął niepewnie.
– Imię?
– J.C.
– Dżej-si? – spytał protokolant. - To skrót. A całe?
– Jesus Christ.
– O, Dżizus! Ale cię nazwali! – nie wytrzymał piszący, lecz szybko pod karcącym wzrokiem prokuratora pochylił się ponownie nad formularzem.
– A więc J.C. – powiedział prokurator. – Zawód?
– Właściwie to mesjasz, chociaż nauczono mnie stolarki... – zaczął mówić przesłuchiwany i zdziwił się na widok uśmiechu, który jak cień przemknął po wargach protokolanta.
– To nawet logiczne – stwierdził prokurator i też jakby się uśmiechnął. – Miejsce urodzenia, oczywiście, Bethlehem? – Pozwolił sobie na sarkazm.
– Zgadza się – potwierdził zapytany, a wyraz zdziwienia na jego twarzy pogłębił się i utrwalił.
– Miejsce zamieszkania?
– Nazaret – powiedział cicho J.C. i nikogo to już nie zdziwiło.
– Co robiłeś pod Kapitolem? – zapytał prokurator. - Czemu brałeś udział w zamieszkach przeciwrządowych?
J.C. pokręcił gwałtownie głową.
– Nie brałem udziału w żadnych zamieszkach! – oświadczył z mocą. – Przechodziłem tylko tamtędy, akurat gdy to trwało. Próbowałem pomóc...
– Włączając się do bójki? – przerwał mu ironicznie prokurator.
Stojący obok niego rosły gliniarz pochylił się nagle do jego ucha i coś tam szeptał przez chwilę.
Prokurator zastanowił się i pokiwał głową.
– Nienotowany... niekarany... Tym razem ostrzeżenie. Wziąć odciski palców, wprowadzić dane do kartoteki i wypuścić. Ale następnym razem, panie Godson – zwrócił się do J.C. – już żadnej taryfy ulgowej nie będzie. Proszę zapamiętać sobie.

– Gdyby nie to, że dosłownie uratowałeś mi skórę, palcem bym nie ruszył – powiedział cicho gliniarz, wyprowadzając go na korytarz. – Jakim cudem udało ci się złapać ten kamień?!
J.C. westchnął. Wcale go nie złapał. Po prostu w ostatniej chwili zasłonił faceta samym sobą i kamień odbił się od jego głowy. Dotknął ostrożnie guza na skroni. Bolało jak wszyscy diabli...
– Zaczekaj tu – polecił gliniarz i J.C. posłusznie opadł na ławkę stojącą pod ścianą, na której, skulony, siedział jakiś zarośnięty człowiek w kolorowych szatach. Popatrzyli na siebie.
– Też z tej draki pod Kapitolem? – zapytał kolorowy i obrzucił szybkim spojrzeniem długie włosy i brodę Godsona. – Z daleka jesteś?
– Z daleka... – powiedział cicho J.C.
– A masz gdzie mieszkać? – zainteresował się rozmówca i dodał, nie czekając na odpowiedź. – Jestem Peter. Jak chcesz, możesz zatrzymać się u nas. A tak właściwie, co tutaj robisz?
J.C. westchnął powtórnie. Właśnie, co on tutaj robił? Wcale nie był zachwycony pomysłem Starego, by wrócić na Ziemię. Szczególnie wobec ostatnich doniesień. Ale cóż, Stary się uparł...
– Dwadzieścia wieków – powiedział. – Trzeba sprawdzić, co się dzieje. Pouczyć. Ponaprawiać trochę.
I bęc! Jest tutaj i nawet nie bardzo wie, od czego ma zacząć. Próbował pomóc i natychmiast zwinęli go gliniarze. W dodatku bolała go głowa.
"Niezły początek" – pomyślał.

Oczywiście, nie spodziewał się, by witano go kwiatami. Chociaż, kto wie? Przy takim zasięgu chrześcijaństwa... Nawet myślał w głębi ducha, że jakby co, to wcale nie byłby zdziwiony. Tym niemniej, powitanie jakie zgotowali mu ludzie, zaskoczyło go całkowicie.
Nikt go nawet nie zauważył!
Ludzie zajęci własnymi sprawami i wplątani w tryby codziennego pośpiechu przechodzili obok niego obojętnie, najwyżej lekkim uśmiechem kwitując nieśmiałe próby nawiązania kontaktu. A co dopiero, kiedy usiłował się przedstawiać. W swojej naiwności spróbował nawet zacząć od nowa, od samej góry. Zjawił się u bram Watykanu, potem w tłumie pielgrzymów patrzył jak papież pojawia się w oknie, ale kiedy chciał spotkać się z nim osobiście, ze zdumieniem usłyszał, że na audiencję trzeba czekać dwa tygodnie.

Czekał więc, nawet znacznie dłużej, nim zapisano go w końcu jako pielgrzyma, gdzieś tam z Nazaretu. To wtedy po raz pierwszy podał nazwisko – Godson. Udało mu się wkręcić do amerykańskiej wycieczki i tak już zostało. „Wszystko się wyjaśni – myślał – gdy tylko uda mi się dostać przed oblicze papieża”.
No i się dostał. Pielgrzymi podchodzili kolejno, by ucałować papieski pierścień, a kiedy podszedł i on, mówiąc, kim jest, papież uśmiechnął się dobrotliwie i kładąc rękę na jego głowie wymamrotał łacińskie błogosławieństwo. Zaraz potem audiencja się skończyła i wyprowadzono ich z sali.
Oczywiście, zostały jeszcze media. Mógł iść do prasy, dać wywiad... Bardzo szybko jednak wywietrzało mu to z głowy. Zaczynał mieć już niejakie pojęcie, co robi się z wariatami. A cuda? Wzięto by go przypuszczalnie za jakiegoś następcę Houdiniego i taki byłby koniec. Poza tym, musiałby mieć agenta, menadżera i jakiś drobny przynajmniej kapitał na początek. A on zjawił się przecież z pustymi rękami. Żeby zarobić na życie, przez całe lato pracował jako pomywacz w hotelu. To tam znalazł zgubiony paszport i pomysł wyjazdu do Stanów nabrał konkretnych wymiarów.
No i jest tutaj. A co dalej?

Z zamyślenia wyrwał go znajomy gliniarz, zabierając do pokoju, gdzie pobrano mu odciski palców, zrobiono zdjęcia, a potem znalazł się na zewnątrz i nie bardzo już wiedział, co ze sobą począć.
– To Mary M. – powiedział Peter, podchodząc do niego z jakąś dziewczyną ubraną w cudaczną kieckę, ozdobioną kwiatami.
Zabrali go ze sobą i tak już zostało. Ta kolonia dzieci-kwiatów to było właściwie jedyne miejsce, gdzie go zaakceptowano. Oni przynajmniej wierzyli w miłość, chociaż forma, w jakiej dawali temu wyraz, niezupełnie mu odpowiadała. Ale cóż, teraz był jednym z nich i oczywiście robił to, co inni. Nie miał wyjścia. A Mary M. była w końcu całkiem ładną dziewczyną, gdy się już ściągnęło z niej te wszystkie wymyślne okrycia.

A potem Peter dostał wezwanie do wojska. Stawił się uczciwie przed komisją, chociaż większość spaliła swoje powołania. Poszedł z nim razem. Dla towarzystwa jedynie. Dlatego długo jeszcze nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że jego też wzięli. No i obaj wylądowali w Wietnamie. Nawet myślał, że może to dobry początek, że uda mu się jakoś przerwać tę bezsensowną walkę. Pomysł ten jednak bardzo szybko partyzanci wybili mu z głowy. Ledwo z życiem uszedł. I jak przedtem, nikt go nie chciał słuchać. Zabijać oczywiście nie mógł, więc dekował się gdzie popadło i przynajmniej próbował pomagać przy rannych i chorych. W rezultacie znalazł się w szpitalu polowym. Przygasł, posmutniał, a już kroplą, która przepełniła czarę były słowa rannego żołnierza, gdy chcąc natchnąć go otuchą, zaczął mówić o Bogu, boskiej miłości i o miłosierdziu.
– Fuck off – wyszeptał żołnierz, odwracając głowę.

Przetrwał jakoś do końca i wrócił. Ale dzieci-kwiaty zniknęły i znowu znalazł się w pustce. Mary M. odeszła, może umarła... A jedynym śladem, na jaki natrafił, była wiadomość przekazana przez kogoś, że nawet swojego synka przekazała do adopcji. Jeden tylko Bóg wiedział, czyje to było dziecko. Tak więc został bezdomnym. Stracił kontakt z ludźmi, rosło nowe pokolenie yuppies i nikt nie próbował go nawet wysłuchać. Aż wreszcie przyłączył się do wędrownego kaznodziei i zaczął objeżdżać z nim małe miasteczka gdzieś na peryferiach Stanów. Spróbował ostrożnie zrobić parę cudów, wpadło nieco forsy i założyli własny Kościół. Kościół Powtórnego Odkupienia.
Paul był niezłym kompanem, a jeszcze lepszym show i biznesmenem. Teraz już, także dzięki niemu, zaczął zdawać sobie sprawę z tego, co ten świat nakręca i powoli przyzwyczajał się do nowego życia. Nie opuścił Stanów, wychodząc z założenia, że ludzie wszędzie są jednakowi. Zresztą, wobec nieustannych pielgrzymek papieża, uznał to za zbyteczne. Wiadomo, nie mógł rywalizować z nim na płaszczyźnie autorytetu.

Żył więc spokojnie, głosząc słowo Boże i pewnie długo jeszcze by tak trwało, bo zostawiono mu w końcu wolną rękę, jeżeli chodzi o czas pobytu na Ziemi, a i Stary chciał, żeby doczekał schyłku stulecia, nie spieszył się zatem i wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie czysty przypadek.
Źle zmontowane rusztowanie namiotu zaczęło walić się w czasie kazania. Wierni wpadli w panikę i on, niewiele myśląc, rzucił się naprzód, z całej siły podpierając uniesionymi, o ironio, na kształt krzyża rękami, główny wspornik utrzymujący tę całą konstrukcję. Wszyscy zdążyli uciec. Na szczęście. Tylko nie on. Co zresztą można było przewidzieć.
A kiedy podniesiono przygniatające go belki i ludzie z żalem zaczęli gromadzić się wokół niego, miał dosyć.
– Dla was dobry Bóg, to martwy Bóg – stwierdził z goryczą i odszedł.
Resztę oglądał już z góry.

– Nazwisko! – surowo powiedział prokurator.
Paul zawahał się.
– Mówił, że Godson – odparł niepewnie.
– Imię?
– J.C.
– To skrót od czego? - spytał protokolant.
– Od Jesus Christ – wyjaśnił trochę speszony Paul.
– O Dżizus! Ale go nazwali! – wyrwało się komuś.
– Miejsce urodzenia, oczywiście, Bethlehem... – Pokiwał głową prokurator, zajrzawszy do jakichś papierów. - Notowany, ale niekarany. A zresztą, co to ma do rzeczy. W końcu uratował tylu ludzi. Pochować na koszt miasta – wydał decyzję i zamknął dochodzenie.
_______________________________________________________________________________________________________

– A nie mówiłem?! – skwitował Judasz, agent do spraw ziemskich Specjalnej Służby Wywiadowczej Nieba.


cdn.

stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Re: Opowieść o odkupieniu

#2 Post autor: stary krab » 10 kwie 2012, 9:24

Dla mnie to jest bomba. Wielkanocny szlagier A.D.2012. Czytałem w napięciu, jak fragmenty prozy Henryka Sienkiewicza albo Władimira Nabokowa.

:smoker:

Krab jest pod dużym wrażeniem. Gratuluję. :rosa:

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Opowieść o odkupieniu

#3 Post autor: Miladora » 10 kwie 2012, 11:51

Dziękuję serdecznie, Krabuniu. :) :rosa:

Taki pomysł z powtórnym zjawieniem się Jezusa na ziemi nie jest nowy, ale chciałam się nim pobawić na swój sposób. ;)

Miłego dnia :beer:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Re: Opowieść o odkupieniu

#4 Post autor: stary krab » 10 kwie 2012, 17:50

Miladora pisze: pomysł z powtórnym zjawieniem się Jezusa na ziemi nie jest nowy, ale chciałam się nim pobawić na swój sposób.
Uczyniłaś to bardzo interesująco. Spotykałem ostatnio domysły, kim byłby, częściej kim mógłby być, jakie prezentować poglądy. Ty jedną z alternatyw nader sugestywnie napisałaś. Stworzyłaś alternatywnego Dżizusa.

Z szacunkiem. :ok:

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Opowieść o odkupieniu

#5 Post autor: Miladora » 11 kwie 2012, 0:31

Dzięki, Krabuniu. :)
Nie jest łatwo być człowiekiem, prawda? ;)

Dobrego dnia :vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Awatar użytkownika
iTuiTam
Posty: 2280
Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35

Re: Opowieść o odkupieniu

#6 Post autor: iTuiTam » 23 kwie 2012, 20:00

Mila, przeczytałam z przyjemnością.
Bardzo prawdopodobna historia. Sprawna narracja i dialogi.

Jedyne co mnie zastanawia, to dlaczego wysłałaś JC do USA? Nie dało się ulokować go gdzieś w strefie Euro?

serdecznie
iTuiTam
stajemy się szeptem...
szeptem...
szeptem
iTuiTam@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Opowieść o odkupieniu

#7 Post autor: Miladora » 23 kwie 2012, 20:54

iTuiTam pisze:dlaczego wysłałaś JC do USA? Nie dało się ulokować go gdzieś w strefie Euro?
Inne realia. Mnóstwo różnych kościołów i kaznodziejów, dzieci kwiaty, no i to czasy wojny w Wietnamie. Tak mi jakoś bardziej pasował klimat. Może jakieś reminiscencje ponadto książek czy filmów. Sama nie wiem.
Jakoś nie potrafiłam go sobie wyobrazić w Polsce. Co by tu robił?
Może Ty się pokusisz?
Chętnie bym przeczytała inne spojrzenie na biednego J.C. :)

Dzięki, iTuiTamko. :)

To tryptyk - jest jeszcze druga i trzecia część. Pewnie wrzucę. :myśli:

Miłego :rosa:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

MARCEPAN
Posty: 211
Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: Opowieść o odkupieniu

#8 Post autor: MARCEPAN » 24 kwie 2012, 17:25

Nie no, koncepcja rewelacyjna :) Trochę gapowaty ten Dżisas, taki bardziej jak Forest Gump, ale opowiadanie świetne. Czyta się jednym tchem.
No i technicznie, dopracowane jak należy.
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.

Awatar użytkownika
iTuiTam
Posty: 2280
Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35

Re: Opowieść o odkupieniu

#9 Post autor: iTuiTam » 24 kwie 2012, 17:52

Miladora pisze:
iTuiTam pisze:dlaczego wysłałaś JC do USA? Nie dało się ulokować go gdzieś w strefie Euro?
Inne realia. Mnóstwo różnych kościołów i kaznodziejów, dzieci kwiaty, no i to czasy wojny w Wietnamie. Tak mi jakoś bardziej pasował klimat. Może jakieś reminiscencje ponadto książek czy filmów. Sama nie wiem.
Jakoś nie potrafiłam go sobie wyobrazić w Polsce. Co by tu robił?
Może Ty się pokusisz?
Chętnie bym przeczytała inne spojrzenie na biednego J.C. :)

Dzięki, iTuiTamko. :)

To tryptyk - jest jeszcze druga i trzecia część. Pewnie wrzucę. :myśli:

Miłego :rosa:
Właśnie o to mi chodziło, że umieściłaś go w realiach bardzo globalnie popkulturowych. Wiesz, taki spacer przez wyraźne i znane dekoracje, gdzie odnośniki zrozumieć nie jest trudno. Jeszcze nie jest trudno, bo za jakieś sto czy trochę więcej lat i one nie będą tak łatwe do odczytania.
Co by robił w Polsce? Oj, miałby co robić. Myślę, że być może więcej niż w kraju 'zepsucia i zgnilizny moralnej'. Dyskutowałabym z kilkoma określeniami przedstawionych w opowiadaniu realiów, ale to szczegół...

Opowiadanie, jak to określił Marcepan, technicznie dopracowane, dobrze się czyta.

Wrzuć pozostałe części. Bardzo jestem ciekawa kontynuacji. :)
serdecznie
iTuiTam
stajemy się szeptem...
szeptem...
szeptem
iTuiTam@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Opowieść o odkupieniu

#10 Post autor: Miladora » 24 kwie 2012, 18:13

MARCEPAN pisze:Trochę gapowaty ten Dżisas,
Powiedziałabym, że kompletnie zagubiony, Marcyś. ;)
Też byłbyś na jego miejscu, przeskakując te dwa tysiące lat.
No i w końcu był przecież prostym człowiekiem. Dobre porównanie.

Dzięki za spojrzenie :vino: :rosa:
iTuiTam pisze:Właśnie o to mi chodziło, że umieściłaś go w realiach bardzo globalnie popkulturowych. Wiesz, taki spacer przez wyraźne i znane dekoracje, gdzie odnośniki zrozumieć nie jest trudno. Jeszcze nie jest trudno, bo za jakieś sto czy trochę więcej lat i one nie będą tak łatwe do odczytania.
No właśnie - realia amerykańskie są wszędzie raczej dobrze znane. A realia polskie? ;)
I w które z nich biedaka najlepiej byłoby zesłać?
To już wolałabym czasy Inkwizycji. Ani chybi spaliliby go na stosie. :D
Albo zostałby, biedak, Wielkim Inkwizytorem... :myśli:
iTuiTam pisze:Dyskutowałabym z kilkoma określeniami przedstawionych w opowiadaniu realiów, ale to szczegół...
Dawaj, iTuiTamku - ja tam nie byłam, a Ty tak. Więc konfrontacja bardzo się przyda. :)

Dzięki serdeczne :vino: :rosa:

Aha - pozostałe części to relacje Paula i Mary M. Krótkie miniaturki, ale dam, oczywiście. :)
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”