Po wojnie część I.

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Po wojnie część I.

#1 Post autor: stary krab » 17 maja 2012, 12:40

Na jesieni urodził się brat Staszek. Poród odebrała Karolina Koza, wtedy już matka dorosłych dzieci. Mieszkała w czwartym i ostatnim na Rysiówce domu. Dalej płynął Gizowski Potok, za nim była Wołownia, droga od Zelka do Piekiełka, a nieco w prawo za skrzyżowaniem - Gizówka. Najpiękniejszym i najważniejszym zabudowaniem na Gizówce był dom Józefa Bulandy, dobrego kolegi naszego ojca. Mieszkała tam również ciotka Rózusia, siostra dziadka Jakuba Rysia. Z najstarszym synem Bulandy kolegował się z kolei najmłodszy ze stryjów, naski Jasiek.

Miałem dziewięć lat, lubiłem wszelkie „wylotki”. Pobiec po coś, gdzieś - do kogoś, było zajęciem ciekawszym, niżeli pasienie krów czy pomaganie w domu. Gdy mama leżała z małym Stasiem, tato zawołał mnie do siebie, siekierę zwyczajowo wbił w pniak i powiedział: „Synu”. Ponieważ zwykle mówił do mnie po imieniu albo z pobłażliwą dezaprobatą „włóczykiju” czy „pędziwietrze”, mogłem się spodziewać poważniejszego zlecenia.

- Pojedziesz do Nowego Sącza, pójdziesz do ciotek, babci i dziadka na Brzeziny. Trafisz sam?
- Oczywiście, tato, znam dobrze drogę, tyle razy już tam jeździliśmy.

Byłem pewien, zresztą ani tato, ani mama w to nie wątpili. Moją misją było powiadomienie, że mamusia szczęśliwie urodziła trzeciego syna i prosić w imieniu rodziców, by ciocia Jasia zgodziła się trzymać braciszka do chrztu. Uradowali się nowiną i oznajmili, że ciotka pojedzie ze mną odwiedzić mamę już teraz zaraz. Wszyscy się w domu bardzo ucieszyli, gdy wróciliśmy we dwoje. Wnet ustalono, że chrzestnym ojcem będzie tatów szwagier, wujek Franciszek Kubatek, a chrzciny odbędą się w ostatnią niedzielę przed adwentem.

W okresie między wspomnianą wizytą a dniem chrztu, w naszym domu miały miejsce zdarzenia niezwykłe, jak na tamte czasy. W izdebce matka opiekowała się niemowlakiem, zaś kuchnia w ciągu dnia zamieniała się w szewski warsztat. W tym czasie bywał u nas Stanisław Ptaszek, uczył się rzemiosła, przy okazji naprawiał przed zimą buty swojej licznej rodzinie. Często przychodził też kuzyn ojca i stryjów, Staszek Sułkowski, który podarował im wystrugane i pomalowane przez siebie szachy, uczył jak się w nie gra.

Wcześniej znane były gry planszowe - owce i wilk oraz młynek. W zimowe wieczory grywano też w karty, przeważnie w zechcyka, czasem w ferbla lub durnia. Przez pewien okres był w domu drewniany bilard, zapewne wypożyczony; blat stawiało się na tatowym stolarskim warsztacie, a zamiast w bile, uderzano kijkami w kolorowe krążki. Czytało się też książki, na głos jak za okupacji. Tylko Roman czytywał chętniej indywidualnie, lubił się zaszyć gdzieś w kąciku, poświęcał książkom więcej czasu. Szachy wniosły istotną odmianę do kultury spędzania wolnego czasu. Stryjowie szybko opanowali zasady gry, ja także, nawet tato. Od kart stronił, pogardzał tą grą, choć był wyrozumiały, wiedział, że kulawi bracia nie pójdą w jesienne słoty jak ich rówieśnicy „na baciarkę”, a rozrywka jakaś im się należy. Szachy zaakceptował, polubił nawet do pewnego stopnia i był dla stryjów równorzędnym partnerem. Mnie długo ogrywał, dopiero na studiach opanowałem szachy na tyle, że później z wszystkimi w domu wygrywałem.

Stryj Roman był nieprzeciętnie zdolny, jego siostry i bracia potwierdzali, że się najlepiej z nich uczył. Miał też zdolności manualne, robił drewniane ramki do zdjęć i obrazków, wycinał laubzegą ozdobne wzorki w sklejce. Ładnie rysował, nauczył mnie jak przedstawić konia z profilu. Przed wojną już miał radioodbiornik z detektorem., który sam zmontował. Takie radio na kryształki był wielką frajdą, musiało jednak mieć bardzo długą, wysoko zawieszoną antenę, której ukryć nie sposób. Ponieważ hitlerowcy za posiadanie radioodbiornika karali bardzo surowo, ojciec Romkowe radio skutecznie schował na strychu.

Kiedy wreszcie przepędzono Niemców, radio zostało wydobyte z ukrycia. A było to jeszcze przed upadkiem Berlina. Ojciec wyszukał w lesie wysokie żerdzie i dwie z nich postawił na wzniesieniu przed domem. Na izolatorach powieszono miedzianą linką anteny, końcówkę z wtyczką wciśnięto w radiowe gniazdko i zaczęła się przygoda połączenia ze światem. Jakież to było frapujące - ebonitowa odkręcana ścianka, kolorowe gniazdka i wtyczki, zwoje cewek, skrzydła kondensatorów, pokrętła, wreszcie słuchawki na uszy i już można było próbować trafić w czułe miejsce kryształka w detektorze. Wreszcie jest - halo halo - tu Polskie Radio Warszawa, program pierwszy! Potem program drugi, Radio Kraków, Radio Katowice. Dochodził też na Koszary charakterystyczny dźwięk Big Bena - halo halo, tu Londyn. Docierały również sporadycznie plotki o możliwości kolejnej wojny, o mitycznym wodzu na białym koniu, jednak nikt rozsądny w te bzdury nie wierzył. Modne teraz pojęcie „zniewolenia narodu” nie było wtedy kompletnie znane, a dla kulawych stryjków i całej rodziny słyszany w słuchawkach literacki język spikerów i aktorów, Hymn Polski czy hejnał z Wieży Mariackiej, były przejmującym i radującym duszę dowodem wolności Ojczyzny.
Ostatnio zmieniony 20 maja 2012, 12:49 przez stary krab, łącznie zmieniany 5 razy.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Po wojnie część I.

#2 Post autor: skaranie boskie » 19 maja 2012, 22:44

Zauważyłem, że opowiadanie jest kontynuacją "smutków i radości".
Zauważyłem też, że nawet całkiem dobry temat można - delikatnie mówiąc - spieprzyć.
Mam wrażenie, że potraktowałeś go nieco po macoszemu w stosunku do poprzedniego.
Tam była jakaś akcja, jazda pociągiem, piesza wyprawa do Nowego Sącza, nawet to chore ucho.
Tu, poza narodzinami brata, widzę tylko prezentację członków rodziny.
Jakby nie wątek radia to czytelnik gotów zacząć ziewać.
Mam nadzieję, że w dalszej części, na którą będę niecierpliwie czekał, rozwiniesz temat.

Pozdrawiam :) :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Po wojnie część I.

#3 Post autor: Miladora » 20 maja 2012, 9:48

Mnie nie przeszkadza brak jakiejś bardziej zarysowanej akcji, ponieważ to spokojna, niespieszna opowieść nie tylko o życiu w tamtych czasach, ale i o ludziach, a taki sposób opisywania dodaje im charakteru i głębi.

Niedużo:
- Miałem 9 lat – dziewięć
- tato zawołał (mnie) do siebie, siekierę zwyczajowo wbił w pniak i powiedział(:) „(S)ynu”.
- Oczywiście(,) tato(,) znam dobrze drogę,
- Nacieszyli się/ucieszyli – może uradowali się nowiną?
- w naszym domu miały miejsce zdarzenie niezwykłe, - miało miejsce zdarzenie/miały miejsce zdarzenia
- na głos(,) jak za okupacji.
- Kiedy jednak Niemcy zostali przepędzeni, radio zostało wydobyte – zostali/zostało – kiedy jednak Niemców przepędzono
- dźwięk Bik Bena – Big Bena
- Dochodził też/docierały też – docierały również

Z przyjemnością czytam Twoje wspominki, Krabuniu. :)

:vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Re: Po wojnie część I.

#4 Post autor: stary krab » 25 maja 2012, 14:13

skaranie boskie pisze:Mam wrażenie, że potraktowałeś go nieco po macoszemu w stosunku do poprzedniego.
Tam była jakaś akcja, jazda pociągiem, piesza wyprawa do Nowego Sącza, nawet to chore ucho.
Tu, poza narodzinami brata, widzę tylko prezentację członków rodziny.
Jakby nie wątek radia to czytelnik gotów zacząć ziewać.
Mam nadzieję, rozwiniesz temat.
Skoro tak sugerujesz. :myśli:
Odcinki wspomnień pisałem na okreśponą okazję, ba nawet na termin. Niemniej twoja uwaga jest dla mnie ważna, ona ośmiela mnie, iżby nie zadowalać się kronikarskim zrelacjonowaniem określonych zdarzeń z przeszłości, lecz próbować tej relacji nadać trochę dynamiki. Nie zamiarzam beletryzować, bo dla mnie liczy się głównie solidność narracji. Ale nawet kronikarz nie musi zanudzać, masz rację. :) :vino:

Dodano -- 25 maja 2012, 13:18 --
Miladora pisze:Z przyjemnością czytam Twoje wspominki, Krabuniu. :)
Spożytkowałem twoje uwagi Miladoro.
Dzięki serdeczne. :rosa:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”