Zabawa w pokój
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Zabawa w pokój
Upał, że aż głowa bolała. Szliśmy na pokój, bo w wojnę już nikt się nie chciał bawić. Zresztą, rodzice zabrali Wojtula, jakby był im do szczęścia potrzebny, a Okularnica zdjęła okulary i teraz nikt jej nie rozpoznaje. Głupio walczyć tylko w trójkę. Mrówka od razu by marudził, że dostał gorszego sprzymierzeńca, fajtłapowatego Owsika, który łasi się do mnie. Głupi jak but, i ja mam z takim być? Do tego ta broń - ciągle się suszyła.
- Ciepło, a nie chce schnąć - zauważyłam. - Ej, Owsik, za słabo wyżąłeś!
Udał, że nie słyszy. Patrzył, gwiazdkę chciałby mi dać, ale nie ma jak, bo dzień. A w nocy śpię, on śpi, tylko Mrówka wolał chodzić po dworze w poszukiwaniu skarbu. Mówi, że wojna wciąż trwa, nawet podczas pokoju.
- Znajdę skarb - powiedział któregoś razu - i załatwię wszystkich!
- Czyli kogo?
- No wszystkich!
Nie pytaliśmy, czy łącznie z nami, głupio byłoby niszczyć znajomość. Mrówka w ogóle lubił dziwactwa: jak kogoś nie załatwiał, to pomagał, chociażby samemu sobie. Węszył, zastanawiał się, stawiał tezy, a czasem hipotezy, a wtedy myślał jeszcze bardziej. Nikt nie umiał tak dumać jak on. Osobiście go podziwiałam, Owsik zaś zazdrościł, wiedział bowiem doskonale, że nie dana mu mądrość Mrówki. Nie wiadomo, po co przychodził na świat. I głupi, i bronią zająć się nie potrafił. Wyciskał, wyciskał jakby od niechcenia i ona dalej mokra, sznurek uginał się pod jej ciężarem, zaraz puści - w ostatniej chwili sytuację uratował ojciec. Który? nie mam pojęcia, bardzo do siebie podobni. Matki zresztą też.
- Przerwa, co? - zagadnął wesoło. Znał nasze zabawy i wcale im się nie dziwił. - Coś wam nie chce broń schnąć.
- To przez... - zaczęłam, ale Mrówka nakazał mi milczenie. Owsik powoli robił się blady ze strachu, że go ojciec - własny albo cudzy - zamknie w lochu na chlebie i wodzie. - Jakoś to słońce...
- Co słońce? Mocno grzeje. Broń więc powinna szybko schnąć.
- Ale nic się nie chce.
- No i?
- No i broń też nie chce. Schnąć, znaczy się.
Ojciec pokiwał głową. Kochał kiwać, dziw, że mu jeszcze nie odpadła. Musiał być to rodzic Mrówki, bo przed odejściem powiedzieli coś sobie szeptem. Mrówka się uśmiechnął, a mężczyzna poklepał go po ramieniu. Jak tata z synem, normalne. Zaraz też chłopak potwierdził moje przypuszczenia:
- Stary zaproponował, żebyśmy udawali martwych. Wiecie, już po wojnie, my zginęliśmy i teraz leżymy. Jesteśmy całkowitymi, wystygłymi trupami, które zżerają robaki. Owsika już prawie zeżarły, bo pierwszy dostał, załóżmy, kulką w łeb. Ty, Witka, oberwałaś granatem. Leżysz tu, tu i tam. A ja... Ja się nadziałem na nóż największego wroga, którego załatwię jako duch. Patrzcie!
Mrówka wydał z siebie przeraźliwy dźwięk i zaczął biegał w kółko z wyciągniętymi ku górze rękoma. Owsik się wystraszył.
- Nie podoba mi się ta zabawa - rzekł. - I nie cierpię robaków.
- Muszą być! Zginąłeś, więc się rozkładasz. - Mrówka popchnął go na ziemię, tak że chłopak upadł. - Leż i przynajmniej udawaj. Nie zamykaj oczu, będziesz bardziej przerażający.
- Też mam leżeć? - spytałam.
- Ty musisz się rozczłonkować.
- Jak?
- Najlepiej byłoby cię pokroić.
- Zwariowałeś!
- Wiem i dlatego będziesz biegać od jednego miejsca do drugiego, by być w różnych miejscach jednocześnie. Bo jesteś w częściach, wiesz...
- Wiem.
Biegałam jak szalona po podwórku, Owsik leżał z wytrzeszczonymi oczami, a Mrówka udawał ducha. Głupi pokój, ale dawało się bawić. Tylko niekończący się upał przeszkadzał, pewnie będzie padać w nocy i znów Owsik się nawrzeszczy ze strachu, wszyscy się obudzą i Mrówka zechce tych wszystkich pozałatwiać.
- Uuu! - wył. - Gdzie mój zabójca?
- Nie mamy zabójcy - odpowiedziałam i stanęłam.
- To na kim mam się zemścić?!
- Może Wojtul zaraz wróci?
- Prędzej Okularnica założy okulary. Biegaj!
- Zmęczyłam się. Czy człowieka męczy bycie trupem?
- Nie wiadomo, załóżmy więc, że tak. Biegaj!
Ruszyłam ponownie, ale teraz Owsik się sprzeciwił. Mokry od potu zdawał się zaraz umrzeć z wyczerpania. A przecież już nie żył, ba, rozkładał się.
- Leż! - Mrówka popchnął go po raz drugi.
- Nie mogę udawać zombi?
- Zombi nie istnieje. Leż!
Upał się zmniejszał, znak, że wieczór się zbliżał i zaraz rodzice nas zawołają do domów. Cieszyłam się, bo byłam zmęczona rozczłonkowaniem, a i Owsik narzekał na ból pleców oraz oczu. Jedynie Mrówka cieszył się zabawą, chociaż nie miał kto robić za jego zabójcę. Na pewno Wojtul już nie wróci, Okularnica nie założy okularów. Taki pokój jak nasz potrwa jeszcze bardzo długo, może wieczność.
- Aaa! - krzyknął w pewnym momencie Owsik. - Robak mi chodzi po nodze.
- Cicho, trupy nie mówią.
- Ale ja mówię. Mówię, bo robak mnie gryzie. Prawdziwy, nie wymyślony!
- Popłacz się! No dalej!
Owsik nie wytrzymał - wstał i pobiegł z płaczem do domu. Mrówka rozłożył ręce, ja również, bo głupio byłoby nie rozłożyć w takiej sytuacji. I co, mieliśmy się w dwójkę bawić? Zresztą, wieczór przyszedł, zrobiło się znacznie zimniej i chmury nadeszły. Będzie burza jak nic.
- Trzeba wracać - powiedział Mrówka, biorąc nadal mokrą broń pod pachę. - Wracać z pokoju. Jutro się pozałatwia wszystkich.
- Ciepło, a nie chce schnąć - zauważyłam. - Ej, Owsik, za słabo wyżąłeś!
Udał, że nie słyszy. Patrzył, gwiazdkę chciałby mi dać, ale nie ma jak, bo dzień. A w nocy śpię, on śpi, tylko Mrówka wolał chodzić po dworze w poszukiwaniu skarbu. Mówi, że wojna wciąż trwa, nawet podczas pokoju.
- Znajdę skarb - powiedział któregoś razu - i załatwię wszystkich!
- Czyli kogo?
- No wszystkich!
Nie pytaliśmy, czy łącznie z nami, głupio byłoby niszczyć znajomość. Mrówka w ogóle lubił dziwactwa: jak kogoś nie załatwiał, to pomagał, chociażby samemu sobie. Węszył, zastanawiał się, stawiał tezy, a czasem hipotezy, a wtedy myślał jeszcze bardziej. Nikt nie umiał tak dumać jak on. Osobiście go podziwiałam, Owsik zaś zazdrościł, wiedział bowiem doskonale, że nie dana mu mądrość Mrówki. Nie wiadomo, po co przychodził na świat. I głupi, i bronią zająć się nie potrafił. Wyciskał, wyciskał jakby od niechcenia i ona dalej mokra, sznurek uginał się pod jej ciężarem, zaraz puści - w ostatniej chwili sytuację uratował ojciec. Który? nie mam pojęcia, bardzo do siebie podobni. Matki zresztą też.
- Przerwa, co? - zagadnął wesoło. Znał nasze zabawy i wcale im się nie dziwił. - Coś wam nie chce broń schnąć.
- To przez... - zaczęłam, ale Mrówka nakazał mi milczenie. Owsik powoli robił się blady ze strachu, że go ojciec - własny albo cudzy - zamknie w lochu na chlebie i wodzie. - Jakoś to słońce...
- Co słońce? Mocno grzeje. Broń więc powinna szybko schnąć.
- Ale nic się nie chce.
- No i?
- No i broń też nie chce. Schnąć, znaczy się.
Ojciec pokiwał głową. Kochał kiwać, dziw, że mu jeszcze nie odpadła. Musiał być to rodzic Mrówki, bo przed odejściem powiedzieli coś sobie szeptem. Mrówka się uśmiechnął, a mężczyzna poklepał go po ramieniu. Jak tata z synem, normalne. Zaraz też chłopak potwierdził moje przypuszczenia:
- Stary zaproponował, żebyśmy udawali martwych. Wiecie, już po wojnie, my zginęliśmy i teraz leżymy. Jesteśmy całkowitymi, wystygłymi trupami, które zżerają robaki. Owsika już prawie zeżarły, bo pierwszy dostał, załóżmy, kulką w łeb. Ty, Witka, oberwałaś granatem. Leżysz tu, tu i tam. A ja... Ja się nadziałem na nóż największego wroga, którego załatwię jako duch. Patrzcie!
Mrówka wydał z siebie przeraźliwy dźwięk i zaczął biegał w kółko z wyciągniętymi ku górze rękoma. Owsik się wystraszył.
- Nie podoba mi się ta zabawa - rzekł. - I nie cierpię robaków.
- Muszą być! Zginąłeś, więc się rozkładasz. - Mrówka popchnął go na ziemię, tak że chłopak upadł. - Leż i przynajmniej udawaj. Nie zamykaj oczu, będziesz bardziej przerażający.
- Też mam leżeć? - spytałam.
- Ty musisz się rozczłonkować.
- Jak?
- Najlepiej byłoby cię pokroić.
- Zwariowałeś!
- Wiem i dlatego będziesz biegać od jednego miejsca do drugiego, by być w różnych miejscach jednocześnie. Bo jesteś w częściach, wiesz...
- Wiem.
Biegałam jak szalona po podwórku, Owsik leżał z wytrzeszczonymi oczami, a Mrówka udawał ducha. Głupi pokój, ale dawało się bawić. Tylko niekończący się upał przeszkadzał, pewnie będzie padać w nocy i znów Owsik się nawrzeszczy ze strachu, wszyscy się obudzą i Mrówka zechce tych wszystkich pozałatwiać.
- Uuu! - wył. - Gdzie mój zabójca?
- Nie mamy zabójcy - odpowiedziałam i stanęłam.
- To na kim mam się zemścić?!
- Może Wojtul zaraz wróci?
- Prędzej Okularnica założy okulary. Biegaj!
- Zmęczyłam się. Czy człowieka męczy bycie trupem?
- Nie wiadomo, załóżmy więc, że tak. Biegaj!
Ruszyłam ponownie, ale teraz Owsik się sprzeciwił. Mokry od potu zdawał się zaraz umrzeć z wyczerpania. A przecież już nie żył, ba, rozkładał się.
- Leż! - Mrówka popchnął go po raz drugi.
- Nie mogę udawać zombi?
- Zombi nie istnieje. Leż!
Upał się zmniejszał, znak, że wieczór się zbliżał i zaraz rodzice nas zawołają do domów. Cieszyłam się, bo byłam zmęczona rozczłonkowaniem, a i Owsik narzekał na ból pleców oraz oczu. Jedynie Mrówka cieszył się zabawą, chociaż nie miał kto robić za jego zabójcę. Na pewno Wojtul już nie wróci, Okularnica nie założy okularów. Taki pokój jak nasz potrwa jeszcze bardzo długo, może wieczność.
- Aaa! - krzyknął w pewnym momencie Owsik. - Robak mi chodzi po nodze.
- Cicho, trupy nie mówią.
- Ale ja mówię. Mówię, bo robak mnie gryzie. Prawdziwy, nie wymyślony!
- Popłacz się! No dalej!
Owsik nie wytrzymał - wstał i pobiegł z płaczem do domu. Mrówka rozłożył ręce, ja również, bo głupio byłoby nie rozłożyć w takiej sytuacji. I co, mieliśmy się w dwójkę bawić? Zresztą, wieczór przyszedł, zrobiło się znacznie zimniej i chmury nadeszły. Będzie burza jak nic.
- Trzeba wracać - powiedział Mrówka, biorąc nadal mokrą broń pod pachę. - Wracać z pokoju. Jutro się pozałatwia wszystkich.