Pantoflarz
-
- Posty: 64
- Rejestracja: 13 lis 2011, 20:16
Pantoflarz
Pantoflarz
- Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły i coś tam klaaaszczeee zaaa boooreeem… - Zośka sięgała okolic C trzykreślnego, dziarsko pobrzękując garami.
„Niedługo obiad” – pomyślałem i głośno zaburczało mi w brzuchu. Rozsiadłem się właśnie na fotelu w nowych cieplutkich kapciach, czytając ulubioną gazetę.
Nagle zadzwonił telefon. Drgnąłem, a potem niechętnie odebrałem połączenie.
– Witaj. Musimy porozmawiać. Natychmiast. Osobiście. – Głos mojego przyjaciela brzmiał dziwnie surowo.
– Ale… Stefan – grałem na zwłokę. – Nie mogę teraz. Stara mnie zabije, jak wyjdę tuż przed obiadem. –
– To ważne. Bardzo – uciął. – Czekam w „Budzie”.
Co miałem zrobić? Zapewniwszy Zośkę, że wrócę za minutę, pomknąłem do pubu – stałego miejsca moich spotkań z kolegami.
Stefan siedział przy bocznym stoliku i nerwowo ćmił papierosa.
– Cześć, brachu – rzuciłem. – Co jest? Pali się?
– Nie żartuj. Poważna sprawa. – Stefkowi drżały ręce. – Nie wiem, jak to powiedzieć.
– Wal śmiało.
– Widzisz… – zawahał się. – Pusia nie żyje.
– Przykro mi… – Daleki byłem od tego, by płakać po tym pchlarzu o zezowatych oczach i parszywym charakterze, zdawałem sobie jednak sprawę, że mój kumpel miał do bydlęcia wyjątkową słabość.
– Zginęła. Najpierw jednak… zabiła listonosza.
Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
– No, nie wmówisz mi, że pekińczyk może zagryźć dorosłego faceta.
– W tym problem. Ona… – Stefan nachylił się w moją stronę i ściszył głos – nie była zwykłym psem. Była wilkołakiem.
To już przestawało być zabawne. Mojemu najlepszemu koledze walnęło na mózg. No oszalał, biedaczyna, ani chybi.
– Nie wierzysz? – Stefan ze smutkiem pokiwał głową. – Nic dziwnego. Sam nie wierzyłem własnym oczom. Kiedy listonosz przychodził, Pusia atakowała go. Robiła się przy tym jakby większa. Wmawiałem sobie, że tak tylko sierść jeży ze złości, że to dlatego. Oszukiwałem się. A ona za każdym razem coraz to większa była i większa… Aż wczoraj wpadła w taką furię, że całkiem urosła. No i stało się… – Przyjaciel ukrył twarz w dłoniach.
– No… było, minęło… – Próbowałem go jakoś uspokoić.
– Musisz mi uwierzyć! – Podjął drżącym, acz stanowczym głosem. – Zwłoki Pusi i pocztowca zabrała policja. Taki specjalny oddział. Z archiwum X czy jakoś. Opieczętowali mieszkanie. Udało mi się jednak zrobić kilka zdjęć, zanim się zjawili. – Sięgnął do kieszeni i podał mi komórkę. – Musisz uwierzyć! – powtórzył.
Już po chwili wierzyłem we wszystko. To nie mógł być fotomontaż. Z przerażenia zaschło mi w ustach.
– Stary… – wyjęczałem. – Po co mi to mówisz?
Stefan nabrał powietrza, tak jakby szykował się do skoku na głęboką wodę.
– Pamiętasz moje imieniny? Będzie pół roku temu… Uparłeś się zająć ulubiony fotel Pusi…
Jasne, że pamiętałem. Podpity, wściekłem się wtedy na gospodarza, no bo co to znaczy, żeby kundel w domu rządził? Siadłem i już. I wtedy ta durna suka mnie dziabnęła…
– O kurwa – wyszeptałem. Odpowiedział mi znękany wzrok przyjaciela.
*
Do domu wracałem okrężną drogą, aby choć odrobinę ochłonąć, mimo to Zośka już w progu zauważyła moje rozdygotanie.
– Kotku, co się stało? – zapytała, prześwietlając mnie wzrokiem.
– Nie wiem… nie wiem… Pusia nie żyje, a ja… fotel na imieninach i… – mamrotałem bezładnie.
– Aaa, to… – Małżonka jakby się speszyła. – To nic takiego właściwie. No, nie denerwuj się tak.
– Jak to nic takiego? Zaraz… – zreflektowałem się. – Skąd ty o tym wiesz?
– Oj, kotku, nie chciałam cię denerwować. Ty nie lubisz zwierząt, a ja zawsze chciałam jakieś mieć… – Zośka uśmiechnęła się na wpół przepraszająco, na wpół zalotnie. - No i teraz w zasadzie mam zwierzaka… no… jakby pieska – wypaliła. – Przynajmniej w pełnię księżyca.
– Ale ja… ja mogę być niebezpieczny. Wilkołak to przecież bestia.
– E tam, zaraz bestia! – Roześmiała się moja ślubna. – Kapcie tylko tarmosisz i nogi od stołu obsikujesz. Ale za to… – tu przytuliła mnie mocno do swoich bujnych kształtów – jakie ty wtedy znasz fajne sztuczki.
- Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły i coś tam klaaaszczeee zaaa boooreeem… - Zośka sięgała okolic C trzykreślnego, dziarsko pobrzękując garami.
„Niedługo obiad” – pomyślałem i głośno zaburczało mi w brzuchu. Rozsiadłem się właśnie na fotelu w nowych cieplutkich kapciach, czytając ulubioną gazetę.
Nagle zadzwonił telefon. Drgnąłem, a potem niechętnie odebrałem połączenie.
– Witaj. Musimy porozmawiać. Natychmiast. Osobiście. – Głos mojego przyjaciela brzmiał dziwnie surowo.
– Ale… Stefan – grałem na zwłokę. – Nie mogę teraz. Stara mnie zabije, jak wyjdę tuż przed obiadem. –
– To ważne. Bardzo – uciął. – Czekam w „Budzie”.
Co miałem zrobić? Zapewniwszy Zośkę, że wrócę za minutę, pomknąłem do pubu – stałego miejsca moich spotkań z kolegami.
Stefan siedział przy bocznym stoliku i nerwowo ćmił papierosa.
– Cześć, brachu – rzuciłem. – Co jest? Pali się?
– Nie żartuj. Poważna sprawa. – Stefkowi drżały ręce. – Nie wiem, jak to powiedzieć.
– Wal śmiało.
– Widzisz… – zawahał się. – Pusia nie żyje.
– Przykro mi… – Daleki byłem od tego, by płakać po tym pchlarzu o zezowatych oczach i parszywym charakterze, zdawałem sobie jednak sprawę, że mój kumpel miał do bydlęcia wyjątkową słabość.
– Zginęła. Najpierw jednak… zabiła listonosza.
Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
– No, nie wmówisz mi, że pekińczyk może zagryźć dorosłego faceta.
– W tym problem. Ona… – Stefan nachylił się w moją stronę i ściszył głos – nie była zwykłym psem. Była wilkołakiem.
To już przestawało być zabawne. Mojemu najlepszemu koledze walnęło na mózg. No oszalał, biedaczyna, ani chybi.
– Nie wierzysz? – Stefan ze smutkiem pokiwał głową. – Nic dziwnego. Sam nie wierzyłem własnym oczom. Kiedy listonosz przychodził, Pusia atakowała go. Robiła się przy tym jakby większa. Wmawiałem sobie, że tak tylko sierść jeży ze złości, że to dlatego. Oszukiwałem się. A ona za każdym razem coraz to większa była i większa… Aż wczoraj wpadła w taką furię, że całkiem urosła. No i stało się… – Przyjaciel ukrył twarz w dłoniach.
– No… było, minęło… – Próbowałem go jakoś uspokoić.
– Musisz mi uwierzyć! – Podjął drżącym, acz stanowczym głosem. – Zwłoki Pusi i pocztowca zabrała policja. Taki specjalny oddział. Z archiwum X czy jakoś. Opieczętowali mieszkanie. Udało mi się jednak zrobić kilka zdjęć, zanim się zjawili. – Sięgnął do kieszeni i podał mi komórkę. – Musisz uwierzyć! – powtórzył.
Już po chwili wierzyłem we wszystko. To nie mógł być fotomontaż. Z przerażenia zaschło mi w ustach.
– Stary… – wyjęczałem. – Po co mi to mówisz?
Stefan nabrał powietrza, tak jakby szykował się do skoku na głęboką wodę.
– Pamiętasz moje imieniny? Będzie pół roku temu… Uparłeś się zająć ulubiony fotel Pusi…
Jasne, że pamiętałem. Podpity, wściekłem się wtedy na gospodarza, no bo co to znaczy, żeby kundel w domu rządził? Siadłem i już. I wtedy ta durna suka mnie dziabnęła…
– O kurwa – wyszeptałem. Odpowiedział mi znękany wzrok przyjaciela.
*
Do domu wracałem okrężną drogą, aby choć odrobinę ochłonąć, mimo to Zośka już w progu zauważyła moje rozdygotanie.
– Kotku, co się stało? – zapytała, prześwietlając mnie wzrokiem.
– Nie wiem… nie wiem… Pusia nie żyje, a ja… fotel na imieninach i… – mamrotałem bezładnie.
– Aaa, to… – Małżonka jakby się speszyła. – To nic takiego właściwie. No, nie denerwuj się tak.
– Jak to nic takiego? Zaraz… – zreflektowałem się. – Skąd ty o tym wiesz?
– Oj, kotku, nie chciałam cię denerwować. Ty nie lubisz zwierząt, a ja zawsze chciałam jakieś mieć… – Zośka uśmiechnęła się na wpół przepraszająco, na wpół zalotnie. - No i teraz w zasadzie mam zwierzaka… no… jakby pieska – wypaliła. – Przynajmniej w pełnię księżyca.
– Ale ja… ja mogę być niebezpieczny. Wilkołak to przecież bestia.
– E tam, zaraz bestia! – Roześmiała się moja ślubna. – Kapcie tylko tarmosisz i nogi od stołu obsikujesz. Ale za to… – tu przytuliła mnie mocno do swoich bujnych kształtów – jakie ty wtedy znasz fajne sztuczki.
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Pantoflarz
no, cóż...Pantoflarz - to nieuleczalny stan ducha! Nawet transformacja w wilkołaka nic nie zmieni. Więc gdyby nie te sztuczki, przyjajmniej przy pełni - w zasadzie nadawałby sie do azylu...
Faaaajne, sprawnie napisane. Poczytałam, uśmiałam się...
Pozdrawiam serdecznie
Ewa


Faaaajne, sprawnie napisane. Poczytałam, uśmiałam się...
Pozdrawiam serdecznie
Ewa
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Pantoflarz
Fajnie mi znowu spotkać tego łobuza.
A żeby nikt nie myślał, że po znajomości Szaloną oszczędzam, to wyjaśniam, że zdarzyło mi się już ten tekst pościnać wcześniej, więc teraz mogę się tylko cieszyć, że zawitał również na ósme piętro.
Twoje zdrowie, Szalona.
Wiesz, mam taką wizytówkę:
dziękuję, nie słodzę... 

A żeby nikt nie myślał, że po znajomości Szaloną oszczędzam, to wyjaśniam, że zdarzyło mi się już ten tekst pościnać wcześniej, więc teraz mogę się tylko cieszyć, że zawitał również na ósme piętro.

Twoje zdrowie, Szalona.


Wiesz, mam taką wizytówkę:


Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 64
- Rejestracja: 13 lis 2011, 20:16
Re: Pantoflarz
Ewo, dziękuję za poczytanie. Rozbawiłaś mnie tym azylem - oj, chyba coś mi wpadło do głowy... ale Zośka nie oddała by przecież swojego Koteczka 
Mila, Mila, wiadomo, że cukrem nie słodzisz - po prostu dolewasz "krupniku". Nawzajem wznoszę toast za Waćpanią

Mila, Mila, wiadomo, że cukrem nie słodzisz - po prostu dolewasz "krupniku". Nawzajem wznoszę toast za Waćpanią

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Pantoflarz
No to dawaj to, co Ci wpadło do głowy.
Ano, dolewam...

Ano, dolewam...

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 64
- Rejestracja: 13 lis 2011, 20:16
Re: Pantoflarz
Wolnego... pomysł musi dojrzeć, a ja dopiero miałam przebłysk (i to niekoniecznie geniuszu) 

- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Pantoflarz
Podoba mi się Szalona 

A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Re: Pantoflarz
Bardzo się ubawiłem 
Zabawna historia, kilka razy sobie parsknąłem, ale na plus oczywiście.
Wyobraziłem sobie, jakby mi kolega opowiadał, że jego pies pekińczyk jest wilkołakiem, a właściwie był, bo nie żyje, a z nim listonosz;)
Naprawdę, sympatyczne opowiadanie;)

Zabawna historia, kilka razy sobie parsknąłem, ale na plus oczywiście.
Wyobraziłem sobie, jakby mi kolega opowiadał, że jego pies pekińczyk jest wilkołakiem, a właściwie był, bo nie żyje, a z nim listonosz;)
Naprawdę, sympatyczne opowiadanie;)
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
-
- Posty: 873
- Rejestracja: 26 mar 2012, 2:13
- Lokalizacja: Syreni Gród
Re: Pantoflarz
Ubawiłam się przed snem. I nawet nie będę się bała zasnąć. 

Wiatr kroczy moim śladem. Nie nie kroczy, to ja jestem Wiatr.
********************************************************
nalka31@osme-pietro.pl
********************************************************
nalka31@osme-pietro.pl
-
- Posty: 309
- Rejestracja: 16 lis 2011, 21:59