Wycieraczka

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Wycieraczka

#1 Post autor: Gloinnen » 13 lip 2012, 1:24

***
Pojawili się w domu jednocześnie: To Stworzenie i ona. Ucieleśnienie moich najskrytszych marzeń. Mięciutka. Smakowita. Kosmata tak, jak trzeba i pachnąca świeżością. Miałem ochotę się w nią wtulać i wgryzać zachłannie, niczym szczenię w gumową kość.
Wycieraczka. Nowiutka. Tylko dla mnie.
Od samego początku zapałałem do niej najgłębszym uczuciem, do jakiego jest zdolne serce siedmioletniego rottweilera. Bardziej kochałem jedynie Miłą Panią.
Przekonałem się jednak szybko, że ten włochaty, prostokątny kawałek oliwkowozielonego materiału miał mi w ogóle ją zastąpić.
Odkąd Miła Pani ma To Stworzenie.
Małe, bladoróżowe, bezwłose i nieustannie wydające z siebie przeraźliwe wrzaski, zajęło całą naszą domową przestrzeń, w której nagle zrobiło się bardzo ciasno. Dotychczas lokum należało tylko do nas dwojga – Miłej Pani i mnie. Kilka miesięcy temu mieszkał wprawdzie z nami jeszcze Pan, ale to już pieśń odległej przeszłości. Wcale nie miły i bardzo mnie nie lubił. Chyba chciał, aby Pani po prostu należała do niego, rasowa i zmysłowa, jedyna w swoim rodzaju. Rozkoszniejsza nawet niż sunia Jawa, zajebista długowłosa jamniczka z parteru.
Rano, gdy zakradałem się do wspólnej sypialni Państwa, chcąc uszczknąć kilka smakowitych kąsków ze snu mojej Najdroższej, Pan przepędzał mnie, celując w kierunku mojej głowy swoimi rannymi pantoflami. Tak, cierpliwie znosiłem wiele upokorzeń ze względu na Miłą Panią, ale niebawem na szczęście zostaliśmy sami, tylko we dwoje. Wąsaty stary zrzęda wyprowadził się od nas pewnego pięknego dnia, zabierając w jednej ze swoich waliz między innymi znienawidzone kapcie, którymi nieustannie zwykł był mnie prześladować.
W domu zapanowała błoga sielanka. Niestety, do czasu.
Bo przecież teraz znów w każdej sekundzie z życia Mojego Kochania panoszy się Ktoś. Osoba trzecia. Intruz.
To Stworzenie pachnie mlekiem. Pamiętam, gdy w zeszłym roku Jawa miała szczeniaki, również ciągnęła się za nią niemal identyczna, kwaśna i tłusta woń macierzyństwa. A fu, coś obrzydliwego. Na spacerach po skwerku omijałem wówczas z daleka dumną mamuśkę i jej nabrzmiałe cycki. A teraz Miła Pani również przesiąkła tym samym zapachem. Kiedyś uwielbiałem wtulać pysk w jej ubrania, rozrzucone niedbale w łazience. Obecnie mdliło mnie na sam ich widok.
Zaszły też inne zmiany. Definitywnie skończyły się poranne wizyty i igraszki w sypialni. Przy łóżku Najmilszej stanęło drugie, mniejsze, z którego bez przerwy wydobywało się piskliwe kwilenie. To Stworzenie cichło tylko i wyłącznie wtedy, gdy było kołysane w chustach przez Panią lub przyssane do jej piersi.
Próbowałem kiedyś bliżej zapoznać się z owym dziwacznym potworkiem. Okazja nadarzyła się pewnego dnia, gdy Miła zajęła się prasowaniem mnóstwa białych, malutkich bluzeczek. Korzystając z jej nieuwagi, wślizgnąłem się do pokoju, gdzie spała znienawidzona przeze mnie od samego początku istota. Przyglądałem się uważnie Temu Stworzeniu, jego nieforemnym uszom, cienkim palcom, lekko skośnym oczom, łysej głowie. Stwierdziłem, że nigdy, ale to przenigdy nie podzielę się z nim czułością Mojej Pani. Bardziej mojej nawet, niż wycieraczka. Ta nowa, oczywiście. Ta cudowna, wymarzona, podarowana mi po to, aby zrekompensować wszelakie zaniedbania i niesprawiedliwy wyrok, który brzmiał: samotność.
Na co byłem aktualnie skazany? Na kąt w salonie, za fotelem, i na wycieraczkę, której powierzałem wszystkie zgryzoty leżące mi na ogonie. Wiedziała, jak boli świszczące uderzenie smyczą po karku (bo kiedyś zbyt głośno zaszczekałem, usłyszawszy przez okno zalotne ujadanie Jawy z podwórza, i obudziłem To Stworzenie). Wycieraczka słyszała też głodowe marsze w moich trzewiach, gdy Miła Pani zapominała o obiedzie, zajęta naturalnie uciszaniem i zabawianiem małego terrorysty. Wreszcie – to wycieraczce (a komuż by innemu) opowiadałem, jak bardzo zmieniły się moje codzienne spacery. Nie były to już długie, beztroskie wyprawy do parku, z dziurawą piłką lub patykiem w zębach, pełne śmiechu, radosnych skoków i niepohamowanego, solidnego lizania po twarzy.
Teraz nawet przechadzki przestały mnie cieszyć. Prowadzony na smyczy i w kagańcu, dreptałem niemrawo za dużym, błękitnym czterokołowym wózkiem, w którym po pańsku wożone było To Stworzenie. Pani już nie rzucała mi patyków, nie wołała „aport”, nie pozwalała mi nawet wskoczyć sobie na plecy z łapami, jak to niegdyś często przecież robiłem. Podtykała za to nieustannie Łysemu pod nos kolorowe grzechoczące kółka i śpiewała mu rzewne piosenki, od których nachodziła mnie ochota na przeciągłe wycie. Pamiętałem jednak złość Miłej Pani, gdy pewnego razu próbowałem po swojemu jej zawtórować. Spędziłem wtedy całą okropną, przedłużającą się w nieskończoność godzinę zamknięty w ciemnej łazience. Dałem więc sobie spokój z wokalnymi popisami.
O wszystkich tych przykrościach wiedziała moja wierna i niezawodna przyjaciółka z kawałka zielonej wykładziny. W miarę upływu czasu prezentowała się coraz bardziej swojsko: postrzępiła się, przybrudziła tu i ówdzie, pachniała błotem, wiatrem oraz resztkami jedzenia. Odepchnięty przez Najukochańszą , spędzałem teraz całe dnie na wycieraczce, jak odurzony i odrętwiały, choć przecież byłem jeszcze krzepkim i zdrowym psem w sile wieku.
To Stworzenie rosło, a wraz z nim – zwiększała się jego aktywność. Zaczęło przemieszczać się po pokojach i korytarzu, szybko czołgając się lub turlając. Potrafiło także nieraz podejść do mnie w niecnych zamiarach:, upodobało sobie tarmoszenie moich uszu lub testowanie wytrzymałości mojej czaszki na uderzenia drewnianym klockiem. Kilka razy odpowiedziałem na te zaczepki ostrzegawczym warknięciem, lecz zazwyczaj źle się to kończyło, zresztą jak każdy inny przejaw niechęci wobec Bezwłosego. Klaps, ponura łazienka, westchnienia i to, co najbardziej bolało – niemy wyrzut w oczach Miłej Pani. Jak mogłeś?
I potem znów pozostawała mi z reguły tylko wycieraczka.

***
Było upalne lipcowe popołudnie. Dyszałem ciężko, wyschnięty język lepił się do podniebienia. Chciało mi się pić, lecz moja miska stała pusta od rana i nie miał kto jej napełnić wodą. Pani spała na balkonie, obok niej przypięte szelkami do rozkładanego, kolorowego leżaczka drzemało To Stworzenie.
Wody! Dajcie mi wody!
Pokręciłem się bezradnie po kuchni, zlizałem kilka kropel z podłogi przy zlewozmywaku, wreszcie zrezygnowany wróciłem do swojego legowiska . Postanowiłem również przespać te skwarne godziny i palące w gardle pragnienie.
Wtedy zobaczyłem przy mojej wycieraczce To Stworzenie. Jak ono mogło wydostać się z leżaczka? Mało mnie to obchodziło. Coś innego natomiast spowodowało, że sierść zjeżyła mi się na całym ciele.
Czego tu szukasz? Idź sobie – mruknąłem przez zęby. Stwór w odpowiedzi zaśmiał się perliście, prezentując przy tym dwa malutkie przednie ząbki. Wyciągnął rączkę w kierunku wycieraczki.
Nie, zostaw – zaprotestowałem, odpychając ramię Łysego nosem.
Znienawidzona przeze mnie od zarania dziejów istota postanowiła chyba z premedytacją wyprowadzić mnie z równowagi. Bo przecież zniósłbym cierpliwie różne zaczepki, tak jak to robiłem do tej pory, ale wycieraczki, mojej wycieraczki, nie zamierzałem oddać.
Znów zawarczałem. Stworzenie śmiało się jeszcze głośniej, ukazując w pucołowatych policzkach dwa dołeczki. Ciągnęło z uporem za róg zielonej tkaniny, tego już za wiele , pomyślałem, nie odbierzesz mi jej! Skradłeś serce Miłej Pani, jej czas, jej uśmiech, jej pieszczoty, ale tym razem wycieraczki postanowiłem bronić za wszelką cenę! Bo nie chodziło tu tylko i wyłącznie o miejsce do odpoczynku i snu, lecz o to, co miesiącami wsiąkało w owe miękkie przybrudzone fałdy: moje gorzkie żale, frustracje i tłamszony gniew.
Nie rusz!
I kłapnąłem szczęką. Był to jeden precyzyjny, dobrze obliczony ruch. Radosny szczebiot natychmiast ucichł.
Poczułem w ustach smak krwi i młodego delikatnego mięsa. Pod zębami chrupnęły kości. Ogarnęło mnie podobne podniecenie, jak kilka lat temu, gdy jeszcze w szczenięcych latach przegryzałem dla rozrywki szyje małych, nieostrożnych gołębi.
Wówczas nadbiegła Pani. Kiedy zobaczyła, co się wydarzyło, zbladła i nie wydawszy z siebie głosu, osunęła się na ziemię.

***
Duszno, mroczno, mała klatka, brudna podłoga, pchły. I nie ma wycieraczki, którą zabrali mi, wyszarpali z zaciśniętych kłów. Nie mogę powierzyć jej kolejnej opowieści z pieskiego życia ani schować nosa w tę wyjątkową, drapiącą szorstkość.
Zabierzcie mnie stąd. Do domu. Czasami wyobrażam to sobie.
Ja i Najmilsza. Nikt nam więcej nie przeszkadza. Tego Stworzenia już przecież nie ma.
Przybiegnę do niej, poliżę ciepłą dłoń, położę znów głowę na tych fantastycznych miękkich kolanach. Ech, mógłbym nawet ostatecznie oddać jej na zawsze moją wycieraczkę. A na co mi ona, jeśli odzyskam Panią i wszystko będzie jak dawniej?




____________________
Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Wycieraczka

#2 Post autor: skaranie boskie » 14 lip 2012, 21:36

Na pewno interesujące opowiadanie.
Pokusiłem się o streszczenie go dzisiaj mojemu przyjacielowi. Oczywiście zaznaczyłem, że narratorem w pierwszej osobie jest pies.
W zakończeniu streszczenie brzmiało tak.

Pewnego ranka to Coś, które już nauczyło się łazić po chałupie i naparzać pieska klockami, tarmosić za uszy, tudzież praktykować na nim inne, bezkarne ekscesy, postanowiło odebrać mu jego nową wycieraczkę. Tę wycieraczkę, w którą wsiąkły hektolitry łez, która była niemym słuchaczem licznych skarg i żali. I to cholerne Coś, pomimo ostrzegawczego warknięcia, było w swoim zamyśle bardziej upierdliwe, niż mucha i uparcie próbowało wyrwać wycieraczkę...
Tu zacytowałem z pamięci - kłapnąłem szczękami i poczułem przyjemny smak krwi i świeżego mięska...

Mój przyjaciel parsknął śmiechem i stwierdził, że "chuj z gówniarzem, pies miał rację".
I niech to posłuży za komentarz.
Glo, napisałaś coś fenomenalnego. Jak sięgam pamięcią, nie czytałem podobnego tekstu. Jednocześnie mądrego i pouczającego i pełnego współczucia dla ofiary. Bo nie ulega wątpliwości, że nie bachor jest tu ofiarą. A przecież tak właśnie postępują ludzie. Pozwalają dziecku włazić zwierzątkom na głowę, wszelkie zaś przejawy buntu tych drugich, tępią w zarodku. To jest, kurwa, gorsze od rasizmu i - podobnie jak naparzanie pieska łopatą po szyi - powinno podlegać pod stosowną ustawę.

Gratuluję wspaniałego tekstu. :rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

SamoZuo

Re: Wycieraczka

#3 Post autor: SamoZuo » 16 lip 2012, 3:06

Bardzo dobrze napisane opowiadanie:
- żywo nakreślone uczucia i emocje
- skłania do refleksji
- ma mądre przesłanie
- odpowiednio poprowadzona fabuła


Każde stworzenia ma jakieś uczucia, nawet taki zwierzak, to smutne, że dla niektórych są to tylko "żywe rzeczy".

Pozdrawiam

Awatar użytkownika
jacek placek
Posty: 344
Rejestracja: 01 kwie 2012, 22:55

Re: Wycieraczka

#4 Post autor: jacek placek » 22 lip 2012, 15:48

Każde stworzenia ma jakieś uczucia, nawet taki zwierzak, to smutne, że dla niektórych są to tylko "żywe rzeczy".

Bardzo mądry komentarz. Uważam, że napisałaś jeśli nie rewelacyjne to na pewno zaskakujące opowiadanie. Dobrze się czytało, z napięciem. Podoba mi się. Plackowi też.
:bravo:

Dodano -- 22 lip 2012, 15:51 --



Dodano -- 22 lip 2012, 15:51 --

Kiedyś kradliśmy księżyc, dziś skupujemy wiersze. :)

emelly
Posty: 367
Rejestracja: 03 lip 2012, 23:34
Lokalizacja: Kraków/Gdańsk

Re: Wycieraczka

#5 Post autor: emelly » 25 lip 2012, 20:19

Strasznie smutne. :( Cóż, autorzy podręczników do opieki nad dziećmi piszą: "Chrońcie dzieci przed psami!", zaś ci od podręczników do opieki nad psami twierdzą jednoznacznie: "Chrońcie psy przed dziećmi!". Mimo pozornej sprzeczności ich przekaz sprowadza się do tego samego;)

Ktoś (nie pamiętam kto, ale kojarzy mi się z Flaubertem) powiedział, że najlepsza literatura to "zwykłe historie opowiedziane w niezwykły sposób".
U Ciebie tak jest. Codziennie słyszymy o różnych tragediach w dziennikach telewizyjnych i w związku z tym przyjmujemy je obojętnie. Ty, zmieniając perspektywę i wzbogacając ją o tragedię psa, przede wszystkim zerwałaś warstwę przyzwyczajenia otaczającą podobne historie i dzięki temu udało Ci się mnie poruszyć. Niezależnie od smutnej doli pieska, w gruncie rzeczy najbardziej wstrząsnęła mną osobista tragedia Miłej Pani i jej bobasa.
A nie: "Wczoraj w Koszalinie pies zagryzł siedmiomiesięczne dziecko, wychowywane samotnie przez matkę. Ojciec dziecka opuścił kobietę na wieść o jej ciąży."

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”