
Jest ich wszystkich (łącznie z tymi już opublikowanymi) osiemnaście, chyba wystarczy.
Komentarze mile widziane

Salon poprawiania humoru
Zenek wyglądał przez okno, obserwując nadnaturalnie szybko mknącą chodnikami dzicz z nieodzownymi reklamówkami pełnymi cool stajlu życia. Miał jakąś dziwną chandrę. Nie mógł się uśmiechnąć, odkąd wstał z łóżka, zjadł obfite śniadanie i stwierdził, że nie ma planu na kolejny dzień.
Nie miał ochoty na podróż firmową do Kongo, która dziś się odbywała. W jego dwustucalowej plazmie wszystkie filmy z repertuaru krzyczały wojną, krwią, reklamami środków na powiększenie ego, czy masą programów typu „Sprawy sąsiada z ulicy Zwykłej 1”. Wszystko, co chciałby mieć, już dawno zalegało w szafach, szufladach, podziemnym garażu i na strychu – składziku na wreszcie zrealizowane marzenia.
Nie był głodny, nie chciało mu się pić, nie miał nałogów, które mógłby zaspokoić. Znużyło go spotykanie się ze znajomymi, którzy zawsze mieli równiutko odliczoną godzinę na spokojne rozmowy przy piwie. Nie podążał za modą, więc nie miał potrzeby, by niczym zerwany z łańcucha pies, biec do świątyni po aktualne powietrze dla mas.
Nie miał żadnych potrzeb. Zachcianki? Wyczerpała się ich lista. Może jutro znów wstanie o 12.00 i stwierdzi, że wiele jest jeszcze do zrobienia.
Ale dziś po prostu miał pustkę w głowie.
Wyszedł na ulicę. Nie wsiadł do klasycznego Jaguara, jednej z niewielu rzeczy, które kochał, lecz postanowił się przespacerować. Potrzebował oddechu, natchnienia.
Kolorowe smugi spieszących dookoła ludzi tworzyły obraz migającej tysiącem pikseli rzeczywistości. Wolniej biegnący potrącali pospiesznie Zenka ramieniem rzucając:
Brudas. Staruch.
Niemodniś.
Idiota…
Ktoś próbował znów wyrwać latarnię, by zdzielić ignoranta po głowie za burzenie idealnego wizerunku euforystańskiej idylli.
Zenek bez zważania na samozwańczych sędziów poprawności, szedł powoli, szukając wzrokiem wyjścia z sytuacji pochmurnego samopoczucia.
Nagle dostrzegł ogromny, kolorowy banner.
Salon poprawiania humoru.
Idealny sposób na zły dzień, tydzień, życie.
Dziś promocja – tylko dziesięć tysięcy za godzinę.
Wszedł do budynku.
– Dzień dobry – przywitał go rozchichotany, młody człowiek. – Poprawiamy humor znanym sposobem, jednak mamy największy wybór elementów w mieście. Opcja delektuj się, oraz express.
Zenek zastanowił się chwilę. Cokolwiek to jest, miał ochotę się podelektować.
Zapłacił dziesięć tysięcy plus drugie dziesięć napiwku dla ciągle rozchichotanego młodzieńca.
– Wie pan, muszę przyznać, że nie do końca… właściwie w ogóle nie wiem, o co chodzi w tych opcjach pocieszania. Do tej pory nie potrzebowałem tego typu salonów. Czy może mnie pan jakoś wprowadzić?
– Oczywiście, proszę szanownego pana. Proszę za mną… – Wciąż rozchichotany, choć nienaturalnie wręcz uprzejmy młody człowiek wskazał Zenkowi ręką drogę w głąb pomieszczenia i razem podeszli, by poprawić Zenkowi humor.
Podeszli do jednego z rozstawionych dookoła sali stolików, na których rozłożone były książeczki z napisem: Wybór elementów pocieszających.
– Panie…
– Zenek – to mówiąc Zenek podał rękę młodemu chłopakowi, by swobodniej mogli prowadzić rozmowę.
– Panie najszanowniejszy, Zenku. Oto książka wyboru. Proszę określić jeden element, który najbardziej panu pasuje na dzisiejszy smutek, a resztę wytłumaczę przy stanowisku.
Zenek, nadal zdezorientowany, wziął do ręki dość grubą książkę.
– Sporo waży – zdziwił się trochę.
– Wie pan, mamy tu wszystkich – odparł dumnie młodzieniec.
Zenek otworzył książkę. Na każdej kartce było zdjęcie mężczyzny lub kobiety, oraz opis postaci.
Malcolm Roozen – aktor. Na koncie sto filmów, które osiągnęły status kultowych. Stan majątku – nie do przeliczenia. Bardzo mądry, szarmancki w stosunku do kobiet. Kochająca żona, dzieci. Kontrakt na następne sto filmów. Kariera – niekończące się pasmo sukcesów.
Zenek lekko zbity z tropu spojrzał na sąsiednią kartkę. Zdjęcie przedstawiało niezwykle piękną (choć w ocenie Zenka po prostu sztuczną) kobietę i znów opis:
Arleta Makowiak – piosenkarka. Na sto pięćdziesiąt wydanych płyt, wszystkie osiągnęły status poczwórnej platyny. Teksty piosenek uznane za wybitne. Na koncie ponad milion koncertów i tytuł Najpiękniejszej kobiety w branży muzycznej…
Zenek raz jeszcze przewrócił kartkę, powoli domyślając się, na czym ma polegać owo poprawianie humoru klientów.
Młody, przystojny chłopak ze zdjęcia uśmiechał się, trzymając na rękach dwójkę dzieci. Obok żona, wtulona w chłopaka. Opis głosił:
Grafik komputerowy. Jego programy zyskały popularność na całym świecie. Multibiliarder słynący z tego, że ogromne kwoty z przychodów przeznacza na cele charytatywne. Pomaga zażegnać sprawę głodu na dwóch kontynentach, jest wysłannikiem pokoju w największej wojnie wszechczasów na Półwyspie Anonimowym. Żona, dzieci w tym jedno adoptowane). W wolnej chwili skleja samoloty z papieru.
– Jeśli można coś doradzić, Zenku – przerwał ciszę młodzieniec – jego samoloty już znudziły klientów. Nie jest już na topie. Proponuję jakiegoś wziętego aktora lub piosenkarza. Tylko nie celebrytę! Coś ambitniejszego, trudnego w podejściu do tematu.
Zenek spojrzał osłupiały na chłopaka.
– O czym pan mówi? Nie bardzo rozumiem.
– Och, pokażę panu – rzucił zniecierpliwiony tym razem chłopak. – Wybieramy na przykład… O! Leon Grand. Aktor, tancerz, wokalista zespołu „One Love”, wolontariusz, sportowiec z zamiłowania. W wolnych chwilach jest cichym i spokojnym domatorem. Idealnie się nada! Zapraszam do stanowiska – to mówiąc, chłopak wskazał Zenkowi drogę do drugiej sali. Nad wejściem, kolorem nadziei wymalowane było hasło: Delektuj się!
Zenek rozglądał się wokół. Sala wyboru była pełna ludzi. Wszyscy bardzo skupieni nad książkami, nikt nie odzywał się do nikogo. Absolutna cisza.
Dalej ustawione były stanowiska komputerowe. Każde odgrodzone grubą ścianką, by korzystający nie przeszkadzali sobie nawzajem. Ciemne pomieszczenie jak zaznaczył chłopak, żeby klienci maksymalnie skupili się na swojej misji poprawy humoru.
– Gry? – Zenek był zdziwiony tym, co zobaczył
– Ha ha, gry, dobre. Życie, Zenku, życie! To samo życie, sto procent ekstazy. Pokażę ci.
Chłopak podszedł do pustego stanowiska komputerowego. Usadowił Zenka na wygodnym fotelu, po czym zapiął na nim czteropunktowe pasy bezpieczeństwa.
– Wiesz, czasem ludzie tak dobrze się bawią, że wyskakują podnieceni z foteli i to nogę sobie złamią, to rękę.
Następnie uruchomił komputer. Na ekranie pojawiło się hasło: Wpisz nazwę elementu.
Chłopak szybko wpisał Leon Grand i na ekranie pojawiło się okno profilu.
– Tu masz wszystkie informacje – wskazując palcem monitor, chłopak tłumaczył Zenkowi zasadę działania „pocieszacza” – Poczytaj i cóż, miłej zabawy – po tych słowach chłopak oddalił się od Zenka, zostawiając go sam na sam z monitorem.
Zenek zaczął czytać informacje o człowieku.
Trudne dzieciństwo. Nutka patologii, bieda, gdy jeszcze w Euforystanie nie było tak, jak dziś. Mozolna droga do sukcesu. Pierwszy film, pierwszy sukces, drugi film, trzeci. Kolejne nagrody, wyróżnienia. W międzyczasie stworzenie kapeli o nazwie „One Love”. Koncerty w kraju i za granicą, występy w telewizji, wywiady, nagrody i mnóstwo fanów.
Rodzina jak marzenie, dom jak marzenie, spokój i życie pełne miłości.
Kolejne sukcesy, tym razem w tańcu. Wolontariat w przedszkolach, w wolnej chwili uprawianie sportu (bieganie) z sukcesami na poziomie lokalnej ligi biegaczy.
Hmm, łatwo mu nie było, a tyle chłopak osiągnął. A jaki dobry, nie zbzikował, nie pajacuje, Pomaga ludziom.
Zenek delikatnie się uspokoił, powodzenie w życiu Leona jakoś poprawiło mu humor. Zaczął dokładniej przeglądać profil. Zdjęcia z koncertów, planów filmów, z przedszkola. Już miał zejść na dół strony, gdy podbiegł do niego zdenerwowany chłopak z obsługi.
– Zenek! Czytasz i nic nie klikasz? Nie podoba się? Dbamy tu o renomę. Ktoś z kolejki za tobą zobaczy, że na ciebie nie działa i jeszcze pomyśli, że kiepsko nam idzie pocieszanie ludzi!
Zenek spojrzał za siebie. Chłopak z dziewczyną, trzymający się za ręce, z przerażającą pustką w oczach wgapiali się w Zenka, jakby oczekiwali istotnie na swoją kolej.
– Nie rozumiem. Usługa działa świetnie! Czytam o Leonie, oglądam zdjęcia i od razu lżej na duszy. Humor mi się poprawia. Czy nie o to chodzi?
– Facet, skąd żeś ty się urwał? Widzisz to? – Zdenerwowany chłopak wskazał palcem na opinie pod profilem, na dołu ekranu.
Zenek przeczytał trzy pierwsze. Miał ochotę zwymiotować.
– Chodź! – Chłopak odpiął Zenkowi pasy i mocno pociągnął go za sobą w kierunku sąsiednich stanowisk.
Przy każdym siedział (choć wyglądało to tak, jakby nie mógł usiedzieć na „płonącym” fotelu z czteropunktowymi pasami bezpieczeństwa) chłopak lub dziewczyna. Wszyscy wyglądali jak zahipnotyzowani, ich oczy były mocno rozszerzone, a palce z szybkością światła wystukiwały kolejne komentarze.
Debil!
Jego filmy są do dupy. W każdym wygląda jak baran i gra niczym betonowy słup.
Jej twarz przypomina ryj świni! Ma krzywe nogi i beznadziejne cycki. Pusta, głupia, a sukces zawdzięcza rypaniu.
Pomaga, taaa. A w wolnych chwilach wali wódę, bierze narkotyki i załatwia się do umywalki.
Świat schodzi na psy! Żeby takie gnoje stanowiły wzór do naśladowania!
Parcie na szkło! Zabiłby matkę, żeby tylko być w telewizji. I co z tego, że jego opery podbijają świat? To wszystko dla sławy i kasy!
Nienawidzę go!
Zabić go!
Brzydzę się…
Żałosna…
Żałosny…
Komentarze pod profilami pojawiały się tak szybko, że zdawały się migać jak paski na ekranie, jeden, pod drugim. Przybywało ich z sekundy na sekundę.
Ci, którzy skończyli swoją sesję pocieszania, odpinali pasy i nabierając głośno powietrza w płuca, zadowoleni wychodzili na ulice.
Promienieli.
– Widzisz, Zenek? Tak wygląda pocieszanie. A nie jakieś tam kibicowanie frajerom! A w ogóle to jak ty wyglądasz? Co ty na sobie masz? Co za… element! – chłopak krzyczał z pogardą.
Zenek dopiero teraz zauważył jego kostium z folii aluminiowej przewiązanej kolorowymi wstążkami. Gdzieniegdzie na wstążkach zawieszone były plastikowe gwiazdki, kółeczka i kwadraciki. Na głowie chłopaka widniała korona wykonana z lustrzanego szkła, a na stopach buty w kształcie wielkich bananów obsypanych brokatem. Włosy fantazyjnie powycinane w zygzaki, twarz umalowana jakimś mazidłem przypominającym srebrzankę.
Zenek nie pamiętał, kiedy ostatnio dał komuś w mordę.
I nie pamiętał, by tak go to ucieszyło.
Rzucił leżącemu na ziemi „srebrzykowi” zwitek banknotów i powiedział zadowolony:
– Ma pan rację. Tak jak tu, to nigdzie sobie nie poprawiłem humoru.
Wyszedł na ulicę i od razu tupnął nogą tak, że ziemia w promieniu pięciu kilometrów zatrzęsła się, jakby miasto nawiedził King Kong. To zagwarantowało mu, że już żaden cool boy, czy cool girl, nie będzie chciał rzucić się na niego, mszcząc za brak szacunku do mody.
Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu.
– Wsiadaj pan. Podwożę dziś za darmo w dowolne miejsce na ziemi – taksówkarz w Bentleyu sympatycznie zapraszał Zenka do skorzystania z propozycji.
Za nim ustawił się autobus z nazwą stacji: Wszędzie gratis, oraz trzy tramwaje z napisami na tablicach: Zawsze tam, gdzie ty.
Obok wylądował helikopter z dowieszoną z tyłu wstęgą: Dla ciebie wszystko i o każdej porze.
Zenek spojrzał jeszcze na pobliski budynek rządu, na którym widniał napis Euforystan.
– Pójdę pieszo… gdziekolwiek.