Krótka opowieść o miłości
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Krótka opowieść o miłości
Śmiech to wcale niezły początek przyjaźni, a jest też
najlepszym jej zakończeniem.
(Oskar Wilde)
Krótka opowieść o miłości
Pewnego pięknego dnia opuścił mnie mąż.
Po prostu stwierdził nagle, że nie jest szczęśliwy, ma prawo do własnego życia i... zniknął. Zgłupiałam, zamurowało mnie i wpadłam w stupor. Jadłam machinalnie, spałam nałogowo, a żyłam tylko z przyzwyczajenia, które, jak wiadomo, jest drugą naturą człowieka. Płakać, nie płakałam. Nie miałam czasu. Za dużo długów mi zostawił.
Mąż okazał się człowiekiem taktownym i dyskretnym. Zjawiał się niesłychanie rzadko, tak żebym mogła bezboleśnie odzwyczaić się od niego i taktownie nie wspominał o pieniądzach. Na szczęście Córkę miałam na tyle dużą, że żyła własnym życiem i nie zawracała mi specjalnie głowy. Los też okazał się łaskawy. W pracy zaczęłam mieć cholerne kłopoty, a właściwie nie tyle ja, co zespół, któremu przewodziłam. Nastąpiła ostra przepychanka i w rezultacie musiałam wystartować w konkursie na dyrektora. Nawet w domu nie miałam czasu, by spokojnie pomyśleć o swojej bolesnej stracie. Ciągle się coś psuło, rachunki przychodziły jeden po drugim, Córka wyrastała z butów, a Rodzina, która nie wiedziała o niczym, przysłała mi Bratanka na utrzymanie.
Potem Córka na miejsce Tatusia znalazła sobie chłopaka, a ja odkryłam, że to była całkiem niegłupia roszada i zrobiłam to samo. Przyroda bowiem nie znosi próżni. Jednocześnie sąsiad Złota Rączka zaczął załatwiać mi naprawy domowe. I to za darmo, z czystej przyjaźni. Stałam się kobietą miłą, pogodną i zrównoważoną. Mało tego, stałam się kobietą ze wszech miar zadbaną.
Po jakimś czasie okazało się również, że mam znacznie więcej pieniędzy niż dawniej, co w pierwszej chwili wprawiło mnie w niebotyczne zdumienie, gdyż w kwestiach finansowych mąż nadal był człowiekiem niesłychanie taktownym. Tak dalece przyzwyczaiłam się nawet do myśli, że w tym względzie można liczyć na niego, że kiedy zadzwonił z okazji rocznicy ślubu, potraktowałam to z pewnym niesmakiem, a już całkowitym faux pas było obdarowanie mnie prezentem. Nie odebrałam mu stale wzrastającego uczucia przyjaźni tylko z tego powodu, że, jak zwykła mawiać moja utracona już teściowa: Nie kładzie się tamy dobroczynności.
A potem, pewnego dnia, usiadłam z kartką papieru, linijką, ołówkiem i czarną kawą, narysowałam rubryki, zapaliłam papierosa i wpisałam – winien/ma.
Co z tego wyszło?
Winien – nic i nikomu. Ma – to, co ma. Strata – ślubny mąż. Zysk – nieślubny mąż. Strata – ukochany Tatuś Córeczki. Zysk – ukochany chłopak Córeczki. A ponadto okazało się, że mam o wiele więcej czasu, więcej przyjemności, większą swobodę, większy porządek i naprawdę święty spokój, nie mówiąc już o tym, że kiedy dostałam nagrodę, po raz pierwszy nie musiałam się z nikim nią dzielić.
Los też okazał się łaskawy. W pracy ustały kłopoty, przegrałam konkurs i ktoś inny podjął zabawę w odpowiedzialność. Nawet Bratanek się wyprowadził. Zaczęłam nowe życie. Z dodatnim kontem, jak widać. Mało obowiązków – dużo przyjemności.
A ludzie dziwią się, dlaczego wciąż jestem uśmiechnięta. Bardzo lubię swojego byłego.
I teraz już wiecie, czemu napisałam: Pewnego pięknego dnia...
najlepszym jej zakończeniem.
(Oskar Wilde)
Krótka opowieść o miłości
Pewnego pięknego dnia opuścił mnie mąż.
Po prostu stwierdził nagle, że nie jest szczęśliwy, ma prawo do własnego życia i... zniknął. Zgłupiałam, zamurowało mnie i wpadłam w stupor. Jadłam machinalnie, spałam nałogowo, a żyłam tylko z przyzwyczajenia, które, jak wiadomo, jest drugą naturą człowieka. Płakać, nie płakałam. Nie miałam czasu. Za dużo długów mi zostawił.
Mąż okazał się człowiekiem taktownym i dyskretnym. Zjawiał się niesłychanie rzadko, tak żebym mogła bezboleśnie odzwyczaić się od niego i taktownie nie wspominał o pieniądzach. Na szczęście Córkę miałam na tyle dużą, że żyła własnym życiem i nie zawracała mi specjalnie głowy. Los też okazał się łaskawy. W pracy zaczęłam mieć cholerne kłopoty, a właściwie nie tyle ja, co zespół, któremu przewodziłam. Nastąpiła ostra przepychanka i w rezultacie musiałam wystartować w konkursie na dyrektora. Nawet w domu nie miałam czasu, by spokojnie pomyśleć o swojej bolesnej stracie. Ciągle się coś psuło, rachunki przychodziły jeden po drugim, Córka wyrastała z butów, a Rodzina, która nie wiedziała o niczym, przysłała mi Bratanka na utrzymanie.
Potem Córka na miejsce Tatusia znalazła sobie chłopaka, a ja odkryłam, że to była całkiem niegłupia roszada i zrobiłam to samo. Przyroda bowiem nie znosi próżni. Jednocześnie sąsiad Złota Rączka zaczął załatwiać mi naprawy domowe. I to za darmo, z czystej przyjaźni. Stałam się kobietą miłą, pogodną i zrównoważoną. Mało tego, stałam się kobietą ze wszech miar zadbaną.
Po jakimś czasie okazało się również, że mam znacznie więcej pieniędzy niż dawniej, co w pierwszej chwili wprawiło mnie w niebotyczne zdumienie, gdyż w kwestiach finansowych mąż nadal był człowiekiem niesłychanie taktownym. Tak dalece przyzwyczaiłam się nawet do myśli, że w tym względzie można liczyć na niego, że kiedy zadzwonił z okazji rocznicy ślubu, potraktowałam to z pewnym niesmakiem, a już całkowitym faux pas było obdarowanie mnie prezentem. Nie odebrałam mu stale wzrastającego uczucia przyjaźni tylko z tego powodu, że, jak zwykła mawiać moja utracona już teściowa: Nie kładzie się tamy dobroczynności.
A potem, pewnego dnia, usiadłam z kartką papieru, linijką, ołówkiem i czarną kawą, narysowałam rubryki, zapaliłam papierosa i wpisałam – winien/ma.
Co z tego wyszło?
Winien – nic i nikomu. Ma – to, co ma. Strata – ślubny mąż. Zysk – nieślubny mąż. Strata – ukochany Tatuś Córeczki. Zysk – ukochany chłopak Córeczki. A ponadto okazało się, że mam o wiele więcej czasu, więcej przyjemności, większą swobodę, większy porządek i naprawdę święty spokój, nie mówiąc już o tym, że kiedy dostałam nagrodę, po raz pierwszy nie musiałam się z nikim nią dzielić.
Los też okazał się łaskawy. W pracy ustały kłopoty, przegrałam konkurs i ktoś inny podjął zabawę w odpowiedzialność. Nawet Bratanek się wyprowadził. Zaczęłam nowe życie. Z dodatnim kontem, jak widać. Mało obowiązków – dużo przyjemności.
A ludzie dziwią się, dlaczego wciąż jestem uśmiechnięta. Bardzo lubię swojego byłego.
I teraz już wiecie, czemu napisałam: Pewnego pięknego dnia...
Ostatnio zmieniony 04 kwie 2013, 3:40 przez Miladora, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 64
- Rejestracja: 13 lis 2011, 20:16
Re: Krótka opowieść o miłości
aaaaa... czepnę się
czytałam to opo już wcześniej, ale czy pod tym samym tytułem? Jakoś mi nie pasuje... czemu u licha o miłości? To znaczy wiem, dlaczego, ale przekonana nie jestem.
Podpisano - piętrowa maruda

Podpisano - piętrowa maruda
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Krótka opowieść o miłości
O "miłości" jak najbardziej, Szalonka.
Takiej, która przeminęła, dlatego opowieść jest krótka.
To pewnego rodzaju lekka ironia, ta "miłość" w tytule.
W Twoje ręce

Takiej, która przeminęła, dlatego opowieść jest krótka.

To pewnego rodzaju lekka ironia, ta "miłość" w tytule.
W Twoje ręce

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
Re: Krótka opowieść o miłości
Tytuł bym chyba jednak zmienił. Jest banalny.
Treść już niekoniecznie.
Treść już niekoniecznie.

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Krótka opowieść o miłości
I o to chodzi, Dziaduś.Gorzki Dziad pisze:Tytuł bym chyba jednak zmienił. Jest banalny.

Bo to w sumie banalna historia o rozejściu się.
A poza tym ma swoje przeciwieństwo w "Długiej opowieści o miłości", dlatego zostawię jednak ten tytuł.
Dobrego

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Krótka opowieść o miłości
Fajna opowieść.
Jak widać życie potrafi zaskakiwać pozytywnie nawet w najbardziej - zdałoby się - dramatycznych sytuacjach.
A tytuł koniecznie zostaw.

Jak widać życie potrafi zaskakiwać pozytywnie nawet w najbardziej - zdałoby się - dramatycznych sytuacjach.
A tytuł koniecznie zostaw.




Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Krótka opowieść o miłości
A Bóg zapłać, Skaranku. 
- Jakoś sobie trzeba radzić - powiedział baca, zawiązując kierpca gąsienicą.
Buźka

- Jakoś sobie trzeba radzić - powiedział baca, zawiązując kierpca gąsienicą.

Buźka

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Krótka opowieść o miłości
Chyba za dużo przecinków, nie?Miladora pisze: Zjawiał się niesłychanie rzadko, tak, żebym mogła bezboleśnie

W pierwszym zdaniu piszesz, że los okazał się łaskawy, a dalej wyliczasz nieszczęścia, które spotkały narratorkę. Coś tu jest nie tak... Chyba że pierwsze zdanie to ironia, słabo jednak, przynajmniej dla mnie, widoczna.Miladora pisze: Los też okazał się łaskawy. W pracy zaczęłam mieć cholerne kłopoty, a właściwie nie tyle ja, co zespół, któremu przewodziłam. Nastąpiła ostra przepychanka i w rezultacie musiałam wystartować w konkursie na dyrektora. Nawet w domu nie miałam czasu, by spokojnie pomyśleć o swojej bolesnej stracie. Ciągle się coś psuło, rachunki przychodziły jeden po drugim, Córka wyrastała z butów, a Rodzina, która nie wiedziała o niczym, przysłała mi Bratanka na utrzymanie.
Przecinek zbędny.Miladora pisze: że to była całkiem niegłupia roszada, i zrobiłam to samo.
Dałabym bez "bowiem". Jak widzę to słówko, to dla mnie zdanie powinno być zbudowane z dwóch części oddzielone przecinkiem, gdzie w drugiej występuje właśnie "bowiem". Tu jest tylko pojedyncze zdanie.Miladora pisze:Przyroda bowiem nie znosi próżni.
Nie jestem pewna, ale "faux pas" powinno być chyba zapisane kursywą. Ale nigdzie nie mogę o tym słowa znaleźć, po prostu tak mi się skojarzyło, że jak dajemy wtrącenia z obcego języka, to normalna czcionka nie jest wskazana. Podobnie z wyrazem "madame".Miladora pisze:a już całkowitym faux pas
Bardzo podoba mi się klamra zamykająca tekst, proste, ale ciekawe zagranie pozwalające inaczej spojrzeć na pierwsze zdanie miniaturki.
Ogólnie tekst nie powala, ale jest dobrze napisany. Powyższe uwagi to, jak widać, bzdety.

-
- Posty: 3258
- Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
- Lokalizacja: Dębica
Re: Krótka opowieść o miłości
Czy stwierdzenie czegoś nagle, jest równocześnie "tak po prostu"? Nie krytykuję, zastanawiam się. Rzeczy, sytuacje "nagłe", nie dzieją się chyba "tak po prostu", lecz nagle! - ?
Ale nie chcę pouczać profesjonalistki, nieśmiało się zastanawiam.
Poza tym - cudowne! Aaa, co ja gadam, jakie "poza tym", przecież nie wiem nawet, czy mam rację i to bzdurka zresztą.
Historia bardzo prawdziwa. W małżeństwach tak przeważnie bywa, gdy się rozchodzą, że jakieś straszne szarpanie, wyrzucanie sobie nawzajem błędów, płacz, zgrzytanie zamków, do których nie pasuje klucz :P a potem dawna para się spotyka...i jest serdecznie. Dziękują sobie, wspominają tylko dobre chwile i wiedza, że tak musiało być.
to opowiadanie to nie tylko prawda ale i realna logika, następstwo zdarzeń w naszym życiu. Rzadko bywa inaczej, niż tak, jak tu, mam wrażenie.
Styl bardzo mi się podoba. do "wisienki" dojdę zaraz, najpierw smaczki.
bo rachunki rzecz poważna, buty, wydaje się, mniej, bo i tańsze i nie co miesiąc, no i w zestawieniu czyta się to zabawnie, w dobrym tego słowa znaczeniu. Takie śmianie się z własnych problemów, na przekór.
A potem "wisienka" - zyski i straty to wyliczanka tak cudownie opisana, tak zabawna, ale i mądra, napisana z tym "wisielczym" humorem, że czyta się rewelacyjne.
Brawo.
Ale nie chcę pouczać profesjonalistki, nieśmiało się zastanawiam.
Poza tym - cudowne! Aaa, co ja gadam, jakie "poza tym", przecież nie wiem nawet, czy mam rację i to bzdurka zresztą.
Historia bardzo prawdziwa. W małżeństwach tak przeważnie bywa, gdy się rozchodzą, że jakieś straszne szarpanie, wyrzucanie sobie nawzajem błędów, płacz, zgrzytanie zamków, do których nie pasuje klucz :P a potem dawna para się spotyka...i jest serdecznie. Dziękują sobie, wspominają tylko dobre chwile i wiedza, że tak musiało być.
to opowiadanie to nie tylko prawda ale i realna logika, następstwo zdarzeń w naszym życiu. Rzadko bywa inaczej, niż tak, jak tu, mam wrażenie.
Styl bardzo mi się podoba. do "wisienki" dojdę zaraz, najpierw smaczki.
Taki czarny humor, jeśli można tak powiedzieć. Super.Płakać, nie płakałam. Nie miałam czasu. Za dużo długów mi zostawił.
To zestawienie rachunków, z butami - świetneCiągle się coś psuło, rachunki przychodziły jeden po drugim, Córka wyrastała z butów, a Rodzina, która nie wiedziała o niczym, przysłała mi Bratanka na utrzymanie.

Świetny humor, temperament "równej babki", naprawdę, urocze.Potem Córka na miejsce Tatusia znalazła sobie chłopaka, a ja odkryłam, że to była całkiem niegłupia roszada, i zrobiłam to samo. Przyroda bowiem nie znosi próżni
A potem "wisienka" - zyski i straty to wyliczanka tak cudownie opisana, tak zabawna, ale i mądra, napisana z tym "wisielczym" humorem, że czyta się rewelacyjne.
Brawo.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."
W. Broniewski - "Mannlicher"
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Krótka opowieść o miłości
Owszem, za dużo.Patka pisze:Zjawiał się niesłychanie rzadko, tak, żebym mogła bezboleśnie
Chyba za dużo przecinków, nie?

Sęk w tym, że u siebie w pliku już dawno to dopracowałam, a tu nie, bo to było dość dawno temu i po prostu mi umknęło.
Tak samo tutaj - "że to była całkiem niegłupia roszada, i zrobiłam to samo" - bez przecinka.
Los okazał się łaskawy, ponieważ zrzucił narratorce na głowę tyle spraw, że odejście męża straciło na ważności.Patka pisze:W pierwszym zdaniu piszesz, że los okazał się łaskawy, a dalej wyliczasz nieszczęścia, które spotkały narratorkę. Coś tu jest nie tak...

I łatwiej było je znieść.
Zresztą celowe to dwukrotne powtórzenie jako kontrast i porównanie, że wszystko potrafi mieć swoje dobre strony.
Całkiem możliwe.Patka pisze:Nie jestem pewna, ale "faux pas" powinno być chyba zapisane kursywą.

Dzięki, Patko, za odgrzebanie tej historyjki.

Tak, Sede.Sede Vacante pisze:Czy stwierdzenie czegoś nagle, jest równocześnie "tak po prostu"?

Czasem coś dzieje się nagle. Tak po prostu. Bez uprzedzenia.
Oj, nie. Czasem bywa to strasznie trudne, pokręcone, a niekiedy dochodzi do niezłej szarpaniny i wygrywania dzieci przeciwko sobie. Znam takie przypadki, kiedy dawne małżeństwa "nie znają się" i nawet nie kłaniają sobie. A sprawy rozwodowe ciągną się w nieskończoność z praniem wszystkich brudów i powoływaniem na świadka każdej możliwej osoby.Sede Vacante pisze:Rzadko bywa inaczej, niż tak, jak tu, mam wrażenie.
Dzięki, Sede.

Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)