Coraz dalej od siebie

Moderatorzy: Gloinnen, eka

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
JSK
Posty: 361
Rejestracja: 02 lis 2011, 13:28

Coraz dalej od siebie

#1 Post autor: JSK » 01 paź 2012, 21:06

Coraz dalej od siebie


Nierzeczywistość zdarzyła się już wtedy,
gdy zostałem sam, bez cienia,
a wszelkie lamenty pognały za horyzont.

Był upojny dzień
i roztrwoniony czas.

Gorycz piołunu pełzła po mnie, w dół,
w stronę rozgrzebanego mrowiska,
którego już nie strzegło żadne
najwymyślniejsze zaklęcie.

Obok, na zmurszałym płocie
powiesiła się róża.
Uratowałaby ją transfuzja,
ale wokoło nie przemyka
żaden dawca.

Moja krew wypłynęła już dawno.
Z ran sączy się tylko
obca wydzielina.


WERSJA II
===========



Coraz dalej od siebie


Nierzeczywistość zdarzyła się wtedy,
gdy zostałem sam, bez cienia.

W upojnym dniu
roztrwoniony czas.

Gorycz piołunu pełzła po mnie w dół,
w stronę rozgrzebanego mrowiska,
którego nie strzegło żadne
najwymyślniejsze zaklęcie.

Obok, na zmurszałym płocie
powiesiła się róża.
Ratunek w transfuzji,
brakło dawcy.

Moja krew wypłynęła
Z ran sączy się tylko
obojętność.

.


.
Ostatnio zmieniony 02 paź 2012, 16:54 przez JSK, łącznie zmieniany 2 razy.

iskierka

Re: Coraz dalej od siebie

#2 Post autor: iskierka » 01 paź 2012, 21:36

Nie sposób, nie zatrzymać się przy tym wierszu piękny wiersz

automatyczny krytyk
Posty: 47
Rejestracja: 28 wrz 2012, 14:44

Re: Coraz dalej od siebie

#3 Post autor: automatyczny krytyk » 01 paź 2012, 21:56

uwaga. wiersz napisany prawdopodobnie w języku polskim. dalsze wnioski po ponownej weryfikacji.

automatyczny krytyk

JSK
Posty: 361
Rejestracja: 02 lis 2011, 13:28

Re: Coraz dalej od siebie

#4 Post autor: JSK » 01 paź 2012, 22:17

wiersz napisany w języku Suahili, {swahili (nazwa w języku suahili: kiswahili) – język z rodziny bantu}, tłumaczony na język polski. Moja kochać automatyczny krytyk.

Pozdrawiam.


iskierko - śliczne dzięki :rosa:

Marcin Sztelak
Posty: 3587
Rejestracja: 21 lis 2011, 12:02

Re: Coraz dalej od siebie

#5 Post autor: Marcin Sztelak » 02 paź 2012, 2:10

Dziś nie bardzo mam ochotę na merytoryczny komentarz, więc tak jak powinno się odczuwać poezję - są "niedoróbki" nawet poważne, ale czuję jakiś tam dreszczyk...

Pozdrawiam.

Sede Vacante
Posty: 3258
Rejestracja: 27 sty 2013, 23:52
Lokalizacja: Dębica

Re: Coraz dalej od siebie

#6 Post autor: Sede Vacante » 02 paź 2012, 7:20

automatyczy - prawdopodobnie nie potrafisz się posługiwać poprawnie owym polskim.
"Nie głaskało mnie życie po głowie,
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka..."


W. Broniewski - "Mannlicher"

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: Coraz dalej od siebie

#7 Post autor: Gloinnen » 02 paź 2012, 11:57

Smutny wiersz. Przygnębiający. Mamy jesień i chyba on także opowiada o jesieni, podejmuje tematykę przemijania, nie jest to jednak spokojne, ciche, nieuchronne, wpisane w naturalne cykle przemijanie. Opisywane obrazy w sposób metaforyczny prezentują jakiś dramat, eksponują tragiczny epizod. Peel był jego obserwatorem, a jednocześnie uczestnikiem. Nieraz bywa tak, że pozostawanie z boku i jedynie patrzenie, bardziej obciąża świadomość, niż czynne włączenie się w bieg wydarzeń.

Tytuł wprowadza gorzką refleksję. Odchodzenie, oddalanie się od siebie dwojga ludzi. Coś, co następuje progresywnie, nie jednorazowo. Powolne budowanie dystansu, rozpadanie się relacji...
JSK pisze:Nierzeczywistość zdarzyła się już wtedy,
gdy zostałem sam, bez cienia,
a wszelkie lamenty pognały za horyzont.
Odejście ukochanej osoby?
Przyjaciela?
Odnajduję tutaj zapis ogromnej samotności. "sam, bez cienia"... A jednak istnieje coś jeszcze gorszego. "Nierzeczywistość" - czyli powolna dezintegracja świata. Umieranie - może jedynie metafizyczne? Polegające na rozsypaniu się tego, co do tej pory można było uznać za trwałe i pewne?

"wszelkie lamenty pognały za horyzont" ---> osobiście według mnie ten wers niewiele wnosi do tekstu.

Początek - bardzo wymowny i uderzający, trzecia linijka raczej osłabia ten impakt, więc pomyślałabym, czy rzeczywiście konieczna.
JSK pisze:Był upojny dzień
i roztrwoniony czas.
Tutaj pojawia się wątek zmarnowanego czasu. W zestawieniu z "upojnym dniem" tworzy obraz zachłyśnięcia się pozornym szczęściem, zatracenia się bez reszty, co w ostatecznym rozrachunku nie przyniosło żadnej korzyści.

Inaczej bym zapisała tę frazę:

"W upojnym dniu
roztrwoniony czas." ---> ale to już może narzucanie mojej własnej poetyki, bo ja lubię wyrzutnie.
JSK pisze:Gorycz piołunu pełzła po mnie, w dół,
w stronę rozgrzebanego mrowiska,
którego już nie strzegło żadne
najwymyślniejsze zaklęcie.
Ciekawe.

Piołun kojarzy mi się z absyntem. Więc znów - z odurzeniem, odbierającym jasność spojrzenia. A więc peel może się zagubił?
"Rozgrzebane mrowisko" ---> "kij w mrowisko"? Coś zniszczonego z premedytacją, złośliwie?
Piołun to też roślina używana kiedyś dla ochrony przed złymi mocami. A jednak - nie udało się czegoś ochronić nawet "najwymyślniejszym zaklęciem"? Miłości? Przyjaźni? Czegoś drogiego, ukochanego? Jakiegoś mikrokosmosu, który wszelako dla peela stanowił cały świat? A po zniszczeniu, stracie - pozostała tylko ta dotkliwa samotność. Stąd gorycz. Gorycz wspomnień. Gorycz nieudolności, bezradności...

W pierwszym wersie tej strofy zrezygnowałabym z jednego przecinka na rzecz pewnej płynności:

"Gorycz piołunu pełzła po mnie w dół,
(...)"
JSK pisze:Obok, na zmurszałym płocie
powiesiła się róża.
Uratowałaby ją transfuzja,
ale wokoło nie przemyka
żaden dawca.
Od tego momentu w przekaz wkrada się jakaś równoległa historia, nowa (ludzka) tragedia. Interpretuję dwojako: opis przyrody (udramatyzowany) z personifikacją, ma podkreślić spleen peela, rozczarowanego życiem, wydarzeniami i samym sobą. Jest to wymowna i mająca wzbudzić określone emocje dekoracja.
Drugi wariant - właśnie wprowadzenie na scenę kolejnego epizodu. Ktoś na zawsze odszedł? Popełnił samobójstwo? Oczywiście niekoniecznie prawdziwe. Być może po prostu zniknął, przytłoczony jakimś ciężarem? I woła o pomoc, skoro potrzebna "transfuzja" - a więc wsparcie, otucha, pomoc, odrobina ciepła? Targnięcie się więc na własną egzystencję (nawet w wymiarze metaforycznym) jest tak naprawdę wołaniem o ratunek. Niestety jednak, nikt tego nie rozumie, nie dostrzega.

Uwaga techniczna: mnie osobiście rażą umieszczone na końcach wersów słowa: "róża/transfuzja/przemyka/dawca"... Przy głośnym czytaniu tworzą twardo brzmiące echo. Jak skandowanie trochę.

"Jedyny ratunek w transfuzji.
Brakło dawcy" - przy mojej tendencji do telegraficznego skracania - pewnie skonstruowałabym tak powyższy zapis.
JSK pisze:Moja krew wypłynęła już dawno.
Z ran sączy się tylko
obca wydzielina.

"Moja krew dawno wypłynęła." ---> bez inwersji i bez "juża".

"obca wydzielina" - nie brzmi estetycznie, ale mniejsza o to. Jest trochę nieprecyzyjne. Ale to już może zamierzone - peel sam do końca może nie wiedzieć, co w nim siedzi.

Ostatnia strofa domyka poprzednią. Dwie historie znajdują tutaj punkt przecięcia. Peel mógł aktywnie przeciwdziałać złu, czyjemuś odejściu, ale nie był w stanie. Jego największym błędem, czy też raczej słabością, okazała się bierność i niemożność odpowiedzenia na czyjeś wołanie, wyrażone aktem suicydalnym. Samounicestwienie dokonało się więc także za przyzwoleniem świata.
Ponieważ niejednokrotnie "róża" symbolizuje w kulturze kobietę (np. tak, jak w "Małym Księciu" Exupery'ego), mogę podejrzewać tutaj podtekst uczuciowy. Kobieta nieszczęśliwa w miłości? Przyjaciółka, która czekała na wyciągniętą dłoń?
Ale jak to miałoby się do strofy o mrowisku?
Może oboje zostali wciągnięcie w jakieś wielkie zawirowania? Peel, przy braku aktywności i działania - wyszedł z nich obronną ręką - ale za cenę osamotnienia, wiecznego niesmaku na ustach (gorycz piołunu). "Róża" (jakaś osoba z jego otoczenia, najprawdopodobniej kobieta) - odeszła w pustkę, ten jesienny obraz usychającego na płocie, złamanego kwiatu ilustruje także znany w historii literatury topos vanitas vanitatum, umykającego piękna, którego nic nie uratuje.

Peel zaś w poincie pokazuje się jako ktoś przegrany. Umarły za życia, skoro w jego krwiobiegu nie wypełnia już życiodajny płyn, lecz coś obcego, jałowego, bezużytecznego i bezwartościowego. Rany - na psyche, jak domniemywam, nie są oczyszczające, jątrzą się, przerażają. Całość zaczyna przesiąkać klimatem sennego koszmaru. Może jest to przedśmiertny rozrachunek ze swoim życiem?

Nie wiem, może zupełnie źle interpretuję... W każdym razie tekst mnie bardzo zaintrygował... Warto jednak pomyśleć (tu już odniosę się do moich formalnych zastrzeżeń) nad lekkimi cięciami i pewną reorganizacją układu tak, aby wyeliminować dłużyzny i nadać całości bardziej płynnego charakteru, zwłaszcza w dwóch ostatnich strofach.

Pozdrawiam,
:rosa:

Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

semiramida
Posty: 755
Rejestracja: 30 maja 2012, 22:11
Lokalizacja: Wiszące Ogrody

Re: Coraz dalej od siebie

#8 Post autor: semiramida » 02 paź 2012, 12:24

A żal zawsze przychodzi poniewczasie:((( Zwłaszcza, gdy chce się róże ocalać, choć płoną lasy:))) Co ważniejsze? Peel sam tego nie wie:))) semi.
Do każdego pięknie się uśmiecham:)))

JSK
Posty: 361
Rejestracja: 02 lis 2011, 13:28

Re: Coraz dalej od siebie

#9 Post autor: JSK » 02 paź 2012, 16:40

Semi - serdeczne dzięki :rosa: :rosa: :rosa:

Gloinnen - Zawsze wiedziałem, że mogę mieć do Ciebie zaufanie, choćby w kwestii interpretacji. Jeżeli jest do interpretacji pole, to już nie jest źle. A dodatkowo, gdy jest ona tak mistrzowsko poprowadzona - to rozkosz.

Zdaję sobie sprawę z błędów, więc na początek skorzystałem z Twoich podpowiedzi, choć nie ukrywam, że muszę jeszcze dopracować końcówkę, coś w tej puencie chciałbym więcej niż jest.

Pozdrawiam :rosa: :rosa: :rosa: :vino: :vino: :vino: :beer: :beer: :beer: :kofe: :kofe: :kofe:

ODPOWIEDZ

Wróć do „WIERSZE BIAŁE I WOLNE”